Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemdziesiąty piąty


Clark:

    Po kolei przekładam butelki z krwią do przyniesionej ze sobą skrzynki, sprawdzając uważnie ich oznaczenie grup. Powinienem wziąć więcej, niż zabierałem do siebie do tej pory. Nie mogę więcej dopuścić do tego, że zabraknie mi krwi, że będę zmuszony ulec pragnieniu. Nie mogę pozwolić więcej na to, by Thomas karmił mnie swoją krwią. 
     Co prawda Thomas nie jest na mnie zły, że to zrobiłem, twierdzi nawet, że przecież sam kazał mi się ugryźć. Ale doskonale wiem, że powinienem mieć więcej opanowania, w żadnym wypadku nie powinienem był karmić się jego krwią. Słyszałem o przypadkach wampirów, które nie potrafiły się opanować, z czasem wypijali większość krwi swojej ofiary doprowadzając do jej osłabienia czy nawet śmierci. Ale istnieje również drugie wyjście, według mnie o wiele gorsze. Byli również i tacy, którzy potrafili zainfekować krew  ofiary swoim jadem, doprowadzając ją do krytycznego stanu. I jeśli jakimś cudem ofiara jadu przeżyła konwulsje, to jad wampira dawał o sobie znać, zmieniając tę osobę w pół-wampira.
     Nie chciałbym, by któraś z tych opcji przytrafiła się Thomasowi. Będę się wyklinał przez resztę swojego życia, za to co zrobiłem, i jeśli zrobię to ponownie.
   Osiemnaście butelek. Jeżeli będę pamiętał o regularnym uzupełnianiu zapasów, ta sytuacja nie powinna się powtórzyć. 
    Zabieram skrzynkę, wychodząc z chłodni. Na pewno więcej się nie powtórzy. Po pierwsze dlatego, że będę się pilnował z regularnym karmieniem i uzupełnianiem zapasów, a po drugie, bo już więcej nie pozwolę na to, by głód przejął moje logiczne myślenie, żebym zaatakował kogoś, skrzywdził kogoś, na kim mi zależy.
     I chyba będę musiał wyjaśnić to również Thomasowi, bo coś czuję, że wilkołak byłby zdolny zrobić to ponownie, uważając za pomocny gest. Albo za jakiś inny gest, który doprowadzi do takich samych skutków, jak ostatnio. Nie jestem pewien, czy przy takim celu umiałbym się sprzeciwić.
     Wchodzę po schodach, uważając by nie upuścić skrzynki. Jeszcze by mi tego brakowało, gdyby to wszystko się rozbiło. Narobiłbym sobie tyle samo problemów, jak w przypadku gdybym w ogóle tego nie przyniósł.
     Ale jednak udaje mi się bezpiecznie wejść na piętro, podążając korytarzem. Zamierzam w pośpiechu czmychnąć spod komnat ojca, licząc, że może go tam nie ma, może znajduje się w dalszej części zamku. Niestety, szczęście mi nie dopisuje, bo drzwi otwierają się, i że środka wychodzi właśnie on. 
   Przyśpieszam kroku, mając nadzieję odejść, zanim ojciec mnie zauważy, ale to również mi się nie udaje.
- Clark. - od razu odzywa się do mnie, przechodzi mi przez myśl, że może mógłbym nie zwrócić uwagi na ojca i przejść obok bez słowa. - Clark, poczekaj. Chcę z tobą porozmawiać. 
- A kto powiedział, że ja chcę rozmawiać z tobą? - pytam, będąc gotowym ruszyć dalej, gdy ojciec łapie mnie, zatrzymując w miejscu. 
- I niby jak długo zamierzasz mnie unikać? - sugeruje, patrząc na mnie z niedowierzaniem, że mógłbym to zrobić. I może by tak było. Może potrafiłbym zaszyć się u siebie, zadbać o to, by ojciec nie wchodził mi w paradę. 
     Ojciec wzdycha, widząc mój brak ochoty na rozmowę.
- Nie było cię na egzekucji. - bardziej stwierdza niż pyta. 
- A to miałem tam być? - pytam z ironią i zaskoczeniem. 
- Jesteś księciem. - odpowiada. - Zdaje mi się, że masz również jakieś obowiązki.
- Uznajmy więc, że ich nie wypełniam. - stwierdzam, poprawiając skrzynkę z butelkami. Wzrok ojca na moment na niej ląduje. - Naprawdę sądziłeś, że miałbym ochotę oglądać trucicielkę własnej siostry? 
- Sądziłem, że masz w sobie poczucie obowiązków, które musisz wypełniać. - wyjaśnia mi ojciec. - Ale może się myliłem. Najwyraźniej dla ciebie ważniejszą rzeczą było zabawianie się z kochankiem, niż być obecnym podczas takiego wydarzenia. 
     Przez chwilę nie wiem co powiedzieć, słysząc wniosek ojca. Nie mogę uwierzyć w to, że pierwszym powodem, który przyszedł mu na myśl było to, że byłem z Thomasem. Co w sumie jest prawdą, przecież potem chłopak mnie znalazł. Ale dobrze wiem, co ma na myśli ojciec: nie wypełniłem swoich obowiązków, bo w tamtym momencie Thomas był dla mnie ważniejszy.
    I mam ochotę przyznać mu rację: patrząc na tamte zdarzenie obecność Thomasa obok mnie była dla mnie ważna, nawet ważniejsza od tego, że w końcu dokonano wyroku na Ami. Przynajmniej w tamtej chwili wiedziałem, że chociaż on nie oskarża mnie o to co zrobiłem, że jest po mojej stronie, rozumiejąc, że nie miałem wpływu na czyny czarownicy.
- Tak, uwierz mi, to było ważniejsze. - potwierdzam, samemu już nie będąc pewien co czuję. - Ważniejsze było dla mnie to, że miałem Thomasa obok siebie, niż to, że miałbym spojrzeć w twarz kobiecie, która przez swoje głupie widzimisię zabiła mi siostrę. 
- Przypominam ci, że zrobiła to tylko dlatego, że z nią poigrałeś. 
- Wiem co zrobiłem! - unoszę się, nie wytrzymuję, pozwalam, by złość znów zwyciężyła nad moimi emocjami. - Myślisz, że ja nie przeżywam tego, że przeze mnie zginęła moja własna siostra?! 
- Jakoś tego po tobie nie widzę. - stwierdza ojciec. - Dostrzegam jedynie to, że     zamknąłeś się w swoim pokoju wraz z nim, i nie wiadomo co tam wyprawiacie. 
      Przez chwilę czuję zadowolenie na myśl o tym, że ojciec podejrzewa mnie o to, przez cały ten czas wraz z Thomasem nie  możemy oderwać od siebie rąk. I ust. 
      Ale jednocześnie drażni mnie to, że uważa to za coś złego, niedopuszczalnego. Jakby samo to, że mógłbym być szczęśliwy z Thomasem nie zadowalało go.
     Ojciec wzdycha, jakby mając już tego dość. Ale to przecież on zaczął tę dyskusję, więc nie mam pojęcia czego on się dziwi.
- Zamierzam urządzić przyjęcie. - oznajmia, zaskakując mnie. Najpierw się ze mną kłóci, a potem oznajmia mi takie coś? - Z okazji uniknięcia wojny i końca konfliktu z Peterem. Wierzę, że jako mój syn pojawisz się tam, i będziesz potrafił godnie się zachować. 
- Jason wie? - to pierwsza rzecz o jaką wolę zapytać, zbyt dobrze wiedząc, że ojciec zawsze najpierw informuje starszego z synów. 
- Jeszcze mu o tym nie powiedziałem. - słyszę odpowiedź ojca. - Najpierw zamierzałem ustalić wszystkie najważniejsze rzeczy, ale sądzę, że uda mi się to zrobić w ciągu kilku najbliższych dni.
 - I sądzę, że nie muszę przypominać ci o tym, że powinieneś się jakoś zachowywać. - mierzy mnie spojrzeniem, i od razu orientuję się, że chodzi mu mniej więcej o to, bym nie      obnosił się zbytnio z moimi uczuciami wobec Thomasa.
- A może po prostu będzie lepiej, jeśli wcale się tam nie pojawię? - sugeruję, czując, że nie mam ochoty na żadne przyjęcia czy bale. - Jeżeli sądzisz, że mogę przynieść ci wstyd tym, że adoruję osobę, na której mi zależy, lepiej od razu zacznę unikać wszelkich wydarzeń publicznych. 
- Czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że ważniejsze jest dla ciebie to, że mógłbyś zamknąć się we własnym pokoju z chłopakiem, niż wziąć udział w przyjęciu? - pyta zaskoczony ojciec. - Nie poznaję cię. 
     Również po części się nie poznaję. Dawniej byłbym chętny do udziału w takiej zabawie, ale wiem, że obecnie nie byłbym w stanie dobrze się bawić. Nie potrafiłbym imprezować, czując gdzieś w środku, że ojciec uważa mnie za dziwaka. Może nawet czułbym się przytłoczony tłumem wokół, bałbym się publicznie okazać uczucia Thomasowi, wiedząc, że wszyscy na nas patrzą. 
- Masz tam być. - oznajmia ojciec, widzę, że tak samo jak ja ma już dość tej kłótni. - I zachowywać się jak na księcia przystało. Zważywszy na to, co się tam wydarzy. 
    Nie mam pojęcia o co mu chodzi, jak i również nie mam ochoty na robienie dochodzenia na ten temat. 
    Obrzucam ojca pogardliwym spojrzeniem, on odwdzięcza mi się tym samym, po czym odchodzę, starając się nie oglądać za siebie, zbyt dobrze wiedząc, że ojciec wpatruje się we mnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro