Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemdziesiąty ósmy


Clark:

Zabawa rozkręciła się na dobre, obserwuję, jak coraz więcej par podąża na parkiet. Ukryłem się tuż obok bufetu, popijając krew, mając nadzieję, że zbytnio nie rzucam się w oczy.

Cała zabawa zaczyna mnie już nudzić, w żadnym wypadku nie czerpię z niej przyjemności. Mam wrażenie, jakby wszystkie znające mnie wampiry obgadywały mnie, czepiając się zarówno mojego złego samopoczucia, jak i rzeczy, które dokonałem.

Jakby w ogóle mieli skąd się tego wszystkiego dowiedzieć. Przecież doskonale wiem, że nie ma żadnej opcji co do tego, że ktokolwiek mógłby zacząć plotkować na mój temat. A mimo to i tak czuję się z tym dziwnie.

Wśród tłumu dostrzegam Thomasa z Katriną. Chłopak chyba wziął na siebie odpowiedzialność zabawienia siostry, bo pomimo braku umiejętności stara się dostosować kroki do rytmu. Muszę jednak przyznać, że idzie mu to opornie i jeżeli z Thomasa miałby wyjść chociaż przeciętny tancerz, będzie musiał jeszcze poćwiczyć.

Gdzieś wśród tylu osób widzę Jasona, rozmawiającego z wampirzą szlachtą. Ciekawe, czy już wpadł na byłą narzeczoną. Cecilia prawdopodobnie traktowałaby go jak powietrze, bo według niej Jason ośmieszył ją, zrywając zaręczyny. Ale sądzę, że wyszło lepiej niż miało być, bo widziałbym każdą jako żonę mojego brata, niż tą pustą lalę.

Melodia dobiega końca, rozlegają się pochwalne brawa dla orkiestry. Muzykańci nie czekają długo by rozpocząć kolejny utwór, ale dostrzegam, jak Thomas wraz z Katriną schodzą z parkietu. Ośmielę się nawet stwierdzić, że Tom wprost z niego ucieka.

- Musisz to przyznać, nie umiesz tańczyć. - stwierdza Katrina, patrząc na brata z litością.

- Umiem tańczyć! - Thomas jest widocznie urażony. - Musiałabyś widzieć, jak balowałem na wszystkich imprezach w domu!

- Bujając dziewczynę z jednej strony na drugą? - pyta Katrina, śmiejąc się z chłopaka.

- Tom, chyba musiałeś zwykle podpierać ściany, bo ja tego tańcem nie mogę nazwać. - wtrącam.

- I ty przeciwko mnie? - Thomas nie dowierza w moją stronniczość.

Śmieję się z jego miny, po chwili składając pocałunek w kąciku jego warg. Thomas patrzy na mnie tak, jakby chciał coś więcej, ale nie śmiał prosić.

- Panienka pozwoli, że poproszę ją o taniec. - zwracam się do Katriny, wyciągając ku niej dłoń i wykonując delikatny ukłon. Nie wiem, które z nich jest bardziej zaskoczone: Thomas, który widocznie nie tego się spodziewał, czy Katrina, która nie do końca wie co zrobić.

- Oczywiście. - dziewczyna odzyskuje głos i z uśmiechem podaje mi dłoń, pozwalając zaprowadzić się z powrotem na parkiet.

Uśmiecham się do niej, przysuwając bliżej siebie i przybierając odpowiednią pozę.

-Chcę tylko zauważyć, że nie za bardzo umiem tańczyć. - oznajmia Katrina, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Sądzę, że na pewno wychodzi ci to lepiej, niż Thomasowi. - zauważam, zaczynając prowadzić ją w rytm muzyki.

Katrina z lekkim przerażeniem spogląda na swoje stopy, jakby bała się, że coś poplącze. Ja jednak bez obaw prowadzą ją w doskonale znany mi rytm walca, które uczyłem się już gdy miałem kilka lat.

- Więc Katrino. - uśmiecham się do dziewczyny. - Pewnego dnia zostaniesz moją bratową. Sądzisz, że jesteś gotowa wplątać się w ten cały dworski syf?

- Naprawdę wylatujesz w bardzo daleką przyszłość. - stwierdza.

- Chyba nie zamierzacie z Jasonem wstrzymywać ślubu do czasu, aż urodzisz? - pytam zdziwiony. - Katrino, naprawdę mogę wierzyć, że w tym momencie nie interesuje cię zdanie innych, ale im dłużej zwlekacie, tym większe plotki mogą się pojawić.

- A co, boisz się, że nasz temat odbierze ci zainteresowanie osób, które dotychczas obgadywały ciebie? - pyta Katrina, uśmiechając się z doigraniem.

Również się uśmiecham, słysząc uwagę dziewczyny.

- Nie, nie boję się. - odpowiadam. - Plotki na mój temat powinny zachować się jeszcze na jakieś dwadzieścia lat, tak bardzo wyrobiłem sobie opinię.

Katrina śmieje się, pozwalając mi obrócić ją wkoło.

- Widzę, że naprawdę wierzysz w to, że wszyscy plotkują na twój temat.

- A to tak nie jest? - pytam z udawanym zdziwieniem. - Katrino, sama dobrze wiesz, jak się zachowywałem. Uważasz, że nawet jeśli teraz się uspokoję, to nagle wszyscy zapomną, czego potrafiłem się dopuścić?

- Sądziłam, że nie przejmujesz się zdaniem innych. - odpowiada.

- Chciałbym. - stwierdzam, wzdychając. - Sama jednak przyznasz, że to, czego dokonaliśmy w przyszłości, potrafi ciągnąć się za nami jeszcze przez długie lata.

- Więc już do końca jestem zmuszona, by unikać Cecilii. - podsumowuje Katrina. - Jestem pewna, że dziewczyna byłaby gotowa zagryźć mnie na miejscu, za odbicie jej Jasona.

- Jeżeli ją rozszarpiesz, podam się za świadka i przyznam, że był to nieszczęśliwy wypadek. - oznajmiam, czym rozśmieszam rudowłosą.

- Byłbyś gotów to zrobić? - nie dowierza Katrina, wciąż rozbawiona.

- Oczywiście. - przyznaję. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jej nie trawię. Od dnia w którym ojciec i jej rodzice ogłosili ich zaręczyny, Cecilia zachowywała się tak, jakby już była żoną Jasona. Częściej spędzała swój czas na zamku, niż we własnym domu, wtrącając się do spraw, które jej nie dotyczyły. Zdarzało się, że potrafiła nawet wtrącać się do mojego życia, próbując namówić mnie na ustatkowanie się z jedną z jej przyjaciółek i pozbycie się kochanek.

- Kiepsko jej to wychodziło, skoro wciąż jesteś kawalerem. - stwierdza.

- Jeżeli twój brat da mi szansę, to długo nim nie pozostanę. - oznajmiam.

Katrina uśmiecha się porozumiewawczo, gdy obracam ją w tańcu.

- Jeśli mam być z tobą szczera, trochę cię nie poznaję. - oznajmia. - Kiedy cię poznałam, podrywałeś jedną dziewczynę za drugą, nie zważając na to, co z tego wyjdzie. A teraz... Mam wrażenie, że ledwo co zdążyłeś poznać mojego brata, i od razu zacząłeś go podrywać. Muszę przyznać, że trochę to niepokojące.

- Jeśli chcesz przez to powiedzieć, że martwisz się o Thomasa, to nie masz czemu. - mówię, starając się to odpowiednio dobrać w słowa. - Katrino, wiem jak wyglądało dotychczas moje życie towarzyskie, ale czuję, że Thomas jest mi bliższy niż ktokolwiek przed nim. Nawet jeśli znam go od tak krótkiego czasu.

Grana muzyka dobiega końca, kolejny utwór wydaje się o wiele szybszy od poprzedniego. Nie wydaje mi się, że Katrina potrafiłaby od razu załapać rytm, więc wyprowadzam ją z licznego tłumu znajdującego się na parkiecie.

- Bardzo dziękuję panience za taniec. - ponownie kłaniam się przed nią i całuję jej rękę, Katrina również delikatnie przede mną dyga.

Wspólnie wracamy do Thomasa, który patrzy na mnie z lekką zazdrością.

- Uznajmy, że po prostu miałeś więcej możliwości do nauki. - stwierdza, ale widzę, że chłopak i tak nie potrafi przyjąć takiego wyjaśnienia.

- Zazdrosny? - pytam, przybliżając się do Thomasa i uśmiechając się z zadowoleniem.

- Niby o co? - odpowiada wilkołak, ale widać, że boli go przytyk związany z tańcem. - Jesteś księciem, to chyba logiczne, że będziesz potrafił lepiej tańczyć ode mnie.

- Mogę cię nauczyć. - proponuję, wyciągając do niego rękę.

Widać, że nie tego spodziewał się Thomas, bo patrzy na mnie z zaskoczeniem i zmieszaniem. Przez moment mam wrażenie, że mi odmówi, bo jest naprawdę wiele powodów, dla których może to zrobić, zaczynając od zawstydzenia, kończąc na zwróceniu większej uwagi innych.

- Dobra. - ku mojemu zaskoczeniu chłopak zgadza się, podając mi dłoń i uśmiechając się do mnie.

Prowadzę go z powrotem na parkiet, stajemy naprzeciwko siebie. Pierwszy zgrzyt następuje gdy obydwaj zamierzamy prowadzić. Thomas patrzy na mnie zaskoczeniem, nie tego się spodziewając.

- Pozwól mi. - proszę, łapiąc go za rękę i obejmując w pasie.

- Jeżeli to ty będziesz prowadził, to wątpię, że nauczę się poprawnie tańczyć. - mówi, a mimo to posłusznie przyjmuje odpowiednią pozę.

- Żebyś się nie zdziwił, Tom.

Wydaje mi się jakby Thomas poruszał się strasznie sztywno, nie potrafiąc dostosować się do sytuacji. A może naprawdę nie potrafi tańczyć. Albo nie pasuje mu, że to nie on prowadzi.

Ze skupieniem przypatruje się swoim krokom, jakby bał się, że coś poplącze. Jednak pewnie prowadzę go w rytmie walca, wirując po sali.

- Nadal uważasz, że idzie mi fatalnie? - pyta Thomas, uśmiechając się z satysfakcją, będąc pewien swojego postępu.

- Tak. - uśmiecham się z zadowoleniem, widząc jak rzednie mu mina. - Chciałbym zauważyć, że nie potrafiłeś prowadzić w tańcu swojej własnej siostry.

- Może gdybyś pozwolił mi kierować, to bym się nauczył.

- Może. - odpowiadam, uśmiechając się, będąc pewien, że i tak szło by mu to koszmarnie. Thomas wzdycha z lekkim rozczarowaniem.

- Nie pozwolisz mi prowadzić, prawda? - pyta, ale widocznie zna już odpowiedź.

- Może. - powtarzam, szczerząc się, widząc jak Thomas traci cierpliwość.

- Do jasnej cholery, Clark. - Thomas zbliża swoją twarz do mojej, całując mnie.

Z zadowoleniem oddaję pocałunek, nie mam nic przeciwko takiemu obrotowi sytuacji.

Ale chyba powinienem mieć, gdy Thomas odrywa się ode mnie i przejmuje prowadzenie w tańcu.

Patrzę na niego z niedowierzaniem, wilkołak uśmiecha się do mnie z zadowoleniem, obracając mnie nieumiejętnie.

- Tom. - uśmiecham się do niego z politowaniem, gdy Thomas nie odpuszcza, prowadząc mnie w poplątanym rytmie, którego tańcem nie można nazwać.

- Tak, Clark? - Thomas odpowiada uśmiechem, nie ustępując. - Czy coś ci nie pasuje?

- Żebyś wiedział. - potakuję, ku zaskoczeniu Thomasa zatrzymuję go i całuję w usta.

Chłopak nawet mi się nie sprzeciwia i od razu oddaje pocałunek, obejmując mnie wokół szyi. Przyciągam go jeszcze bliżej za biodra, zmniejszając przestrzeń między nami.

Nawet nie wiem w którym momencie niewinne pocałunki przerodziły się w zupełnie coś innego. Zachowujemy się jakbyśmy byli na głodzie, nie potrafiąc oderwać od siebie rąk i ust.

Czuję jednoznaczne ruchy bioder Thomasa, ocierające się o mnie, zaczynające mnie podniecać. I dzieje się to natychmiast, zarówno przez całą sytuację, jak i wcześniej wypitą przeze mnie krew.

Jednak wciąż towarzyszą nam dźwięki przyjęcia, które sprowadzają mnie na ziemię, przypominając mi, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Niechętnie odrywam się od Thomasowych ust, rozglądając się wokoło, czy przypadkiem nikt nie przyglądał się temu zbyt bacznie.

- Chodźmy stąd. - proponuję, widząc niezadowoloną minę chłopaka.

Thomas od razu przystaje na moją propozycję, kiwając głową i po raz ostatni delikatnie całując moje usta. Łapię go za rękę i w pośpiechu wyprowadzam przez tłum w stronę wyjścia, wiedząc, że gdybyśmy zostali tutaj dłużej, to goście mieliby niezłe przedstawienie, a ojciec zapewne by się mnie wyrzekł. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro