Rozdział 14, Odruchy
Madara ze swoim standardowym grymasem na twarzy wszedł do pokoju.
- Dawno tu nie byłem.
- Słyszałam o waszej przyjaźni, ale teraz...
- Hmm- wszedł w słowo Miwako i usiadł na tatami krzyżując nogi- to czemu nie przyszłaś do mnie?
Usiadła niepewnie obok niego. Czuła się dziwnie, gdy musiała mu się z tego tłumaczyć. Dmuchnął na kosmyk włosów, który fruwał mu koło twarzy. Miwako nie wiedziała jak się zachować. Nawet nie wiedziała czym jest ich relacja, sama też nie wiedziała już co do niego czuje. W czasie wojny nie było czasu na romantyczne miłostki czy zauroczenia, fakt, był jeden chłopak do którego wzdychała. Arashi, który nie zwracał na nią w ogóle uwagi. Miał blond czuprynę i zielone oczy, podobał się wszystkim dziewczynom w okolicy, ale na Miwako nie zwracał uwagi. Z resztą po części przez niego zaczęła rzadziej się pojawiać na zajęciach w Akademii. Wyśmiewał jej brak umiejętności i to, że nie ubierała się tak ładnie jak inne dziewczyny. No i cholerny zapach wędzonych ryb. A nagle znikąd pojawili się Madara, Mito, Hashirama i Tobirama, jakby nagle wstąpiła do innego świata, do którego nie pasowała. Kuchnia w domu Senju była wielkości całego piętra jej domu, a łazienka dla gości jest wielkości jej pokoju w domu rodziców. Zastanawiała się wiele razy ile gaf palnęła do każdego z Senju i do Madary. Są ważni, są głowami potężnych klanów, założycielami wioski, a niedługo rządzącymi wioską. Ale w tamtej chwili była w pokoju Senju, razem z Uchihą, który patrzył na nią z pretensją. Dwa miesiące temu, gdyby ktoś jej powiedział, że znajdzie się z nim sam na sam, że pocałuje ją na festiwalu, to by parsknęła śmiechem na tą abstrakcję.
Opowiedziała mu cała sytuację z rodzicami, ze spotkaniem Hashiramy, oczywiście pomijając fragment o Tobiramie.
- Rozumiem. Mieli rację.
- Hę?!
- Mówię o Hashi i jego pannie. Twoi rodzice nie zrozumieją żadnych argumentów, im są potrzebne czyny. Są z innego pokolenia, inne zwyczaje... razem z nami "idzie nowe" i ciężko będzie to pogodzić. Wiem coś o tym...
- Też masz zgrzyty w klanie..?
- Można tak powiedzieć- Madara spojrzał w stronę okna do połowy zasłoniętego bambusową roletą i przysunął dłoń, którą się podpierał do dłoni Miwako- jest pewna kwestia, którą nie wiem jak zmienić. Widzisz, twoi rodzice w najgorszym wypadku mogą cię wyrzucić z domu. To znaczy... Zrobili to. U mnie mają sharingana i pochrzanione zasady. Mnie mogą wygnać z wioski, albo... zrobić coś gorszego.
- Co?! Ale przecież to rodzina- mimowolnie przysunęła się do niego- jak rodzina może...
- A jak można wyrzucić córkę z domu? To pokolenie sztywnych zasad. Tradycje, zwyczaje, pokazywanie innym klanom, jak to jest się potężnym... Żeby zmienić zasady starszych Uchiha trzeba by ich..
- Madara...
- Stwierdzam fakt. Więc... Zostajesz tutaj?
- Na razie tak. Gdy zdam egzamin i zacznę zarabiać to wynajmę coś swojego.
- Zawsze mogę cię ukryć w swoim pokoju...
Zbliżył się do niej szybkim ruchem, co zaskoczyło dziewczynę. Podwinęła jej się ręka i upadła na plecy na tatami przykryte kołdrą i cicho jęknęła.
- Ałć...
Madara oparł się dłońmi po obu stronach jej głowy i pochylił się nad dziewczyną. Jego długie włosy opadały muskając jej policzki i szyję. Miwako poczuła falę gorąca i szybkie bicie swojego serca. Uchiha patrzył jej w oczy i położył dłoń na jej szyi schodząc niżej, gdy zawędrował poniżej linii obojczyków, dziewczyna uderzyła go w policzek i głośno przełknęła ślinę.
*Uderzyłam... Madarę Uchiha...*
Podparła się na rękach i wycofała spod niego siadając. Madara pogładził policzek i spojrzał na nią w jeden z tych sposobów, których nie była w stanie rozszyfrować. Jej policzki były czerwone, a oddech jeszcze się uspokajał. Chłopak pokiwał głową i wstał.
- Idziemy ćwiczyć, Miwako..?
- M... Madara...
Wstał i poszedł do rozsuwanych drzwi. Miwako poderwała się i pod wpływem impulsu wypaliła.
- O co ci chodzi, Madara?! Czego... Czego ty chcesz?
Spojrzał przez ramię rozsuwając drzwi.
- Idziesz, czy nie?
- Yhh...
Poszła za nim. Przy wyjściu założyli buty, Madara zawołał.
- Do następnego Hashirama, Mito!
Wyszli z domu i bez słowa zmierzali w stronę lasu. Gdy dotarli na miejsce, na małą polankę wśród drzew, Miwako zapytała.
- Czemu las, a nie pole treningowe?
- Bo jeśli zrobisz coś nie tak, spłonie cały las.
- CO?!
- Przyspieszony kurs panowania nad żywiołem. Chcesz zdać egzamin, nie? A ja nie mam tyle czasu żeby cię non stop niańczyć do tego czasu.
- Słucham?!- przycisnęła palec do jego klatki i zmarszczyła brwi- Jesteś taki dlatego, że w pokoju nie pozwoliłam się zmacać?
Zrobił pół kroku w jej stronę i pochylił się nad nią mówiąc chrypliwym półszeptem, od którego miała ciarki.
- Chcesz, możesz sprawdzić, czy po tym będę inny.
- Baka!
- Hm- cofnął się i przewrócił oczami- no dobra, pokaż co potrafisz.
- Z wachlarzami kilka ruchów...
- No to dawaj.
Pokazała czego się nauczyła do tej pory, cały czas obawiając się, że podpali któreś z drzew.
- Dopracuj to ostatnie... Masz na to nazwę?
- A ten ruch... nie ma nazwy?
- Nie. A teraz sprawdźmy jak z walką wręcz.
Wyciągnął kunaia i ją zaatakował. Udało jej się w ostatniej chwili uniknąć kilu ciosów, próbowała przechodzić do kontrataku, ale nie udawało jej się nawet zbliżyć dłoni z bronią do Madary. On ją obserwował, najpierw tylko pod kątem jej techniki ruchów, po chwili zauważył, że po każdym nieudanym natarciu delikatnie przygryzała dolną wargę lub ją lekko oblizywała. Kilka razy jęknęła robiąc unik, co zaczęło go rozpraszać. Dziewczyna zaczęła mieć zadyszkę i się spociła, a Madara nie zmęczył się ani trochę. Dostrzegł kropelkę potu, która popłynęła z jej szyi między piersi zasłonięte ubraniem. Uchiha wytrącił jej kunaia i chwycił jej dłoń. Chciał ją przycisnąć do drzewa, tak, żeby jęknęła i ją pocałować. Zamiast tego głośno wypuścił powietrze i pokiwał głową.
- Wystarczy.
- Ehh, tak- łapała oddch- zdecydowanie. Wymęczyłeś mnie.
- Myślę, że z tym, co masz poradzisz sobie na egzaminie. A do tego Tobirama, egzaminator, który ma do ciebie słabość...- burknął
- Co... Co masz na myśli?
- Nic. Hashirama mówił mi jakieś głupoty.
- Oh- Miwako się zawstydziła- to... To wszystko jest dziwne.
- Taaa... Możemy wracać.
- Madara...
- Hm?
- Tamten pocałunek... Uhh nieważne...
- Skoro nieważne, to chodź, odprowadzę cię.
- Jesteś Uchiha- uniosła brew- odprowadzisz córkę rybaka do domu Senju? Mało ci skandali w naszej Wiosce? Haha
- Cóż, jak chcą, to niech gadają. Chodź...
Odprowadził ją pod drzwi. Stanęli naprzeciwko siebie, Miwako się uśmiechnęła i uniosła dłoń.
- To... Do zobaczenia. I... Kiedy będziesz miał czas?
- Muszę się uporać z jedną kwestią z mojego klanu. Przyjdę po ciebie, gdy będę mógł.
- A co jeśli Tobirama...
- To mu sklepię facjatę. Tutaj się słucha Hashiramy, więc...
- A... Jaka sprawa klanu.
- Nic ważnego. A, jeszcze jedno...- spojrzał jej głęboko w oczy- zapanuj nad odruchem przygryzania wargi podczas walki, bo... wtedy ja ledwo panuję nad sobą.
- M... Madara baka!
Zarumieniła się, a Uchiha zniknął. Weszła niepewnie do domu.
- Wróciłam!
Zdjęła buty i usłyszała głos Mito prawdopodobnie z kuchni.
- Hej! Chodź, zrobiłam jedzenie!
Miwako weszła do dużej kuchni gdzie na środku stał długi stół ozdobiony koszem z owocami i wazonem z kwiatami. Mito się uśmiechnęła.
- Dzisiaj jest udon. Zjesz trochę? Hashiramy i Tobiramy jeszcze nie ma, a nie lubię jeść sama kolacji.
- Arigato.
Usiadły przy stole, Uzumaki się zaśmiała.
- Miwako, możesz się trochę rozluźnić. Chcę żebyś się tu dobrze czuła.
- Postaram się... Świetnie gotujesz!
- Dziękuję.
- Zjem i od razu pójdę pod prysznic, jestem ledwo żywa po treningu...
- A jak Madara?
- Hm? W jakim sensie?
- Mówił ci coś?
- Oh...- przypomniała sobie jego ostatnie słowa i zastanawiała się, czy Mito je słyszała przez drzwi. Na jej policzkach pojawił się rumieniec- To znaczy... No rozmawialiśmy, ale o niczym specjalnym.
- Hmm, rozumiem. Chociaż twoje rumieńce mówią co innego haha, twoje policzki są w kolorze moich włosów.
- Po prostu... Nie rozumiem czemu mi pomaga i czemu... Tak się zachowuje...
- Może jesteś... Normalna. Nie masz klanowych zdolności, którymi byś mogła się obnosić, masz swój cel, który chcesz osiągnąć ciężką pracą. No, z wyglądem ci chętnie pomogę jeśli będziesz chciała haha.
- Oj tak... Kilka porad mi się przyda hah... Ale nie rozumiem jego zamiarów...
- To Uchiha... Pewnie sam siebie nie rozumie. Hashirama powiedział mi, że Madara i Tobirama są do siebie podobni. Pewnie dlatego się nienawidzą.
- Hmm...
Chciała jeszcze o coś zapytać, ale rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili głosy Hashiramy i Tobiramy.
- Jesteśmy!
- Chodźcie chodźcie!- Mito zawołała- Jedzenie jest jeszcze ciepłe!
Weszli do pomieszczenia, a Miwako wstała od stołu i umyła talerz.
- Ja... Pójdę się umyć, jestem cała przepocona.
- Nie posiedzisz z nami?- Tobirama zapytał z poważną miną
- Marzę o prysznicu...
Uśmiechnęła się i poszła do łazienki. Gdy wyszła spod prysznica, miała wrażenie, że spędziła tam godzinę. To było całkiem możliwe, bo w kuchni nikogo już nie było. Zapaliła światło, nalała sobie wodę do szklanki i poszła na taras do ogrodu, po cichu licząc, że będzie tam Mito i dokończą rozmowę.
*Hmm pusto..*
Usiadła na drewnianej podłodze, która robiła się chłodna, bo słońce już zaszło. Po wszystkim, co widziała, po wojnie, ten ogród był jak miejsce z bajki. Kilka lampionów zawieszonych na drzewach paliło się ciepłym światłem. Dostrzegła latające świetliki i sama nie wiedziała czemu, poczuła jak łzy napływają jej do oczu.
Albo przez ten nastrój, albo przez umiejętności shinobi, nie usłyszała zbliżającego się Tobiramy.
- Oi!
Zawołał tuż za nią, a dziewczyna głośno pisnęła i odskoczyła.
- Tobirama! Wystraszyłeś mnie na śmierć!
Otarła łzę, która tym razem była prawdopodobnie wywołana strachem. Senju pomasował się po karku zakłopotany i się uśmiechnął.
- Gomen, nie chciałem cię wystraszyć.
Miwako pokiwała głową i usiadła na podłodze, a Tobirama obok niej.
- Lubię tutaj przesiadywać wieczorami. Podebrałaś mi miejscówkę hehe.
- Wybacz, mogę pójść, jeśli...
- Nie- Tobirama chwycił jej dłoń, gdy chciała wstać i lekko pociągnął w dół, ale szybko cofnął rękę z zakłopotaniem- to znaczy... Możesz zostać. Jak przygotowania do egzaminu? Nie będę miał dla ciebie litości haha.
- Eeej! Liczyłam na taryfę ulgową- zaśmiała się
- No jakoś rabatu na ryby nie dostawałem!
- Baaaaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro