Rozdział 2, Sake
- Zaatakowałeś ją?!
- Izuna, wyluzuj- Madara spojrzał na młodszego brata- nadal nie mogę mieć pewności, czy ktoś nie postanowi naruszyć warunków pokoju.
- Ciesz się, że nie jest z klanu Senju! Miałbyś ogromne kłopoty. Poza tym gdzie są moje dango?!
- Nie objadaj się tyle, bo będziesz wyglądać jak z klanu Akimichi.
- Głupi brat!
- Uważaj, masz te same geny.
Madara westchnął i ruszył do swojego pokoju. Jego brat niedawno skończył 19 lat, mimo młodego wieku był niemal równie silny.
Madara zostawił broń w pokoju i poszedł do łazienki. Zdjął swoje granatowe szaty klanu i rozpuścił włosy. Spojrzał w lustro, na torsie miał kilka blizn, śladów po walce. Wszedł pod prysznic i odkręcił gorącą wodę.
*Co będzie dalej z naszą wioską... Nie mogę odpuścić... Też walczyłem o ten stan i miejsce...*
Gdy wyszedł z łazienki, zobaczył przygnębioną matkę krzątającą się po kuchni. Tego wieczora nie miał ochoty na kolację, więc poszedł od razu do swojego pokoju.
-----------------------------------------
Następnego dnia Madara miał zanieść listę kandydatów z klanu Uchiha do Akademii. Wydało mu się to bezsensowne, biorąc pod uwagę kogo przyjmują. Wziął z kuchni jedną z maślanych bułek, które jego matka upiekła z samego rana i wyszedł.
Gdy szedł ulicami wioski, widział, że niektórzy na niego zerkają. Nie próbował sztucznie się uśmiechać i porywać za sobą tłum, co miał w zwyczaju Hashirama. Może to był błąd.
Gdy dotarł na miejsce, poszedł do sekretariatu Akademii.
- Mam tu listę kandydatów.
- Madara...
- No, Sachiko?
- Przygotuj też listę, kto od was by mógł startować na jonina- młoda blondynka spojrzała na kartkę- za długa ta lista. Nie możemy przyjąć tylu Uchiha do Akademii.
- Niby dlaczego? Wszystkie dzieciaki mają do tego prawo.
- Madara, nie chcę... nie chcę żeby to zabrzmiało źle ale...
- Ale on ma rację!
Madara głośno westchnął na widok Miwako, która weszła do sekretariatu. Żałował, że nie zamknął za sobą drzwi. Rzucił jej karcące spojrzenie.
- Nie mieszaj się w sprawy...
- Przepraszam, po prostu skoro ja, zwykła córka rybaka mogłam zostać przyjęta do Akademii, to czemu zdolne dzieciaki z tymi oczami mają nie być przyjęte?
- "Z tymi oczami"- Madara zacisnął szczękę i cicho syknął- nieprawdopodobne.
- Miwako, nie zaczepiaj pana Uchihy!- Sachiko ją skarciła- Po co tu w ogóle przyszłaś?
- Proszę- podała kobiecie zwój- moje zgłoszenie do egzaminu na chunina.
- Tak szybko?
- Wolę teraz zobaczyć jak to wygląda, najwyżej lepiej się przygotuję na drugi raz.
- Skoro tak uważasz...
Madara zmierzył ją znów wzrokiem i pokiwał głową.
- Nie wpadaj na mnie więcej, Misako...
- Miwako! Mam na imię Miwako.
------------------------------------------------------------------
Madara wywiesił na tablicy w dzielnicy swojego klanu informację o rekrutacji do egzaminu na jonina. Za dwa tygodnie chce sprawdzić ewentualnych kandydatów na polu treningowym. Chwilę po tym głośno westchnął i poszedł do domu. Ku jego zdziwieniu, w kuchni siedział jego wuj i jakaś młoda dziewczyna z klanu.
- Oooo Madara, dobrze, że jesteś.
- Jestem zajęty.
- Poznaj Chichi. Jest córką mojego przyjaciela.
- Cześć, Madara- dziewczyna się uśmiechnęła i poprawiła kosmyk swojej czarnej grzywki
- Nie jestem zainteresowany- Madara rzucił jej obojętne spojrzenie- coś jeszcze?
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i wyszedł z domu.
*Nie mam nawet chwili dla siebie żeby pozbierać myśli...*
Idąc przez wioskę zauważył nowo otwarte miejsce z ramen.
- Ichiraku ramen...- Madara położył dłoń na swoim brzuchu- nie ważne jak potężny będę, głód i tak mnie dopadnie...
- Zapraszamy! Ooo pan Madara- starszy mężczyzna się uśmiechnął- nazywam się Takumi, a to mój syn- wskazał dłonią na chłopca, który ugniatał ciasto na makaron- Teuchi. Mam nadzieję, że zasmakuje panu nasz ramen. W czasie wojny raz w tygodniu wystawialiśmy wielki kocioł z ramenem i dawaliśmy posiłek wszystkim cywilom, czasem nawet pojawiali się shinobi.
- Hm?
- Powiem panu w tajemnicy- Teuchi ściszył głos- zdarzyło się kilka razy że Uchiha jadł ramię w ramię przy Senju. Wykończeni bitwą, zwykle przez przypadek trafiali na nas i zatrzymywali się na strawę. To jest właśnie magia naszego ramen!
Madara bez słowa usiadł przy blacie i obserwował jak mężczyzna przygotowuje ramen, jednocześnie pospieszając swojego syna robiącego makaron.
*Całe szczęście, że ta wojna się skończyła... ci shinobi byli tylko pionkami...*
- Yo!
Madara słysząc ten głos cały się napiął.
- To, co zwykle, na wynos.- Hashirama złożył zamówienie i usiadł obok Uchihy- Hej, Madara, dawno się nie widzieliśmy.
- To był piękny czas...
- Haha, pogodny jak zawsze- poklepał Madarę po ramieniu- myślałem o tobie. Chociaż mam na to niewiele czasu, muszę ogarnąć wiele spraw zanim zostanę hokage, ale wiesz co, chciałem udać się do ciebie do domu... Skoro już tu jesteśmy razem, to zapytam teraz... może powinieneś rozważyć zostanie moją prawą ręką.
- Pozostawanie w cieniu, hę?
- Nie nie! To znaczy... No jako moja prawa ręka- Hashirama się wyszczerzył w uśmiechu- Zastanów się, ok?
Madara odwrócił wzrok i spojrzał na miskę ramenu, którą właśnie postawił przed nim Takumi. Hashirama zabrał swoją zapakowaną porcję.
- Dziękuję, do widzenia! I do zobaczenia, Madara.
Oddalił się. Ucieszony Takumi pochylił się nad nim.
- Właśnie o tym mówiłem! Uchiha i Senju, ramię w ramię!
- Masz tutaj... sake?
- Sake...- Taki był lekko zmieszany- Spod lady się znajdzie.
Madara jadł ramen i popijał sake. Po kilku kieliszkach w końcu się odezwał.
- Całkiem niezła ta zupa.
- Ta zupa...- Takumi cicho westchnął- No, ale cieszymy się, że panu smakuje!
Kilka godzin później Madara był po dwóch miskach ramenu i po bliżej nieokreślonej ilości kieliszków sake. Jego policzki zrobiły się rumiane, a Takumi zaczął się zastanawiać, czy posłać swojego syna po brata Madary. Zaczęło się ściemniać.
- Ooo, nasze zamówienie idzie.
- Ohayo!
- Ohayo, Miwako.
Madara uniósł mętny już wzrok i spojrzał na dziewczynę wykrzywiając usta w grymasie *Znowu ona? Jest wszędzie...*
- Szy ty za mno azisz Mysato..?
- S... Słucham?!- dziewczyna trzymając w rękach zapakowaną skrzynkę krzyknęła oburzona- To ty jesteś wszędzie tam, gdzie ja! Ja tylko dostarczam ryby dla pana Takumiego. Poza tym mam na imię Miwako! Nie będę reagować na żadne inne.
- Miwako... I ty jesteś kun...kunoyszy... I nosisz ryłby...
- Tak- wręczyła skrzynkę zakłopotanemu Takumiemu- kunoichi mają nie tylko chronić wioskę, ale też pomagać mieszkańcom. Poza tym... nadal jestem córką rybaka.
- To... Poszo Akademja?
- Bo kocham naszą nową wioskę. Czuję się tutaj jak w domu. I chcę tego domu chronić... Jeśli znów jakieś klany zaczną się kłócić- posmutniała, ale po chwili uniosła zaciśniętą pięść- a tak w ogóle to śmierdzisz sake i bełkoczesz. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać!
Takumi wydał zduszony dźwięk zdziwienia.
- Miwako! Ale to pan Madara!
- Uhh... Trudno.
Miwako już miała wracać w stronę domu, gdy zobaczyła jak pijany Madara prawie się przewraca próbując wstać z krzesła. Szybkim ruchem go chwyciła i pomogła ustać na nogach. Była wściekła.
- Pomogę ci wrócić do domu, baka...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro