+ Walentynki
POV Ina
Cztery miesiące przed zakończeniem drugiej części
Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika, który rozkazywał rozpoczęcie nowego dnia, który miał być tak jak każdy inny. Chociaż od półtora roku, moja codzienność uległa niemałej zmianie.
Po wygraniu wojny z Demonami, moja umiejętność panowania nad Niebiańskim Ogniem i wszystkie zdolności Łowców... wyparowały. Straciłam je na zawsze, tak jak jeszcze kilku innych Łowców. Przez słowo "innych", mam na myśli Zacka, oraz całą Radę.
Była to wielka tragedia, ale nie zmieniała ona faktu, że wciąż sprawowaliśmy funkcje w Radzie. Po prostu byliśmy dość ograniczenia w tej kwestii, ale nic nam nie stało na przeszkodzie, tak jak pozostałym członkom tego stowarzyszenia.
Informacja o utracie mocy przez najsilniejszych Łowców odbiła się echem po wszystkich zakamarkach naszego wymiaru, ale nie tylko. Wiedzieli o tym również czarodzieje, Demony, które przeszły na nasza stronę i ośmielę się stwierdzić, że złe Demony również się o tym dowiedziały.
Kiedy ktoś odsłonił żaluzje, nakryłam się kołdrą, czując ostre światło, które raziło mnie w oczy.
- Wstawaj, Ino. Jest już dziesiąta. - powiedziała Katherina, a ja podniosłam się gwałtownie, z szeroko otwartymi oczami.
- Dziesiąta?! Budzik dzwonił o 8! - pisnęłam, po czym zerwałam się na równe nogi i pognałam do łazienki, odprowadzana cichym śmiechem przedstawicielki Rady. Tak, Katherina i jej mąż wciąż sprawują funkcję przedstawicieli Rady, ponieważ ja sama nie mogłam przejąć ich obowiązków, a na razie nic nie wskazywało na to, że mam zamiar w najbliższym czasie wychodzić za mąż.
Szybko wykonałam poranną toaletę, po czym szybko się ubrałam i w błyskawicznym tempie zbiegłam na dół, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Po drugiej stronie stała Kathy, z przepraszającym uśmiechem.
- Przepraszam, zaspałam. - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się.
- Ile można na ciebie cze...! - moje słowa przerwała mi Katherina krzycząca z wnętrza domu.
- Nie słuchaj jej, Kathy! Wstała dziesięć minut temu! - na słowa starszej Łowczyni, blondynka uśmiechnęła się w taki sposób, jakby pytała czy coś mówiłam, a ja tylko wyszczerzyłam zęby.
- Dobra, nie ważne. Co powiesz, żeby na śniadanie zjeść naleśniki? - skinęła głową.
- Brzmi dobrze. Rozumiem, że w Paris'e? - skinęłam głową - Dawno tam nie byłam.
- Tak, ja też. Dlatego to doskonała okazja! - powiedziałam, po czym skorzystałyśmy z portalu i już po chwili znajdowałyśmy się za budynkiem wspomnianego wcześniej lokalu. Jak się okazało, portale mogą przenosić w, dosłownie, dowolne miejsce na Ziemi, ale jeśli nie ma tam portalu, nie wrócisz już tą samą drogą.
- Zaleta tego, że budynek jest tuż przed laskiem. - zauważyła Gennaro, a ja zgodziłam się krótkim "Owszem", po czym weszłyśmy do środka.
Knajpka była urządzona w stylu baru mlecznego, co kłóciło się z nazwą lokalu, ale nie nam było oceniać. Ściany były pomalowane na błękitno, a na nich naklejki w kształcie krów. Podłoga wyłożona mlecznymi kafelkami, dodawała uroku w zestawieniu ze stolikami. Blaty były okrągłe i metalowe, a na nie narzucone obrusy w czerwone i białe paski, przez co wyglądały jak wielkie lizaki. Przy każdej ławie stały po cztery białe krzesła z oparciami w kształcie serc. Naprzeciwko wejścia był kontuar i długie wystawki z deserami, które znajdowały się za szybą. Po prawej stronie znajdowały się tak zwane boksy, które miały takie same stoliki, a kanapy były wyłożone miękkimi poduszkami. Natomiast po lewej stronie był pusty, średnich rozmiarów parkiet ze starą szafą grającą, z której aktualnie leciała piosenka Presley'a Can't Help Falling In Love.
- Kocham ten klimat. - szepnęłam, a ona skinęła głową, kiedy szłyśmy zająć wolne miejsca przy stoliku. Kelnerki miały na sobie niebieskie sukienki przed kolana z krótkimi rękawkami, białe fartuszki wiązane w pasie, rajstopy w czarne i białe paski, oraz różowe rolki, na których poruszały się po lokalu.
- Wiesz, co mnie zadziwia? - spojrzałam w oczekując kontynuacji na Kathy - To, że nigdy jeszcze się nie przewróciły, poruszając się w ten sposób. - zaśmiałam się na jej uwagę - Ale przyznaj, że coś w tym jest. - uśmiechnęłam się.
- Tak, masz rację.- przyznałam, po czym złożyłyśmy zamówienie u kelnerki, która właśnie do nas podjechała.
- I jakie plany na dziś? - zagadnęła Gennaro, kiedy zjadłyśmy śniadanie i wyszłyśmy z Paris'e, a ja wzruszyłam ramionami.
- Na razie żadnych, a ty?
- Też. - w tym momencie dostałą wiadomość, a jej oczy rozbłysły. Westchnęłam, przewracając oczami.
- Leć do niego. - powiedziałam, a ona uścisnęła mnie szybko.
- Dziękuję. Przygotował jakąś walentynkową niespodziankę, rozumiesz. Trzymam kciuki, żeby i ciebie zaprosił! - powiedziała odchodząc, a ja pokręciłam głową. Kathy była czasami naprawdę rozbrajająca, zwłaszcza w takich momentach.
Nagle zauważyłam, że z naprzeciwka nadchodzi Zack, uśmiechając się lekko, co odwzajemniłam i pocałowałam go w policzek na przywitanie.
- Cześć, nie sądziłam, że cię tu spotkam. - powiedziałam, a on wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Powiedzmy, że w tym spotkaniu pomogła trochę Kathy. - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Tak, mogłam się tego domyślić. - powiedziałam, po czym ruszyliśmy przed siebie - Skoro chciałeś się ze mną spotkać, pewnie był jakiś powód? - zagadnęłam, a on skinął twierdząco głową - Więc... słucham.
- Cóż... Chciałem zapytać, czy nie zechciałabyś pójść ze mną na walentynkową randkę? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się figlarne.
- Jeżeli mam być szczera, to... Nie wiem, nie wiem. Nie chcę iść na oklepaną kolację do drogiej restauracji... - powiedziałam, a on uśmiechnął się.
- Mogę obiecać, że to nie jest restauracja, ani wypad do kina. - zapewnił, a ja udałam, że się zastanawiam.
- W takim razie... Co mi szkodzi? - zapytałam - A powiesz mi chociaż jak powinnam się ubrać? - zapytałam, a on wzruszył ramionami.
- Jak chcesz. cokolwiek by to nie było, będzie właściwe. - przewróciłam oczami.
- Dziękuję do pomoc. - skłonił się teatralnie, ze śmiechem.
- Zawsze do usług. - prychnęłam - W takim razie przyjadę po ciebie o 19, pasuje? - skinęłam głową, a Zack przytulił mnie, po czym pocałował w czoło - W takim razie, do zobaczenia. - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Tak, do zobaczenia. - powiedziałam cicho, po czym ruszyłam w stronę budynku Rady.
*
Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie i zamarłam. Zostało niecałe dziesięć minut do dziewiętnastej! Podniosłam się gwałtownie z łóżka, zrzucając z siebie górę ubrań pod którymi leżałam, nie mogąc się zdecydować na to, co powinnam założyć. Fisher raczył mi powiedzieć, że będziemy w wymiarze Łowców, więc nie musiałam martwić się tym, że będzie zimno.
Podeszłam do szafy, w której jeszcze nie szukałam ubrań, po czym zaczęłam przesuwać wieszaki szukając czegoś odpowiedniego. Zawiesiłam wzrok na koszuli z krótkim rękawkiem zapinanej na czarne guziczki. Była granatowa w białe kwiatki, których środki były pomarańczowe. Przez chwilę patrzyłam na nią w zamyśleniu, po czym zdecydowałam się na nią i do tego czarne spodnie z wysokim stanem, w które mogłabym włożyć koszulę.
Związałam włosy w wysoką kitkę, po czym założywszy na nadgarstek bransoletkę od Fishera, byłam gotowa. Nie miałam siły na malowanie się, chociaż i tak prawie zawsze stawiałam na naturalność, chyba, że były to jakieś większe okazje, np. wyjście Rady, które było czymś bardzo ważnym.
Pięć minut po siódmej wieczorem rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Aktualnie byłam sama w rezydencji, ponieważ Rada w tym czasie postanowiła wyjść do kina do ludzkiego wymiaru. Zaprosili mnie, ale ja musiałam odmówić, mając plany na dzisiejszy wieczór.
Uśmiech zamarł mi na ustach, kiedy po drugiej stronie nie zastałam Zack'a, a Lucę.
- Em, cześć? Co ty tu robisz? Przepraszam, to źle zabrzmiało. Po prostu miałam wyjść z Zackiem. - wyjaśniłam, a on wziął drżący oddech. Spojrzałam na niego zmartwiona - Luca? Co się stało? Może wejdziesz do środka i opowiesz mi o wszystkim? - zapytałam, a on potrząsnął głową.
- Nie, nie trzeba. Ino... Musisz pojechać ze mną do szpitala. - powiedział, a ja poczułam jak moje serce na chwilę zamiera.
- Luca, powiedz mi w tej chwili co się stało. - rozkazałam czując narastający niepokój. Mój żołądek skręcał się ze zdenerwowania, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
- Zack miał wypadek. On... - wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi i nie czekając na dalsze wyjaśnienia. Spojrzałam w oczy przyjaciela i przełknęłam ciężko ślinę.
- Jedźmy już, błagam. - powiedziałam czując wielką gulę w gardle. Brunet spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach, a ja dopiero teraz zauważyłam, że ma szklanki w oczach. Nie chciałam na razie znać szczegółów, nie w momencie, w którym miał prowadzić auto, bo zaraz i my moglibyśmy dołączyć do Fishera. Postanowiłam zapytać się blondyna oto zaraz po dojechaniu do szpitala. Na razie liczył się tylko Zack.
Droga zajęła nam bardzo mało czasu, niecałe dziesięć minut.
- Luca, powiesz mi co się stało? - poprosiłam, a on westchnął i przeczesał dłonią włosy.
- Zack jechał do mnie, nie wiem w jakiej sprawie. Po prostu zadzwonił i powiedział, że musi się mnie o coś zapytać. - skinęłam głową, rozumiejąc o co mu chodzi - Na skrzyżowaniu, wiesz, tym naprzeciwko mojego domu, jakiś tir wyjechał z lewej strony, nie zauważając Zack'a. Fisher też nie mógł go dostrzec, bo był to paskudny wyjazd, na którym ciężko jest cokolwiek zobaczyć. - wytłumaczył - Ciężarówka uderzyła w bok samochodu i przejechała z autem Zack'a kilkanaście metrów, hamując. Mimo tego, auto uderzyło w drzewo. - poczułam, jak łzy spływają mi po twarzy, a nogi uginają się pod ciężarem ciała. Upadłabym, gdyby Luca mnie nie przytrzymał - Przepraszam, ale... - potrząsnęłam głową.
- Dobrze, że mi powiedziałeś. - szepnęłam, po czym na drżących nogach ruszyłam o swoich siłach do szpitala - Chodźmy zobaczyć co się z nim stało. - powiedziałam.
*
- Przepraszam, gdzie leży Zack Fisher? - zapytałam pielęgniarki, a ona spojrzała w karty, które trzymała w rękach, po czym znowu na mnie, mrużąc oczy.
- Państwo są kimś z rodziny? - zapytała podejrzliwie.
- To jego brat, a ja jestem narzeczoną Zack'a. - skłamałam gładko, na co siostra westchnęła i machnęła na nas ręką.
- Zaprowadzę was do niego. - skinęliśmy głowami, po czym ruszyliśmy za nią - Proszę nie siedzieć tam długo. Niedawno się obudził. - powiedziała, zanim wprowadziła nas do sali.
Fisher leżał na szpitalnym łóżku i oddychał spokojnie, ale oczy miał zamknięte. Nie wiedziałam czy spał, czy po prostu leżał. Na twarzy miał kilka opatrunków. Poza tym zauważyłam, że jego brzuch jest owinięty bandażem.
Natychmiast podbiegłam do łóżka szpitalnego, upadając koło niego na kolana i złapałam go za rękę, którą przycisnęłam do ust.
- Zack? Jak się czujesz? - zapytałam i poczułam za sobą obecność przyjaciela.
Fisher spojrzał najpierw na Lucę, potem na mnie, po czym wyszarpnął dłoń z mojego uścisku, a ja patrzyłam na niego oniemiała.
- Przepraszam, ale... Czy my się znamy? Nie wiem kim jesteście. - powiedział, a ja spojrzałam najpierw na pielęgniarkę, a następnie na Lucę.
- Błagam, powiedz, że on nie ma amnezji. - powiedziałam szeptem, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i obraca w swoją stronę. Zack.
- Ej, ej, ej, Ino, przepraszam. To był głupi żart. - powiedział gładząc mnie po policzku, a ja myślałam, że się przesłyszałam.
- Zack, czy ty jesteś normalny?! - pisnęłam i szturchnęłam go w ramię, przez co skrzywił się - Przepraszam. - bąknęłam, a on pociągnął mnie za rękę, zamykając w uścisku.
- Wiem, to było głupie, ale nie mogłem się powstrzymać. - powiedział, a ja przewróciłam oczami - Kiedy przyjechaliście? - zapytał wypuszczając mnie z uścisku. Zamiast któreś z nas, odpowiedziała mu pielęgniarka.
- Pańska narzeczona i brat przyjechali dopiero kilka minut temu. - wyjaśniła - A tak nawiasem mówiąc, nie jesteście podobnym rodzeństwem.
- Luca wdał się w matkę. - powiedział rozbawiony Zack, a ja tylko wzruszyłam ramionami - A teraz przepraszam was, ale czy mógłbym porozmawiać z moją n a r z e c z o n ą? - zapytał, a ja poczułam, że robię się czerwona. Pielęgniarka pierwsza opuściła pokój, a po chwili, ociągając się, zrobił to Luca - Hm, narzeczeństwo? Chyba naprawdę straciłem pamięć, bo nie pamiętam, abym...
- To był jedyny sposób, żeby nas wpuścili. Przepraszam. - powiedziałam, a on uśmiechnął się ciepło.
- Nic się nie stało. - powiedział, po czym splótł nasze palce. Zauważyłam, że chciał coś powiedzieć, ale ja nie mogłam powstrzymać tych słów, które cisnęły mi się na usta od momentu, w którym weszłam do tej sali.
- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie bałam, Zack. - zaczęłam - Kiedy Luca powiedział mi, że miałeś wypadek, czułam, że w każdej chwili moje całe życie może legnąć w gruzach. A kiedy zrobiłeś ten głupi żart... Myślałam, że cię straciłam. - dokończyłam szeptem, a po moim policzku spłynęła gorąca łza, którą starł z czułym uśmiechem - Jak się czujesz? - zapytałam równie cicho, siadając na brzegu łóżka, a on wzruszył ramionami.
- Nie jest źle, naprawdę. Domyślam się, że nie wyglądam najlepiej, ale czuję się... normalnie. Pewnie nafaszerowali mnie jakimiś środkami przeciwbólowymi. - uśmiechnęłam się półgębkiem patrząc na Zack'a ciesząc się, że już nic mu nie grozi - Mogę zadać ci jedno pytanie? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Oczywiście. - odparłam, a on przyciągnął mnie do siebie, zmuszając mnie, żebym położyła się obok niego. Z radością wtuliłam się w jego ramie, wdychając jego przyjemny zapach i wreszcie czując się na miejscu - Więc o co chciałeś zapytać? - spytałam, a on westchnął. Zauważyłam, że obraca coś w lewej ręce, ale nie przywiązałam do tego większej uwagi.
- Ostatnio dużo myślałem... o nas. - poczułam ukłucie strachu, ale nie dałam tego po sobie poznać - Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy po utracie mojej mocy, nic się między nami nie zmieni. - spojrzałam na niego niezrozumiale - Po prostu boję się, że twoje uczucia skierowane do mojej osoby mogą się zmienić po tym, jak straciłem swoją moc. Boję się, że mogę się zmienić i stracić twoją miłość, Ino. - spojrzałam na Zack'a i zauważyłam strach w jego oczach, chociaż nie chciał tego po sobie pokazać.
- Kocham cię, Zack. Musisz mi w to uwierzyć. Ja jestem jak Gwiazda Północna, która w stałości niewzruszonej nie ma na firmamencie na żadnej konkurentki.* - powiedziałam, a on uśmiechnął się półgębkiem.
- To z Cezara, nie mylę się? - skinęłam z uśmiechem głową - Też cię kocham, Ino. - powiedział Zack, po czym pocałował mnie w skroń, a ja wiedziałam, że bije się z myślami. Zack podniósł się do pozycji siedzącej, więc zrobiłam to samo. Spojrzałam na niego uważnie. Nie poganiałam go, jeżeli chciał mi o czymś powiedzieć, zrobiłby to - Wiesz? Chciałem dzisiaj zabrać cię nad jezioro, po prostu spędzić razem czas, ale, jak widać, niezbyt mi to wyszło. - powiedział ze smutnym uśmiechem - Później miałem zamiar dać ci to. - zmarszczyłam brwi - Muszę wrócić do moich wcześniejszych słów... Jak to było? Ach tak: Chyba naprawdę straciłem pamięć, bo nie pamiętam, abym już ci to dawał. - spojrzałam na niego niezrozumiale, kiedy podał mi granatowe puzderko. Kiedy je otworzył, zatkałam usta drżącą ręką - Wiem, pewnie nie tak to sobie wyobrażałaś, sam muszę się przyznać, że ja również, ale... Niestety, tak wyszło. - powiedział z przepraszającym uśmiechem, a ja uśmiechnęłam się półgębkiem - Wiem, że możesz uważać mnie za idiotę, że proszę cię o to teraz, ale dzięki temu wypadkowi zrozumiałem, że nic nie jest stałe. Bądźmy szczerzy, mogłem tam zginąć, ale jednak tak się nie stało.
- Nawet tak nie mów. - wtrąciłam, ale Fisher nie zwrócił uwagi na moje słowa, kręcąc głową.
- Właśnie przez to, że zrozumiałem jak szybko wszystko się zmienia, postanowiłem zrobić to teraz. Nawet jeżeli miałbym zginąć już jutro, albo nawet za minutę, to wolałbym taką opcję niż kilkadziesiąt lat życia bez ciebie. Więc Ino, czy wyjdziesz za mnie? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
- Tak, masz rację. Nie tak to sobie wyobrażałam. - spojrzał na mnie z nutką konsternacji - Jest o niebo lepiej. - przyznałam i zobaczyłam ulgę na jego twarzy - Tak, Zack. Zgadzam się. Zostanę twoją żoną, a to co powiedziałeś... Mam nadzieję, że się nie spełni, bo mam zamiar przeżyć z tobą jeszcze wiele długich lat. - powiedziałam z uśmiechem - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - przyznałam i po chwili poczułam jego usta na swoich. Moje serce wywinęło fikołka, a ja poczułam, że postąpiłam właściwie. Po raz pierwszy poczułam, że jestem przy właściwej osobie i nie muszę się niczym martwić. To było coś cudownego i pięknego. Coś... naszego.
* W. Shakespeare, Juliusz Cezar
Wiem, walentynki dopiero za tydzień, ale nie mogłam się powstrzymać (: Mam nadzieję, że się spodoba!
Marta
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro