Rozdział 5, Na poważnie
Madara trzymał jej dłoń przez kilka sekund, po czym szybko puścił.
- Madara...
- Wybacz, nie powinienem cię lekceważyć. Pokażę ci kilka pieczęci...
Wstał, Miwako chwilę mu się przyglądała. Miał delikatne rysy twarzy, które podkreślało lekkie światło latarni i okolicznych budynków. Jego granatowa szata klanu dobrze na nim leżała, tym razem nie zabrał ze sobą katany. Dziewczyna zrozumiała, że on pochodzi z zupełnie innej klasy shinobi, był idealnym wojownikiem, od stroju i ruchów, aż po rysy twarzy. Obserwowała, jak z jego ust wydobywają się słowa, gdy nagle została sprowadzona na ziemię.
- Oi! To teraz ty.
- Co? Ja? Aaa...- głupawo się uśmiechnęła- Możesz powtórzyć?
- Skoncentruj się. Pokażę ci całość...- uformował kilka pieczęci- Katon, Hikyuu no Jutsu!
Z jego dłoni wyleciała mała kula ognia, która szybko uderzyła w ludzika na polu treningowym. Miwako wykonała pieczęci.
- Katon, Hikyuu no Jutsu!
Przy jej dłoni zaświtał mały płomyczek, który wylądował na ziemi kilka kroków przed nią. Madara uniósł jedną brew.
- Jak zdałaś egzamin na genina?
- Nadrobiłam wiedzą- wyszczerzyła się w uśmiechu- i wachlarzami bojowymi.
- Postaraj się skoncentrować chakrę w ręce. I skup się na typie swojej chakry. Rób aż ci dłoń zdrętwieje.
Madara oparł się o drzewo tuż za nią i obserwował.
*Muszę porozmawiać z tym durniem Hashiramą o formie egzaminów w akademii... Już tam powinny być formowane drużyny, bez podziału na klany. Może faktycznie powinienem zostać prawą ręką Hashiramy...*
- Widziałeś?
- Hm? Możesz powtórzyć?
- Cooo? Jak mogłeś nie patrzeć?!
- Stoję tu od dwóch godzin...
- Baaaka!- Miwako podbiegła kilka kroków w stronę manekina treningowego i zrobiła stopą ślad na ziemi- Dotąd doleciało!
- Żartuję, widziałem- lekko się uśmiechnął- ale długa droga przed tobą. Nie jesteś zmęczona?
- Nie! Spróbuję jeszcze kilka razy.
Po kolejnej godzinie progres był ledwo widoczny. Madara cicho westchnął.
- Wystarczy. Jutro musisz rano wstać.
- Ja...- ledwo łapała oddech- Jeszcze nie...
- Zużyłaś za dużo chakry. Powinienem odpuścić ci wcześniej, wybacz. Nie wiem czy jutro też dasz radę.
- Tak... Muszę tylko... Dać jakąś wymówkę mamie, żeby się nie martwiła, że długo nie wracam. Mimo, że jestem dorosła, przez wojnę nadal się zamartwia...
- Nie powiedziałaś, że ćwiczysz ze mną?
Miwako przez chwilę wahała się nad odpowiedzią i próbowała odczytać jakąkolwiek emocję na twarzy chłopaka.
- To... Hm... Nie. Przepraszam, nie mogłam.
- Rozumiem- spojrzał jej w oczy- może jednak powinnaś.
- Czemu?
- Wszyscy nadal demonizują mój klan, boją się nas... Hashirama został w zasadzie wybrany przez lud... Może twoi rodzice powinni zrozumieć, że czasy zaczynają się zmieniać... Nie chcę, żeby mój klan tak skończył. Nie rozumiem czemu... Padło na nas. Też straciłem kogoś bliskiego...- czarne kosmyki włosów delikatnie opadły na jego twarz gdy wlepił wzrok w ziemię- Wojna odebrała mi trzech młodszych braci. Nie... Nie wojna. Senju odebrali mi trzech braci. Mimo to, ważniejsze jest życie w pokoju. Chociaż...
Madara urwał w połowie zdania, poprawił pas w swojej szacie i minął Miwako, która podbiegła obok niego.
- Chociaż..?
- To ja wymyśliłem nazwę wioski. Ja miałem zostać hokage... Ale Hashirama jest bardziej sympatyczny dla ludu, więc...
- Madara...- spojrzała na niego zdziwiona- Myślałam, że nie chciałeś objąć tego stanowiska. Że wolisz się doskonalić, aż zostaniesz głową swojego klanu i ich poprowadzisz, że skoncentrujesz się na nich...
- Jesteś inteligentniejsza niż myślałem- zatrzymał się na skraju pola treningowego i spojrzał na nią- ale skoro twoi rodzice nie wiedzą, to może nie będę proponował odprowadzenia cię do domu. Chociaż jest już całkiem ciemno i...
- Ej! Kunoichi niczego się nie boją!
- Ty już nie szalej z tym określeniem- zaśmiał się- na razie jesteś geninem.
- Baaaaaka. Ale jeśli chcesz, możesz... mnie odprowadzić...
-Hm..- Madara lekko się uśmiechnął- prowadź.
Szli chwilę w niezręcznej ciszy. Miwako zerknęła na Madarę. Wiedziała, że celowo zmienił temat, ale postanowiła go nie kontynuować.
- Mam coś na twarzy, Miwako?
- Hm? Nie, nie, to... heh... nic.
- Powinnaś coś zrobić z tymi włosami- spojrzał na jej niedbały kok z którego sterczały kosmyki- i zmieniać strój po pracy, żeby nie pachnieć... rybami. Wtedy też wszyscy będą cię brać poważniej.
- Uhhh Madara mądrala- burknęła i zmarszczyła brwi- to od razu mi powiedz jakiego szamponu ty używasz, co?
- Uhmm?!- Madara wydał z siebie dziwny odgłos i spojrzał na nią z jeszcze dziwniejszym wyrazem twarzy- Ja... Ej!
- Wow, nawet masz jakąś mimikę i wiesz co- zaszła mu drogę i stanęła na wprost- powinieneś częściej jej używać, wtedy wszyscy będą cię brać mniej grobowo poważnie.
Spojrzeli sobie w oczy, Miwako poczuła coś dziwnego w żołądku, jakby nagle zaczęło tam biegać stado mrówek *Czy to czują członkowie klanu Aburame..?*
Madara delikatnie uniósł dłoń, ale zanim cokolwiek zrobił, usłyszeli kroki.
- M... Madara? Co tutaj robisz?
- Hashirama- chrząknął i cicho westchnął- idę.
- O, witaj- zwrócił się do dziewczyny- ty jesteś Miwako, prawda?
- T... Tak.
Hashirama się do niej uśmiechnął i pocałował jej dłoń na powitanie. Madara zmarszczył brwi i znów chrząknął. Senju znów się zwrócił do niego.
- To może nie będę wam przeszkadzać.
- Ja tylko pomagam jej z egzaminem na chunina, przecież inaczej nigdy go nie zda.
- Więcej wiary, Madara, nad rzeką też czasem byłeś pierdołą, pamiętasz?
- Raz wygrałeś w puszczaniu kaczek- Uchiha skrzyżował ręce na klatce- i to dlatego, że pomogłeś sobie chakrą, pamiętasz?
- Haha masz mnie...
Miwako chwilę się im przyglądała i mimowolnie się uśmiechnęła. Przez chwilę pomyślała o tym, jak byłoby z dwoma hokage. Poważny i rzeczowy Madara i ciepły, wyrozumiały Hashirama.
- ...na mnie już pora- Hashirama zaczął się oddalać- a, wiesz co, Madara?
- Hm..?
- Podoba mi się twój pomysł z podobizną na górze nad wioską. Może zlecę wykonanie. Pa!
- Yhhh...
Madara obserwował oddalającego się Senju. Poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce, falę frustracji, ogromną złość, że w sumie sam przystał na to wszystko.
- Madara...
Miwako położyła rękę na jego ramieniu, ale Uchiha ją strącił szybkim ruchem i zmarszczył brwi.
- Zostaw mnie.
Obrócił się na pięcie i poszedł w stronę dzielnicy swojego klanu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro