Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10 - Port Royal

- A czy ty wiesz w ogóle gdzie masz płynąć? - zapytał ze swoim słynnym uśmiechem. Podeszłaś do niego i wyciągnęłaś mu busolę, przyczepioną do pasa i popatrzyłaś na nią, jednocześnie starając się uspokoić Jacka. - Nie pomyliło ci się coś przypadkiem? Port Royal nie leży w kierunku północno-południowym!

- Już nie udawaj! Nie jesteś zbytnio dobrym aktorem. Zdążyłam się zorientować, że twoja święta busola nie wskazuje kierunków...

Pirat popatrzył na ciebie wzrokiem, którego bardzo nie lubiłaś. Wywróciłaś oczami i ponownie popatrzyłaś w kierunku, do którego chciałaś dopłynąć. Jack wyrwał ci busolę z dłoni i odszedł chwiejnym krokiem.

- A ty dokąd? Płyniesz ze mną! - krzyknęłaś w jego stronę.

- Przecież wiem! Idę po rum. Nie puściłbym cie samej, bo... Bo jeszcze napuściłabyś na mój statek jakich zachlanych piratów!

- Powiedział ten trzeźwy... - burknęłaś pod nosem i wyczekiwałaś na towarzysza.

Po kilku minutach czekania na kapitana i siedzenia bezczynnie w łódce nie wytrzymałaś i pognałaś pod pokład w miejsce gdzie Jack trzyma swój ukochany trunek. - Jack! Ile jeszcze? Zaraz się ściemni! - krzyknęłaś poirytowana. Kapitan był oparty o jedną ze skrzyń i popijał rum. - Nie wiedziałem, że mam go aż tyle! Zapowiada się piękny tydzień. - rzekł z uśmiechem. - Rusz się! - wybiegłaś na pokład, a towarzysz za tobą. Wsiedliście do szalupy. Jack oparł jedną nogę o ławkę i patrzył na ciebie uważnie. - Pracuj tymi marnymi rączkami, skowroneczku. - popędził cie ruchem dłoni i uśmiechnął się złośliwie. Ty tylko przewróciłaś oczami i wzięłaś się do roboty. A więc Port Royal, tak? Ajaj kapitanie...

Dotarliście do celu po kilkunastu minutach morderczego wiosłowania. Czułaś jak każdy mięsień w twoich ramionach i plecach znika. Zmęczenia dawało ci się we znaki. Samo wyjście z szalupy sprawiało ci trudności. Gdy postawiłaś nogę na skraju mola poślizgnęłaś się i straciłaś równowagę. Starałaś się ją odzyskać machając rękami jak oszalała i złapać się kapitana. Jednak to wszystko poszło na marne. Wpadłaś do wody z wielkim pluskiem. Przerażona złapałaś się liny, pływającej przy drewnianym słupie i wypłynęłaś na powierzchnię. Wytarłaś twarz ze słonej wody i ujrzałaś Jacka, klęczącego nad tobą z uśmiechem.

- Może byś mi pomógł zamiast szczerzenia się jak głupi!? - krzyknęłaś ze złością. Co mu przeszkadzało w tym, żeby ci pomóc? Nic! Zwykła duma i procenty!

Podał ci dłoń i wciągnął cię z powrotem na molo. Wycisnęłaś z włosów większość wody i popatrzyłaś na kapitana z wyrzutem.

- Naprawdę tak trudno było ci coś zrobić? Jakoś Elizabeth miałeś ochotę uratować!

Chciał coś powiedzieć, ale uciszyłaś go gestem dłoni i ruszyłaś przed siebie.

Szybkim krokiem zmierzałaś w ciszy do mało znanego ci miejsca. Jedyne co łączyło cię z kowalem to to, że z jednym jest związana twoja przyjaciółka. Okolica wokół zakładu była opustoszała. Wokół nie było żywej duszy.

- Rozejrzyj się, a ja wejdę do środka.

- Ale...

- Rozejrzyj się! - krzyknęłaś i stanęłaś przed drewnianymi drzwiami. Ku twojemu zdziwieniu pirat wykonał polecenie i poszedł sprawdzić okolicę. Rzeczywiście wydawało się to zbyt podejrzane. Port Royal zawsze tętniło życiem, przynajmniej tak je zapamiętałaś. Stałaś przez chwilę w ciszy, starając się usłyszeć ze środka jakieś odgłosy, jednak żaden szmer nie dotarł do twoich uszu. Zapukałaś i odczekałaś parę sekund. W dalszym ciągu wokoło było cicho jak w grobie.

- Ruchy Jack! Nie mam całego dnia! - ciekawe jak szybko pożałujesz tych słów.

Postanowiłaś wejść do środka sama. Wydawało ci się to jedyne słuszne wyście. W końcu chodziło o życie Willa i Elizabeth. Tylko dlaczego miałaś się stawić w zakładzie jednego z pojmanych, jak ci się zdawało. Powoli otworzyłaś skrzypiące drzwi i weszłaś niepewnie do środka.Nie zamykałaś ich za sobą, przecież to była twoja jedyna droga ucieczki.

- Halo? Jest tu kto?

Nie doczekałaś się odpowiedzi. Zrobiłaś jeszcze parę kroków i rozejrzałaś się dookoła. Jacka dalej nie było.

Ile może trwać sprawdzanie 10 metrów?

Nagle usłyszałaś za sobą ciche kroki. Odwróciłaś się szybko, ale nie zobaczyłaś nikogo.

- Jack? To ty? - zapytałaś drżącym głosem. W twojej głowie roiło się od negatywnych myśli.

Po co ja tu przychodziłam? Tylko straciłam czas.

- Kto tam jest?

W tym momencie poczułaś jak ktoś zarzuca ci na głowę gruby worek. Nic przez niego nie widziałaś. Twoje serce waliło jak oszalałe, a ty sama nie wiedziałaś co się dzieje. Ostatnie co poczułaś to mocne uderzenie w głowę. A potem ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro