Rozdział dziewięćdziesiąty
Thomas:
Pozwoliłem Clarkowi by wyciągnął mnie z sali balowej, w pełni rozumiejąc, że nie mogliśmy obściskiwać się wśród tylu osób. Wydawało mi się to wprost nieodpowiednie, by robić takie rzeczy publicznie.
Sądziłem, że Clark pomyślał podobnie, gdy wyciągnął mnie na korytarz, ale gdy po chwili przyszpilił mnie do ściany, od razu łącząc nasze usta zdaję sobie sprawę, że może być zupełnie odwrotnie.
A mimo to nie sprzeciwiam się, oddaję pocałunek natychmiast. Wcześniejsze uniesienie powraca, zaczyna przejmować moje ciało, sprawiając, że przyciągam Clarka jeszcze bliżej.
Clark odrywa się od moich ust, uśmiechając się z zadowoleniem, pocierając swoje biodra o moje. Cicho sapię z tego powodu, czując erekcję wampira.
Nie mam nic przeciwko temu, w żadnym wypadku, pragnąc chłopaka jeszcze bliżej siebie, mimo że jest to już nie możliwe. Wciąż jednak kołocze we mnie przypomnienie, że znajdujemy się na korytarzu, gdzie w każdej chwili ktoś może nas zobaczyć.
- Clark... - staram się zwrócić na siebie uwagę wampira, ale nie do końca mi to wychodzi, bo ten wciąż jest przyczepiony do mojej szyi. Cicho sapię na uczucie ust Clarka na skórze. - Clark... Musimy stąd iść... Ktoś może... Ah... Ktoś może nas tu zobaczyć...
- Może. - przyznaje jedynie, wciąż z ogromnym zainteresowaniem znacząc moją szyję malinkami. - Wyobrażasz sobie, jak by zareagowano? Sądzisz, że z jaką prędkością informacje na temat tego, co tu robimy, rozniosłyby się po gościach na sali?
- Clark. - delikatnie odrywam go od swojej szyi, sprawiając, że ten patrzy mi w twarz. - Nie potrzebujesz tego, by wszyscy o tym wiedzieli. Nie musisz przejmować się tym, co sobie pomyślą o tobie.
- Racja. - Clark uśmiecha się szelmowsko, jego dłonie zjeżdżają na moje biodra. - Jedyne, czym powinienem się przejmować w tej chwili jest to, jak mam się tym zająć.
Czuję, jego dłoń na swoim kroczu, przez co gwałtownie sapię, a Clark z pasją zaczyna mnie tam masować.
- Clark... -jęczę, trochę zaskoczony, ale czuję, jak dotyk wampira na moim kroczu zaczyna na mnie działać, wywołując we mnie coraz większe podniecenie.
Odpycham jednak rękę wampira, przyciągając go bliżej za biodra, sprawiając, że nasze krocza ocierają się o siebie. Clark wzdycha zaskoczony, ale mimo to uśmiecha się z zadowoleniem, gdy czuje, jak napieram na niego.
- Tom... - mamrocze Clark, tuż przy moim uchu. - Uznajmy, że miałeś rację. Lepiej, żeby nikt nie widział tego, co zamierzamy tutaj zrobić.
Cicho rechoczę, ale przyciskam jeszcze ostatni pocałunek na ustach Clarka, gdy ten odrywa się ode mnie i ciągnie w pośpiechu za sobą.
Naprawdę nas ponosi, gdy co chwila spoglądamy na siebie spragnieni, uśmiechając się głupio, ale chyba tylko cudem powstrzymujemy się przed ponownym rzuceniem się sobie do ust.
Ale jakimś trafem tego nie robimy, do momentu w którym Clark nie zatrzymuje się i ponownie przyciąga mnie do siebie, znów łącząc nasze usta. Od razu się temu poddaję, wzdychając z zadowoleniem, ciągnąc go jeszcze bliżej siebie.
Dopiero po chwili orientuję się, że Clark otwiera jakieś drzwi i wpycha mnie do nieznanego mi pomieszczenia. Nie przejmuję się tym zbytnio, wciąż zbyt zajęty całowaniem go, bardziej interesuje mnie to, czy Clark w końcu poświęci swoją uwagę czemuś więcej niż tylko moim ustom.
Clark zdaje się usłyszeć moje myśli, bo znów popycha mnie ku ścianie, tym razem dosadnie przyciskając swoje biodra do moich, sprawiając, że nasze wzwody ocierają się o siebie.
Sapię, z zadowoleniem poddaję się czynom wampira, gdy zaczyna całować i ssać moją szyję. Czuję, jak jego ręce zjeżdżają w dół mojego ciała, zatrzymując się na biodrach, po chwili docierając do zamka od spodni.
- Cześć. - nagły dźwięk sprawia, że odrywamy od siebie usta, kierując wzrok w stronę jego źródła.
Na podłodze siedzi Katrina, wpatrując się w nas, uśmiechając się tak jakby w pełni rozumiała, co zamierzaliśmy tutaj zrobić, ale zdążyła nas przed tym zatrzymać. Dostrzegam obok niej talerz z ciastem i łososiem, widać, że oba dania są pomieszane.
- Katrino. - Clark uśmiecha się do niej beztrosko, tak, jakby dziewczyna nic nie widziała. - Co tu robisz? Nie powinnaś bawić się na sali?
- Może. - odpowiada, wstając i otrzepując sukienkę. - A wy? Zdaję mi się, Clark, że miałeś się godnie zachowywać, a wątpię, że to można tak nazwać.
- Zależy, kogo o to zapytasz. - stwierdza Clark, na jego twarzy zagaszcza szelmowski uśmiech. - Ja uważam, że dopóki goście nic nie zobaczą, zachowuję się bardzo właściwie.
- Dość ciekawe podejście. - stwierdza Katrina. - A jeśli plotki i tak się znajdą, i rozejdą wśród zebranych?
- To nie ja je rozniosę. - podsumowuje Clark. - Tom, ty chyba również tego nie zrobisz?
- Zamknij się Clark. - szepczę do niego, mimo że jestem prawie pewien, że moja siostra i tak wszystko słyszy. Czuję, jak rumieniec wstydu pojawił się na mojej twarzy, ciepło pulsuje pod moją skórą, dając o sobie znać podobnie jak wciąż twarda erekcja.
Nie mam nawet odwagi spojrzeć na Katrinę, świadomie odwracam wzrok. Clark chyba zauważa moje zawstydzenie, bo cicho się śmieje, ale mimo to przysuwa mnie bliżej siebie, tak, że zapewne nie widać problemu w moich spodniach. W jego zapewne też nie.
- Thomas chyba nie pomyśli o tym, by komuś powiedzieć o tym, prawda? - Katrina droczy się, widocznie sprawia jej to przyjemność. A ja martwiłem się, czy na pewno dobrze się czuje na balu. - Chyba nie potrafiłby tego zrobić komuś, na kim mu zależy.
Zaczynam się zastanawiać, czy ostatnio w jakiś sposób podpadłem swojej siostrze, podejrzewając, że za chwilę dziewczyna będzie gotowa wygadać o mnie rzeczy, które sądziłem, że zostaną między nami.
Clark uśmiecha się z zadowoleniem, posyłając mi spojrzenie, którego nie wiem jak odczytać. Czuję, że wampir przysuwa mnie jeszcze bliżej siebie, pomimo że jest to już niemożliwe, obejmując ręką tak, jakby bał się, że się odsunę. Jakbym w ogóle o tym pomyślał. Wzdycham z rezygnacją, czując, że i tak nie uda mi się uniknąć głupich uwag ze strony siostry i bezceremonialnie tulę się do Clarka, starając się nie patrzeć na Katrinę.
- Naprawdę posądzasz Thomasa o takie rzeczy? - pyta Clark, wchodząc w to dziwne przekomarzanie się z Katriną.- Bo ja nie sądzę, aby był w stanie komuś o tym powiedzieć.
- A ty? - odparuje Katrina. - Czy nie wykorzystasz tego, by jeszcze bardziej urozmaicić plotki na swój temat?
- Myślisz, że posunąłbym się do tego? - wzburzony Clark nieznacznie unosi głos, patrząc na Katrinę zdenerwowany i zaskoczony tym, że w ogóle ośmieliła się wysunąć taki wniosek. Przysuwa mnie jeszcze bliżej siebie, mimo że jest to już niemożliwe, jakby sądził, że ktoś mnie od niego zabierze.
Sam nie wiem co powiedzieć, bo naprawdę nie spodziewałem się takich słów po własnej siostrze. W ogóle nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji.
Zapada niezręczna cisza, w której Clark i Katrina mierzą się spojrzeniami, czekając na to, kto pierwszy odpuści. Nie mam zamiaru wplątywać się w tę dyskusję, mimo że sytuacja robi się coraz bardziej niezgrabna.
Nagle drzwi się otwierają, a w nich staje Jason.
- Katrino, pozwól na salę, ojciec chce... - zaczyna, ale gdy zauważa mnie i Clarka, urywa, wytrzeszcając oczy. - A wasza dwójka co tu robi?
- Raczej, czego tutaj nie robimy. - odpowiada Clark, a ja mam ochotę walić głową w ścianę, widząc jego wyraźnie niezadowoloną minę i kpiący uśmiech.
- Clark... - odzywam się z ostrzeżeniem w głosie, czując, że skończy się to niezłą awanturą.
Jason spogląda na zmianę to na nas, to na Katrinę, jakby zastanawiał się, jak w ogóle doszło do tej sytuacji. Po chwili wzdycha, zgarniając włosy z twarzy.
- Proszę was, doprowadźcie się choć trochę do stanu, w którym można się pokazać ludziom. - mówi jedynie, patrząc na nas, jakby i tak wiedział, co mieliśmy tutaj zrobić. - Macie wrócić na salę, zrozumiano? Chodź, Katrino.
Oboje wychodzą jakby w pośpiechu, dziewczyna jeszcze uśmiecha się do nas.
- Myślisz, że jak bardzo się wściekną, jeśli się tam nie pojawimy? - pyta Clark, zabierając się za całowanie mojej szyi. Pozwalam mu na to, pomimo że czuję, jak całe podniecenie zdążyło we mnie opaść.
- Sądzę, że znów dostalibyśmy kazanie. - odpowiadam, przyciągając go znów do swoich ust. Clark natychmiast oddaje pocałunek, mimo że wie, że w tym momencie nie może dojść do niczego więcej. Widać po nim to pragnienie, gdy odsuwamy się od siebie. -Ale nie martw się, wrócimy do tego później.
- Tom... - Clark uśmiecha się słysząc tę obietnicę, pozwalając mi wyciągnąć się z pomieszczenia, by wrócić na bal.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro