Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Chłopak obudził się, dalej jako wilk i rozejrzał dookoła. Był w jakiejś sypialni. Ściany były w kremowym kolorze, łóżko natomiast było posłane białą pościelą mocno kontrastującą z czarnym futrem chłopaka.

Miał na sobie kilka bandaży, jego łapy już tak nie bolały, ale czół się otępiały. Położył łeb z powrotem na pościel i zapadł w krótki sen.

***

Harry nie pamiętał jak długo spał, ale pamiętał wszystko sprzed utraty przytomności. Czyżby jego wybawcy przyjęli do siebie takiego kundla jak on?

Wstał powoli z łóżka i zaskoczył na podłogę, która była z jasnego drewna. Podkulił tylną nogę, bolała jak na nią stawał, więc zapewne postrzał musiał trafić w mięśnie i je rozerwać. Popatrzył za okno, świeciło słońce wglądało na to, że albo zbliża się noc, albo słońce dopiero wschodziło.

Wyszedł na korytarz przez lekko uchylone drzwi i skierował się po schodach na jak przypuszczał parter, z którego słyszał stuki talerzy i zapach jedzenie.

Z jednej strony jego instynkt nakazywał mu uciec przez okno i biec ile da radę, byle jak najdalej od tych ludzi, ale z drugiej strony mu pomogli i się nim zaopiekowali przez bóg wie jak długi czas.

Wszedł powoli do jadalni, czół zapach innych istot magicznych. Wampiry, ale nie czół do nich strachu, a zapach lawendy nakazywał mu za sobą podążać.

Kulejąc wystawił ciekawsko nos przez drzwi i gotowy do ucieczki zakradł się do środka. Wiedział, że na pewno go wyczuli, ale nie chcieli się wtrącać pozwalając mu się rozejrzeć, a Harry bał się zbliżyć bliżej więc rozejrzał się tylko po pomieszczeniu nie wchodząc do niego głębiej.

Przejechał wzrokiem po spokojnie siedzących ludziach, nie wiedział czemu go wzięli i się nim zaopiekowali. Podobno wampiry i wilkołaki się nie lubią. Wszedł trochę dalej rozglądając się po dalszych częściach pomieszczenia.

Przyglądałby się im dłużej, ale jedna z dziewczyn, która wyglądała na obrażoną i nie pachniała jak wampir popatrzyła na niego z nienawiścią i wstała szybko od stołu, na co Harry się spłoszył i wycofał za drzwi uciekając szybo ale bezgłośnie do pokoju w którym się obudził i wszedł pod łóżko jak rasowy piesek, uciekający w sylwestra przed hałasem za oknami.

Na to porównanie zrobiło mu się smutno... Przypominał sobie o swoim chrzestnym, który wcale nie trzymał się dobrze po Azkabanie. Oszalał a tęsknota za ojcem chłopca, przewyższała rozsądek do tego stopnia, że jego chrzestny często myli go z nim.

Skulił się bardziej słysząc kroki na korytarzu. Drzwi do pokoju otworzyły się, a on poczuł zapach sosny, była to ta dziewczyna z lasu.

Kucnęła przy drzwiach i położyła talerz na ziemi.

-Musisz jeść, aby się wyleczyć. - mówiła ciepłym głosem, wydawała się chłopcu miła, emanowała przyjemną magią. Wystawił nos z pod łóżka i popatrzył szmaragdowymi oczami na dziewczyną przed nim.

Była śliczna, a jej oczy bardzo miłe, jeśli można tak to nazwać. Po prostu emanowały ciepłem które chłopcu bardzo się spodobało i najchętniej jeszcze chwilę by popatrzył w te orzechowe oczy. Popatrzyła na niego i usiadła na ziemi wystawiając rękę przed siebie.

Harry powoli i z ostrożnością wyszedł spod łóżka i podszedł wbijając wzrok w dziewczynę i wypatrując podejrzanego zachowania, jednak gdy ta nie zrobiła kompletnie nic, aby go przestraszyć, podszedł bliżej. Powąchał ją po ręce, teraz zapach sosny i jedzenia trafił z całą siłą do nosa chłopca. Polizał nieśmiało rękę dziewczyny, ale w chwili gdy powoli zbliżyła do jego głowy rękę drzwi otworzyły się z rozmachem, prawie uderzając wilka który w niecałą sekundę znalazł się znów pod łóżkiem.

-Alice, tata cię woła - to był ten człowiek, który już raz go przestraszył. Widział zawód przeplatający się z wściekłością w orzechowych oczach, wzięła oddech i wstała z ziemie. Człowiek wyszedł, a dziewczyna o zapachu sosny stanęła na chwilę w drzwiach.

-Alice, mam na imię Alice - wystawił nos i popatrzył spłoszonym wzrokiem na dziewczynę, która się uśmiechnęła i wyszła zamykając cicho drzwi.

Po chwili głód wygrał nad strachem Harry'ego, który wyszedł z pod łózka i szybko zjadł zawartość talerza położonego wcześniej na podłodze przez Alice i wskoczył szybko pod łóżko, pod którym czół się dziwnie bezpieczny.

Siedział tam kilka godzin bo za oknem zaczęły pojawiać się gwiazdy. Zmęczony chłopak chwycił zębami kołdrę i zaciągał ją pod łózko, kładąc się pod na niej. Po chwili zasnął pół snem, ciągle nasłuchując jakiegoś niebezpieczeństwa.

******
Rano obudziły go głośne kroki, a po chwili w drzwiach stanęła ta niemiła ludzka dziewczyna, która nawet nie miała w sobie iskry magii. Zwykła mugolka. Pachniała ostrym i nieprzyjemnym zapachem spalin samochodowym i śmieciowym jedzeniem. Jednak to nie był do końca jej zapach, po przebiciu zapachu który na co dzień wsiąkał do dziewczyny z świata zewnętrznego i tego co ją otaczało, przebijał się zapach zastałego jeziora. Takiego, które błotem jeszcze nie jest, ale jakiś czas już stoi w miejscu powoli wysychając.

-Choć do mnie piesku... - zaczęła cmokać i wołać na niego jak na psa. Gdy zbliżyła się do łóżka Harry zawarczał, a jak dziewczyna zaczęła odsuwać łózko spanikował i zaczął szukać miejsca w którym mógł się schować. Jedynie gdzie mógł uciec były drzwi, ale niewiedział gdzie mógłby się schować. Wtedy przypominał sobie jadalnie, było tam pełno szafek, a jak nie to zazwyczaj pod kanapami jest jakaś dziura, w której czasami trzyma się zapasowe pościele.

Wyskoczył w drugą stronę omijając dziewczynę i w panice biegnąc ile sił i nie zważając na ból tylnej łapy. Po chwili usłyszał nawoływanie dziewczyny, była bardzo blisko, biegła w jego kierunku, przyspieszył obijając się co jakiś czas o ścianę, przez małe potknięcia gdy ciężar opierał na pulsującej tępym bólem łapie.

Był już w jadalni, ale w środki zobaczył rodzinę która go uratował. Nie zważając na to, że nie był pewny ich intencji skoczył w stronę Alice, rodzina wyglądała tak, jakby bała się, że Harry chce zrobić coś złego dziewczynie, ale on tylko się za nią schował patrząc przerażony na drzwi w których po chwili pojawiła się mugolka.

-Tu jest ten kundel, dlaczego on przede mną ucieka? - popatrzyła z wyrzutami na Alice i lawendowo pachnącego chłopaka, jakby to była ich wina. Skulił się jeszcze bardziej i zaczął cofać do konta pokoju skomląc cicho.

Dziewczyna zapędziła go w kozi róg, a gdy poczuł ścianę za plecami czuł się jak złapana zwierzyna. Zaczął warczeć na dziewczynę, która mimo krzyków obecnych zbliżała się do niego coraz bliżej, już miał skoczyć i się bronić gdy dziewczynę jednym szybkim ruchem zabrano sprzed jego nosa.

Patrzył jak lawendowy chłopak, jak Harry zaczął go nazywać, trzyma szarpiącą się dziewczynę i wyprowadził z pokoju. Skulił się w kącie chcąc być jak najmniejszy. Patrzył przestraszonym wzrokiem przejeżdżając po twarzach obecnych. Zatrzymał się na Alice i wpatrzył w ciemnobrązowe oczy dziewczyny która usiadła na ziemi i znów wystawiła rękę do przodu.

Zbliżył się powoli do niej, patrząc po obecnych, zatrzymał się na chwile i cofnął do tyłu gdy w drzwiach stanął lawendowy chłopak. Jednak gdy zobaczył co się dzieje stanął jak wryty i tylko patrzył a Harry'ego zaciekawionym wzrokiem. Harry patrzył na niego, ale jak nie zauważył podejrzanego zachowanie i nie poczuł lub usłyszał mugolki, popatrzył zmowy na orzechowe oczy dziewczyny.

Zbliżył się powoli i znów poczuł zapach sosny zmieszanej z zapewne zapachem przyjemnych perfum dziewczyny. Polizał powoli jej rękę, która pogłaskała o powoli po głowie i uśmiechnęła się promiennie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro