Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

It Seems Like A New Beginning...

Te niejasne uczucie znowu go nawiedziło, czuł je w jego piersi, ciężkie, niebezpieczne, ale też ciepłe. Nigdy nie miał tego uczucia bezpieczeństwa, dlatego tak bardzo chciał się mu poddać. Nie mógł, musiał trzymać się od tego z daleka.

Jego rozmyślania przerwał, krzyk... Krzyk?

Ktoś krzyczał?

Harry podniósł się z zimnych, szarych cegieł i spojrzał powoli w kierunku dźwięku. Czemu nagle był taki ociężały? Potrząsnął głową, chciał pomóc tej osobie... Prawda? Zrobił krok do przodu, następny i kolejny. Dał się ponieść, co go prowadziło? Nie wiedział. Ale czy to było teraz ważne? Pewnie tak, jednak pozwolił temu pytani odpłynąć i zniknąć.

Straszne... Nie, to źle słowo. Przerażające, ohydne, nieludzkie - tak by ten obraz opisał. Małe dzieci, które ledwo miały trzynaście lat..

Krew...

Krew?

Co...

Pomoc, nie to on musi im pomóc.

- Harry, spójrz na mnie. Proszę.

Głos, kto to był?

- Oddychaj ze mną, powoli...

Ciepła dłoń złapała go, zaczęła wyciągać go z tej wody.

Wody?

Nie... Wcale się nie topił. Hogwart, był w szkole, prawda?

- Świetnie ci idzie. Wszystko będzie dobrze.

Spojrzał się w stronę głosu... Kto to był? Widział tylko sylwetkę, tak jakby był daleko od tej osoby.

Westchnął cicho, zamknął oczy, a potem je otworzył.

Co?

Jak?

- Byłeś w szoku, nie mogłem do ciebie dotrzeć - Wytłumaczył Czarny Pan - Nie dziwię ci się, po tym, co zobaczyłeś.

- Miałem wrażenie, że się topie.

- Wygląda na to, że naprawdę bardzo cię to przeraziło, wyłączyłeś się i zacząłeś mieć problemy z oddychaniem.

- Chciałem pomóc, ale musiałem ze sobą walczyć, aby tam dotrzeć - Wyszeptał cicho, teraz pamiętał.

- Nie wiem co mogę zrobić aby ci pomóc - Wyznał Riddle, przyklęknął koło Harry'ego i złapał go delikatnie za dłoń.

Z tych dzieci prawie nic nie zostało, niektórym brakowało nóg, niektórym ramion... Jakby zostały odgryzione. W oczach pojawiły mu się łzy.Krew, wszędzie była krew. A gdy spojrzał w dół to patrzyły się na niego te przerażone, martwe niebieskie oczy. Nie zauważył nawet, że się trzęsie. Jedynie nagłe ciepło spowodowało, że przestał na chwilę drżeć. Spojrzał na starszego mężczyznę, czuł się zdesperowany, roztrzęsiony, przerażony i winny.

Nawet się nie zawahał, złapał go za szyje i przytulił się do niego mocno.

- Przepraszam - Wyszeptał, walcząc z łzami.

- Nie, to nie twoja wina - Zapewnił go mężczyzna, złapał go za ramiona, postawił na nogi i zaprowadził go w inny korytarz - Zostań tutaj, nie będzie mnie tylko chwilę, chciałbym zobaczyć co się tam działo, dobrze?

- Idź, nie chcę cię tu trzymać, każda chwila jest tu ważna - Mruknął chłopak i potarł dłońmi swoje ramiona.

Patrzył jak Czarny Pan odszedł, nie podobało mu się to. Coś w tym obrazie go przerażało, ale co? Mężczyzna nie był zobowiązany do niczego, mógł odchodzić, kiedy chciał. To nie tak, że Harry chciał go zatrzymać przy sobie, nie... Po prostu nigdy nikt się w taki sposób o niego nie martwił... A przynajmniej tak sobie wmawiał.

Potter westchnął cicho, oparł się o ścianę i przymknął oczy. Chciał zapomnieć o tym widoku, który skręcał jego wnętrzności w nieprzyjemny sposób. Poczuł się słabo, zrobiło mu się niedobrze, uklęknął i schował twarz w dłoniach.

- Harry...

Wzdrygnął się gwałtownie, przez co prawie się przewrócił. Jego głowa jakby przez instynkt powędrowała w stronę głosu, popatrzył się na dziewczynę i zmarszczył brwi.

- To nie czas ani miejsce na wędrowanie w tą stronę Luna - Mimo iż jego słowa były szorstkie, jego ton głosy był łagodny, nawet psotny.

- Wiem, co się stało. Dlatego tu jestem, Gnębiwtryski mnie tu przyprowadziły, nie dziwie się czemu cię tak teraz oblatują.

- Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się to zapomnieć...

- Prawdopodobnie uda ci się, potrzebujesz czasu.

- Masz do mnie jakąś podpowiedź - Zapytał nagle nie mając ochoty na dalszą rozmowę.

- Jak sobie życzysz, mam nadzieję, że przypomnisz sobie niedługo jedną ważną rzecz - Dziewczyna się uśmiechnęła lekko, odwróciła się i odeszła pozostawiając go samego.

Przypomnieć sobie?

*********


- Nie wiedziałam, że jesteś taką dobrą duszą, Malfoy - Mruknęła Hermiona, opierała się o ścianę i przyglądała się chłopakowi.

Potrzebowała Ślizgona aby jej pomógł, miała plany - duże plany. Tylko sama nie byłaby w stanie nic zrobić z nimi, potrzebowała ludzi. Malfoy co prawda był dupkiem, jednak nie mógł powstrzymać swojej ciekawości co do jej tajemniczych planów. Łatwo było go zmanipulować, jednak wiedziała też, że chłopak nie był głupi. Jeden błąd i się domyśli, dlatego musiała trzymać buzię na kłódkę.

- Zostałem poproszony o pomoc jako Perfect, ty też mogła być, zaproponować nauczanie młodszym uczniom, przecież jesteś znana ze swojej wiedzy, czyż nie - Zadrwił Draco, nie ukrywając swojego obrzydzenia obecnością dziewczyny. Mugole, mugolaki w sumie na to samo wychodziło. Obydwa stworzenia niewarte magii, niewarte ich wyższości. Obrzydzali go ci ludzie, prości, bezbronni i żałośni. Nie byłby smutny, gdyby nagle wszyscy oni zniknęli, jedynie co robili to pchali się w nie swoją kulturę chcąc zmienić wszystko tak jak im pasuje. Ich tradycje zanikały przez tych ludzi... Samhain został już zabroniony wśród młodych, ponieważ był „za bardzo niebezpieczny", co za bzdury.

- Chodź ze mną, pokaże ci coś - Powiedziała Granger wyrywając go z zamyślenia.

********

Widok to był, co prawda obrzydliwy, ale był. Voldemort nawet nie mrugnął na ciała młodych dzieci pod jego nogami, widział gorsze rzeczy. Oczywiście nie twierdził, że to nie było straszne. Żadna magiczna krew nie powinna być zmarnowana w taki sposób. Czuł złość, ale wiedział, że nic nie może zrobić. Już było za późno, a poza tym nie obchodziły go te małe bachory, nie czuł w stosunku do nich nic... Bo nie były Harrym.

Spojrzał na Albusa, strzec był okropnie blady, jednak udało mu się zachować spokój i powoli oceniał sytuację. On był jedyny, reszta profesorów była w różnych stopniach szoku. McGonagall blada, wstrząśnięta, ale pracowała razem z dyrektorem. Aurora Sinistra stała w ciszy, z zamkniętymi oczami, wyglądała jakby odprawiała jakiś cichy rytuał. Filius Flitwick lekko zielony i jak zawsze mały, jednak trudno było go pominąć, ponieważ posiadał potężną magię - Czarny Pan zastanawiał się wiele razy czy jego magia była związana z jego Goblińską stroną. Sybilla Trelawney walczyła ze swoją szklaną kulą, jej oczy wydawały się większe niż normalnie zaa jej okularów. Snape jak zwykle pomagał, gdy jakaś straszna godzina wybiła, jednak pozostawił wszystkie emocje dla siebie, Voldemort łatwo widział przez jego maski. Sprout ledwo trzymała się na nogach, jedynym powodem jej stania na nogach była Panna Vector, która pootrzymywała ją, a w jej oczach widniał smutek. Binns był niezwykle emocjonalny, prawdopodobnie, ponieważ przypomniał sobie o swoim życiu. Czarny Pan westchnął cicho, najwyraźniej to on będzie musiał posprzątać ten bałagan.

*********

- Hej Harry, co tu robisz?

- Czekam Ron, nie powinno cię tu być - Odparł sucho, spojrzał się na rudego chłopaka.

- Coś się stało - Zapytał nagle zmartwiony i jakby... podejrzliwy?

- Coś bardzo złego się stało, ale nie martw się Dumbledore i reszta są już na miejscu.

- Czemu ty tu siedzisz, nie lepiej, abyś wrócił do Dormitorium?

- Słuchaj mnie Ron, czekam na kogoś - Mruknął zirytowany i wstał z kamiennej podłogi.

- Na kogo - Gryfon nie dawał za wygraną albo nie załapał jego nietaktownej próby zakończenia rozmowy.

- Na mnie - Czarny Pan miał bardzo dobre wyczucie czasu. Stał dumnie, z wyprostowanymi plecami i głową pewnie podniesioną. Był całkowitym przeciwieństwem od Rona, ale nie było to zbyt zaskakujące.

- Och...

Tylko to wystarczyło, aby Rudowłosy chłopak się ulotnił, Harry poczuł się zraniony. Czemu? Bo miał małą nadzieję, że Ron mu pomoże w jakiś sposób, a przynajmniej spróbuje. Potter przeniósł swoją uwagę na mężczyznę przed nim, pozwolił się pociągnąć w nieznaną mu stronę. Wiedział, że będzie bezpieczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro