Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział sześdziesiąty drugi

Katrina:
    Wyszłam z łazienki, wciąż wpatrując się w wisiorek. Co to może znaczyć? Do czego niby może mi się przydać? Sądzę, że Veronica nie jest typem osoby, która mogłaby pomagać swoim wrogom. Więc dlaczego mi to dała, twierdząc, że za jakiś czas może mi się przydać? Co takiego działo się w stadzie Petera? I dlaczego niby Veronica próbuje mnie przed tym ustrzec?
- Naprawdę sądzę, że powinnaś to wyrzucić. - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Lany, która patrzy na mnie jakby czegoś wyczekiwała.
-  Słyszałaś co powiedziała? - pytam siostrę, zbywając jej słowa.
-Tak - odpowiada mi. - Nie powinnaś jej ufać. Ani w związku z... Z przywróceniem Brianowi życia, ani z niczym innym. I serio powinnaś się tego pozbyć.
- Nie zamierzałam się na to zgadzać. - odpowiadam. Pomimo że taka myśl pojawiła się u mnie na moment. Ale Lana nie musi o tym wiedzieć. To było tylko chwilowe i od razu uświadomiłam sobie, że musiał być w tym jakiś haczyk. Nie tylko ze strony Veronici, która mogła planować coś więcej, ale również z dokonanych przez nią czarów. Zmarli przecież nie wracają do życia.
    Obydwie wpatrujemy się w siebie, ale naszą uwagę odwraca dźwięk otwieranych  drzwi i pojawienie się Jasona w pokoju. Chłopak przyniósł ze sobą tacę z jedzeniem, a do mnie od razu dociera zapach jajecznicy, który uświadamia mi jak bardzo jestem głodna.
-Katrina. - gdy tylko Jason orientuje się, że już nie śpię, oddaje tacę Lanie i podchodzi do mnie. - Jak się... Czy jest już trochę lepiej?
     Czy jest już lepiej? Wpatruję się w niego, czując, że mam problem z odpowiedzeniem na to pytanie. W jakiś sposób czuję się mniej zmęczona niż przedtem. Ale zapewne po prostu potrzebowałam snu.
     Wzruszam ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć. Jason chyba również nie jest pewny swoich słów, bo po chwili mocno przytula mnie do siebie, jakby chciał mi tym przekazać, że nie dopuści do ponownego skrzywdzenia mnie. A ja jestem w stanie mu zaufać, bo czuję, że nie mogę zrobić niczego więcej.
      Ten moment zostaje jednak przerwany przez słowa Lany.
- Veronica tutaj była.
- Co? -pyta zaskoczony chłopak, spoglądając na brunetkę, zaraz jednak jego wzrok spoczywa na mnie. - Niby kiedy? Zrobiła wam coś?
- Nie. - decyduję się wyjaśnić mu całą tę sytuację, ale mój niepewny głos nie pomaga mi w tym. - Zaproponowała mi, że może wskrzesić Briana, ale w zamian za to, miałabym wrócić do Petera i zająć miejsce Luny.
- Co?! - pyta w szoku. - Nie możesz się na to zgodzić, rozumiesz? Nie byłabyś tam bezpieczna. I prawdę mówiąc, wątpię, że Veronica wywiązała by się ze swojej części umowy.
- Przecież i tak bym się nie zgodziła. - stwierdzam.
- Nie pozwoliłabym ci. - wtrąca Lana, wpychając w usta jajecznicę.
       Uśmiecham się delikatnie w jej stronę, a po chwili czuję jak Jason składa na moich ustach delikatny pocałunek.
- Spróbujesz choć trochę zjeść? - pyta po chwili, a ja kiwam głową, odsuwając się od chłopaka i odbierając od siostry talerz.
       Jajecznica jest ciepła i nie za bardzo ścięta, a skupiając się na jej zjedzeniu na chwilę zapominam o zmarłych. Zaraz jednak to do mnie powraca, ale siłą zmuszam się by o tym nie myśleć.
- Tak w ogóle, to gdzie jest Thomas? - pytam, by choć trochę zająć czymś myśli.
      To pytanie jednak powoduje, że Lana krztusi się jedzeniem, a Jason spogląda na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zaraz potem oboje patrzą na siebie, jakby nie wiedzieli co mi odpowiedzieć. Przyglądam się im zaskoczona, zupełnie nie wiedząc o co in chodzi.
- Nie wiem za bardzo... - odpowiada chłopak, ale czuję, że nie mówi mi prawdy. - Ostatnio widziałem go z Clarkiem i Rozell na tamtym korytarzu...
    Jason spogląda na Lanę, jakby szukał u niej pomocy. Co mnie ominęło, i dlaczego niby nie mogą mi tego powiedzieć?
     Moja siostra również nie jest pomocna w tej kwestii, bo gdy tylko przełyka, nie dostaję od niej konkretnej odpowiedzi.
-Nie widziałam go, usnęłam krótko po tobie.          
     Patrzę na nich, za bardzo im nie wierząc, ale nie wiem czemu mieliby mnie oszukiwać. Thomasowi przecież nie mogło stać się coś złego, więc nie martwię się za mocno.
- Co to? - pyta Jason, dostrzegając naszyjnik w moich dłoniach, po chwili zabierając go. - Skąd go masz?
- A to... - ponownie przypominam sobie o błyskotce, ale odpowiadam trochę niemrawo, wciąż myśląc o starszym bracie. -  Veronica mi to dała.
- Po co? - jego głos brzmi nieufnie, i tak samo spogląda na mnie. - Żeby spadła na ciebie jakaś klątwa lub coś gorszego?
- Nie wiem - stwierdzam. - Powiedziała, że za jakiś czas może mi się przydać. Chociaż nie wiem do czego. Ale podejrzewam, że ma to jakiś związek z Peterem...
- Wyrzućmy to. - proponuje Lana. - Nic dobrego nie wyszło spod rąk tej czarownicy. Jeszcze wyjdzie na to, że to jakaś przeklęta dusza, która cię opęta. Jak to wyrzucimy, to przynajmniej będzie spokój.
- Nie jestem przekonany co do kwestii z opętaniem, ale ona może mieć rację. - dodaje Jason. - Katrino, oboje bardzo dobrze wiemy,  czego potrafią dokonać czarownice. I powiedzmy sobie szczerze, Veronica nie ma żadnych powodów, by ci pomagać. Ale nawet z najgłupszej zachcianki mogłaby zesłać klątwę na ciebie. A co jeżeli wiedziała, że jej odmówisz, i w ten sposób chce cię ukarać?
     Mimo że argumenty chłopaka wydają mi się logiczne, wciąż się waham. Coś mi podpowiada, że tym razem Veronica naprawdę chce mi pomóc, nawet jeśli sama nie wiem dokładnie, czego ta pomoc ma dotyczyć. Ale co jeżeli się mylę? Jeżeli gdy tylko to założę, to z jakiegoś dziwnego powodu padnę martwa?
     Jason chyba dostrzegł moje wahanie, bo po chwili odzywa się ponownie:
- Dobra możemy to rozwiązać w ten sposób.- chłopak podchodzi do komody, a następnie chowa naszyjnik do jednej z szuflad. - Na razie nie zawracajmy sobie nim głowy, dobra?
      Patrzę na  niego z niedowierzaniem. Tajemniczy naszyjnik i powód dla którego Veronica mi go dała, to dla mnie kolejne zmartwienie, ale skoro prawdopodobnie nie przyniesie żadnych większych szkód, może warto na razie o nim zapomnieć?
- Jestem za. - odzywa się Lana.
      Wzdycham, dając za wygraną. Jason widząc, że się poddałam, uśmiecha się delikatnie po czym podchodzi do mnie i przytula mnie, uprzednio cmokając moje usta.
      Zapada cisza, gdy wracamy do jedzenia. Jason i Lana wyglądają, jakby byli zatraceni we własnych myślach, a ja nie jest inna, bo wciąż męczy mnie to co się stało. Co ma niby oznaczać ten tajemniczy podarunek od Veronici?
- On nawet nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. - słowa Lany po chwili przerywają milczenie i powodują, że krztuszę się jajecznicą. Jason spogląda na nią z szokiem, jakby dziwiąc się, że w ogóle poruszyła ten temat.
- Taka jest prawda - ciągnie dalej Lana. - Rozumiał jedynie tyle, że Peter i Veronica są źli i mogą zrobić nam krzywdę. Tak tłumaczył mu to Thomas. Mama nawet nie próbowała nam tego wyjaśnić...
- Jak myślisz, kiedy... Mógł się zatruć?... - wymawiam te słowa ostrożnie, wciąż w to nie wierząc.
       Lana wzrusza ramionami.
- Nie mam pojęcia jak wygląda ta roślina, ani jak się ją podaje, ale to się mogło zdarzyć wszędzie. Zapewne stało się to wtedy, gdy jeszcze byliśmy w naszym rodzinnym mieście. Chodził do przedszkola, na plac zabaw…
- Mógł komuś zlecić, by to zrobił... - sugeruje Jason, patrząc zamyślonym wzrokiem w talerz Lany. - Tak, by nikt kto coś zauważy, nie oskarżył go osobiście…
- On jest po prostu chory... - mamroczę pod nosem.
- Zabawne, bo wygląda na to, że próbował się kryć z otruciem Briana. - stwierdza z goryczą chłopak. - Ale nie pomyślał o tym, gdy wlókł martwą Isabelle aż na sam zamek…
      Lana patrzy na niego z niezrozumieniem, przez co chłopak po chwili dodaje:
- To była moja starsza siostra. Peter ją zamordował.
      Słowa wywołując u dziewczyny osłupienie, ale mnie to nie zaskoczyło. Peter już kiedyś wspominał mi o Isabelle, oraz o tym, co jej zrobił. To właśnie od niej rozpoczął swoje morderstwa, które ciągną się aż do teraz.
- Miałeś jeszcze jedną siostrę, prawda? - pyta Lana.
- Arianę. - odpowiada chłopak, przyglądając się dziewczynie. - Chyba nawet była twoją rówieśniczką. Sądzę, że nawet byście się polubiły.
      Uśmiecham się niemrawo na wspomnienie pół - wampirzycy. Naprawdę liczyłam, że uda mi się poznać ją lepiej, ale niestety stało się inaczej.
- No i mam jeszcze młodszego brata, który robi same głupstwa. - stwierdza po chwili, już trochę weselej.
- Nasz również nie jest lepszy. - odpowiada Lana, spoglądając na Jasona porozumiewawczo.
- O tak, z tego co zrobili, będą się wam nieźle tłumaczyć. - mówi Jason. - Już ja tego dopilnuje.
       Patrzę na nich, nie rozumiejąc o czym mówią. Coś jednak mówi mi, że nie jest to nic ważnego, i może to zaczekać, bo jak na razie nie mam ochoty drążyć o co im chodzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro