Rozdział sześćdziesiąty szósty
Thomas:
- Czy wasza dwójka może wyjaśnić nam, do czego między wami doszło?
Pytanie Jasona zapada między nami, czekając na odpowiedź. Wpatruję się w swoje siostry, zastanawiając się co im powiedzieć. Gdybym znał jakieś logiczne wyjaśnienie zapewne bym na nie odpowiedział, ale to co się wydarzyło jest dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla chłopaka.
Mój wzrok przemieszcza się od jednej siostry do drugiej, zastanawiam się co o mnie myślą. Lana gdyby mogła zamordowałaby mnie wzrokiem, tak twarde jest jej spojrzenie. Czy jest na mnie zła? Ale tak właściwie czemu miałaby być zła? Przecież całowanie Clarka nie było jakimś haniebnym czynem.
Wzdycham, spoglądając na Katrinę. Czyli jednak nie wiedziała. Albo nie chce pokazać, że się tym przejęła. Ona nie miałaby do mnie pretensji, gdyby to znaczyło coś więcej. Moja wyrozumiała, młodsza siostra.
- Wy się całowaliście. - zaczyna Lana, wpatrując się we mnie takim wzrokiem, jakby chciała go dobić.
- Naprawdę? - Katrina spogląda na nią zaskoczona, po czym jej wzrok ląduje na Jasonie. - Więc po co ta rozmowa przypominająca osąd skazańców?
- Też się nad tym zastanawiam, Katrino. - Clark od razu podłapuje, że rudowłosa nie ma z tym problemu, i chyba próbuje udobruchać Jasona i Lanę. - Przecież przez jeden pocałunek nie stanie się nic złego, prawda?
- A jesteś tego pewien? - pyta Jason, wpatrując sobie w brata z natarczywością. Clark musiał zrozumieć o co chodzi, bo jego dobry humor trochę znika. Nie mam pojęcia co zaszło między nimi, ale najwidoczniej ciągnie się to już od pewnego czasu, i jeden drugiemu nie chce przebaczyć.
Clark:
Natarczywy wzrok mojego brata od razu sprawia, że wiem o co mu chodzi. Jason wciąż sądzi, że znałem plan napadu na zamek, w którym zginęła nasza matka. I mimo że powtarzałem milion razy, że nic o tym nie wiedziałem, to on wciąż dodaje mnie do winnych jej śmierci.
Ale przecież przypuszczalny związek z Thomasem nie mógłbym spowodować kolejnej tragedii. Wilkołak nie jest szpiegiem, jest po naszej stronie, a na dodatek pewnego dnia zostanie szwagrem Jasona. Więc może nie wyszłoby z tego nic złego. O ile Thomas również będzie czegoś chciał.
- Jestem pewien. - odpowiadam, wpatrując się w Jasona z uporem. A z resztą, przecież obecnie nie mamy już żadnych wrogów, którzy sprawiliby, że ktoś z naszej rodziny ucierpiałby.
- Przecież tobie nigdy nie podobali się inni mężczyźni. - odzywa się niepewnie Lana, jakby chciała zrozumieć zachowanie swojego brata.
Słysząc te słowa spoglądam na chłopaka, w pewien sposób czując zadowolenie z tego, że to przeze mnie Thomas prawdopodobnie odkrył, że czuje coś do innego mężczyzny.
Thomas wzdycha, najwyraźniej mając problem z wyjaśnieniem tego dziewczynie.
- Wiesz Lano, ale przecież wszystko może ulec zmianie. - zaczynam, widząc bezsilność wilkołaka w choćby spróbowaniu obronienia swojej osoby. - To, że parę miesięcy temu Thomas mógł zalecać się do jakiejś dziewczyny, nie oznacza, że teraz nie zacznie podrywać chłopaka. A z resztą, czy stałoby się wtedy coś złego?
- Jeżeli to będziesz ty, to na pewno... - wtrąca ponuro Jason, patrząc na mnie.
Naprawdę cudem powstrzymuję się od wrednej odpowiedzi wobec brata. Przecież nie sprowadziłbym na Thomasa kolejnego nieszczęścia. Chyba każdemu wystarczy, że, na szczęście teraz już martwy, przeznaczony Katriny urządził sobie morderczą zemstę, w którą wciągnął również rodzinę dziewczyny.
- Jason, naprawdę sądzisz, że Clark byłby zdolny sprowadzić na mnie jakiekolwiek kłopoty? - pyta Thomas, nie słysząc żadnego mojego sprzeciwu.
- Zrobił już to dwóm osobom, więc tak, sądzę, że byłby do tego zdolny. - odpowiada mu chłopak.
Więc Jason zrobił to po raz kolejny. Dosłownie przyznał, że jestem winny śmierci naszej matki i siostry. Patrzę na niego z wyrzutem, ale on nie wygląda jakby żałował swoich słów.
- Dwóm? - odzywa się do tej pory milcząca Katrina. Rzecz jasna dziewczyna wie o tym, do czego doprowadziło moje flirtowanie z Amy, ale nie miała pojęcia co jeszcze było powodem nienawiści Jasona do mnie.
- No, Clark, zechcesz się tym pochwalić? - Jason patrzy na mnie z uporem, chcąc wywołać u mnie jakiekolwiek załamanie. - Chcesz pochwalić się tym, że dziewczyna, o której mówiłeś, że się kochacie, sprowadziła tutaj naszych wrogów? Ludzi, którzy zamordowali naszą matkę? Albo, że ona również do nich należała, i była ich szpiegiem?
- Madge nie była niczemu winna! - nie wytrzymuję uwag brata, pozwalam mu się sprowokować, mimo że wiem, że to i tak do niczego nie doprowadzi.
- Nie była niczemu winna?! - powtarza Jason, wyraźnie nakręcony. - Współpracowała z nimi, była po ich stronie, była ich szpiegiem! Nazywasz to niewinnością?!
Nie odpowiadam, bo mimo tego wszystkiego, co czułem do dziewczyny, gdzieś w głębi siebie wiem, że tak było naprawdę. Pomimo tego, że mnie kochała, była również szpiegiem, który miał wykraść od nas interesujące ją informacje i odnaleźć nasze słabe strony.
- Kochałem ją. - odzywam się po chwili, jednak wiedząc, że to nie jest idealne wytłumaczenie. - Po prostu ją kochałem, i dlatego nie potrafię jej obwiniać. Bo to jest po prostu nie możliwe. Kiedy kogoś kochasz, nie dostrzegasz błędów, które popełnia ta osoba.
- Nawet jeśli są tak karygodne? - pyta oschle Jason.
- A gdyby to Katrina była szpiegiem? - staram się odwrócić sytuację, by pokazać bratu, co czuję, mimo że zasłanianie się dziewczyną nic nie da. - Gdyby to ona zamiast pomóc Arianie, miałaby za zadanie doprowadzić do jej śmierci?
Jason przysuwa dziewczynę bliżej siebie w geście ochronnym, wpatrując się we mnie z obrzydzeniem, nie dowierzając, że w ogóle mogłem to tak porównać. Katrina nie wydaje się być jednak obrażona, bo odzywa się po chwili:
- On ma rację, Jason.
Chłopak spogląda na nią zaskoczony, że mogła przyznać mi rację. I ja czuję się tak samo. Dziewczyna jednak nie wydaje się być urażona, bo po chwili kontynuuje.
- Tak mogło się wydarzyć. Peter mógł wysłać mnie jako szpiega, bym zaszkodziła Arianie. Ale wy... Ale ty nie zadbałeś o to, bo najwyraźniej nie podejrzewałeś tego. Bo zauroczyłeś się mną i nie potrafiłeś widzieć we mnie wroga.
- Ale ty nigdy nie byłaś i nie będziesz moim wrogiem... - wtrąca Jason.
- I tak samo ta dziewczyna nie była wrogiem dla Clarka. - kontynuuje. - On ją kochał. I nie potrafił dostrzec tego, że chciała zaszkodzić waszej rodzinie. A może tak naprawdę nie chciała? Może została do tego zmuszona? Teraz się tego nie dowiemy. Ale obwinianie Clarka jedynie dlatego, że ją kochał, nic nie daje.
Thomas uśmiecha się delikatnie w stronę siostry. Ja za to jestem zaskoczony. Ktoś mnie zrozumiał. Ktoś wreszcie pojął to, że po prostu kochałem Madge, i nawet gdy była szpiegiem, i to przez nią zginęła moja matka, nie mogłem jej znienawidzić.
Jason krąży swoim spojrzeniem pomiędzy Katriną a mną, przetwarzając słowa dziewczyny. Mam nadzieję, że zrozumie, że nigdy nie miałem nic wspólnego z tym co się stało. Już nawet nie liczę na przeprosiny. Chcę tylko, żeby on to zrozumiał.
- Clark... - zaczyna mój brat, ale jego słowa zostają zakłócone przez pukanie do drzwi.
Wszyscy spoglądamy w ich stronę, ale to Thomas podchodzi do nich by je otworzyć. Tuż za nimi stoi matka chłopaka i dziewczyn, a jej postawa jest niepewna, jakby nie wiedziała, czy na pewno dobrze robi.
- Mamo? - odzywa się chłopak, zapraszającym gestem otwierając szerzej drzwi.
- Chciałam porozmawiać z waszą trójką. - mówi kobieta, ale jej spojrzenie najpierw ląduje na mnie, a następnie na Jasonie. - Ale jeśli jesteście zajęci to...
- Niech się pani nami nie przejmuje. Chodź Clark. - Jason pozwala by kobieta została sama ze swoimi dziećmi, bo najwyraźniej tego potrzebuje. Jednak jego kolejne słowa słyszę jedynie ja. - To jeszcze nie czas na rozmowę z potencjalną przyszłą teściową...
Z lekkim szokiem pozwalam się wyciągnąć z pokoju, a gdy drzwi zamykają się za nami, jestem gotów zamordować Jasona za ten tekst. Ten jednak posyła mi wredny uśmieszek, odchodząc w sobie tylko znanym kierunku. I mimo całej tej nienawiści, którą mnie darzył, to Jason od zawsze bywał naprawdę wrednym starszym bratem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro