Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewięćdziesiąty drugi


Clark:

Zdaję mi się, że ojciec cudem zgodził się na to, by wyjaśnić całą tę sytuację bez większej liczby świadków. Ciekaw jestem, czy gdyby się na to nie zgodził, to potrafiłby wyjaśnić awanturę, do której za chwilę może dojść.

Bo jestem całkowicie pewien, że do niej dojdzie. Nie jestem tylko pewny, czy to ja ją wywołam, czy może Rozell, która patrzy wściekłym wzrokiem na swojego rodzica. Henry całkowicie olewa córkę, podążając za moim ojcem, który prowadzi naszą grupę do sobie tylko znanego miejsca. Towarzyszy nam również Jason, który chyba wziął sobie na cel ochronienia mnie przed całym tym zdarzeniem, bo nie odstępuje mnie na krok.

Do mnie wciąż nie do końca dociera to, co się stało. Przez tyle długich lat ojciec zapowiadał mi, że jeśli się nie ogarnę i nie przestanę sprowadzać dziewczyn na jedną noc, to zaręczy mnie z którąś ze szlacheckich wampirzyc. Ale po tylu latach wysłuchiwania tej groźby i braku jakichkolwiek praktycznych skutków przyzwyczaiłem się, że jest to czcze gadanie, którego ojciec nie zamierza wprowadzić w życie. Kto by pomyślał, że wystarczyło zacząć się uganiać tym razem za chłopakiem, żeby ojciec postanowił doprowadzić swoje ostrzeżenia do skutku.

Docieramy do gabinetu ojca jakby w pośpiechu. Może chcą to mieć już za sobą, bo widząc minę Rozell przeczuwam, że i ona wywoła niezłą awanturę.

Ku mojemu zaskoczeniu ojciec nie siada za biurkiem, jak to ma w zwyczaju,lecz opiera się biodrami o nie, krzyżując ręce na piersi i patrząc na nas wyczekująco. Jakbym to ja czy Rozell mieliśmy mu coś wytłumaczyć.

Henry przyjmuje pozę podobną do ojca, tak samo jak on krzyżując ręce na piersi. Jakby decyzja już zapadła. Rozell bez żadnego pozwolenia siada, ale wpatruje się w mężczyzn tak, jakby chciała ich zamordować na miejscu. I może tak właśnie jest, bo jej dajmon wygląda jakby miał zaatakować wroga.

Jason staje tuż obok mnie, jakby naprawdę miał zamiar mnie chronić. Albo przynajmniej powstrzymać przed wybuchem.

- Więc? - przerywa jako pierwszy milczenie, patrząc na mężczyzn. - Wyjaśnicie nam w końcu o co chodzi?

- Książę, sądzę, że ciebie to dotyczy w najmniejszym stopniu... - odzywa się Henry, ale Jason przerywa mu:

- Ja uważam zupełnie inaczej. Nie zamierzam bezczynnie patrzeć na to, jak wrabiacie mojego brata w małżeństwo, którego nie chce.

- Jason... - ojciec odzywa się z ostrzeżeniem w głosie.

- Chyba nie jesteście poważni? - Rozell w końcu się otrząsa, zwracając się z pretensjami bardziej do własnego ojca. - Naprawdę chcecie, abyśmy się pobrali?

- Rozell, popatrz na to z innej strony. - zaczyna Henry. - Miałabyś możliwość życia w dostatku. Wychodząc za Clarka zostałabyś księżną co podniosłoby twój poziom życia. Chyba rozumiesz, co się z tym wiąże.

- Przecież ja go nie kocham! - woła dziewczyna. - My się nawet za bardzo nie lubimy!

- To akurat jest najmniejszy problem, Rozell. - wyjaśnia ojciec. - Miłość może przyjść albo nie. Ale małżeństwo zawiera się po to, by przyniosło zyski obu stronom. Tak jak wspomniał Henry dla ciebie przede wszystkim byłoby to życie na lepszym poziomie, który dałby ci pewną władzę i możliwości.

- A co to da Clarkowi? - wtrąca Jason, z niepokojem zerkając na mnie, jakby dziwił się, że jeszcze się nie odezwałem. - Co mu da życie w zaaranżowanym związku z osobą, za którą nie za bardzo przepada?

- W dodatku z wzajemnością. - dodaje Rozell, patrząc na mnie z pod byka.

- Przede wszystkim stabilną opinię wśród dworzan. - stwierdza ojciec. Prycham. Jakbym przejmował się tym najbardziej. - Gdybyś w końcu się ustatkował przestali by o tobie mówić jako kobieciarzu i flirciarzu. Zobaczyliby, że chcesz założyć rodzinę.

- Rodzinę? - powtarza z kpiną Rozell. - Niby ze mną? Nigdy w życiu! Nawet jeśli zgodziłabym się na małżeństwo, uważacie, że chciałabym mieć z nim dzieci?!

- Rozell, jesteś jeszcze młoda. - stwierdza Henry. - Na razie o tym nie myślisz i wydaje ci się to niemożliwe, ale uwierz mi, z czasem zapragniesz dziecka.

- Tak uważasz? - pyta dziewczyna. - A czy mama i Klara w ogóle wiedzą o tym, co mi tutaj proponujesz? Czy mama się na to zgodziła?

- Cóż... - Henry spuszcza wzrok z córki, nerwowo miętoląc rękaw koszuli. Wraz z Jasonem i Rozell wpatrujemy się w niego wyczekująco. - Jeszcze nie zdążyłem jej o tym powiedzieć...

Jason patrzy na mnie z niedowierzaniem. A ja nie wiem już co o tym myśleć. Ojciec i Henry chcą zeswatać mnie i Rozell, a do mnie dociera to jakby powoli, uświadamiam sobie co do znaczy.

Chcą mnie ożenić. Mnie, dawnego kobieciarza, który skakał z kwiatka na kwiatek. Chce mi się śmiać nad ironią tej sytuacji, że po tylu latach gróźb i kazań ojciec w końcu postanowił zamienić swoje ostrzeżenia w praktykę.

I może jeszcze parę tygodni temu przystałbym na tę szopkę. Może. Zawsze sądziłem, że jeśli mieliby mnie z kimś zaręczyć na siłę, to przynajmniej chciałby, by mojej potencjalnej przyszłej żonie niczego nie brakowało, zarówno pod względem wyglądu jak i rozumu. A Rozell nie jest ani brzydka, ani głupia. Jedynie charakter ma paskudny, o czym od razu się przekonałem.

Tak byłoby kiedyś, zanim w ogóle poznałem Thomasa. Teraz na myśl o tym, że miałbym go zostawić aż skręca mnie w środku. Już samo to, że chłopak może wyjechać z dala ode mnie doprowadza mnie do szału. Jak cokolwiek ma się między nami rozwinąć, skoro wszyscy chcą nas na siłę rozdzielić?

Mam nadzieję, że Tom zrobił tak jak mu kazałem i znalazł Katrinę. Nawet nie chcę wyobrażać sobie, jak on to musiał przyjąć. Na samo wspomnienie paniki jaka się u niego pojawiła aż mnie ściska w środku.

-... pokochać, mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu się dogadacie. - z zamyślenia wyrywa mnie głos ojca. - Oczekuję jedynie, że będziecie potrafili pokazać, że jesteście zgranymi partnerami politycznymi.

- Przecież oni nie potrafią dogadać się w najprostszych sprawach. - sprzeciwia się Jason. - Naprawdę uważasz, że będą potrafili dogadać się w kwestiach politycznych i małżeńskich?

- Kwestie małżeńskie, jak to ująłeś, da się wypracować. - stwierdza Henry. - Jesteście młodzi, i naprawdę nie uwierzę wam, że w żaden sposób nie uważacie tego drugiego za atrakcyjne.

Wraz z Jasonem patrzymy na niego zdziwieni. Do mnie dopiero po chwili dociera sens słów mężczyzny i nie mogę uwierzyć w to, że czuje się on specjalistą od tego, co mnie pociąga.

- Sądzicie, że chcę wychodzi za chłopaka, który lubi wkładać innemu łapy w spodnie?! - pyta rozżalona Rozell, a dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, co powiedziała.

Ojciec i Henry patrzą na nią zaskoczeni, nie wiedząc chyba co powiedzieć. Jason podśmiewa się pod nosem.

- A ty skąd o tym wiesz? - odzywam się po raz pierwszy, zaskoczony. Bo to nie brzmiało jak zwykłe oskarżenie. Ona bardzo dobrze wie co robiłem z Thomasem.

- Ja... To znaczy... - dziewczyna jąka się, unikając zarówno mojego wzroku, jak i tego należącego do Henrego.

- Podglądałaś ich? - pyta Jason z niedowierzaniem i rozbawieniem. Szturcham go w stopę widząc jego zachowanie.

- To... To jest jeszcze jedna kwestia do omówienia... - stwierdza ojciec, widocznie zmrożony tą informacją.

- Jeszcze jedna kwestia do omówienia? - powtarza z niedowierzaniem Jason. - Naprawdę w ten sposób traktujesz wybory swojego syna?

- Jason. - ojciec odzywa się z ostrzeżeniem w głosie. - Nie tym tonem.

Jason z ojcem przez chwilę mierzą się wzrokiem, a mnie zastanawia to, od kiedy to mój brat tak mnie broni. Chyba naprawdę musiał wziąć do siebie te całe zaręczyny.

- Marcusie, wydaje mi się, że powinieneś wyjaśnić synowi na osobności, o co nam chodzi. - stwierdza Henry, co dla mnie brzmi co najmniej dziwnie. - Rozell, idziemy.

Dziewczyna w pośpiechu wstaje i wychodzi, jakby nie chciała już do tego wracać. Jej ojciec wychodzi zaraz po niej, a wzrok ojca ląduje na starszym z synów, oczekując tego samego.

- Chyba nie sądzisz, że go z tobą zostawię. - stwierdza, zerkając na mnie.

- O co ci chodzi tym razem? - pytam, czując, że jest jakiś większy powód niż zwykłe wydawanie mnie na ożenek. - Niby czemu nagle przypomniało ci się, że możesz znaleźć mi żonę?

- Między nami a Darville zostało zawarte porozumienie. - ojciec znów przedstawia nam to, co zarządził z Henrym. - To... To ich zwyczaj, by uprawomocniać takie rzeczy w ten sposób.

- I niby Henry tak po prostu jest gotów wydać swoją córkę za Clarka? - Jason wchodzi mu w słowo. - Bez uzgodnienia tego z żoną? W myśl jakiegoś zwyczaju?

- Nie wiem jak Henry przedstawi to Elinor. - odpowiada ojciec. - Wiem to, co uzgodniliśmy między sobą.

- I to bez poinformowania głównych członków tej umowy. - stwierdzam gorzko. - Naprawdę uważasz ją za odpowiednią żonę dla mnie?

- Clark, widzę że się nie lubicie. - potwierdza ojciec. - Ale to małżeństwo może przynieść pewne korzyści. I nie mówię tylko o poprawie twojej opinii wśród dworzan.

- Która swoją drogą średnio mnie interesuje. - wtrącam.

- Clark, jeśli się ożenisz, na pewne rzeczy będzie patrzeć się inaczej. - ciągnie ojciec, a ja czuję, że nie potrafi konkretnie przejść do sedna sprawy. - Pewne... Zachowanie w niektórych przypadkach będzie akceptowalne... Czasami nawet i pewne znajomości będą tolerowane...

- O czym ty mówisz? - pytam, nie wiedząc o co mu chodzi.

Ojciec wzdycha, spoglądając jeszcze na Jasona, który również oczekuje bardziej logicznych wyjaśnień.

- Powiem wprost. - oznajmia w końcu, widząc nasz brak zrozumienia. - Jeżeli poślubisz Rozell i sumiennie będziesz wykonywał swoje obowiązki, będziesz mógł utrzymać swoją relację z Thomasem i robić z nim co ci się żywnie podoba, byle tylko aż tak to się nie rzucało w oczy.

Obydwoje z Jasonem wpatrujemy się w ojca, przetrawiając jego słowa, ale chyba dopiero po chwili rozumiemy to, co mi proponuje.

- Co? - tylko tyle jestem w stanie z siebie wyrzucić, gdy dociera do mnie w pełni co też sugeruje mi ojciec.

Mogę utrzymać swoje zainteresowanie Thomasem jeśli tylko poślubię Rozell i będę się godnie zachowywał. Przecież to brzmi wprost absurdalnie. I niedorzecznie. Kto normalny zgodziłby się na coś takiego?

- Uważasz, że jakby to wyglądało? - pytam, znów poddenerowowany. - Z jednej strony robiłbym swoje, cudem wytrzymując jej obecność w moim życiu, podczas gdy tak naprawdę musiałbym ukrywać moje uczucia do osoby, na której naprawdę mi zależy?

- A zależy ci na nim? - pyta ojciec, próbując ukryć zaskoczenie. Jason w odróżnieniu od niego patrzy na mnie z uniesionymi brwiami. - Tak naprawdę?

Waham się nad odpowiedzią, raz po raz otwierając i zamykając usta. Zbyt dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że cokolwiek teraz powiem, będzie miało aż nazbyt charakter wiążący.

Ale przecież wiem, co czuję. Czuję przywiązanie do Thomasa i wprost boli mnie na myśl o tym, że ten miałby mnie zostawić. Chłopak interesuje mnie o wiele bardziej niż którakolwiek z dziewcząt, z którymi kiedykolwiek się zadawałem. I na pewno nie pozwolę, by skończyło się to w taki sam sposób.

- Tak. - odpowiadam, czując się tak, jakbym podjął decyzję w wyjątkowej sprawie. Szkoda tylko, że to nie Thomas usłyszał pierwszy te słowa. - Zależy mi na Thomasie. Jestem tego w stu procentach pewien. I naprawdę nie mogę uwierzyć, że nie potrafisz tego zaakceptować.

Jason tym razem spogląda na ojca, chcąc zobaczyć jego reakcję.

- Wiesz, że on ma rację. - zwraca się do niego. - Przecież to małżeństwo będzie jednym wielkim problemem. Raz, że co chwilę będzie dochodziło między nimi do kłótni, dwa - nie będzie przez to żadnego pożytku, trzy - oboje będą nieszczęśliwi. Nie wiem czy Henremu będzie pasował taki skutek, nawet jeśli wyda Rozell bogato za mąż. Wątpię, że miałaby ona tyle cierpliwości, by znosić Clarka do końca życia.

Wątpię nawet, że miałaby tyle cierpliwości, by znosić potencjalne zdrady. O ile sama nie znalazłaby sobie kogoś na boku.

A Thomas? Czy on w ogóle chciałby mnie po czymś takim? Czy chciałby w ogóle brać w tym udział, przez cały czas wiedząc, że formalnie zawsze będzie tym drugim, bez względu na to, co bym mu nie przyrzekał?

Ojciec wzdycha, patrząc na nas.

- Clark, zdania nie zmienię. - stwierdza, przez co mam ochotę krzyczeć z bezradności. - Tak naprawdę nie masz innego wyboru, jak przystać na ten ślub.

- Nie mam innego wyboru?! - chyba podnoszę głos odruchowo, widząc jednak lekceważące zachowanie ojca nie wiem co jeszcze przemówi mu do rozsądku. - Wydawało mi się, że zawsze jest jakiś wybór. Szkoda tylko, że ty o tym zapomniałeś.

- Clark, jesteś księciem. - mówi ojciec, jakby przypominał mi o tym. - Na twoich barkach leży przedłużenie królewskiego rodu z odpowiednią żoną. Nawet jeśli ta żona zostałaby dla ciebie wybrana.

Czuję, że dalsze wykłócanie się nic nie da, bo ojciec jest w tym wypadku uparty jak osioł. Nie pozwolę jednak, by prędzej czy później i tak postawił na swoim.

- Mama nigdy nie pozwoliłaby, by doszło do czegoś takiego. - rzucam jeszcze, mimo że nie wiem co ma to dać. Jason patrzy na mnie w szoku, ojciec podobnie, jakby dziwił się, że ośmieliłem się o niej wspomnieć.

Wychodzę w pośpiechu, chcąc uniknąć dalszej kłótni, bo na pewno by do niej doszło. Słyszę jeszcze nawoływania Jasona, jakby ten był w stanie wpłynąć na zmianę decyzji. Nie mam jednak siły dalej uczestniczyć w kłótniach z ojcem, czując, że moja odporność na nie zaczyna coraz bardziej słabnąć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro