Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(9) Ostatnia nadzieja

Narrator:

Viktoria bała się trochę tam wchodzić, ale Michael trzymał ją mocno za rękę. Sama chciała tam wejść, chyba ciekawość wygrywała.

- My będziemy przy schodach. - powiedział Aston i razem z dziewczyną zniknęli w ciemności.

Michael wyciągnął klucz, przyjrzał się mu chwilę i włożył do zamka drzwi. Klucz pasował do zamka, co go trochę uszczęśliwiło. Przekręcił powoli, po czym pociągnął za klamkę.

To co tam zobaczyli, wprawiło ich w szok. W pomieszczeniu znajdowało się to, co nie śniło się nawet pisarzom horrorów. Odór był niesamowity, brak okien sprawiał, że zapach wżarł się w ściany. Do sufitu przymocowane były linki, zwisające pod mocnym napięciem kości. Podłoga oblana bordowo-czerwoną cieczą, miała już długi czas istnienia na zżółkniętych kafelkach. Zwisały szkielety, pozbawione wszystkiego, co posiada człowiek za życia, ukazywały jak kończyli Ci, którzy sprzeciwili się Maxon'owi Kings'owi.
Łzy cisnęły się do oczu Viktorii, nie sądziła, że zobaczy coś takiego.

- Viki...- powiedział Mike, nadal wpatrzony w muzeum szkieletów, które urządził tu sobie Maxon. Na końcu pomieszczenia stał kontener, wyglądał na szczelnie zamknięty. Popatrzyła na chłopaka, który spojrzał na nią. Od razu wiedzieli co robić. Podeszli do skrzyni, omijając wiszące trupy i próbując nawet na nie nie patrzeć.
Michael ostrożnie otworzył zamknięcia i podciągnął do góry wieko kontenera. Brunetka zrobiła krok do tyłu, nie chcąc zaglądać do środka.

Michael zajrzał do wnętrza i jego oczom ukazało się zmasakrowane, zleżałe ciało. Nie był pewny czy to ciało Ron'a Douglas'a, jednak wierzył, że należało do niego.
- Viki...to chyba on. Znaleźliśmy go...wiesz co to oznacza? - zapytał Mike, ale odpowiedziała mu cisza. Czekał, aż jego dziewczyna jakoś zareaguje na jego słowa. Jednak wydawało mu się, że jej nie ma obok niego.
Odwrócił się, a za nim stał Maxon, trzymając jego dziewczynę i zakrywając jej usta swoją ręką. Ona starała się drapać jak najmocniej jego przedramię, aby ją puścił, jednak na marne. - Maxon... - mruknął przerażony chłopak, puszczając wieko kontenera, które zatrzasnęło się z hukiem. Był spanikowany, nie wiedział co ma robić, a Aston i Josie byli za daleko, by im pomóc.

- Tak się bawisz Mike? - powiedział Maxon, z przerażającym uśmiechem, mocno trzymając od tyłu ciało Viktorii.

- Zostaw ją, słyszysz, ją masz puścić. - powiedział roztrzęsionym głosem Mike. Jego odwaga wyparowała, nie mógł patrzeć, jak Viki stara się uwolnić z objęć tego psychopaty.

- Miałem Cię za kogoś zaufanego...ale chyba chciałeś zapoznać się ze swoim nowym domem. - powiedział Maxon, wskazując na pomieszczenie z wiszącymi trupami. - Proszę bardzo, moja kolekcja powiększy się o jedne ciało.
Michael podszedł szybkim krokiem i zamachnął się, aby wymierzyć cios w twarz Maxon'a, ale chłopak zrobił unik, rzucając dziewczyną w stronę pokoju tortur, sprawiając, że upadła. Maxon spojrzał z uśmiechem na Mike'a i trafił go prosto w twarz. Chłopak zachwiał się, ale nie upadł.

- Spierdoliłeś mi życie, Kings. teraz ja zrobię to z Twoim. - powiedział Mike, idąc w stronę Maxon'a.

- Sam sobie je spierdoliłeś, a raczej twój pojebany ojciec. Ciekawe jak zareagują na wieść, że ich kochany, odpowiedzialny za rodzinę synek wisi w moim pałacu. - powiedział chłopak i wymierzył kolejny cios w twarz rywala. Jednak ten zdążył złapać jego pięść, odsuwając go od siebie.
Viktoria wstała z ziemi, łapiąc się za bok, którym uderzyła w coś ostrego. Krew przeszła na bluzkę, ból był okropny, ale miała w sobie na tyle siły, żeby usiąść na krzesło, które znajdowało się obok.

- Jesteś psychopatą, rozumiesz? Zamkną Cię w psychiatryku, nie bez powodu mój ojciec zabił twojego...starego chuja..- zawołał Mike, a mina Maxon'a stawała się coraz bardziej zdenerwowana. Rzucił się do niego i zaczął okładać go pięściami, prawie do nie przytomności. - Nigdy. - cios - Nie mów. - kolejny cios. - O moim ojcu, cwelu.

- Zostaw go już! Zostaw go spierdoleńcu! - krzyknęła Viktoria, starając się uspokoić swój płacz i szybki oddech.
Maxon zszedł z powalonego na ziemię Mike'a, kopiąc go kilka razy w brzuch. Chkopak zaczął pluć krwią, która napływała mu do ust z jego twarzy. Kings podszedł do brunetki i zaczął się w nią wpatrywać. Dziewczyna nic nie mówiła, trzymała się jedynie za ranny bok.
- Ty byś nadawała się do moich dziewczynek...jesteś taka świeża...- powiedział Maxon, delikatnie muskając jej policzek. Ale Viktoria nie pozwoliła mu na to, uderzyła dłonią w jego rękę, lecz chłopak nadal patrzył na nią w dziwny sposób. Dziewczyna nie wytrzymała i splunęła ślinę w jego twarz, czym jeszcze bardziej rozzłościła go. - Ty kurwo. - powiedział i wymierzył jej plaskacza w twarz.
W tym momencie przybiegła Josie.
- Zostaw ich już, Kings! - zawołała zapłakana dziewczyna i miała go już uderzyć, ale on złapał ją za nadgarstek, zszokowany, że ona tutaj jest. Aston podbiegł do Michael'a i pomógł mu wstać. - Wypuść ich spokojnie, a ja...

- Co kurwa Ty? Co Ty możesz zrobić? Byłaś po ich stronie, zamiast być ze mną i robić to co ja. Miałaś do tego potencjał, uwielbiasz krzywdzić ludzi. - mówił Maxon, trzymając cały czas dziewczynę za nadgarstki, co sprawiało jej ból. - Teraz idź do diabła!

- Zabiłeś Ron'a? Zabiłeś go?...- powtarzała dziewczyna, zanosząc się płaczem. On nic jej nie odpowiedział. - Chcę z Tobą być, bo Cię ko..kocham...i wierzę, że tego nie zrobiłeś..wiedziałeś, że mi na nim zależy...

Chłopak tylko prychnął, puszczając ręce rudowłosej i wskazał na pomieszczenie, w którym leżało ciało.
- Tam! Tam jest twój kochaś! Tam! - zaczął krzyczeć, a dziewczyna spojrzała na niego z bólem wymalowanym na twarzy. Usiadła na podłodze, płacząc najmocniej jak tylko się da.

- Wypuść ich wszystkich, będziesz miał mnie, ale niech Viktoria będzie już bezpieczna...- powiedział Michael, podtrzymując się rękoma na swoich kolanach. Maxon pokiwał tylko przecząco głową, a po chwili do Pokoju Tortur zbiegło jego kilku towarzyszy, którzy podbiegli do Michael'a i z wielką siłą trzymali go, aby patrzył co będzie się działo. Michael próbował wyrwać się z ich rąk, krzyczał, aby zostawili jego dziewczynę w spokoju. Jednak oni podeszli do niej i złapali za ręce.

- A teraz Michael'u Vinwood'zie...będziesz obserwował jak twoja dziewczyna pali się na moim bujanym foteliku. To będzie twoja kara. Potem zastanowię się, zrobić z Tobą. - powiedział Maxon, a Viktoria z zapłakanymi oczami spojrzała na zapłakanego Michael'a. Żałował, że ją w to wciągnął, żałował tego, że pozwolił na to, aby tu weszła. Żałował, że ją poznał, zrobiłby teraz wszystko aby uchronić ją przed tym. Wszystko było jego winą, mimo, że wiedział, że tak może się stać, to pozwolił jej na ratowanie go. - A Ty Aston? Jeśli chcesz drugą szansę...posadzisz ją na tym krześle. A Josie będzie patrzeć na to wszystko.

Aston pokiwał przecząco głową i spuścił wzrok, dając krok do tyłu, gdzie stał trzymany Michael.

- Jesteś najgorszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. - wydusiła z siebie dziewczyna, nadal siedząc i płacząc, czekając na pomoc.

-Tak? A jeszcze przed chwilą mówiłaś, że mnie kochasz..- zaśmiał się Maxon i kiwnął głową w stronę swoich silnych kolegów, którzy po jego sygnale siłą zaciągnęli dziewczynę i posadzili ją na elektrycznym krześle. Viktoria wpadła w panikę, zanosiła się od płaczu, nie wiedziała co ma zrobić, żeby uratować siebie. Całe jej życie przeleciało jej przed oczami. Zaczęła się modlić po cichu, ale nie umiała się skupić. Michael cały czas krzyczał, jednak ona nie umiała na niego patrzeć. Nie chciała widzieć jego przerażonych oczu i zakrwawionej twarzy, jednak ostatni raz musiała na niego spojrzeć. Łzy znowu zaczęły lecieć jej po twarzy, a ręce trzęsły się jeszcze bardziej.

- Jesteś chujem, Maxon! Będziesz smażył się w piekle! - krzyknął Michael, nadal próbując wyrwać się z objęć.

- Za minutę twoja laska będzie płonąć, a ty nic nie będziesz mógł zrobić. - powiedział Maxon i to miał być już koniec, jednak los musiał się odwrócić.

Do Pokoju Tortur wtargnęła liczna grupa zamaskowanych i zabezpieczonych mężczyzn, trzymając w dłoniach bronie.
- Wszyscy na ziemię i żadnych ruchów! Na ziemię! - krzyczał jeden z nich, mierząc z broni do Maxon'a i jego bandy.

Maxon został zatrzymany, rzucili go na ziemię i skuli w kajdanki. Podobnie zostali potraktowani jego towarzysze.
Odwiązali nadgarski Viktorii, która od razu pobiegła w ramiona Michael'a. Zaczęła jeszcze bardziej płakać, a on próbował ją uspokoić, mocno przytulając i głaszcząc jej włosy.

- Przepraszam Viki...przepraszam...- zaczął szeptać jej do ucha i nie puszczając jej, bojąc, że zaraz ją straci. Ona nic nie mówiła, próbowała złapać oddech i okiełznać trzęsące się ciało. Cieszyła się jednak, że jest wolna i może być w jego ramionach.

- To było pojebane...będę miał traumę...- powiedział Aston, podchodząc Viktorii i Mike'a. Spoglądał na cały ten bajzel, który się wyprawiał, wszystkich skutych, zaczęli wyprowadzać. - Kto w ogóle poinformował FBI czy kim oni tam są?

Nikt mu nie odpowiedział na pytanie, jedynie stali wpatrzeni, jak Maxon Kings zostaje wyprowadzony z pomieszczenia. Wychodził z opuszczoną głową, nie patrząc na nikogo.

- Wychodzimy? - zapytał Michael, a jego dziewczyna pokiwała głową. Ale w ostatniej chwili, odwróciła się, aby wzrokiem wyłapać gdzie jest Josie. Rudowłosa siedziała na krześle, rozmawiając z policjantami, którzy niedawno się tu pojawili.
Josie chyba wyczuła, że na nią patrzy, bo podniosła wzrok i spojrzała na Viki. Delikatnie się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Viki od razu wiedziała, że może ją tu zostawić. Było jej żal rudowłosej i choć miała chwilę słabości to wróciła w jej obronie.

- Jezu, wreszcie mogę oddychać...- zawołał Aston, gdy wyszliśmy na świeże powietrze. Dookoła stały różne wozy, niektóre były z policji, a niektóre należały do FBI.

- Przypomnę tylko, że to JA siedziałam na krześle elektrycznym. - przewróciła oczami Viki, patrząc w ziemię.

- A...no tak, zapomniałem, wybacz. - mruknął Aston, ale rzeczywiście było mu przykro.

- Chwila, przecież Ty jesteś ranna! - zawołał Michael i ustał na przeciwko dziewczyny. Podciągnął w pośpiechu jej bluzkę, żeby przyjrzeć się ranie. Była to głęboka, podłużna rana, z której sączyła się krew. - Musimy do szpitala, koniecznie! I to w tej chwili!

- My ją zawieziemy. - odezwał się nagle czyjś głos, a gdy chłopak odwrócił się, zobaczył znajomowego policjanta, który wcześniej nie zgodził się na pomoc. - Wybacz Mike, że wtedy nie interweniowaliśmy, jednak mieliśmy za mało dowodów.

- Teraz macie ich wystarczająco?! Potrzebujecie takich ostrych wrażeń, żeby cokolwiek zrobić?! - zawołał rozzłoszczony Mike.

- Musisz to zrozumieć, Vinwood, że...

- Nic nie muszę. A teraz wybaczy pan, muszę zawieźć dziewczynę do szpitala. - powiedział Mike i podniósł Viki, aby zanieść ją do samochodu.

Ucałował ją w czoło i niósł ją przez całą drogę. Samochodów policji było mnóstwo, a coraz to więcej ludzi zbierało się na placu przed wielkim budynkiem.

- Dziękuję, że mnie niesiesz. Każdy krok powodował ból. - szepnęła Viktoria.

- Przestań za to dziękować...jestem okropnie na siebie wkurwiony, że pozwoliłem Ci tam wejść. - odparł Mike, nie patrząc na dziewczynę. Zapomniał o swoich ranach na twarzy i obolałym brzuchu, skupiał się tylko na niej. - Jestem chujowym chłopakiem...powinienem Cię obraniać, a nie pakować w kłopoty.

- Mike...nie myśl o tym w taki sposób. Pomyśl o tym, że jesteśmy wolni...że Ty jesteś już wolny, że to wszystko się skończy. - mówiła Viktoria wpatrzona w twarz chłopaka. Nie zauważała jego krwi, jego rozciętej skroni, widziała jednak jego miłość do niej. Niósł ją bez żadnego wysiłku.

Michael westchnął głęboko. Chyba nadal nie wierzył w to, że to naprawdę może być już koniec. Że będzie mógł skupić na rodzinie, szkole i przede wszystkim na swojej ukochanej.

* * *
Michael:

- Zabójca Ron'a Douglas'a schwytany. Ciało młodego chłopaka odnalezione zostało w murach opuszczonego szpitala psychiatrycznego, gdzie niejaki Maxon Kings kierował grupą przestępczą. Mafia dokonywała wielu zabójstw i prowadziła handel nielegalnymi substancjami. Co dziwne, policja nie słyszała nigdy o tym, jednak dowody mówią inaczej. Wszystko odkryła grupa nastolatków, w tym Michael Vinwood, który został wcześniej osądzony o dokonanie śmierci Douglas'a, oraz Viktoria Preis, jego dziewczyna. Na ciele chłopaka odnaleziono odciski palców Kings'a. Sprawca dostał już deklarację, iż ze względu na zaburzenia psychiczne, nie będzie mógł spędzić wyroku w więzieniu. Dokładne informacje nastąpią za jakiś czas. Mówiła Ellen Sprouse dla SideNews.

Po obejrzeniu któryś raz tych samych wiadomości, wyłączyłem telefon, a Viktoria przytuliła się do mojego torsu.

Szkoła wydała oficjalne przeprosiny w moją stronę, gdy wszystko wydało się i wszyscy wiedzieli już, że to sprawka Maxon'a.

- Tak myślałam, że z nim coś musi być nie tak. - powiedziała, jeżdząc palcami po mojej klatce piersiowej. - Jakoś tak mi dziwnie, że to już koniec...

- Mi też, nie umiem w to uwierzyć. Najlepsze jest to, że nie biorą pod uwagę tego, że też mogłem być w tym całym bagnie. - powiedziałem ucieszony. Czułem, że wielki kamień spadł mi z serca, a ja mogę spokojnie oddychać. Dopiero jak to ze mnie zeszło, zauważyłem jaki byłem tym zmęczony. Oglądanie tego samego nagrania po kilka razy dodawało mi coraz więcej siły i zaczynało do mnie docierać to, że dokonałem nie możliwego. - Gdyby nie Ty...

Viktoria położyła palec na moich ustach, przerywając mi.
- Nie. To przede wszystkim Twoja zasługa, ja tylko troszkę nakierowałam.

- Zrobiłaś najwięcej roboty. - powiedziałem, zabierając jej palec z moich ust i delikatnie ucałowałem go, na co dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. - Bez Ciebie nie miałbym tyle siły i odwagi, bez Ciebie może nigdy bym z tego nie wyszedł.

- Hej, Michael! - zawołał jakiś chłopak, który podbiegł w naszą stronę i dopiero gdy był bliżej, rozpoznałem, że jest z grupy biologicznej. - Chciałem Cię przeprosić za te wszystkie oskarżenia. Nikt nie mógł uwierzyć, że to Kings...

- Spoko, było minęło. - wzruszyłem ramionami i rzuciłem krótki uśmiech.

- Sztama? - zapytał chłopak, podając rękę, którą od razu przyjąłem, a ten za chwilę pobiegł korytarzem.

Spojrzałem na Viktorię, która kurczowo trzymała książki przyciśnięte do klatki.

- Może dzisiaj urwiemy się z lekcji? - zapytałem, poprawiając plecak.

- No nie wiem...co moglibyśmy w tym czasie robić? - odpowiedziała, nie zbyt zainteresowana moim pomysłem.

- Zostaw to mnie. - powiedziałem i mrugnąłem do niej oczkiem, wystawiając w jej stronę rękę. Brunetka uśmiechnęła się i po chwili ujęła moją dłoń, dając się prowadzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro