(5) Dobry początek
Holly
Przeczesał swoje ciemne włosy i spojrzał na mnie, wywołując na moich ustach uśmiech.
Wcale nie wyglądał na 24 lata, dała bym mu ze 20. Nie miał na nosie swoich okularów, co dopiero zauważyłam po dłuższej chwili. Bez nich wyglądał jeszcze na młodszego i bardziej słodkiego.
Podszedł bliżej mnie, a moje serce zaczęło jeszcze mocniej bić. Przytuliliśmy się do siebie, a ja od razu poczułam jego męskie perfumy.
- Hej - powiedział Richard, wypuszczając mnie z objęć.
- Hej. - odparłam trochę zawstydzona, lecz próbowałam tego nie pokazywać. - To gdzie idziemy?
- A gdzie tylko chcesz, prowadź. - rzekł chłopak, a ja się zaśmiałam. Skierowałam się w stronę jeszcze większego centrum.
- No więc...co u Ciebie? - zapytałam i zaśmiałam się z banalności tego pytania.
- A w sumie nic ciekawego. Dzionek szybko zleciał, a ja wreszcie spotkałem się ze swoją Holly. - powiedział dość pewnie, jednak nie patrzył na mnie i ja na niego też nie.
- Uhu, swoją Holly. No ja też się cieszę, że się spotkaliśmy. Mam nadzieję, że nie wrzucisz mnie do beczki i nie zasypiesz solą. - zaśmiałam się, co on też powtórzył.
- Nie, spokojnie, najpierw Cię obiorę ze skórki. - odparł żartem, co sama wyczułam. - A jak Tobie zleciał dzień w szkole?
- Oh trochę ciężko, mam dużo jakichś niepotrzebnych przedmiotów, sporo nauki, choć mniej niż w 1 klasie. - mówiłam.
- No jeszcze trochę i będziesz kończyć tą szkolę. A niedługo wakacje, to będziesz się bawić. - odparł Richard, gdy szliśmy środkiem chodnika, a słońce zaczęło się powoli chować za chmurami.
- Oo tak, wakacje, wtedy bym miała więcej czasu na jeżdżenie na wrotkach.
Chłopak spojrzał na mnie, więc ja spojrzałam na niego, widząc, że się na mnie patrzy.
- Jeździsz na wrotkach? To podobnie jak na rolkach, prawda? - zapytał Richie, a ja dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego głos.
- Tak, na rolkach też jeżdżę, choć wolę na wrotkach. Chyba Ci już to mówiłam.
- Chyba nie wspomniałaś, bo wtedy bym Ci powiedział, że też jeździłem na rolkach. Byłem mistrzem. - powiedział dumnie Richie, a ja z zachwytem spojrzałam na niego.
- Poważnie? Ale super! Nadal jeździsz? - zapytałam i już czułam, że nasze rozmowy będą bardzo ciekawe.
- Teraz nie, skupiłem się na rowerze i staram się jeździć tak bardziej profesjonalnie. Choć nie ukrywam, na rolkach bym pojeździł znów. - tłumaczył, a ja słuchałam jego głosu jak jakiegoś śpiewu ptaków. Jego głos był ciepły, ale i całkiem niski i głębszy, mógłby mi czytać bajki na dobranoc. Nie słucham ich, ale mogłabym zacząć.
- To koniecznie musimy razem pojeździć. - powiedziałam niepewnie, nie wiedząc czy będzie tym zainteresowany.
- Ooo tak, z chęcią, musiałbym tylko znaleźć swoje rolki. - odparł. - Jeszcze najfajniej by było, jakbyśmy razem poszli na rowerową wycieczkę.
- O tak! Z rodzicami co wakacje jeździmy sobie w różne miejsca po kilkadziesiąt kilometrów. I ten klimat na przykład lasu albo łąk, uwielbiam to. - powiedziałam trochę rozmarzając się na myśl o kolejnej wycieczce.
- Poważnie? No ja też bardzo to lubię. Jeszcze jak się jedzie tak bardzo szybko, że aż w brzuszku jest takie dziwne uczucie, takie nie do końca przyjemne. - powiedział i roześmiał się trochę.
- Aha, czyli taki odruch wymiotny? - zapytałam, nie wiele myśląc o tym co mówię.
- No dokładnie.
Spojrzałam na niego nieco zmieszana, ale trochę mnie też to bawiło.
- Ale masz dziwne fetysze, Richie. - zaśmiałam się, a on przewrócił oczami.
- To nie fetysz, oj nie wiesz o czym mówię, bo pewnie nie jechałaś nigdy szybko rowerem. - odparł trochę podirytowany, co mnie śmieszyło, bo robił to w uroczy sposób.
- No raczej tak szybko jak Ty to nie, kolarzu. Kurcze, dziewczyny powinny lecieć na łańcuch od roweru i takie inne sprawy.
- No jak widzisz, nie lecą, nie znają się na prawdziwych mężczyznach. - powiedział i podniósł swoje ramię, żeby pocałować bicka. Przez kurtkę za wiele nie mogłam zobaczyć, czy ma silne ręce, a trochę jednak mnie to ciekawiło.
- No dokładnie. A chłopcy nie lecą na kółka od wrotek. - wzruszyłam ramionami,odrobinę żartując.
- Oj, wydaje mi się, że lecą i to bardzo. - stwierdził Richie, z podniesionymi brwiami, jakby był pewny tego, o czym mówi. - Popatrz ilu twoich chłopców poleciało na te wrotki.
- E tam, to już nie są moi chłopcy, poza tym...nawet jak polecieli, to zaraz i wylecieli. - zaśmiałam się, choć to było trochę też i smutne.
- Może i byli chujami, ale przynajmniej nauczyli Cię wielu rzeczy. Nie pojawili się z przypadku, żeby tylko być. - mówił Richard, a ja kiwałam głową, bo w sumie miał rację.
- No to prawda, teraz już nawet wiem, jakich błędów nie popełniać. Ty w sumie też się nauczyłeś od tamtej wiesz...-odparłam, a chłopak wzruszył ramionami.
- Ona jest już przeszłością, choć szczerze powiem, że gdy już sobie przypomnę to mi smutno samego siebie. - zaśmiał się. - Że byłem taki naiwny.
- Ja też byłam wiele razy, to trzeba chyba po prostu przejść osobiście. Dobra, może zmieńmy temat, bo wchodzą smutne tematy. No więc jeszcze raz mi powiedz, co Cię tu przywiało?
Brunet uśmiechnął się, jakby wiedział, że zadam to pytanie.
- Mój brat też tu pracuje, dlatego gdy kończyłem studia to znalazła się dla mnie tutaj praca, o której on mi powiedział. W Riverside jest największa firma z tym związana. Jak skończyłem 18 lat to już nie mieszkałem z rodzicami. Dlatego nie ważne mi było gdzie będę mieszkał. No a tutaj, praca jest super. Hajs się zgadza i pasja też się zgadza.
Trochę nawet mi zazdrościłam, tak pozytywnie, że mu tak udało się za pierwszym razem dobrze wybrać studia i pracę. Zawsze chciałam mieć taką pracę, która będzie mi sprawiać radość. On właśnie taką miał.
- A co? Nadal się boisz, że Cię porwę? - zaśmiał się, ale pytanie był zadane chyba naprawdę, a nie dla żartu.
- Oj, no bo pyś. jesteś pierwszym chłopakiem, z którym piszę, który jest tyle lat starszy ode mnie. Nigdy jakoś nie miałam ochoty poznawać starszych od siebie ludzi. Dlatego, gdy zaczęliśmy pisać i dobrze nam się gada to jestem trochę taka sceptyczna, bo nie chcę, żeby się okazało, że to tylko na pokaz. - wytłumaczyłam mu, a on uważnie słuchał tego o czym mówię.
- Rozumiem twoje wątpliwości, ale jakbym miał Ciebie jakoś wykorzystać to bym nie jechał taki kawał drogi. Po drugie poszedłbym do jakiegoś klubu go go i tam oddał się panienkom. - powiedział Richie. Jego tłumaczenia były całkiem wiarygodne, chciałam, żeby były prawdą, bo bardzo go polubiłam. Nie dość, że był dla mnie przystojny, to i jego osobowość i styl bycia bardzo mi odpowiadał. Będąc przy kimś nawet chwilę, można wyczuć, jak będziemy się przy tej osobie czuć. Z Matt'em często się blokowałam, miałam wiele kompleksów, nawet swój śmiech uważałam za coś dziwnego. Wciągałam brzuch, żeby nie widział, że mam kilka fałdek. Wstydziłam się kichać, uśmiechać i wiele innych rzeczy, które możecie uważać za normalne, jednak związek z Matt'em właśnie taki był. Toksyczny.
Od pierwszych rozmów z Richard'em nie nastawiałam się na coś więcej, dlatego od razu byłam sobą, nie udawałam nikogo. Gdy teraz doszło do naszego spotkania, naprawdę się cieszyłam, bo czułam się cholernie komfortowo, chyba przy żadnym chłopaku nie czułam takie wygody, może to przez to, że był starszy.
- Poza tym, jak mógłbym taką słodką pysię zakisić w beczce? - zapytał, a ja się delikatnie zaczerwieniłam. Chłopak spojrzał na mnie - No już, już, nie wstydziamy.
- Ja nie wstydząca. - odparłam nie koniecznie poprawnie. Często tak pisaliśmy, co było moim zdaniem i urocze i zabawne. Znów spojrzał na mnie, więc ja spojrzałam na niego. - Wiesz co? Nie jesteś taki straszny, jak myślałam. - powiedziałam i zaśmiałam się, a chłopak trochę się zdziwił, ale również się uśmiechnął.
- Aha, dzięki, to miłe z Twojej strony. - odparł, a ja jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
- Nie w złym sensie, chodzi mi o to, że bałam się, że będzie może sztywno. Ale nie, totalnie nie jest sztywno.
- Bo ja nie jestem sztywny chłopak. - odparł i przeczesał włosy, a następnie podniósł jedną brew do góry, spoglądając bardzo władczo i pociągająco, że aż poczułam ciepło w środku.
Rozmawialiśmy na wiele tematów i chyba dawno tak się nie śmiałam jak przy nim. Prawie się posiusiałam przy niektórych jego tekstach, on w sumie też powstrzymywał śmiech, żeby nie parsknąć. No wreszcie trafił mi się rywal w droczeniu się i gierkach słownych. Choć nie wyglądał na bardzo ekstrawertycznego chłopaka, to jednak nie do końca był introwertykiem, za którego się uważał. Był bardzo rozmowny i nie widziałam, żeby się jakoś mocno peszył. Choć...były takie chwile, gdy oboje byliśmy sobą onieśmieleni.
- ...No w 2002 roku to ja już oglądałem formułę 1 i krawczyka. - odparł Richard. - A Ty dopiero oczy pierwszy raz otwierałaś.
- Haha, no faktycznie! Jezu, a co było w 95? - zapytałam, a chłopak teatralnie machnął rękami.
- No co było, dinozaury! - odparł poirytowany, a ja się zaśmiałam. - No patrzcie ją, w 95 były dinozaury, moja mama w jednej ręce kołysała mnie, a w drugiej wyklutego dino malucha.
Zaczęłam się śmiać, że trudno mi było złapać oddech.
- No chodziło mi o to, co się wtedy wydarzyło ciekawego - powiedziałam, przestając na chwilę się śmiać.
- No ja się urodziłem, to wystarczająco ciekawe wydarzenie. -zaśmiał się Richie.
- A jakiego dnia tygodnia się urodziłeś?
- Nie pamiętam jaki sobie wtedy dzień upatrzyłem. Ale możemy to sprawdzić w kalendarzu, cofając datę. - zaproponował chłopak, a ja z zaciekawieniem pokiwałam głową. Otworzył kalendarz w telefonie i zaczął przewijać do swojej daty urodzin. Nachyliłam się, żeby zobaczyć, który dzień wypadnie. Przy okazji mogłam bliżej niego być, choć nie był o wiele wyższy to stojąc przy nim czułam się jak mała dziewczynka. Barki miał szerokie, co od razu zwróciło moją uwagę. Znowu poczułam jego zapach, który był cudowny.
Nagle zaczął kropić deszcz, nasilając się z minuty na mi minutę. Oboje mieliśmy kaptury, ale to nie bardzo nas ratowało przed zmoknięciem.
- Chyba trzeba się zbierać. - powiedziałam, poprawiając kaptur i kierując się w stronę naszych domów.
- Chyba tak, pyś. - odparł i zaczęliśmy iść szybkim krokiem przez główną ulicę. Deszcz zaczął padać jeszcze mocniej, a chodniki zmieniły kolor na bardziej szary. Na szczęście nie było wiatru, który oziębiłby pogodę. Tak przynajmniej byliśmy mokrzy, ale było nam ciepło. Doszliśmy do kościoła, przy którym chciałam już się rozstać i iść do własnych domów.
- Rich, może Ty już leć, ja chyba tutaj skręcę i pójdę do domu. - powiedziałam, nakładając rękawy bluzy na dłonie.
- Ja Cię odprowadzę, bo...
- Nie, bo leje, będziesz jeszcze chory. Nie trzeba mnie odprowadzać. - powiedziałam, a chłopak smutno się uśmiechnął. Przytuliłam więc go z całej siły, a on zrobił to samo. W tym przytuleniu było nieco cieplej, dlatego mogliśmy jeszcze chwilkę tak postać. Po chwili przyjemnostek, odkleiliśmy się od siebie, a ja zdobyłam się na odwagę i pocałowałam go w policzek. Richard chyba myślał, że chcę go pocałować w usta, bo wystawił dzióbek, ale zaraz oddał całusa w policzek. Podbiegłam w stronę, w którą chciałam iść, a Rich w zupełnie inną.
Choć deszcz lał niesamowicie mocno, to wystawiałam twarz, aby jego krople leciały na moją buzię. Uśmiech mi nie znikał z twarzy, byłam taka zadowolona, że to spotkanie okazało się jednym z najlepszych w ostatnim czasie. Czas, jaki spędziłam z chłopakiem, jeszcze bardziej mnie utwierdził w tym, że mamy bardzo dobrą relację i lubimy się na poważnie.
Napisałam do Violet, że właśnie chodzę do domu, a ona od razu odetchnęła z ulgą. Wbiegłam do swojego pokoju uradowana jak nigdy. Rzuciłam się na łóżko z uśmiechem na ustach, wspominając buziaka. Choć był subtelny i tylko w policzek, to cieszyłam się z niego. Stwierdziłam, że skoro tyle razy pisaliśmy o tych całusach i buziakach, to powinnam go była i w realu pocałować.
Richie:
Dotarłaś bezpiecznie?
Holly:
Tak, a Ty?
Richie:
Ja też :P
Holly:
Trochę Cię zostawiłam na pastwę losu, bo miałeś bardzo daleko do domku...mogłam Ciebie jednak podprowadzić...
Richie:
No coś Ty, najważniejsze żebyś Ty miała blisko do domku ;)
Cieszę się, że się spotkaliśmy wreszcie, było naprawdę super <3
Przeczytałam jego wiadomości przytuliłam telefon do klatki, uśmiechając się w sufit. Westchnęłam głęboko, uwalniając wszystkie emocje i dopiero poczułam, że jestem trochę senna.
~Ranek~
Viktoria
Nie mogłam udawać, że ta cała sprawa z Maxon'em i Michael'em była dla mnie prosta. Trochę już się męczyłam tym, że tak ciężko jest dojść do prawdy i wyjść z tego bagna, w które wszedł Mike. To, że mieliśmy coraz więcej poszlak, sprawiało we mnie poczucie, że niedługo to się wszystko skończy i będziemy wygrani.
- Teraz na lewo. - powiedziałam, kierując Mike'a w stronę zamieszkania tej całej Josie. Nie wiedziałam, czy to jest dobry pomysł konfrontować się z tą dziewczyną Ron'a. Mogła jeszcze wszystko powiedzieć Maxon'owi, ale z tego co wiedzieliśmy, zerwała z nim kontakt. Działaliśmy na własne ryzyko.
Wjechaliśmy na teren, gdzie było może tylko kilka domów, dookoła był las, a obok pasły się krowy. Trochę taka wieś, ale las robił wrażenie. Weszliśmy na posesję tego domu, w którym podobno mieszkała Josie. Bałam się tylko tego, że może to być pułapka.
Mike złapał mnie za rękę i zapukał do drzwi. Staliśmy tak może kilkadziesiąt sekund, czekając aż ktoś nam otworzy. Nagle drzwi się otworzyły, za którymi zobaczyliśmy trochę starszą od nas dziewczynę. Od razu przykuły mój wzrok jej rude, długie włosy.
- A wy kto? - mruknęła, spoglądając to na mnie, to na Mike'a.
- Witaj, jesteśmy z Riverside, my do Josie. - powiedziałam, a dziewczyna podniosła brew.
- No to ja, a po co? Jeśli rozdajecie jakieś darmowe pralki, to ja podziękuję. - odparła stanowczo.
- My w sprawie Ron'a. - powiedział mój chłopak, a ona otworzyła usta i chwilę się zastanowiła, po czym otworzyła szerzej drzwi, jakby zapraszając nas do środka. Z zawahaniem weszliśmy do domu, w którym było trochę zimno. Nie bez powodu Josie miała na sobie gruby sweter. Rudowłosa dziewczyna poprowadziła nas do większego pokoju i pozwoliła usiąść.
- A więc o co dokładnie chodzi? Ja tak naprawdę nic nie wiem o jego śmierci, oprócz o samym jej fakcie. - odparła poważnie i usiadła w bujanym fotelu, zakładając nogę na nogę.
- My do końca też nie, myśleliśmy, że może Ty nam coś powiesz. Nadal masz kontakt z Maxon'em Kings'em? - zapytał Mike, a dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Nie wiem po co w takim razie przyszliście, ja nic nie wiem, a po drugie, nawet jeśli bym wiedziała, to bym wam nie powiedziała. Niby z jakiej paki? - powiedziała i zaczęła oglądać swoje długie paznokcie. Miałam nadzieję, że gdy już jej powiemy, to nie wydrapie nam oczu tymi pazurami. To trochę nie higieniczne.
- Jeśli powiesz nam, czy nadal masz kontakt z Kings'em, powiemy Ci kto zabił twojego chłopaka. - powiedział Mike, a dziewczyna momentalnie spojrzała na niego, tracąc zainteresowanie swoimi dłońmi. Przegryzła wargę i chwilę się zastanowiła.
- Nie, już nawet nie interesuję się Maxon'em, nie pracuję dla niego, nic a nic. Za wiele miałam problemów z tym dupkiem, raczej nie chciałabym już mieć z nim do czynienia. Wiem jakie robi interesy i jak wiele ludzi niszczy sobie przez to swoją przyszłość. - odparła dziewczyna i podeszła w stronę kuchni, która była bardzo ładnie wykonana.
- No i właśnie o to chodzi. Jestem jednym z jego pracowników. - wyznał Mike, patrząc na dziewczynę, która zrobiła wielkie oczy.
- I Ty tak spokojnie tutaj przychodzisz? - zapytała Josie. - Chyba musi Cię lubić. Ym no więc, domyślam się, że jesteś kolejnym tym, który chce zakończyć jego harce, tak? - zapytała dziewczyna, a my pokiwaliśmy zgodnie głowami. Josie prychnęła i zaczęła wlewać wodę do czajnika.
Była aż tak zdziwiona tym, że chcieliśmy cokolwiek zrobić, czy sugerowała, że może nam się nie udać?
- Nie pytamy Cię o zdanie na ten temat. Chcieliśmy tylko dowiedzieć się, co się zadziało między waszą trójką. - mówił Mike. - Znaleźliśmy list, w którym Ron grozi Maxon'owi i domyślamy się, że to właśnie Maxon zabił Ron'a.
Dziewczyna przerwała robienie herbaty i spojrzała na podłogę. Odwróciła się w naszą stronę, a ja dostrzegłam, że ma załzawione oczy.
- Mogłam się tego domyślać...- powiedziała cicho, a jej mina wyglądała tak, jakby próbowała połączyć wszystko w jedną całość. - Byliśmy z Ron'em całkiem długo, ale on nigdy nie rozumiał tego, że nie powodzi mi się tak dobrze w życiu jak jemu. Nie próbował mi pomagać w kwestii finansowej, choć chyba bym nawet nie chciała. - przerwała mówić Josie i usiadła na kanpie, podając nam szklanki z gorącą herbatą. - Na mojej drodze pojawił się Maxon, dużo bardziej chaotyczny niż Ron, pasujący do mnie. Zaoferował mi pracę w jego domu publicznym, gdzie mogłabym tańczyć dla innych facetów. A że było u mnie krucho z kasą to przyjęłam to, nie mówiąc nic Ron'owi. Maxon zbliżał się do mnie, a ja coraz bardziej pracowałam, że tak powiem, swoim ciałem.
- Ty i Maxon byliście razem? - zapytałam, ale dziewczyna pokiwała głową na nie.
- Chyba łączyły nas tylko pieniądze i nasze ciała. Choć wiedziałam, że mam wielki wpływ na niego, liczył się z każdym moim zdaniem. Gdybym chciała, mogłabym stanąć obok niego i towarzyszyć mu w jego biznesach. Ale ja cieszyłam się, bo wreszcie miałam kasę. Mam 22 lata, Ron i Maxon byli ode mnie młodsi, ale mimo tego i tak czułam z nimi jakąś więź. Maxon mimo swojej pracy, był dla mnie dobry. Ron był toksyczny, ale...przy nim czułam się, że mam kogoś, kto mnie kocha nie tylko ze względu na ciało. A ja na boku spędzałam czas z gangsterem, przyjacielem swojego chłopaka. Dopiero po czasie dowiedziałam się, że Maxon zabija niewinnych ludzi i handluje narkotykami. Ron gdy dowiedział się o tym, że pracuję dla Kings'a, uważał, że to on mnie zmusił, choć wyjaśniałam mu wiele razy, że sama chciałam. Potem rozstałam się z Ron'em, a Maxon pozwolił mi odejść. Szczerze to czułam się jeszcze bardziej jak szmata, mimo, że bardziej nie dało się być na mojej posadzie. Robiłam wszystko, aby zyskać jak najwięcej szmalu. Nie ważne z kim, nie ważne jak miałabym być wykorzystana.
- Ale Ron i Maxon przez długi czas mieli dobre stosunki. W szkole byli nadal kumplami. - powiedziałam.
- Pewnie Ron nie chciał robić większych dram, żeby nie niszczyć sobie reputacji. Zauważcie, jak wiele musiał pracować Maxon, aby mieć respekt i dobrą opinię. Bardzo mało osób wie czym się zajmuje. Dlatego jestem tak zdziwiona, że chcecie go udupić. On ma znajomości nawet w policji. Trzeba uważać.
- Szukamy ciała Ron'a, lecz myślimy też, że już się jego pozbył. - powiedział Mike.
- Powiem wam, że Maxon choć wydaje się mądry, zostawia wiele śladów za sobą. Jedyne o czym wiem, co sam pokazał mi Maxon, to to, że w swojej bazie mają miejsce, w którym torturują ludzi. - wyznała poważnie dziewczyna, a mnie zmroziło na samą myśl.
- Byliśmy w ich starej bazie, wszystko sprawdziliśmy, jednak nie było tam żadnego takiego miejsca. - powiedział Michael, a dziewczyna się uśmiechnęła.
- Nie wiem, czy dobrze robię, mówiąc wam o tym wszystkim, ale i tak już powiedziałam raczej wszystko o czym wiem. Może będę tego żałować. Ta jego komnata tortur nie jest taka oczywista. Zazwyczaj jest schowana pod ziemią lub w ścianie w wolnym, niewidocznym pomieszczeniu. Byłam w dwóch takich miejscach. Okropne doświadczenie, najgorsze co kiedykolwiek widziałam w życiu. Nie znacie Maxon'a, którego spotykacie w szkole lub nawet na handlowaniu. To jest demon...dlatego nie wiem czy dobrze mu się sprzeciwiać. Mi się udało, jednak wy...Podpowiem też, że te pomieszczenie jest najbliżej centrali Maxon'a, więc tym możecie się sugerować.
Teraz to dopiero zabrzmiało to przerażająco. Wszystko co do tej pory robiliśmy, było kroplą w morzu. Nie wiedziałam, czy podołam temu, nie byłam na tyle odważna i silna, aby sprzeciwiać się komuś, kogo nie mogą pokonać inni. Wszystko w mojej głowie przewróciło się. Najgorsze było to, że tak cholernie zależało mi na Michael'u i tak cholernie czułam, że nie damy rady.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro