Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dodatek trzeci


    Ciszę panującą wokoło rozproszyło otwieranie drzwi i cichy, dziecięcy głosik dobiegający zza nich. 
- Tato? 
   Clark oderwał wzrok od tekstu książki i spojrzał w stronę chłopca. Jedynym źródłem światła było to dochodzące zza okna, a mimo to on wszystko widział wyraźnie. 
- Mark? - odezwał się zdziwiony widokiem przybranego syna. - Nie możesz spać? 
    Jasnowłosy chłopiec pokręcił główką, by po chwili podejść bliżej łóżka i wgramolić się na nie. Clark mimo wszystko dziękował sobie w duchu, że on i Thomas powstrzymali się wczorajszej nocy od jakichkolwiek harców, bo nie potrafiłby wytłumaczyć chłopcu, dlaczego drugi z jego ojców śpi nago. 
- Miałem taki straszny koszmar. - zaczął opowiadać chłopiec, gdy udało mu się ulokować pomiędzy wciąż śpiącym Thomasem a Clarkiem. - Goniły mnie takie ogromne bestie... Wyglądały jak wilki, ale nimi nie były, bo nie wyglądały jak tatuś gdy się przemieni... A ja przed nami uciekałem, ale one były szybsze, i prawie mnie dogoniły. 
- Na szczęście to był tylko sen. - uspokoił go Clark, przytulając chłopca do siebie i przeczesując bardzo jasne włoski. Spomiędzy nich wystawało spiczaste ucho chłopca, jeden z nielicznych, widocznych znaków świadczących o rasie Marka. 
     Do tej pory pamiętał dzień, w którym wraz z Thomasem zdecydowali się zaadoptować elfie niemowlę, znalezione niedaleko miasta w którym się zatrzymali. I mimo że mieszkańcy nie mieli nic do podróżujących razem młodych mężczyzn, którzy wyraźnie obnosili się z uczuciami, którymi się darzą, tak informacja o chęci adopcji chłopca wywołała niemałe poruszenie. Thomas jednak bardzo zażarcie walczył o prawa do opieki nad nim, bo nie wyobrażał sobie, że mieszkający tam ludzie chcieli porzucić maleństwo na pastwę losu w ogromnym lesie, tylko dlatego, że pochodził od elfów, które szkodziły miastu. A Clark, mimo że pomysł adopcji chłopca był dla niego ogromnym zaskoczeniem, wspierał go całym sobą, i byłby gotów bić się z każdym, kto nie zgadzał się z jego ukochanym. 
    Z zamyślenia wyrwało go pojawienie się drugiego, mniejszego ciałka w łóżku, które teraz tuliło się do niego. Jego spojrzenie napotkało dwukolorowe oczy, wpatrujące się w niego z rozbawieniem, a roztrzepane, rude włosy okalały drobną twarzyczkę, na której pojawił się zadowolony uśmiech. 
- Madge? Też nie możesz spać? 
- Pies sąsiadów wydaje takie odgłosy, jakby przechodził jakąś mutację. - odpowiedziała mu. Mark cicho zaśmiał się na słowa siostry, a ona uśmiechnęła się do niego. 
    Clark dopiero po chwili zarejestrował dźwięki, o których mówiła jego przybrana córka. Rzeczywiście, nie brzmiało to naturalnie. 
   Dziewczynka również pojawiła się w ich życiu niespodziewanie. Jej matka była czarownicą, po której odziedziczyła zdolności magiczne, które zaczęły objawiać się w bardzo młodym wieku. I tak samo jak w przypadku Marka, tak samo i jej zamierzano się pozbyć. Nie miało to być jednak proste porzucenie na pastwę losu, zamierzano ją utopić. I tylko cudem jemu i Thomasowi udało się ją uratować, obiecując, że zabiorą ją z dala od wioski. 
    Największym zaskoczeniem dla Clarka było jednak usłyszenia imienia dziewczynki. I może to był zwykły przypadek, albo nawet nie, to do tej pory uważał, że nie bez powodu nosi imię jego dawnej, zmarłej ukochanej. Przez pewien czas uważał nawet, że to jego zmarła Madge zesłała na ich drogę dziewczynkę. Nikomu jednak o tym nie mówił, nie chcąc być potraktowanym jak głupiec. 
     Jednak imię dla ich syna zaproponował Thomas. Teraz Clark wiedział już, że tak nazywał się jego przyjaciel, który przed kilkoma latami darzył go uczuciem i przyjął na siebie jego winę za dokonane szkody. Szatyn powiedział mu, że w ten sposób chciałby zachować pamięć o dawnym przyjacielu. 
- Myślisz, że tatuś zgodzi się iść ze mną do lasu? - usłyszał pytanie Marka. - Chciałbym zobaczyć te gniazda gnuli o których opowiadał. 
- Na pewno się zgodzi. - stwierdził Clark. 
- Nie byłbym tego taki pewien, biorąc pod uwagę, że nie pozwalacie mi spać. - usłyszał po swojej lewej stronie, by następnie skrzyżować swoje spojrzenie z tym należącym do Thomasa. 
    Tym razem to Madge się roześmiała, gdy Mark wydał z siebie zawodzący jęk. Thomas jednak nie był aż tak strasznie zły. Clark wiedział o tym od razu, gdy tylko szatyn podniósł się by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. 
    A Clark czuł, że jest szczęśliwy. Mimo wszystkich tych rzeczy, które musieli wraz z Thomasem przejść, by dotrwać do tego momentu, mógł szczerze powiedzieć, że to go uszczęśliwia. Nawet jeśli tak wiele musieli zostawić za sobą. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro