Rozdział dziewięćdziesiąty trzeci
Katrina:
Patrząc na brata mam wrażenie, że ten jest bliski rozsypce. Chyba cudem udało mi się wyprowadzić go z sali balowej, wciąż obiecując mu, że cała sprawa się wyjaśni. Nie jestem jednak pewna, czy do Thomasa w ogóle dotarły moje słowa, bo przez cały czas wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczami, a widoczny w nich szok zaczyna mnie niepokoić.
Również jestem zaskoczona tym, co wydarzyło się na balu. Tak naprawdę nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, bo kto by pomyślał, że król zechce znaleźć Clarkowi żonę. Podejrzewam, że między chłopakiem a jego ojcem naprawdę musiało dojść do niezłej kłótni, która zapewne pogorszyła ich już i tak napiętą relację.
Nie zmienia to jednak faktu, że teraz może dojść do jeszcze większego problemu. Nie znam się na formalności zawarcia związku w wampirzej rodzinie królewskiej, jestem jednak świadoma, że od teraz Clark jest prawdopodobnie zaręczony z Rozell. Rozell, której nie lubi. Za to z całą pewnością uwielbia mojego brata, który wygląda tak, jakby złamano mu serce.
Muszę przyznać, że nie byłam w pełni świadoma, jak bardzo Thomas przywiązał się do Clarka do momentu, w którym nie zobaczyłam jego reakcji na zaręczyny. Wyglądał tak, jakby odebrano mu coś ważnego.
Teraz wcale nie wygląda lepiej, bo patrzy na mnie tak, jakby nie do końca przyswajał to co się dzieje. Zdaje mi się, że daje mi się prowadzić odruchowo, bardziej mechanicznie, i gdybym go tutaj zostawiła, już by się nie ruszył.
Jednak nie odpuszczam i choćby na siłę prowadzę go ze sobą, nie chcąc zostawić go na pastwę losu.
Chyba cudem docieramy w miarę szybko do sypialni Jasona, a gdy wpuszczam go do środka ze spokojem zauważam śpiącą na łóżku Lanę, pokracznie owiniętą kołdrą.
- Zguba się znalazła. - komentuję, na co Thomas lekko się uśmiecha, wciąż jednak widać po nim cały szok i coś jakby lęk.
- Chcesz o tym pogadać? - pytam wprost, bo nie wiem, jak mam do tego podejść.
Chłopak spogląda na mnie tak, jakby nie wierzył, że mogę mu w jakikolwiek sposób pomóc.
- Po co? - pyta, a ja czuję się jakby mnie zmroziło, słysząc z jaką goryczą się wypowiada. - Przecież to i tak nic nie da.
- Thomas... A może jednak... Uda im się coś ugadać... - pletę, mimo że sama do końca w to nie wierzę.
- Wierzysz w to? - pyta, patrząc na mnie z rezygnacją. - Bo ja nie.
Chciałabym coś mu powiedzieć, naprawdę. Coś co go pocieszy, podniesie na duchu, ale nie wiem co.
Bo niby co się może zdarzyć? Wątpię, żeby doszło do kolejnego cudu. Król nie pozwoli Clarkowi na zerwanie tych zaręczyn, czuję to. Musiały one dojść do skutku na jakiś ustalonych warunkach, bo nie uwierzę, że chcą tak po prostu znaleźć Clarkowi żonę.
- Ja po prostu... - odzywa się Thomas, siadając na stojącym obok krześle. - Nie tego się spodziewałem. Chyba narobiłem sobie nadziei, że skoro oboje chcemy siebie nawzajem, to wszyscy i wszystko będzie nam przychylne. Chyba nie wziąłem pod uwagę, że Clark nadal jest księciem, mimo że tak się nie zachowuje, i ma również jakieś obowiązki. Nie pomyślałem, że co może się temu sprzeciwić.
Nie mam na to odpowiedzi, jedynie wpatruję się w brata ze współczucie.
- Bo czy ty wiedziałaś od razu, w co się pakujesz? - pyta, czym lekko mnie zaskakuje. - Czy gdy Jason ci się spodobał czułaś, że wynikną z tego problemy? Albo do czego to doprowadzi?
- Wiesz, że zerwał dla mnie zaręczyny? - wypalam, czym od razu zaskakuje brata.
- Ło. - prycha Thomas, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami. - Chyba nie takiej rozmowy się spodziewałem.
Cicho się śmieję, czując potrzebę powiedzenia bratu prawdy.
- To... To przyszło z nikąd. - kontynuuję. - Jason okazywał mi zainteresowanie chyba od początku naszej znajomości. Nawet przypadkiem poznałam jego byłą narzeczoną. I czuję się z nim dobrze.
Na moment urywam, myśląc nad bardziej zwięzłą odpowiedzią, ale Thomas się wtrąca.
- Dobra, nie musisz mi się z tego spowiadać. Naprawdę widać po was to, że się kochacie. Widzę, że Jason się tobą opiekuje, więc jestem pewny, że nie oddam siostry byle komu.
Śmieję się ponownie, słysząc to.
- Nie wiedziałam co z tego wyniknie. - mówię. - Mam wrażenie, że wpakowałam się w znajomość z Jasonem nie myśląc o konsekwencjach, zarówno ze strony jego pozycji jak i ze strony stada. Jakbym postawiła wszystko na jedną kartę.
- Ale to nie skończyło się koszmarnie. - stwierdza Thomas. - Czy król robił wam jakieś problemy?
- Nie. - odpowiadam szczerze. - Thomas... Mam takie wrażenie, że to właśnie z nim jest problem. Z królem i jego stosunkiem do Clarka.
- Zdążyłem już to zauważyć. - przytakuje, a jego humor od razu się psuje. - Nie można przecież najpierw wybaczać swojemu dziecku czegoś, za co obwiniano go przez tyle lat, by za chwilę znaleźć nowy, zupełnie inny powód do gnębienia.
- Nie powiedziałabym, że to było gnębienie... - zaczynam, ale moją uwagę zwraca hałas otwieranych drzwi.
- Clark, jest tutaj. - zza nich słychać głos Jasona, a zaraz potem chłopak wchodzi do środka ze smętnym wyrazem twarzy, wpuszczając za sobą młodszego brata, który wcale nie wygląda lepiej.
Clark jest wyraźnie przybity tym, co zaszło. Jakby to, co usłyszał od swojego ojca złamało w nim wszelkie ramy utrzymania się w ryzach. Od razu kieruje się w stronę Thomasa, który zrywa się z krzesła i bez słów tuli go do siebie.
Patrzę pytająco na Jasona, chcąc dać im chwilę prywatności.
- Poszło kijowo. - ten mówi jedynie, po chwili wzdychając.
- To chyba za mało powiedziane. - stwierdzam, zerkając na Thomasa i Clarka, którzy mówią do siebie coś, o nie zostawieniu siebie nawzajem.
- Nawet nie zgadniesz, co wymyślił ojciec z Henrym. - oznajmia Jason zrezygnowanym głosem.
- A to może być jeszcze gorzej? - pytam.
Jason siada na krześle, widocznie wykończony tym wszystkim. Przez chwilę patrzy na tulących się chłopaków, jakby przetrawiał to, co zaszło.
- Wiesz, co mu zaproponował ojciec? - zaczyna Jason, najwyraźniej chcąc to z siebie jak najszybciej wyrzucić. - Że jeśli poślubi Rozell, to będzie mógł nadal, ale jakby pokryjomu, spotykać się z Thomasem.
- Co? - to Thomas zwraca uwagę na naszą rozmowę. - Chyba sobie żartujesz.
- Chciałbym. - stwierdza Jason. - Ale usłyszałem to wyraźnie.
- Nie zgadzam się na żaden ślub. - odzywa się cicho Clark. - A już na pewno nie z nią.
- Nikt się na to nie godzi. - mówi Jason, jakby delikatnie. - Ale wiesz, że tak naprawdę nie mamy zbyt wiele do gadania.
- Tobie jakoś ojciec pozwolił uniknąć małżeństwa z Cecilią. - Clark mówi to tak, jakby wypominał to bratu.
Jason chce coś powiedzieć, ale jest tak zaskoczony, że chyba nie wie co, i jedynie otwiera i zamyka usta. Patrzy w szoku na Clarka, który i tak nie zwraca na niego uwagi. Spoglądamy na siebie z Thomasem, oboje nie wiemy, co mamy powiedzieć. Jeszcze tego by brakowało, żeby i oni się pokłócili.
-Tak... To naprawdę musi wyglądać niesprawiedliwie...- zaczyna Jason, ale po chwili się waha, jakby nie był pewien, czy chce dokończyć. Zerka na mnie, jakby sprawdzał moją reakcję, dopiero po sekundzie kontynuując. - Ale wiesz co mi powiedział, gdy ogłosiłem mu, że zerwałem zaręczyny z Cecilią dla Katriny? Że to da mu również pewność, że w jakiś sposób Peter zostanie osłabiony.
Kończąc te słowa chłopak patrzy na moją reakcję, jakby oczekiwał osądu. Przetrawiam jego słowa powoli, i dopiero po chwili rozumiem, co Jason ma na myśli. Jego ojciec uważał, że przez nasz związek wykończy swojego wroga.
- Nie mówisz chyba poważnie?! -Thomas reaguje przede mną, odsuwając się od Clarka na niewielką odległości. - Ona zaryzykowała i poświęciła dla ciebie tyle, a ty właśnie oświadczasz, że za waszym związkiem przemawia jednak coś innego niż miłość?!
- Thomas... - Clark próbuje go uspokoić, ale idzie mu fatalnie. Wampir zerka na mnie, ja jednak cały czas wpatruję się w Jasona, nie wiedząc, co mam zrobić dalej.
Nagle Jason robi coś niespodziewanego, czego nie oczekiwałabym na pewno w takim momencie. Chłopak wstaje z krzesła i klęka tuż przede mną na kolana, wciąż wpatrując się we mnie jakby z błaganiem i determinacją. Wyciąga rękę w stronę moich dłoni, które natychmiast mu podaję, wciąż zaskoczona tym co się dzieje. Całuje moje dłonie jakby z czcią, po chwili patrząc mi w oczy i nie zważając na oniemiałych Thomasa i Clarka mówi:
- Katrino, kocham cię i zależy mi na tobie. Pomimo że nie znamy się zbyt długo, to jestem pewien, że to z właśnie z tobą chcę spędzić resztę życia. Byłem tego pewien od momentu w którym pojawiłaś się na zamku po raz pierwszy, jestem tego pewien teraz, i będę tego pewien przez kolejne lata, które będzie mi pisane z tobą spędzić. I liczę, że będzie ich jak najwięcej, bo mam zamiar każdego dnia udowadniać ci, że za moją miłością do ciebie nie stoją żadne niewłaściwe powody.
- Jason... - jestem tak zaskoczona tym niespodziewanym wyznaniem, że brakuje mi słów.
-Co ty robisz? - zaspany głos Lany wyrywa mnie z odrętwienia. Wszystkie spojrzenia kierują się na dziewczynę, która patrzy na Jasona jeszcze zaspanym wzrokiem, zgarniając z twarzy poplątane włosy.
- Na pewno nie to, czego wszyscy oczekiwaliby przy takiej sytuacji. - natychmiast komentuje Clark, uśmiechając się z ironią.
Jason traci rezon, wstaje z kolan, zerkając to na mnie to na Lanę, która wciąż najwyraźniej próbuje pojąć co tu zaszło.
Przyciągam go do siebie, by delikatnie pocałować go w usta. Chłopak uśmiecha się do mnie jakby zawstydzony, bo może nie przemyślał, jak to musiało wyglądać. Nie zwracam jednak na to uwagi, ledwo rejestrując to, że Thomas jakby opiernicza Clarka i Lanę.
- Nigdy nie podejrzewałabym cię o to, że udajesz uczucia do mnie. - mówię, od razu zauważając, że Jasonowi trochę ulżyło. - I jestem tego pewna tak samo jak ty, że chcę być z tobą jak do końca.
- Bez względu na to, co jeszcze może się wydarzyć? - pyta chłopak, pomimo że chyba nie mamy już czym się martwić.
- Tak. - mówię, uśmiechając się, bo nie wiem, co jeszcze mogłoby nam zagrozić.
- Więc nie martw się wyjazdem do Darville. - prosi, całując mnie w czoło. - Mam pewien plan.
Chłopak śmieje się, widząc moją minę, ale mimo to nie kontynuuje. Podejrzewam, że choćbym nie wiadomo jak próbowała i tak nie dowiem się, co też wymyślił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro