Rozdział 2
Chłopak obudził się, dalej jako wilk i rozejrzał dookoła. Był w jakiejś sypialni. Ściany były w kremowym kolorze, łóżko natomiast było posłane białą pościelą mocno kontrastującą z czarnym futrem chłopaka.
Miał na sobie kilka bandaży, jego łapy już tak nie bolały, ale czół się otępiały. Położył łeb z powrotem na pościel i zapadł w krótki sen.
***
Harry nie pamiętał jak długo spał, ale pamiętał wszystko sprzed utraty przytomności. Czyżby jego wybawcy przyjęli do siebie takiego kundla jak on?
Wstał powoli z łóżka i zaskoczył na podłogę, która była z jasnego drewna. Podkulił tylną nogę, bolała jak na nią stawał, więc zapewne postrzał musiał trafić w mięśnie i je rozerwać. Popatrzył za okno, świeciło słońce wglądało na to, że albo zbliża się noc, albo słońce dopiero wschodziło.
Wyszedł na korytarz przez lekko uchylone drzwi i skierował się po schodach na jak przypuszczał parter, z którego słyszał stuki talerzy i zapach jedzenie.
Z jednej strony jego instynkt nakazywał mu uciec przez okno i biec ile da radę, byle jak najdalej od tych ludzi, ale z drugiej strony mu pomogli i się nim zaopiekowali przez bóg wie jak długi czas.
Wszedł powoli do jadalni, czół zapach innych istot magicznych. Wampiry, ale nie czół do nich strachu, a zapach lawendy nakazywał mu za sobą podążać.
Kulejąc wystawił ciekawsko nos przez drzwi i gotowy do ucieczki zakradł się do środka. Wiedział, że na pewno go wyczuli, ale nie chcieli się wtrącać pozwalając mu się rozejrzeć, a Harry bał się zbliżyć bliżej więc rozejrzał się tylko po pomieszczeniu nie wchodząc do niego głębiej.
Przejechał wzrokiem po spokojnie siedzących ludziach, nie wiedział czemu go wzięli i się nim zaopiekowali. Podobno wampiry i wilkołaki się nie lubią. Wszedł trochę dalej rozglądając się po dalszych częściach pomieszczenia.
Przyglądałby się im dłużej, ale jedna z dziewczyn, która wyglądała na obrażoną i nie pachniała jak wampir popatrzyła na niego z nienawiścią i wstała szybko od stołu, na co Harry się spłoszył i wycofał za drzwi uciekając szybo ale bezgłośnie do pokoju w którym się obudził i wszedł pod łóżko jak rasowy piesek, uciekający w sylwestra przed hałasem za oknami.
Na to porównanie zrobiło mu się smutno... Przypominał sobie o swoim chrzestnym, który wcale nie trzymał się dobrze po Azkabanie. Oszalał a tęsknota za ojcem chłopca, przewyższała rozsądek do tego stopnia, że jego chrzestny często myli go z nim.
Skulił się bardziej słysząc kroki na korytarzu. Drzwi do pokoju otworzyły się, a on poczuł zapach sosny, była to ta dziewczyna z lasu.
Kucnęła przy drzwiach i położyła talerz na ziemi.
-Musisz jeść, aby się wyleczyć. - mówiła ciepłym głosem, wydawała się chłopcu miła, emanowała przyjemną magią. Wystawił nos z pod łóżka i popatrzył szmaragdowymi oczami na dziewczyną przed nim.
Była śliczna, a jej oczy bardzo miłe, jeśli można tak to nazwać. Po prostu emanowały ciepłem które chłopcu bardzo się spodobało i najchętniej jeszcze chwilę by popatrzył w te orzechowe oczy. Popatrzyła na niego i usiadła na ziemi wystawiając rękę przed siebie.
Harry powoli i z ostrożnością wyszedł spod łóżka i podszedł wbijając wzrok w dziewczynę i wypatrując podejrzanego zachowania, jednak gdy ta nie zrobiła kompletnie nic, aby go przestraszyć, podszedł bliżej. Powąchał ją po ręce, teraz zapach sosny i jedzenia trafił z całą siłą do nosa chłopca. Polizał nieśmiało rękę dziewczyny, ale w chwili gdy powoli zbliżyła do jego głowy rękę drzwi otworzyły się z rozmachem, prawie uderzając wilka który w niecałą sekundę znalazł się znów pod łóżkiem.
-Alice, tata cię woła - to był ten człowiek, który już raz go przestraszył. Widział zawód przeplatający się z wściekłością w orzechowych oczach, wzięła oddech i wstała z ziemie. Człowiek wyszedł, a dziewczyna o zapachu sosny stanęła na chwilę w drzwiach.
-Alice, mam na imię Alice - wystawił nos i popatrzył spłoszonym wzrokiem na dziewczynę, która się uśmiechnęła i wyszła zamykając cicho drzwi.
Po chwili głód wygrał nad strachem Harry'ego, który wyszedł z pod łózka i szybko zjadł zawartość talerza położonego wcześniej na podłodze przez Alice i wskoczył szybko pod łóżko, pod którym czół się dziwnie bezpieczny.
Siedział tam kilka godzin bo za oknem zaczęły pojawiać się gwiazdy. Zmęczony chłopak chwycił zębami kołdrę i zaciągał ją pod łózko, kładąc się pod na niej. Po chwili zasnął pół snem, ciągle nasłuchując jakiegoś niebezpieczeństwa.
******
Rano obudziły go głośne kroki, a po chwili w drzwiach stanęła ta niemiła ludzka dziewczyna, która nawet nie miała w sobie iskry magii. Zwykła mugolka. Pachniała ostrym i nieprzyjemnym zapachem spalin samochodowym i śmieciowym jedzeniem. Jednak to nie był do końca jej zapach, po przebiciu zapachu który na co dzień wsiąkał do dziewczyny z świata zewnętrznego i tego co ją otaczało, przebijał się zapach zastałego jeziora. Takiego, które błotem jeszcze nie jest, ale jakiś czas już stoi w miejscu powoli wysychając.
-Choć do mnie piesku... - zaczęła cmokać i wołać na niego jak na psa. Gdy zbliżyła się do łóżka Harry zawarczał, a jak dziewczyna zaczęła odsuwać łózko spanikował i zaczął szukać miejsca w którym mógł się schować. Jedynie gdzie mógł uciec były drzwi, ale niewiedział gdzie mógłby się schować. Wtedy przypominał sobie jadalnie, było tam pełno szafek, a jak nie to zazwyczaj pod kanapami jest jakaś dziura, w której czasami trzyma się zapasowe pościele.
Wyskoczył w drugą stronę omijając dziewczynę i w panice biegnąc ile sił i nie zważając na ból tylnej łapy. Po chwili usłyszał nawoływanie dziewczyny, była bardzo blisko, biegła w jego kierunku, przyspieszył obijając się co jakiś czas o ścianę, przez małe potknięcia gdy ciężar opierał na pulsującej tępym bólem łapie.
Był już w jadalni, ale w środki zobaczył rodzinę która go uratował. Nie zważając na to, że nie był pewny ich intencji skoczył w stronę Alice, rodzina wyglądała tak, jakby bała się, że Harry chce zrobić coś złego dziewczynie, ale on tylko się za nią schował patrząc przerażony na drzwi w których po chwili pojawiła się mugolka.
-Tu jest ten kundel, dlaczego on przede mną ucieka? - popatrzyła z wyrzutami na Alice i lawendowo pachnącego chłopaka, jakby to była ich wina. Skulił się jeszcze bardziej i zaczął cofać do konta pokoju skomląc cicho.
Dziewczyna zapędziła go w kozi róg, a gdy poczuł ścianę za plecami czuł się jak złapana zwierzyna. Zaczął warczeć na dziewczynę, która mimo krzyków obecnych zbliżała się do niego coraz bliżej, już miał skoczyć i się bronić gdy dziewczynę jednym szybkim ruchem zabrano sprzed jego nosa.
Patrzył jak lawendowy chłopak, jak Harry zaczął go nazywać, trzyma szarpiącą się dziewczynę i wyprowadził z pokoju. Skulił się w kącie chcąc być jak najmniejszy. Patrzył przestraszonym wzrokiem przejeżdżając po twarzach obecnych. Zatrzymał się na Alice i wpatrzył w ciemnobrązowe oczy dziewczyny która usiadła na ziemi i znów wystawiła rękę do przodu.
Zbliżył się powoli do niej, patrząc po obecnych, zatrzymał się na chwile i cofnął do tyłu gdy w drzwiach stanął lawendowy chłopak. Jednak gdy zobaczył co się dzieje stanął jak wryty i tylko patrzył a Harry'ego zaciekawionym wzrokiem. Harry patrzył na niego, ale jak nie zauważył podejrzanego zachowanie i nie poczuł lub usłyszał mugolki, popatrzył zmowy na orzechowe oczy dziewczyny.
Zbliżył się powoli i znów poczuł zapach sosny zmieszanej z zapewne zapachem przyjemnych perfum dziewczyny. Polizał powoli jej rękę, która pogłaskała o powoli po głowie i uśmiechnęła się promiennie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro