Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...but truth be told...

- Hermiono, naprawdę nie powinnaś tego robić - Powiedział szeptem zmartwiony Ron.

- To teraz ja coś robię, a nie my? Czemu nagle nie chcesz mi pomóc? - Zapytała oburzona dziewczyna.

- Chcesz wpuścić te rzeczy do szkoły!

- Jakie rzeczy! Skąd niby wiesz, że one istnieją? Bo Harry powiedział, że coś na nas czatuje to nie znaczy, że to prawda - Hermiona zamknęła książkę z hukiem i spojrzała na Gryfona.

- To prawda - Stwierdził krótko i chłodno.

- Skąd to niby wiesz?

- Bo widziałem co te stworzenia zrobiły dzieciakom, tutaj w Hogwarcie - Ryknął rudzielec i wstał nagle z krzesła - Nie mieszaj mnie w to, nie chce mieć z tym nic wspólnego.

Dziewczyna patrzyła zirytowana i zdziwiona jak chłopak odwrócił się na pięcie i wyszedł z biblioteki. Jego reakcja ją zabolała, ale to nie czas na rozmyślanie i słuchanie emocji. Hermiona była pewna, że Draco jej pomoże. Jeśli nie, zrobi wszystko sama.

******

Czarny Pan oparł swoją głowę o biurko w gabinecie Dumbledore'a, z którym od rana przeglądał różne księgi w poszukiwaniu rozwiązania. Prawdę mówiąc, był zgubiony, nie miał pojęcia co dalej. Może to jakiś chory żart prowadzony przez jakiegoś okrutnego boga? Mugole pewnie już są wybici, był by zaskoczony jakby ktoś z tych świń przeżył. Westchnął i się wyprostował, rozmyślanie nie pomoże. Muszą coś znaleźć, rytuał może - jakiś artefakt, który im pomoże. Nic mu nie przychodziło do głowy, zawsze uważał, że jako czarodzieje są na szczycie układu pokarmowego. Teraz wiedział, że nie wie nic o tym świecie.

- Nie wiemy nic, czym są te stworzenia, co mogą zrobić i skąd pochodzą - Odezwał się przerywając ciszę w pomieszczeniu.

- Jeśli chcesz możemy wznowić jutro - Odparł Albus ignorując jego dramaty.

Czarny Pan tylko skrzywił się lekko i potrząsnął głową. Jednak żaden z nich nie zdążył wrócić do szukania, ponieważ drzwi od gabinetu nagle się otwarły.

- List - Powiedział Harry oddychając głęboko.

- List? - Powtórzył zdziwiony Dumbledore wstając z krzesła. Jego uwagę zwróciła sowa, która szybko leciała w ich stronę.

Chłopak wziął głęboki oddech i wrócił myślami do ostrzeżenia, które dostał gdy był w jakiejś pustej klasie aby w spokoju powtórzyć nowe klątwy, które znalazł z jednej książki którą znalazł w bibliotece - Nagle ON zaczął mówić o liście i Dumbledorze. Harry przyzwyczajony do takich nagłych rewelacji od razu skierował się w stronę posągu gargulca.

- Ministerstwo Magii - Oznajmił Tom, pojawiając się koło Harry'ego. Jego dłonie znalazły się na ramionach chłopaka, aby poprowadzić go w stronę krzesła i gdy na nie opadł cierpliwie czekał aż dyrektor przeczyta list.

- Wygląda na to, że Ministerstwo ma kłopoty - Zaczął starzec i opadł na krzesło naprzeciwko nich.

- Co się dzieje? - Zapytał zaciekawiony Potter.

- Pracownicy Ministerstwa oraz wszyscy, którzy się tam znaleźli zaczęli umierać w niesamowicie szybkim czasie. Jeśli starożytne i potężne ochrony i rytuały, które otaczają Ministerstwo nie zatrzymały tych stworzeń to znaczy, że Hogwart nie ma szans na przetrwanie.

- Ale tutaj nie atakują - Zauwarzył Czarny Pan.

- Bo może się boją? - Zakwestionował Harry i oparł swój podbródek na dłoni i przymknął oczy.

Chłopak zaczął sobie nucić w głowię, skrzywił się lekko, gdy jego lewe ramię zaczęło nie przyjemnie piec, jego dłoń drgnęła ale udało mu się powstrzymać nagłą potrzebę drapania. Rozmowa starszych czarodziei przycichła, gdy skupił się na swoich myślach. Co zrobić?

Uratować ich.


Ale czy to nie skończy się źle?


Nie, bo mamy klucz do zakończenia tego wszystkiego.


Czym jest ten klucz, który ma im pomóc?


Wiem o czym mówię tak samo jak ty wiesz kto to.


- Uratujmy ich - Odezwał się w końcu chłopak.

Rozmowa ucichła w pomieszczeniu, chłopak usiał prosto i leniwie przeciągnął wzrokiem po czarodziejach.

- Ja, Tom, Dumbledore i kilka innych osób, przeniesiemy się dokładnie do Ministerstwa, nasz cel uratować jak najwięcej ludzi.

- Zostaniemy zabici - Zaprotestował chłodno Czarny Pan - To misja samobójcza.

- Tym razem muszę się zgodzić z Tomem, mój drogi chłopcze - Odezwał się starzec uśmiechając się smutno.

- Nie, nic nam nie będzie, jeśli będziemy ostrożni. Te stworzenia nie atakują tutaj, ponieważ my już mamy coś czego one się boją - Wytłumaczył lekko zirytowany nagłym wątpieniem w jego słowa.

- Co to jest w takim razie? - Zapytał Voldemort.

- Nie wiem co to jest, ale ON mówi, że wiem - Powiedział krótko - Nie kwestionujcie mnie, nie mam siły ani ochoty na tłumaczenie czegoś co wyraźnie nie da się wytłumaczyć - Chyba, że macie inne pomysły?

*******

- Nie dość, że to ryzykowne to może się nie udać - Odezwał się Lucjusz Malfoy, gdy Dumbledore skończył tłumaczenie planu.

- Ryzykowne to jest, ale czy naprawdę mamy jakiś wybór - Mruknęła cicho McGonagall.

- Wchodzimy, ratujemy tych co się da i uciekamy - Sprostował Snape - Nie wydaje się zbyt trudne jednak lepiej być ostrożnym.

- Naprawdę chcesz to zrobić Severusie? - Zapytał zirytowany Malfoy senior.

- Albo to robimy, albo możemy się przygotować na śmierć - Odparł chłodno Czarny Pan - To nie jest wycieczka, na którą możesz się zgłosić, idziesz z nami, żeby pomóc koniec rozmowy.

Harry patrzył rozbawiony jak Malfoy zbladł i fizycznie wzdrygnął się jakby ktoś go uderzył. W pomieszczeniu znajdowali się jeszcze Barty Crouch Jr, Antonin Dołohov oraz Rolanda Hooch. Śmierciożercy wyglądali na przymuszonych do pomocy Ministerstwu, natomiast Panna Hooch na zdeterminowaną oraz podekscytowaną.

Plan był prosty jak Snape sprecyzował, Dumbeldore zrobił kilka zapasowych świstoklików dla rannych - Harry nie wiedział, że dyrektor ma taki talent.

 Chłopak miał swój własny plan, oczywiście nikt o nim nie wiedział. Poradzi sobie sam, te stworzenia lgnęły do niego jak muchy, prawdopodobnie dlatego, że chciały się o nim więcej dowiedzieć albo może, żeby odkryć czemu się go tak boją. W każdym razie wczoraj miał ciekawy sen o przepowiedni, która się znajduje w Ministerstwie. Jego plan - znaleźć ją i zabrać ze sobą do Hogwartu, może pokaże ją Tomowi? Nie był jeszcze przekonany, poczeka może kilka dni, zanim to zrobi - dla pewności. Czego chce być pewny? Harry nie miał pojęcia ale już nauczył się ufać swojej intuicji.

Chłopak wyłączył się, gdy wszyscy zaczęli się przygotowywać do wyprawy, jedynie, kiedy Dumbledore pojawił się koło niego i podał mu swoje ramię, które chłopak bez oporów złapał postanowił się skupić. W następnej chwili poczuł nieprzyjemne uczucie jakby jego całe ciało zostało przeciągane przez bardzo mała tubkę, a jego świat nagle został kolażem kolorów . Jak tylko uczucie znikło jego oczom ukazał się długie pomieszczenie z dużą liczbą kominków w których błyskał się zielony ogień. Harry podążył za grupą, gdy oni szeptem omawiali plan jednak gdy tylko dotarli na kilka korytarzy prowadzące w różne strony Gryfon skorzystał z chaosu i szybko i cicho zniknął w jeden ciemny korytarz.

********

Mężczyzna siedział na ziemi przed ogniskiem, jego włosy były w nieładzie, a na brudnej twarzy znajdowała się nieogolona broda. Remus Lupin był niedaleko Hogwartu, udało mu się uciec z miasta gdzie panował chaos i destrukcja. Tutaj w naturze było za spokojnie, prawie nienaturalnie, a po stworzeniach nie było ani śladu. 

Nie napotkał nikogo przed te kilka tygodni, jadał tylko to co znalazł, a prysznica nie zabrał od tygodnia. Pewnie śmierdział gorzej niż grupa dzikich wilkołaków. 

Nie miało to teraz znaczenia, musiał dotrzeć do Hogwartu, zobaczyć Harry'ego i pomóc w szkole, jeśli będzie taka potrzeba. Miał nadzieje, że szkoła jeszcze stoi, a Harry żyje i ma się dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro