14 - Tylko nie to
Przesłałaś racjonalnie myśleć. Twój mózg podsyłał ci najgorsze scenariusze i bezsensowne rozwiązania i obmyślał plany ratunku. Jednak strach, który przejął nad tobą kontrolę, nie pozwalał ci na wykonanie żadnej pomocnej czynności. Kiedy usłyszałaś przekręcenie klucza w kłódce od skrzyni, ogarnęłaś z siebie cześć larw i uderzyłaś kilkakrotnie w wieko.
- Wypuście mnie!
Zdarlaś sobie gardło, błagając o pomoc, która nie nadeszła. Nie wiedziałaś nawet czy zabrali stąd Willa. Nie wiedziałaś czy dalej stoją nad skrzynia. Nie wiedziałaś czy Will w ogóle żyje. Nie wiedziałaś czy ty przeżyjesz...
Całkowicie straciłaś poczucie czasu. Raz zdawało ci się że sekundy rozciągają się w długie godziny, a później, że minęły już długie lata. Nagle do twoich uszu dobiegł odgłos przekręcanego klucza. Otworzyłaś oczy, ale twój wzrok padał na ściankę skrzyni. Wieko się otworzyło. Po chwili usłyszałaś ochrypły głos.
- Żyje. - rzekł jeden mężczyzna.
- Wiesz co robić. - poleciła kobieta.
Chwilę po tym poczułaś ogromny ból. Mężczyzna kopnął skrzynię, a ta razem z tobą wywróciła się. Uderzyłaś plecami o murowaną ścianę. To jednak nie był koniec cierpień. Kobieta uklęknęła przy tobie. Chciałaś się na nią rzucić. Chciałaś od niej uciec, ale nie miałaś na nic siły. Spojrzałaś jej w oczy. Nie zobaczyłaś w nich nienawiści. Była w nich Iskierka współczucia.
- Zostaw ją! - krzyknął Will, widząc bat w jej dłoni.
Czyli Will jest tutaj.
- Powiedziałam. Pocałuj ją. - stała - Wtedy będzie wolna. A ty razem z nią.
- Nie jesteśmy razem...
Kobieta pokazała dłonią w twoim kierunku i popatrzyła porozumiewawczo na jednego z mężczyzn. Ten gwałtownie szarpnął cie za ręce i przygniótł cie do muru, przodem do ściany. W tym samym momencie poleciła drugiemu wyjście i przeniesienie czegoś.
Oby to nie były kolejne narzędzia tortur... Proszę...
- Tylko spróbuj drgnąć. - powiedział do ciebie mężczyzna surowym tonem. Sam jego głos przyprawiał cię o dreszcze. Był zimny i bezuczuciowy. Zupełnie nie czuły na ludzką krzywdę. Zacisnęłaś zęby i czekałaś na uderzenie. Twoje serce przyspieszyło rytm, a oddech stał się niemiarowy. Kobieta zamachnęła się i z wielką siłą uderzyła batem o twoje plecy. Osunęłaś się z jękiem delikatnie w dół ściany. Mężczyzna uderzył cię w twarz z tego powodu. Czułaś się jak nikomu niepotrzebny pies, wyrzucony na ulicę. Nagle poczułaś kolejne dwa uderzenia. Krzyknęłaś.
Kiedy kobieta chciała wykonać kolejny zamach, Will wstał i przerwał jej w ostatniej chwili.
- Dość tego! Dlaczego torturujecie ją, a nie mnie?!
Mężczyzna ruszył w jego stronę ze złością wymalowaną na twarzy i ze sztyletem w dłoni. Jednak go zatrzymała gestem ręki.
- Poczekaj, Jackob. - zwróciła się do twojego towarzysza. - Znasz zasady, proszę.
Wskazała na ciebie palcem, a jej pomocnik rzucił tobą w jej stronę. Miałaś rozciętą wargę i bardzo poranione plecy. Will podszedł do ciebie szybko i obejrzał delikatnie twoją twarz.
- Viktoria...
- To nic takiego. Naprawdę.
Will odwrócił się od ciebie i zrobił krok w stronę kobiety.
- Jaki masz w tym interes?! Dlaczego tak ci zależy na tym pocałunku?! Masz jakieś braki?!
- Po pierwsze uspokój sie! Po drugie mam coś, dzięki czemu nie będziecie musieli tego robić. - rzekła i machnęła dwa razy batem z prawej na lewą.
Przyjaciel ponownie podszedł do ciebie i ujął twoja twarz w dłonie. Czułaś, że to nie w porządku. W końcu Elizabeth jest twoja najlepsza przyjaciółka, a ty masz całować Willa... Czułaś się jak najgorsza świnia na świecie.
Wasze usta się spotkały. W tym momencie drzwi do sali otworzyły się z hukiem. Do twoich uszu dotarł krzyk. Krzyk Elizabeth.
- Will?! Viktoria?! Co tutaj się dzieje?!
Oderwaliscie się od siebie i spojrzeliscie na nią. Miała w oczach morze łez. Jedyne co przychodziło ci na myśl, to podbiec do niej i wszystko wytłumaczyć. Ale jakie są szanse, że ci uwierzy? Teraz działa pod wpływem emocji. I to nie zbyt pozytywnych. Za nic nie chciałaś być teraz w jej skórze.
- Elizabeth, wysłuchaj mnie. Proszę. - zrobiłaś krok w jest stronę, jednak byłaś tak wykończona torturami i głodem, że od razu upadłaś na ziemię. Will klęknął przy tobie i pomógł ci stanąć na równe nogi.
- Nie chce mieć z Wami nic do czynienia! - krzyknęła. Jej głos odbił się echem i jeszcze długo słyszałaś go w swojej głowie.
- Błagam! To nie tak jak myślisz! - odezwał się Will. Jednak przyjaciółka tylko odwróciła się plecami do was i schowała twarz w dłoniach. Po korytarzu rozniósł się jej szloch. Ciężko Ci było tego słuchać. Szczególnie, że gdyby nie Will to nadal byś cierpiała. Uratował ci życie, a przez to stracił ukochaną, a ty najlepsza przyjaciółkę. Wszystko na nowo zaczęło się walić i psuć.
Cudownie! Po prostu fantastycznie!
- No, nieźle się porobiło. - rzekła kobieta ze śmiechem. Popatrzyłaś na nią że złością w oczach. Może teraz zrozumie, że nie jesteście parą. Mężczyzna rzucił Elizabeth za ziemię koło ciebie. Dotknęłaś jej ramienia, ale zrzuciła twoja dłoń i spojrzała na ciebie wrogo.
Nie chcę jej stracić drugi raz!
- Jesteś z siebie zadowolona? - krzyknął Will.
- Sczerze, nawet bardzo. - zaśmiała się szyderczo. W jej oczach mimo wszystko nie było tego widać. Nie miałaś pojęcia dlaczego, ale właśnie w nich widziała prawdę. Chociaż jej cząstkę. One nie potrafiły kłamać... Zastanawiałaś się dłuższą chwilę co ukrywała. Nic sensownego nie przychodziło ci do głowy. Same głupoty, zapewne spowodowane brakiem jedzenia przez kilka dni. Wszystkie twoje myśli sprowadzały się do tego samego. Do jedzenia...
Nagle zdarzyło się coś, czego nigdy byś się nie spodziewała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro