Rozdział 17, Zostań
- Miwako... Hej, Miwako!
Dziewczyna powoli otworzyła oczy i zobaczyła stojącą w progu jej pokoju Mito.
- Wstawaj, dzisiaj egzamin.
- Oh, mój budzik... Nie zadzwonił!
- Spokojnie, zdążysz. Chciałam cię obudzić przed wyjście, muszę załatwić kilka spraw- Mito się uśmiechnęła- będę trzymać kciuki.
- Arigato.
Miwako wstała i poczłapała do kuchni. Tobirama w samych spodniach stał zaspany i nalewał sobie kawę do kubka. Dziewczyna w ostatnim czasie unikała go jak tylko mogła. Już chciała się wycofać, ale Senju odwrócił się w jej stronę.
- Hej.
- H... Hej... Chciałam tylko...
- Kawy?
- Tak.
Wyciągnął drugi kubek, nalał czarnym napojem i jej podał.
- No, chyba będziesz niezłą kunoichi- uśmiechnął się, a widząc jej zdziwioną minę dodał- mieszkając pod jednym dachem przez ostatnie dni widziałem cię raz i to jak przemknęłaś do łazienki.
- Ja... Yh...
- Nadal jesteś na mnie zła?
- Nie... Chyba nie.
- Całe szczęście. Idę się przebrać. Tobie też radzę.
Szybko wypiła kawę, złapała do ręki bułkę i pobiegła do pokoju się przebrać. Gdy była gotowa, przy drzwiach zobaczyła Tobiramę. Mrugnął do niej.
- Możemy iść razem, w końcu...- uśmiechnął się- To w tym samym kierunku.
Przytaknęła nieśmiało i wyszli z domu. Po drodze widzieli pozostałych uczniów Akademii w różnym wieku, którzy szli na egzaminy. Kilkoro z nich witało Tobiramę, a Miwako czuła się coraz dziwniej idąc u jego boku. W pewnym momencie chwycił jej dłoń i szarpnął w swoją stronę. Dziewczyna zdziwiona podparła się na jego ramieniu, a jej twarz spłonęła rumieńcem.
- Tob...!
Nie zdążyła powiedzieć jego imienia, gdy w tej samej chwili przemknęła koło nich grupka shinobi. Odsunęła się od Tobiramy i zmarszczyła brwi.
- A dziękuję..?
- Za co niby?- prychnęła
- Zadeptali by cię.
- Wykorzystałeś okazję.
- Może...
- Baka!
Pacnęła go w ramię, ale szybko złapała większy dystans od Senju widząc szepczących mieszkańców wioski, którzy ich obserwowali.
------------------------------------------------------------
Madara zaprowadził kilkoro dzieci i nastolatków z klanu Uchiha pod Akademię. Wyjaśnił im przebieg egzaminu, pisemna część o technikach walki i praktyczna. W ostatnim czasie starał się znaleźć sobie jak najwięcej zajęć, żeby nie myśleć i żeby uniknąć planowania ślubu, na którego myśl żołądek wywracał mu się do góry nogami.
Zauważył Tobiramę idącego w stronę wejścia, a obok niego Miwako. Dziewczyna śmiała się z czegoś i pacała Senju w ramię. Gdy zobaczyła Madarę, na chwilę zamarła. Musiała do niego podejść. Chyba, że by spróbowała wejść oknem.
- Miwako...- Uchiha spojrzał na nią ignorując Tobiramę- Ja...
- Ona nie będzie z tobą rozmawiać- białowłosy palnął ze skrzywioną miną
- JA będę decydować z kim rozmawiam!
Miwako krzyknęła, jednak w tej samej chwili uznała, że to było głupie, bo w cale nie chciała słuchać kolejnych kłamstw Madary. Jednocześnie nie chciała żeby ktokolwiek mówił za nią. Skarciła się kilka razy w myślach i gapiła się na Senju i Uchihę.
- W sumie to z nikim nie chcę rozmawiać.
- Po egzaminie...- Uchiha zawołał za nią- Będę tam, w lesie. Jeśli chcesz mnie wysłuchać.
Miwako zniknęła za drzwiami Akademii.
-----------------------------------------------
Madara siedział na gałęzi drzewa rosnącego przy budynku. Czekał aż egzaminy się skończą, jednak nie chciał wchodzić do środka. W pewnym momencie usłyszał z dołu głos.
- Ma-da-ra! Wiedziałam, że cię tu znajdę.
- Yhh czego chcesz Miyako?
- Przyniosłam ci jedzenie. Sama gotowałam!
Zerknął na pudełko, które na chwilę otworzyła. W środku był ryż z curry ułożonym w kształt serca. Miyako zamknęła pudełko, włożyła do materiałowej torebki i uniosła do góry.
- Weź.
Madara spojrzał na nią z ogromną niechęcią i kunaiem wytrącił jej bento z dłoni. Pudełko upadając otworzyło się i zawartość wylądowała na ziemi.
- Mówiłem, że niczego od ciebie nie chcę.
- Nie możesz.. Nie możesz być taki przez wieczność!
- Żadna umowa, czy zasada klanu mi tego nie zabrania- obrzucił ją zimnym spojrzeniem- będziesz żałować, że nie jesteś uwięziona w genjutsu.
Zeskoczył na dół.
- Czemu... Taki jesteś?
- Słyszałem twoją rozmowę z rodzicami.
- J... Jaką?
- Gdy mówili, że możesz zrezygnować. Mi nikt nie dał wyboru, a ty... Wiedząc... Zejdź mi z oczu.
- Ślub jest za trzy dni.
- Trudno.
- A tamta dziewucha... I tak cię nie chce! Poza tym dobrze wiesz, że możesz próbować się postawić im wszystkim, ale nie robisz tego, bo nie jesteś jej pewien. Jesteś tchórzem! Więc skoro jej się obawiasz, to chociaż mi daj szansę. Ja cię kocham!
- Zamknij się!
Dziewczyna odeszła powstrzymując łzy. Madara zaczął czuć ogromną wściekłość. Rozejrzał się po Wiosce, w tamtej chwili miał ochotę wszystko zniszczyć i nie słuchać się niczyich zasad. Jego oddech przyspieszył, a pięść się zacisnęła, ale nagle usłyszał gwar uczniów wychodzących z Akademii. Młodzi z klanu Uchiha podbiegali do niego i chwalili się zdanym egzaminem, ale ulgę poczuł dopiero w chwili, gdy zobaczył wybiegającą z budynku Miwako, po której wyrazie twarzy było widać, że i jej się udało. Gdy ich spojrzenia się spotkały, dziewczyna posłała mu uśmiech. Gdyby nie jego pomoc, raczej by nie dała rady. Uchiha zniknął jej z pola widzenia. Stała chwilę i zastanawiała się, co zrobić.
*Zasłużył, żebym go wysłuchała...*
Wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę lasu i polanki, na której ćwiczyli. Gdy widziała już linię drzew, pojawił się przed nią Tobirama.
- Miwako...
- Co tu... Nie powinieneś być jeszcze w Akademii?
- Nie idź tam...
- C... Co?
- Nie idź, proszę.
Tobirama spojrzał na nią z miną zbitego psa. Miwako przełknęła ślinę i pokiwał głową.
- Idę tylko z nim porozmawiać. Chcę wiedzieć wszystko o tej sytuacji. Nie mam na to wpływu i tak, no i...
- Przypomni ci się wszystko i znów będziesz cierpieć. To bez sensu. A on jest Uchiha, nie ugnie się w kwestii rozkazów ojca i...
- Na wojnie się ugiął. Więc może...
- Proszę...
Zbliżył się i chwycił jej dłoń. Spojrzał jej w oczy.
- Nie chcę żebyś tam szła. Chcę... Żebyś została tu ze mną. Proszę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro