Rozdział 3
W końcu zajechaliśmy pod dom Kaśki. Od progu już nas przywitała. Trochę mnie dziwiła cisza która ogarniała wszystko. Gdy podzieliłam się z moim spostrzeżeniem ona tylko się zaśmiała a potem odpowiedziała.
- Wszyscy są zajęci. Pracują wież tak jak zwykle na wsi.- Nie musiała mi tego mówić pomyślała. Przecież mam jakieś pojęcie o tym. Serio. Czemu o tym nie pomyślałam zamiast pytać. Zachowuje się jak typowa dziewczyna z miasta. Postanowiłam że się poprawię.
- Ach tak. Możemy zobaczymy czy nie potrzeba im pomocy?- W tedy odezwał się Mariusz
- No to idź. Zaraz do ciebie dołączymy tylko zabiorę coś z samochodu. - Jasne ale tania wymówka. To oczywiste że chce być sam na sam z Kaśką. Ruszyłam na dziedziniec, a potem w stronę budynków gospodarczych. Spojrzałam na mężczyzn jak pracują. Czułam się trochę dziwnie. Przecież nikogo tutaj nie znałam. W tedy ktoś do mnie krzyknął.
- Ej. Ty tam. Podaj mi tamtą skrzynkę.- Spojrzałam na mężczyznę, żeby mu odpowiedzieć że nie powinien tak się zwracać do mnie. Więcej kultury.Ale w tedy go zobaczyłam ciemne brązowe włosy które opadały mu na czoło. Dość ciemna karnacja. Ale potem spojrzałam niżej i zobaczyłam że nie ma koszulki. Od razu się zaczerwieniłam.- Hej. Chcesz to cyknij mi fotkę jak się napatrzyć nie możesz, ale daj mi wreszcie tą skrzynkę- Czar prysł jak na zawołanie.Rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam skrzynkę. Wzięłam ją i podeszłam do nieznajomego. Prawie nią w nim rzuciłam.
- Proszę- Na co nieznajomy się uśmiechnął się szeroko. Wyglądał w tedy bosko.
- Dziękuję. Skąd się tu wzięłaś?-Popatrzył na mnie przenikliwie. Chociaż było widać że z jego oczu nie schodzą radosne iskierki. Już chciałam coś powiedzieć gdy nadszedł mój brat i objął ramieniem.
- Kathrina szukałem Cię- Brunet już nie wyglądał tak jak wcześniej. Zachmurzył się. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. W tedy Mariusz podszedł do chłopaka przed nami, i wyciągnął rękę.
- Jestem Mariusz, a to moja siostra Kathrina- Brunet od razu podał rękę Mariuszowi i zaczęli gadać.No i jak zwykle olali mnie.Zaczęli o czymś rozmawiać. A już za chwilę wszyscy poszliśmy do garażu. Mój brat był mechanikiem więc pewnie chcieli by zajrzał co tam się popsuło.Nie myliłam się.
- Kathrina musimy się przyjechać by zobaczyć czy wszystko jest dobrze. Jedziesz?- Kiedy chciałam już powiedzieć że jasne. Przecież nie zostanę tu sama z Adamem. (Dowiedziałam jak ma tak na imię gdy rozmawiał z moim bratem.) Ale w tedy wtrącił się właśnie on.
- Może przecież zostać. Pomoże trochę- A później spojrzał się na mnie- Chyba że panienka nie jest przyzwyczajona to pracy- powiedział to tak konspiracyjnym szeptem że tylko ja usłyszałam. Za kogo on się ma. Co z tego że może nie wyglądam na taką. Nie miał prawa mnie obrażać zaraz mu pokaże.
- Jasne Mariusz. Pojedź razem z Kasią a ja postaram się pomóc.
- Dobra jak chcesz.- Po tych słowach wsiedli do samochodu i pojechali. Pomyślałam że to był błąd że dałam się sprowokować i to nie byle komu ale temu łotrowi. Spojrzałam na niego a on zaczął się uśmiechać. Miałam ochotę go walnąć.
- Czego się szczerzysz?!- wypaliłam. A w tedy on zrobił minę niewiniątka, która kompletnie do niego nie pasowała.
- Ja?- spytał . A potem wziął mnie za rękę. A po moim ciele rozpłynęło się nieznane dotąd ciepło. Och przestań. Przecież to gbur. A jednak pozwoliła mu trzymać się za rękę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro