Rozdział szesnasty
Katrina:
Jason wyprowadził mnie z gabinetu swojego ojca, po czym poprowadził mnie na pierwsze piętro, a następnie weszliśmy do jakiegoś pokoju. Pomieszczenie jest tej samej wielkości co wcześniejsze pomieszczenia, w tym że utrzymany jest w ciemnych kolorach. Na ciemnozielonej kanapie pod oknem siedzi Clark.
-Co ona tutaj robi?! -pyta, widząc mnie, przy okazji zrywając się z kanapy.
-Katrina przybyła tutaj by powiadomić nas że uwolniła Arianę.-odpowiada spokojnie Jason.
-Co? -pyta zaskoczony Clark.
-Uwolniła Arianę. -powtarza Jason. -I ukryła ją u swojej przyjaciółki. Ojciec kazał ci przekazać że wyruszysz z nami by ją tu sprowadzić, dzisiaj w nocy.
-Co?! -powtarza się Clark.
-Głuchy jesteś?! -pyta Jason. -Masz pomóc nam sprowadzić Arianę do domu!
-Dobra, zrozumiałem.- mówi Clark. -Nie musisz się drzeć. Ale po co nam ona?
-Bo tylko Katrina wie gdzie jest Ariana.- powtarza Jason. -Bądź gotów o dziewiątej wieczorem.
Clark się nie odzywa. Przygląda mi się zaskoczony, jakby nie wierząc w to że jakiś wilkołak pomaga wampirom.
-Chodź Katrino.-prosi Jason.
Wychodzę za nim, po czym on prowadzi mnie do swojego pokoju. Kiedy oboje już tam weszliśmy, chłopak przez chwilę mi się przygląda.
-Dziękuje ci. -mówi po chwili.
-Nie ma za co.-odpowiadam.
-Jest za co. -mówi. -Poświęcasz się dla pół-wampirzycy, by wyrwać ją z więzienia u wilkołaków, i przyprowadzić ją do rodziny, ryzykując przy tym zaufanie twojego mate. Naprawdę ci dziękuję.
Rumienie się. On mi tylko podziękował, a zachowuje się jakby prawił mi komplementy.
-Każdy by to zrobił na moim miejscu.-mówię.
-Nie każdy.-stwierdza. -Nie każdy normalny wilkołak pomógł by nastoletniej, rannej pół-wampirzycy. -nawet nie zauważyłam kiedy podszedł bliżej mnie, dzięki czemu dzieli nas jedynie jeden krok.
-Najwyraźniej ja nie jestem normalna...-szepcze. Co się dzieje?! Dlaczego on tak na mnie działa, że nie mogę normalnie mówić, i robię się niepewna i nieśmiała?
-Ja uważam że jesteś.-stwierdza, po czym zmniejsza dzielącą nas przestrzeń, przybliżając się do mnie i delikatnie całując moje usta. Przez chwilę stoję zaskoczona i lekko otwieram usta, przez co Jason pogłębia pocałunek, wślizgując się językiem w moją jamę ustną. Niepewnie oddaje pocałunek, współpracując językiem przy pieszczocie.
Odrywamy się od siebie dopiero po chwili, przez co ja od razu spuszczam wzrok.
-Jesteś normalna. -Jason szepcze cicho, po czym składa na moim czole delikatny pocałunek. -Oraz bardzo dzielna i odważna.
Znowu się rumienie, zarówno przez komplementy Jasona jak i sam pocałunek.
-Powinnaś coś zjeść.-mówi po chwili, tak jakby nic się nie stało.- Chodź, pokażę ci kuchnię.
Prowadzi mnie na parter budynku, po czym wprowadza mnie do pomieszczenia, które okazuje się być jadalnią. Pokój utrzymany jest w ciepłych barwach, na środku stoi duży, owalny stół z ośmioma krzesłami.
Jason lekko popycha mnie do jednego z krzeseł, po czym odsuwa je i pozwala mi usiąść. Siadam, i lekko przysuwam krzesło do stołu.
-Zaraz wrócę. -mówi, po czym wychodzi z jadalni. Ja natychmiast wracam myślami do pocałunku. Czuję się dziwnie. Przy Jasonie nie jestem sobą,nie potrafię być wredna tak jak przy Peterze. Kiedy jestem w obecności Jasona, od razu się rumienie i wstydzę, tak jakby on wyczytał ze mnie moje wszelkie tajemnice.
Rozmyślam tak przez dobre dwadzieścia minut, gdy nagle do pomieszczenia wchodzi Jason i stawia przede mną talerz z jedzeniem. Są to ugniecione ziemniaczki, karkówka oraz sałatka z ogórków i pomidorów. W moim brzuchu rozlega się burczenie.
-Smacznego.- mówi chłopak, po czym siada na krześle po mojej lewej stronie.
Zabieram się za spożycie posiłku, nadal rozmyślając nad moimi uczuciami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro