Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(8) Podaj mi rękę

Michael:

Myślałem, że to Aston robił głupie żarty, które w tamtych okolicznościach były dodatkowym stresem, jednak po chwili ta osoba mnie puściła i zaświeciła telefonem na swoją twarz. Była to Josie, która trzymała palec na ustach, abyśmy byli cicho. Pokierowała nas tym korytarzem do wyjścia z budynku, bo na końcu ciemności ukazało się światło, prowadzące na zewnątrz. Wyszliśmy szybko, mogąc oddychać świeżym powietrzem. Aston zaczął kaszleć na tą zmianę.

- Co Ty tutaj robisz? - zapytałem, przyglądając się dziewczynie i marszcząc brwi.

- Chciałam sama poszukać... ciała Ron'a. - powiedziała nieśmiało rudowłosa, patrząc w podłogę. - I coś czułam, że was tu zastanę... - powiedziała i spojrzała na Aston'a, któremu chyba było trochę słabo, ale usiadł na jakiś większy głaz i próbował dojść do siebie.

- Skąd, wiedziałaś, że to my? - zapytałem znowu.

- Poznałam po samochodzie, słabo go ukryliście. - zaśmiała się Josie. - Ale teraz to tak naprawdę nie wiedziałam czy to wy, do puki nie zdjąłeś maski...

Gdybym był prawdziwym detektywem, to byłbym naprawdę słaby, bo zostawiałem tyle śladów za sobą. Ale cieszyłem się, że nas znalazła i wyciągnęła jakimś innym tylnym wyjściem. Inaczej zostalibyśmy przyłapani.

- A co do ciała...nic nie znaleźliśmy. - powiedział Aston, gdy złapał już normalny oddech. - Wydaje mi się, że nie znajdziemy Ron'a. Oni muszą wyrzucać gdzieś ciała lub je zakopywać. Wątpię, że coś znajdziemy.

Aston miał trochę racji, sam zastanawiałem się, czy nasze starania przynoszą jakieś efekty. Owszem, znaleźliśmy pokój tortur, a raczej piwnicę, ale jak możemy udowodnić, że to właśnie tutaj został zamordowany Ron, o ile w ogóle został zabity.

- Nie wiem co możemy teraz robić...szkoda, że nie ma tutaj Viktorii, ona by miała jakiś plan...

Viktoria:

Kolejny dzień bez Mike'a był dla mnie katorgą, cały czas myślałam o tym, czy dobrze zrobiłam. Był to jedyny chłopak, przy którym mogłam być sobą, mogłam narzekać i patrzeć na świat pesymistycznie. Tylko, że gdy przy nim byłam, nie miałam czarnych myśli i negatywnego podejścia.

Myślałam też o tym, co on teraz robi, czy jest bezpieczny, czy nadal próbuje sił z sytuacją z Maxon'em. Nie widziałam go w szkole, więc nie wiedziałam co u niego się dzieje. Wyobrażałam sobie nawet najgorsze.
 
Wracałam ze szkoły trochę wolnym krokiem, rozmyślając, czy napisać do Michael'a. Było mi trochę głupio, że tak na niego naskoczyłam, ale presja ciążyła na mnie przeokropnie. To nie było tak, że nie chciałam mu pomagać, ale pragnęłam również tego, abym była ważna nie tylko dzięki temu, że mu pomagam.

Nagle usłyszałam głośny dźwięk klaksonu i mimowolnie podskoczyłam. Samochód zajechał mi drogę, przez co wystraszona zrobiłam kilka kroków w tył. Jednak czarne audi nie było mi obce, dlatego nie szłam dalej i czekałam, aż kierowca z niego wysiądzie.

Chyba los chciał, żebym właśnie w tym momencie spotkała Michael'a. Jednocześnie byłam zła, że mało co mnie nie rozjechał, i zestresowana tym, czemu tak zrobił.
Chłopak wyszedł z auta i podbiegł w moją stronę. Miał na sobie jakieś dziwne ubrania, odstające od jego gustu. Nie umiałam udawać, że jestem twarda i nadal obrażona, ale powstrzymywałam uśmiech, spowodowany jego obecnością.

- Viki, proszę, porozmawiajmy...daj mi chociaż dziesięć minut, nawet pięć wystarczy! - zawołał Mike, trochę błagając, przez co poczułam się jak Elżbietka, stojąca przed swoim parobkiem.

- Dobrze, ale nie na środku drogi...-odparłam, i zajrzałam za niego, aby zobaczyć samochód. W środku siedziała rudowłosa dziewczyna i Aston. Nie spodziewałam się, że tak szybko znajdzie zastępstwo za mnie. - A ona co tu robi? Już zdążyłeś mnie zamienić? Zatem jej oddaję swoje pięć minut, pa. - powiedziałam, patrząc mu w oczy i po chwili ruszyłam w kierunku swojego domu.

Zazdrość rozpalała mnie od środka, ale mimo tego chciałam, aby za mną pobiegł i mi wyjaśnił o co chodzi z Josie, czemu ona im towarzyszyła.

I tak właśnie było, pobiegł za mną i złapał mnie za rękę, stając na przeciwko mnie.
- Viki, to był przypadek, że ona tutaj jest. Daj mi proszę kilka minut, chcę pogadać, bo nie wiem kim dla siebie mamy być...- powiedział, biegając wzrokiem po mojej twarzy. Nagle coś we mnie uderzyło, była to jakaś fala gorąca, która szybko zmieniła się na zimną. Mogłam już go dawno stracić, wtedy, gdy mówiłam tamte rzeczy, mógł uznać, że z nim zerwałam. Jednak wierzył nadal, że chcę być z nim. Pokiwałam głową, a chłopak poprowadził mnie do samochodu. Usiadłam z przodu, mówiąc ciche "cześć" i zaraz odjechaliśmy.

To było dziwne...nienawidziłam go za to, że ta ruda jest tutaj, że byłam tylko pomocą w tej całej sprawie, ale z drugiej strony tak bardzo za nim tęskniłam, a minęło zaledwie kilkadziesiąt godzin.

Ruda wyszła z samochodu razem z Aston'em i usiedli gdzieś na ławce. Zostaliśmy tylko my i wtedy poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. Panowała cisza, czasem tylko było słychać jak ruda śmieje się z Aston'em. Mike nic nie mówił i ja również siedziałam cicho.

Czekałam aż coś powie pierwszy, nie chciałam siedzieć w takiej ciszy. Widziałam, że Mike jest denerwowany, bo jego oczy biegały wszędzie.

- Więc zacznę od tego, że nigdy nie chciałem być z Tobą po to, abyś narażała siebie, by wydostać mnie z tego gówna, w które sam wdepnąłem, nigdy nie prosiłem Cię o to, abyś mi w tym pomagała, jednak Ty to zrobiłaś, za co jestem Ci cholernie wdzięczny. - mówił Mike - Wiem, że to kim jestem jest dla Ciebie trudne, cokolwiek bym robił, jak bardzo bym się starał, nie dorównam Tobie. Jesteś najbardziej wspaniałą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem, ale uszanuję to, że chcesz odejść. Sam bym od siebie odszedł...

Mike nie patrzył już mi w oczy, wzrok wbity miał w ziemię, co uratowało mnie i nie widział, jak moje oczy robią się szklane.

- Nigdy nie powiedziałam, że nie zasługujesz na mnie. - powiedziałam cicho, bawiąc się krawędzią bluzki. - I od kiedy Cię poznałam i stałeś się dla mnie ważny, chciałam Ci pomóc wyjść z tego, w czym tkwisz. Ale przez to, że tak szybko z tym biegniemy, nie zauważamy siebie, nie mamy czasu dla siebie. Dlatego wtedy pomyślałam, że może jestem Ci potrzebna tylko do...

- Czemu mi nie powiedziałaś o tym? - zapytał, wpatrując się we mnie. - Nie chcę być obok Maxon'a, towarzyszyć mu w tym, co robi, dlatego tak pędziłem z tym. Chciałem być tylko z Tobą i dla Ciebie się zmienić, mieć normalną pracę i skupiać się tylko na sobie i na nas.

To co mówił miało sens i jednocześnie pieściło moje serce. Też tego pragnęłam co on. Chciałam, aby uwolnił się od tego i przestał być kimś, kim nie chce być. Wiedziałam, że jest dobrym człowiekiem, że nie chce mi zrobić krzywdy, mimo tego tak źle go oceniłam.

- A Josie? - zapytałam po dłuższej chwili.

Mike położył swoją dłoń na moim kolanie, a sam ten gest powodował, że czułam się w jakiś sposób bezpieczna.

- Wyciągnęła nas z kłopotów w najmniej oczekiwanym momencie. - powiedział. - Ja i Aston byliśmy w środku całej tej centrali Maxon'a, a potem znaleźliśmy ten cały pokój tortur, o którym mówiła Josie.

Byłam zaskoczona tym co mówił i z jakim spokojem to mówił, i również tym, że udało im się tak daleko zajść. Nawet mi było trochę szkoda, że nie było mnie razem z nim.

- I co? Znaleźliście coś? - zapytałam, chcąc wiedząc więcej, ale Mike pokiwał przecząco głową.

- Oprócz narzędzi tortur i okropnego smrodu, nie było tam żadnego ciała. Ale został tam jeszcze jeden pokój, którego nie zdążyliśmy otworzyć, bo zjawił się Maxon. Ona chce tylko znaleźć ciało swojego chłopaka, dlatego tam przyszła...

Spojrzałam przez okno na Josie i czarnowłosego, którzy siedzieli na ławce i o czymś rozmawiali. W sumie na jej miejscu byłabym bardzo przytłoczona śmiercią, nie ważne czy byłego chłopaka czy na tamten czas obecnego.

- Przepraszam, że wtedy tak naskoczyłam na Ciebie, to wszystko przez tą presję, aby to co robiliśmy nam się udało. - powiedziałam szczerze, patrząc na chłopaka. On uśmiechnął się smutno i wziął w swoje ręce moje dłonie.

- A ja przepraszam, że nie poświęcałem Ci czasu i mało doceniałem to co dla mnie robisz. - powiedział z nieśmiałym uśmiechem, patrząc głęboko w moje oczy.

- Drobnostka..- powiedziałam, wzruszając ramionami i opuszczając wzrok, żeby nie widział, że jestem trochę zestresowana całą tą sytuacją. On tylko zaśmiał się i ucałował moje dłonie, a ja poczułam się trochę ważniejsza, niż wcześniej byłam. Cieszyłam się, że byliśmy już pogodzeni, nie umiem długo się na kogoś gniewać i zazwyczaj szybko wybaczam. To chyba nie zbyt dobrze, co nie?

- Więc pozwól, że odwieziemy Josie i Aston'a i jedziemy gdzie tylko będziesz chciała. - powiedział, czekając na moją odpowiedź. Chciałam się na to zgodzić, ale myśl o tym, że Josie uratowała tyłek mojemu chłopakowi nie ustępowała. Chciałam pokazać, że nie jestem jakąś tam księżniczką i że ja też bym go uratowała.

- Nie ma mowy, chcę Ci pomóc z tym wszystkim, mamy jeszcze dużo dnia i możemy zrobić bardzo dużo. - powiedziałam i byłam rzeczywiście podekscytowana i gotowa do działania. Może i byłam trochę hipokrytką, ale czułam, że chcę mu nadal w tym towarzyszyć.

- Ale Viktoria, nie chcę twojej pomocy, nie chcę Cię narażać na niebezpieczeństwo i na to, że będziemy znowu się kłócić. - powiedział Mike, trochę unosząc głos. - A ja naprawdę chcę spędzić z Tobą ten czas, który utraciliśmy.

- Zajmiemy się naszym czasem później, a teraz, gdy mamy ze sobą Aston'a i rudą to możemy to wykorzystać. - powiedziałam i wysiadłam z auta, żeby zawołać resztę drużyny, która miała jeden i ten sam cel.

Michael zaszedł mnie od tyłu i przytulił mocno, chowając swoją twarz w mojej szyi, przykrywając się dodatkowo moimi włosami.
- Kocham Cię, Viki. - szepnął czule, nadal mnie tuląc. Jego ton głosu mówił mi, że jest wdzięczny, że nadal chcę mu pomagać. Chyba nawet cieszył się, że nie będzie w tym sam.

- Kocham Cię, Mike. - odparłam, uśmiechając się do siebie. Staliśmy przez chwilę mocno wtuleni w siebie, czego mi bardzo brakowało przez ten czas.

Aston i Josie zjawili się obok, czekając na to, co dalej będziemy robić.
- Muszę się do czegoś wam przyznać...- powiedziała nagle Josie, tochę onieśmielona i CHyba nie gotowa na to co chce powiedzieć. Bawiła się pierścionkiem, który miała na palcu. Spojrzeliśmy wszyscy na nią, czekając na jej wyznanie. - Jeszcze do dnia, gdy do mnie przyszliście, utrzymywałam kontakt z Maxon'em...Ale to było tylko odpisywanie na wiadomości, nic więcej! Gdy dowiedziałam się, że mógł zabić Ron'a, nie odzywałam się do niego.

Wszyscy staliśmy wpatrzeni w dziewczynę, nie wierząc w to co słyszymy.
- Że co do cholery?! - zapytał Mike, puszczając mnie z objęć. - Jesteś po jego stronie od samego początku??

Dziewczyna była tak zmieszana, że tylko pokiwała przecząco głową i zaczęła się jąkać, nie mogąc wydusić żadnego sensownego słowa.

- Nie rozumiem czemu w ogóle z nami tutaj jesteś. - powiedział Mike.

- Bo..ugh...ja po prostu...nie wiedziałam czy chcę wrócić do Maxon'a, nie znacie tej historii, ale...Maxon kupił nam dom, nie wiem dlaczego, nie byliśmy nigdy razem, ale nas do siebie ciągnęło. To był dom, o którym marzyłam. Byłam tam tylko raz, bo gdy zerwałam z Ron'em i odeszłam od Maxon'a, więcej się nie pojawiłam w Riverside. Nie umiałam wybrać pomiędzy nimi, a chciałam zatrzymać ich obojgu. Któregoś razu w obronie własnej zabiłam chłopaka, czego bardzo żałowałam. Wtedy w tym domu Maxon wręczył mi klucz i powiedział, że należy do drzwi jego mrocznej pani. Nie wiedziałam o co mu chodzi, zostawiłam klucz w domu i wybiegłam, zostawiając go i więcej się tam nie pojawiłam. Nie chciałam wam mówić o tym domu, bo pewnie już ktoś inny tam mieszka. Po drugie, wątpię, żeby zostawił tam ten tajemniczy klucz, ale pomyślałam, że może tam będzie ciało Ron'a.

- No ja nie wiem laska, czy można Tobie nadal ufać. - odparł Aston, zakładając ręce na klatkę.

- Musicie mi uwierzyć, chcę tylko pochować go i nie mam złych zamiarów, owszem, nadal coś czuję do Maxon'a, ale również go nienawidzę za to co zrobił. Pozwólcie mi towarzyszyć wam, robię to też dla samej siebie, bo kochałam Ron'a...- mówiła Josie na jednym wdechu, po czym po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Zakryła twarz dłońmi, nie potrafiąc zatrzymać wodospadu łez. Choć to co mówiła było trochę dziwne i trudne do uwierzenia, czułam, że mówi prawdę.

- Spokojnie już, Josie, pojedźmy razem do tego domu, może coś uda nam się znaleźć. - powiedziałam i pogłaskałam jej ramię.

- Jezu, pogubiłem się już...- powiedział Michael i rozłożył ręce, wzruszając przy tym ramionami.

- Jedźmy po prostu do tego domu, wtedy będziemy wiedzieć co dalej robić. - odparłam i poszłam do samochodu, a reszta poszła za mną.

*         *         *

Wskazówki Josie doprowadziły nas do domu, w którym mogło być ciało Ron'a. Chciałam, aby ono tam było, Mike w końcu byłby uniewinniony i wszystko mogłoby się wreszcie zakończyć. Podwórko było zarośnięte, a gazety rozsyłane przez listonosza leżały pod drzwiami na werandzie.

- Trochę straszniej, niż byłam tu ostatni raz...- powiedziała rudowłosa, rozglądając się po posiadłości. Michael trzymał mnie za rękę, co jakiś czas mocniej ją ściskając. Gdy staliśmy już przy drzwiach domu, Josie zrobiła wdech i zapukała do drzwi. Gdy nic nie dawało znaku życia, zapukała jeszcze raz, tym razem mocniej i dłużej, jednak nadal na darmo. Dłużej nie czekając pociągnęła z klamkę, aby sprawdzić, czy dom jest otwarty, a drzwi otworzyły się. Wszyscy zajrzeliśmy ostrożnie w głąb wnętrza budynku. Nic nie wskazywało na to, że ktoś mógł tu mieszkać. Na środku wielkiego korytarza leżało małe szare coś i gdy się przyjrzałam, dostrzegłam, że to była zdechła mysz.

- Chyba stoi pusty...- powiedział Michael i powoli wszedł do środka, a my weszliśmy za nim. Rozglądaliśmy się dookoła, patrząc na meble pokryte kurzem lub przysłonięte wielkimi płachtami materiału. Dom rzeczywiście stał pusty, zastanawiałam się dlaczego Maxon go zostawił. Mógł go przecież sprzedać, ale z jakichś przyczyn dom został nie ruszony.

- Jest tak samo, gdy byłam wtedy. Nawet meble są nadal przykryte. - powiedziała Josie i weszła do jakiegoś pomieszczenia, szukając czegoś po szafkach. Poszliśmy za nią, a gdy już byliśmy tam, ona wymachiwała jakimś kluczem, a na jej twarzy widniał uśmiech. - Debil zostawił go tutaj...

Czasem zastanawiałam się, czy Maxon był na tyle głupi, może miał jakieś zaburzenie, czy zostawiał specjalnie tyle śladów, które były tylko pułapką.

- Nie wiesz jakie drzwi on otwiera? - zapytałam, a dziewczyna zaczęła przyglądać się znalezisku.

- Powiedział tylko, że jest on od drzwi dla mrocznej pani, a tą mroczną panią jestem chyba ja. - wzruszyła ramionami rudowłosa.

Długo myśleliśmy co może oznaczać mroczna pani, oprócz tego, że Josie ma na swoim koncie trupa. Maxon zabijał ludzi pewnie bez mrugnięcia okiem, wyrządzał im okropne tortury. Mogłabym go nazwać mrocznym panem, Michael powiedział, że Maxon sam nazwał to swoim hobby, gdy byli w pokoju tortur.

Pokój tortur...

- Ej, a co jeśli to klucz od tych zamkniętych drzwi, które próbowaliście otworzyć w tej piwnicy tortur? - zapytałam i chyba ten pomysł był całkiem mądry, tylko nie wiedziałam co mogło być za tymi drzwiami.

- Możemy to w miarę łatwo sprawdzić. - powiedział Aston, jakby to naprawdę było proste. Trochę nawet było. Nie oczekiwałam, że te wszystkie kryjówki, zagadki i inne tego typu rzeczy będą niczym z filmu akcji, trudne do rozwiązania...ale Maxon wydawał mi się naprawdę durny, pozostawiając tyle niedokończonych spraw za sobą. Dziwne było to, że nikt nigdy nie wpadł na takie poszlaki, na które wpadaliśmy my.

Rudowłosa zapewniła nas, że gdy pojedziemy znowu do tej całej bazy Maxon'a, ona będzie znać wyjście z każdego miejsca, w którym będziemy. Była pewna, że nie czeka nas żadne niepowodzenie, a wejście do pokoju tortur będzie łatwe jak bułka z masłem.

- Nie chcę tam wracać, zrzygam się, gdy poczuję znowu ten zapach...- powiedział Aston, zaciskając nos palcami i marszcząc twarz, przypominając ohydny swąd z pokoju tortur. Wyglądał jakby miał zaraz puścić pawia.

- Ej, ej, ej! Tylko nie w samochodzie! - powiedział Michael, gwałtownie skręcając w lewo, gdzie zaczynał się las i spokojniejsza część miasta.
Gdy wysiedliśmy z auta, skierowaliśmy się w stronę wielkiego budynku. Był o wiele większy, niż ten poprzedni. Wyminęliśmy miejsce, gdzie były psy, kierując się na tyły budynku. Czułam, że w każdej chwili ktoś nas przyłapie, a ja nie umiem szybko biegać. Może jakbym udawała psa, to nikt by się nie zorientował.

- Teraz musicie być naprawdę cicho, nie wiadomo, czy nie ma tam Maxon'a. - powiedziała Josie, gdy byliśmy o krok do wejścia w paszczę lwa. Dziewczyna odwróciła się, aby pociągnąć za klamkę, ale spanikowała. Stała przez chwilę, patrząc w ziemię i chyba zastanawiając się, czy dobrze robi. Widziałam na jej twarzy niepewność, ale nie wiedziałam czym jest spowodowana. Na pewno to nie był strach, wyglądała na taką, która rzadko się boi. Jednak otworzyła drzwi i weszła w ciemność, a my ruszyliśmy za nią. Włączyła lampkę w telefonie i oświeciła nam schody, które prowadziły na dół.

Szliśmy ostrożnie, uważnie nasłuchując, czy ktoś nie idzie. Cały podziemny korytarz wyglądał strasznie, do tego był klaustrofobiczny. Chłopcy szli pierwsi, a my dokładnie za nimi. I nagle zaczęłam czuć ten obrzydliwy zapach, o którym mówił Aston. Odór krwi i zepsutego mięsa uderzyło mi do głowy, powodując lekkie kręcenie się świata. Zaraz naszym oczom ukazał się Pokój Tortur, który przyprawiał mnie o ciarki.

- Klimat niczym z Zielonej Mili, ale dużo gorszy. - szepnęłam, patrząc na okropne urządzenia, pokryte czerwonymi plamami zaschniętej krwi.

- Josie, podaj klucz, wejdę tam sam i sprawdzę, a wy tu poczekajcie. - powiedział Michael, odwracając się w naszą stronę.

- Ja z chęcią poczekam...- powiedział Aston, trzymając się za nos.

- Ja chcę wejść z Tobą, choć to okropne, to chyba chcę. - szepnęłam do Mike, a on popatrzył na mnie z dziwną miną. Josie zrobiła krok do tyłu, patrząc w podłogę. - Hej, Josie...co jest?

Dziewczyna spojrzała na mnie smutno, zaciskając klucz w dłoni i przyciągając ją do piersi.
- Ja nie umiem tego zrobić...Nie wiem, ja...- zaczęła bełkotać rudowłosa, marszcząc brwi i potrząsając głową. - Nie mogę brać w tym udziału, ja po prostu...

Nie rozumiałam o co jej chodzi, mogła przecież zostać z Aston'em na korytarzu, nam chodziło tylko o klucz i odnalezienie ciała tego chłopaka. Jej podobno też na tym zależało.

- Ja po prostu...jego chyba nadal kocham..kocham Maxon'a...- wydusiła z siebie dziewczyna i ukucnęła, podtrzymując się ściany. Było z nią naprawdę źle, a my nie wiedzieliśmy co dalej robić. Była rozbita, straciła dwóch chłopaków, na których jej zależało. Chciała wrócić chociaż do tego, który jeszcze żyje, mimo, że zrobił wiele złych rzeczy, mimo, że wyeliminował swojego rywala, walczącego o jej serce. To była miłość tragiczna...i toksyczna.

Widziałam minę Michael'a, który zdenerwował się niemiłosiernie, ale ja postanowiłam działać na spokojnie. Kucnęłam obok dziewczyny.
- Okej, rozumiemy to, ale chcemy dowiedzieć się czy jest tutaj ciało Ron'a...tego właśnie chciałaś prawda? - zapytałam łagodnie, a dziewczyna otarła łzy z policzka i pokiwała głową. - To będzie trwało chwilę, otworzymy drzwi i sprawdzimy, czy on tam jest. Musimy działać, wykorzystać okazję, gdy nikogo tutaj nie ma. Zrozum, że Maxon wyrządził Ci wiele krzywdy.

Dziewczyna kiwała głową, ale nie wiedziałam czy rozumie to co mówię. Znalezienie tutaj ciała Ron'a, wiązało się z aresztowaniem Maxon'a i całej jego bandy, oraz z tym, że Josie nigdy nie będzie mogła być z Kings'em.

- ...Tylko daj nam klucz... proszę Josie...- powiedziałam cicho, a dziewczyna znowu otarła łzy i wyciągnęła dłoń,  na której leżał klucz. Wzięłam go spokojnie i przytuliłam mocno dziewczynę. Choć nie lubiłam bliskości, tym bardziej z obcą osobą, wiedziałam, że muszę to zrobić. Starałam się zrozumieć, co ona musi czuć w takiej chwili. Rudowłosa została na korytarzu razem z Aston'em, a my weszliśmy w głąb ohydnego pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro