Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Obudziłam się rano. Słońce świeciło i ptaki śpiewały. Tylko coś, a raczej ktoś mnie trzymał na rękach. Nieświadoma tego co robię wtuliłam się w postać, która mnie trzyma. Po kilku sekundach zorientowałam się co robię. Wtuliłam się w jakiegoś kolesia i nawet nie wiedziałam kto to jest! Mogliby mnie porwać, a ja nawet nie wiedziałabym kto to jest i jak wygląda. Po tej myśli ogarnął mnie strach. Odwróciłam głowę w stronę twarzy chłopaka. Gdy go ujrzałam odruchowo krzyknęłam. Aż spadłam z objęć mężczyzny, którym okazał się być Takeshi.

- Co ty wyprawiasz wariatko! - zdziwił się Takeshi.

- Ała - potarłam bolący kark - Sorry, nie chciałam.

-No dobra, ale co się stało? - w tej samej chwili podbiegł ten zdrajca Levi z Megan.

-No po prostu pomyślałam, że ktoś mnie porwał i odruchowo krzyknęłam - zaczerwieniłam się.

Było mi trochę wstyd po tym, co
zrobiłam, ale ich już chyba nie obchodziło co mówiłam. Levi i Megan trzymali Takeshiego, który się szarpał i patrzył na moją rękę.
-Takeshi! Ej! Co w ciebie wstąpiło!?Miałam nadzieję, że usłyszę odpowiedź na moje pytanie, ale nikt się nie odezwał. Spojrzałam w tą stronę co Takeshi i ujrzałam ranę na mojej ręce.

-To dlatego on tak się rzuca w moją stronę - pomyślałam - bo widzi krew na mojej ręce.

Nagle wyrwał się im, podbiegł do mnie i ugryzł w szyję. Trochę mnie to zabolało. Nawet nie trochę tylko bardzo. Dalej nic nie pamiętam bo chyba zemdlałam.

                              *  *  *
Poczułam, że leżę na czymś miękkim i ktoś trzyma mnie za rękę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak nade mną pochyla się Megan. Za rękę trzyma mnie Levi.

-Obudzilaś się!- krzyknęła przytulając się i zaczynając mnie dusić.

- Po-wie-trza - wydukałam.

-Sorry- puściła mnie.

Popatrzyłam na Leviego i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.

- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.

- W jakimś starym domu, który znaleźliśmy po drodze. - powiedział czarnowłosy, który siedział w kącie. Nie zauważyłam go wcześniej.

- Okej... A kiedy idziemy dalej?

- Na razie powinnaś odpocząć-  powiedziała Megan - chyba, że chcesz to możemy już z ruszać.

- Możemy już iść. Nic mi nie jest.

Spojrzałam na moją rękę. Były na niej jakieś liście. Chciałam je zdjąć ale przeszkodził mi Levi.

- Nie ściągaj! To są lecznicze liście. Za niedługo rana się zagoi.

Zdziwiło mnie to, ale ok. Potem Levi dał każdemu plecak.

- Co w nich jest?- zapytałam zakładając mój plecak.

- Sprzęt do wspinaczki, parę leczniczych roślin i kilka innych przyrządów. Scyzoryki, pudełeczka itp. - wyliczał znudzony Levi.
Gdy wszyscy wyszli z domku zobaczyłam na jednej z półek książkę pt. "Wszystko i nic". Szybko ją wzięłam i spakowałam do plecaka. Prędko wybiegłam z domku i dogoniłam resztę.

                             *  *  *
Szliśmy już z dobrą godzinę. Nagle podeszła do mnie Megan.
- Hej - zdałam sobie sprawę, że Megan nie wie, iż Levi jest zdrajcą.

Powiedzieć jej, czy nie?

,,Nie mów" - powiedział Takeshi w mojej głowie.

Tak, w mojej głowie...

Niby czemu nie?

,,Bo ona nie jest człowiekiem."

Co ty gadasz? Mówiła, że jest czło...

,,A ty jej uwierzyłaś? Jesteś naprawdę naiwna."

Wiesz co?

,,No co?"

Gówno! A teraz wynoś się z mojej głowy!

-Ej Narumi! - Megan pomachała mi ręką przed oczyma.

-Co, a sorry zamyśliłam się. Co mówiłaś?

-Nic ważnego... Podoba ci się jakiś chłopak? - zaskoczyło mnie to pytanie.

-Nie, a tobie? - zapytałam.

-Takeshi jest przystojny, ale... Levi jest lepszy. A ty co myślisz? - spytała zaciekawiona mojej odpowiedzi Megan.

-Moim zdaniem Takeshi. Niestety nie wiem czy miałam jakiegoś chłopaka wcześniej. - odparłam.

-Hee nie pamiętasz nic co działo się zanim tu trafiłaś?

Nie. - moja odpowiedź była krótka - A ty?

-Ja pamiętam.

Dziwne... teraz rzeczywiście mam wątpliwości co do tożsamości Megan. Czy ona naprawdę nas okłamuje? 

- Pamiętam, że pokłóciłam się z chłopakiem, bo przyłapałam go na zdradzie. Po tym zdarzeniu pobiegłam do domu, położyłam się spać i wtedy trafiłam tutaj. - odparła smutna.

-Rozumiem cię, to naprawdę przykre... - nagle się zatrzymaliśmy.

-Co się stało? - spytałam.

-Będziemy się wspinać. - spojrzałam w górę i zobaczyłam wielką, stromą, kamienną ścianę.

O nie...

Ponieważ były tylko dwa zestawy do wspinaczki musieliśmy wchodzić parami. Na pierwszy ogień poszli Levi i Megan. Gdy weszli na sam szczyt zrzucili nam sprzęt. W połowie drogi usłyszałam jak kamienie się osuwają. Nagle moja lina pękła...
(od autorek: Przypadek? Nie sądzę. XD )
I zaczęłam spadać. W ostatniej chwili złapał mnie Takeshi i  podciągnął do góry. Szybko się do niego przytuliłam i zamknęłam oczy. Czerwonooki zaczął się ze mną wspinać.

-Dzięki. - powiedziałam kładąc się na trawie.

-No to ruszamy dalej. - powiedziała Megan.

Chwilę później podszedł do mnie Talkeshi.

-Co ty masz w tym plecaku? - zapytał.

-To co wy. - skłamałam.

-Na pewno nie. Mój nie jest taki ciężki, a wątpię żebyś tyle ważyła. - odparł.

Rozejrzałam się. Przed nami szli Levi i Megan zajęci rozmową.

-No dobra... - westchnęłam - powiem ci prawdę.

-Zamieniam się w słuch.

-W tym starym domu, w którym byliśmy, znalazłam książkę i ją wzięłam.

-A sprawdziłaś co w niej jest? - zapytał czerwonooki.

-Nie. Nawet nie zdążyłam. Po prostu wzięłam ją do mojego plecaka. - odparłam.

-To może zobacz, co w niej jest. - zapytał Takeshi.

-No w sumie... ok. - rzekłam.

Po chwili wyjęłam tą tajemniczą książkę z plecaka. Nie wiedziałam czemu, ale bałam się, co ujrzę w środku.

-No, dawaj. Zanim zobaczą, że coś ,,knujemy" za ich plecami. - pośpieszał mnie Takeshi.

Otworzyłam książkę, ale o dziwo zobaczyłam... nic. Zaskoczyło mnie to, tak samo jak Takeshi'ego. W książce nie było żadnych napisów, obrazków... niczego. To było bardzo dziwne. Był tylko jeden, jedyny napis ,,Wszystko i nic". Z tego co zrozumiałam, był to tytuł książki.

- To jest trochę dziwne... - powiedziałam - Ale na wszelki wypadek zostawię ją w moim plecaku.

                           *  *  *
Po drodze podziwiałam kwiaty i dziwne zwierzęta. W pewnym momencie Megan i Levi zatrzymali się.

-Co jest? - spytał czarnowłosy.

-Jest rozwidlenie dróg, w którą stronę mamy iść? - spytał Levi.

Po lewej stronie były zniszczone drzewa i uschnięte rośliny. Ta droga była trochę mroczna. Strona prawa, zaś jej przeciwieństwem: zielone rośliny i drzewa, a ścieżka łagodna, nie taka stroma jak tamta.

-Chodźmy w lewo. - odparł Takeshi.

-Ja poszła bym w prawo. - zaczęła kłócić się Megan.

-Idziemy w lewo! - upierał się Levi.

-W prawo.

-Nie, w lewo!

Nawet nie chciało ni się z nimi kłócić...

-Lewo!

-Prawo!

-To idźcie sobie w lewo, a ja i Narumi idziemy w prawo. - Megan zaczęła mnie ciągnąć w tamtą stronę. Widziałam jak chłopcy poszli w swoją stronę i straciłam ich z pola widzenia.

                            *  *  *

Patrzyłam na wkurzoną Megan. W pewnym momencie zatrzymała się. Popatrzyłam przed siebie i zobaczyłam kolejne rozwidlenie dróg. Każda z nich była straszna, tak jak ta, którą poszli chłopcy.

-I co teraz? - spytałam - Idziemy w prawo, prosto czy w lewo?

-Yyy... Chodźmy w lewo. - odparła niepewnie Megan.

-Okej.

         
                            *  *  *
Nasza wędrówka trwała już kilka minut. Doszłyśmy do jakiegoś jeziora.

-Może przez nie  przepłyniemy? - spytałam, choć sama nie byłam za tym, aby zamoczyć sobie ubrani.

-Nie ma mowy ja nie umiem pływać. Wracamy! 

                             *  *  *

Doszłyśmy do wcześniejszego rozwidlenia dróg.

-Teraz chodźmy prosto. - powiedziała Megan i nie czekając na moją odpowiedź poszła w tą stronę, którą sama wybrała.

Znowu musiałyśmy iść dobre kilka minut.

-Wracamy! - powiedziała już głośniej Megan.

-Co?! Jak to? Nawet nie wiesz co jest na tej drodze. - odparłam zakłopotana.

-Wiem. Patrz. - obróciła mi głowę w drugą stronę.

Już wiem czemu Megan chce zawrócić. Przed nami była przepaść, a Megan ma lęk wysokości.

-Przez tamten kanion przeszłaś, to przez ten też przejdziesz. - odparłam.

-Może i bym przeszła gdyby tu był jakiś most, ale tutaj nie ma ani mostu, ani czegoś po czym mogłybyśmy przejść.

Porozglądałam się trochę i rzeczywiście nie było tutaj niczego, co by pozwoliło nam przejść na drugą stronę.

-Dobrze, wracamy. - westchnęłam.

                             *  *  *

Kolejny raz doszłyśmy do tego samego rozwidlenia dróg.

-Została nam jeszcze jedna, jedyna droga... Teraz musi się udać. - powiedziałam.

-Chodźmy. - odparła już zmęczona Megan. 

Po dłuższej wędrówce byłyśmy wykończone, więc postanowiłyśmy się położyć na poboczu i zasnęłyśmy.

_______________________________________

Sorki, że w tamtą sobotę nie było rozdziału, ale w tą już jest i to dłuższy. Życzę miłego czytania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro