(2) Zamknij nas znów na klucz
Amber:
- Ale myślałam, że ty i Nicole jesteście razem...
- Nigdy nie mówiłem, że z nią jestem. Ale teraz to już kurwa jest wszystko za późno...- odparł i znowu gapił się w podłogę.
Pociągnęłam smutno nosem i wytarłam znów swoje łzy.
- Dlaczego za późno?
Nie chciałam, żeby powiedział mi, że to już wszystko koniec, bo według mnie to był dopiero początek.
- Bo mi nie zaufasz. A ja nigdy nie chciałem Cię oszukać, źle potraktować, skrzywdzić i tak dalej. Zawsze pragnąłem, abyś była szczęśliwa, nie ważne, czy będziesz ze mną, z Maxon'em czy z Max'em. Chciałem tylko twojego szczęścia. Ale Tobie było ciężko mnie wysłuchać... - mówił Eric, a mi zrobiło się trochę głupio przez swoje zachowanie. Pierwszy raz się nie chciałam nakręcać, że coś będzie więcej pomiędzy mną na Eric'iem. Ale teraz mu chyba wierzyłam, przypomniałam wszystkie chwile, kiedy przechodził do mnie do klasy, aby tylko ze mną wyjaśnić. A ja tak go zlewałam.
- Jeśli chcesz wiedzieć...- zaczęłam i pociągnęłam nosem. -... To zaczęłam pisać z Max'em, bo chciałam, żebyś Ty był zazdrosny, tak jak ja byłam o Madison. - powiedziałam, nie chcąc więcej tego ukrywać, a chłopak od razu spojrzał na mnie. Zaczęłam bawić się rąbkiem bluzki. - I gdy siedzieliśmy na tych schodach, nie do końca trzeźwi, poczułam, że chyba mocniej mnie lubisz, dlatego byłam taka zaskoczona, gdy widziałam was wtedy...i byłeś jeszcze bez koszulki...
- Myślałem, że tak nie pomyślisz o mnie, otworzyłem się przed Tobą bardziej niż przed jakąkolwiek inną dziewczyną, miałem to teraz zaprzepaścić, żeby bzyknąć się z jakąś pustą laską? Żałowałem w ogóle, że zostawiłem Ciebie, chciałem zaraz wrócić i mieliśmy potańczyć, chciałem wtedy wyznać Ci, co do Ciebie czuję...
Czułam się dziwnie, słysząc takie słowa o mojej osobie. Nie często zdarzało mi się słyszeć to, a co dopiero myśleć o budowaniu związku z kimś. Jakoś z dnia na dzień zaczęłam inaczej postrzegać Eric'a. Nie był już dla mnie tylko kolegą, zaczęłam dostrzegać w nim coraz więcej atrakcyjnych cech. Nawet gdy siedział, opierając się o ławki, mogłam zobaczyć, jakie ma umięśnione barki i ramiona dzięki treningom koszykówki, na co wcześniej nie zwracałam uwagi.
- Eh...- westchnęłam i spojrzałam na Eric'a, który również patrzył na mnie. - Przepraszam, że tak się zachowałam, po tej sytuacji z Maxon'em chciałam być ostrożna i nie dać się od razu skrzywdzić. Dlatego nie chciałam Ciebie słuchać, ale teraz wiem, że mówisz prawdę. No i chcę Tobie wierzyć, bo jesteś dla mnie ważny.
Nie wiedziałam jak ująć to w słowa. Najchętniej mogłabym się rzucić mu w ramiona, żebyśmy nic więcej nie musieli mówić, żeby był tylko on i ja i łączące nas uczucie. Nawet nie dochodziło do mnie to, że on coś do mnie czuje.
- Wiedziałem, jak Ci ciężko przez tego frajera, ale nie wiedziałem, że aż tak to się na Tobie odbije...- odparł Eric i przysunął się z krzesłek do mnie.
- Bo nie rozumiałam tego, że najpierw mówił mi takie słowa, wysłał mi nawet liścik miłosny, a potem potraktował jak...- powiedziałam, ale nie dokończyłam, bo nie chciałam już więcej o nim mówić, a stale to robiłam.
- A wiesz...tak naprawdę, to ten liścik...był ode mnie - powiedział Eric, drapiąc się po karku i uciekając wzrokiem. Wtedy tym bardziej mnie zamurowało. Przez ten cały czas myślałam, że to od Maxon'a, mimo że nie był podpisany. Jeszcze bardziej poczułam, że Eric nie jest mi obojętny.
On chyba widział, jak bardzo jestem zaskoczona, poczułam, że moje policzki płoną na wspomnienie o znalezionym liściku w szkolnej szafce.
- Nie wiedziałam, że to od Ciebie...gdybym wiedziała, może byłoby prościej nam...się dogadać... - odparłam i próbowałam złapać z nim kontakt wzrokowy. Gdy nagle mi się to udało, a nasze oczy się spotkały, było mi przyjemnie patrzeć na jego twarz. Na jego delikatne piegi, ukryte pod szkłami, na jego błyszczące oczy, które miały już w sobie spokój. Uśmiechnął się do mnie, a ja czułam, jak moje serce uderza o moją klatkę, prawie rozbijając się o nią.
Wstał z krzesła i wyciągnął w moją stronę swoje dłonie, które chwyciłam, aby wstać. Teraz czułam się jak mała dziewczynka, gdy patrzył na mnie trochę z góry. Jego usta były na wysokości mojego nosa. Było mi łatwo stać na przeciwko niego i patrzeć na jego buzię. To nie był zwykły chłopak, który mi się tylko podobał. Miał w sobie to coś, które dopiero zauważyłam, gdy prawie go straciłam. Miał klucz do mojego wnętrza, bez słów wiedział co w środku mnie gra.
I nawet gdy nie mówiłam mu, że chcę być jego bliżej, on mnie przytulił.
- Nie chcę Cię tracić, Amber...- powiedział cicho do mojego ucha, gdy byliśmy do siebie przytuleni. Moje nogi momentalnie zrobiły się miękkie, jakbym stała na piance. Tak cudownie było go obejmować i czuć zapach męskich perfum, które tak bardzo kojarzyły mi się z nim.
- Ja Ciebie też nie chcę...za bardzo i tak tęskniłam. - odparłam. Ciężko mi było mówić o uczuciach, bo nigdy o nich nie mówiłam żadnemu chłopakowi. Ale w mojej głowie pojawiał się obraz małego baranka, którego ratował wilk, ten sam wilk, który jeszcze nie dawno myślałam, że chce mnie zjeść.
Eric odsunął się na kilka centymetrów, jednak złapał mnie za dłonie i stał obserwując moją buzię. Patrzył na mnie tak, jakbym była tylko snem, który zaraz minie.
- Jesteś najcudowniejszą dziewczyną, jaką znam. - powiedział Eric, a ja poczułam, jak moje policzki robią się gorące, a w moim brzuszku lata milion motyli.
- A Ty...najcudwniejszym chłopakiem. - odpowiedziałam ledwo co łapiąc prawiłowy oddech.
- Nie wiem tylko, czy chciałabyś być dziewczyną koszykarza okularnika...- powiedział Eric, uśmiechając się zadziornie, po chwili jednak stając się poważny. -...który oddałby Ci swoje całe serce.
Od razu miałam milion myśli na minutę. Najchętniej bym wróciła do domu i rozpisała sobie wszystkie za i przeciw, naradziła się dzięki Holly, przeanalizowała sobie to, zapytała mamy, zapytała siebie...
Nie wiedziałam, że kiedykolwiek usłyszę taką próśbę, której tak bardzo chciałam. Pragnęłam, aby ktoś mnie wreszcie zauważył taką jaka jestem. Aby ktoś zobaczył w końcu we mnie dziewczynę, z którą chciałby być. I chyba to na niego czekałam, na Eric'a. Na chłopca, który sprawiał, że miałam uśmiech na ustach, który wiedział, że robienie zdjęć kolorowym owadom to rzecz super, który łapał dla mnie żaby...
Chyba warto było na niego czekać. Dlatego nie myśląc o tym, co powie mama albo co wymyśli moja druga strona...
- Chciałabym...najbardziej w świecie. - powiedziałam ciepło, które również i czułam w środku siebie, a chłopak rozpromienił się i uśmiechnął tak uroczo, że prawie zabrakło mi tchu. Nagle przytulił mnie najmocniej jak tylko się da, zataczając okręgi na środku klasy. Zaczęłam się śmiać, ale byłam tak bardzo szczęśliwa, czując jego entuzjazm.
- Chyba nie wyobrażasz sobie, jak długo na to czekałem, Ambi. - powiedział i bez wcześniejszego uprzedzenia pocałował mnie w policzek. Zestresowana zaśmiałam się z jego gestu, ale on nie zwracał na to uwagi, nadal mnie przytulając. Mogłam zostać w jego ramionach już na wieki, ale po chwili usłyszałam otwieranie się kluczyka w drzwiach, które zaraz się uchyliły, a z nich wystawiła głowę Holly.
- Już wyjaśnione? - zapytała, ale gdy zauważyła, że się przytulamy, z wielkimi uśmiechami na twarzach, jej oczy zrobiły się jak pięć złotych. - Już mąż i żona?!
- A no pewnie, że tak! - zawołał wesoło Eric, pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
- Musicie wyjść, bo zaraz zamkną was tu na noc. - zaśmiała się moja przyjaciółka i otworzyła szerzej drzwi.
- O to ja chętnie! - powiedziałam szybko, nie myśląc za bardzo, a Holly jeszcze bardziej się zaśmiała. Holly jeszcze trochę nas ponaglała, ale Eric długo nie czekając, złapał mnie tak, że moje nogi nie dotykały już ziemi. Nagle byłam w jego ramionach, niczym panna młoda. Aż się wystraszyłam tego, co on wyprawia. Nie spodziewałam się, że będzie chciał mnie wynieść z sali, ale to zrobił. Oplotłam swoje ręce wokół jego szyi, bojąc się, że mnie upuści, jednak jego ręce ani drgnęły i z łatwością wyszliśmy z sali.
Holly i Violet zaczęły bić brawo. Eric w końcu mnie postawił na ziemię, a ja odetchnęłam z ulgą, że mam już równowagę.
- Nigdy tego nie rób bez uprzedzenia. - pogroziłam mu palcem, a ten tylko przygryzł wargę i uśmiechnął się, na co delikatnie się zawstydziłam, ale starałam się tego nie pokazywać.
- Boże, ale my jesteśmy genialne. - powiedziała Holly. - A Ty...wiesz co Ty...-dodała, patrząc na mnie. No tak, miałam ją zabić za to, co zrobiła. Ale teraz jej śmierć byłaby słabym podziękowaniem.
- Wiem, wiem, egzekucję na Tobie przeprowadzę kiedy indziej. - odparłam, a Eric się zaśmiał. To było dziwne, bo jeszcze nie zdawałam sobie sprawy co się wydarzyło.
Dopiero, gdy wróciłam do domu i usiadłam w swoim pokoju z zupą pomidorową dotarło do mnie, że nie jestem już singielką.
Z jednej strony cieszyłam się z tego niezmiernie, ale nie byłam pewna, czy podołam w tej roli, w której nigdy nie byłam.
Eric White jest twoim chłopakiem...
Eric, którego lubisz najmocniej na świecie jest twoim chłopakiem...
Nawet zupa zdawała się lepiej smakować. Czułam, jakby mi ktoś dokleił skrzydła.
Chyba nigdy tak szybko nie jadłam obiadu, jak właśnie wtedy. Chciałam jak najszybciej znowu spotkać się z moim chłopakiem.
Holly:
Uradowana wróciłam do domu, nie wiem czy Amber czuła się lepiej ode mnie. To, że udało się wrzucić ją w czyjeś, a przede wszystkim męskie, ramiona, sprawiało, że i ja byłam szczęśliwa. Już wyobrażałam sobie podwójne randki. Tylko, że ja jeszcze nie miałam nikogo, kto oficjalnie zmieniłby mój status.
Weszłam do kuchni, gdzie stała moja mama i coś pichciła. Ona również była w dobrym humorze, może to miał być idealny dzień.
- Siadaj do stołu, zaraz będzie zapiekanka. - powiedziała mama, otwierając piekarnik, a ja zajęłam miejsce. Po chwili przyszedł mój tata, siostra, jeszcze jedna młodsza siostra i brat. Cała rodzinka w komplecie.
- Nie ma tu pomidora? - zapytała młodsza, wskazując na gorące naczynie z gorącym posiłkiem.
- Nie dodawałam, bo wiem, że nie lubisz. No to smacznego! - zawołała mama i każdy zabrał się do jedzenia.
Ja jednak po cichu włączyłam telefon, aby sprawdzić co tam u Richie'ego.
Holly:
Co robisz?😇
Richie:
Jem obiadek, a ty łobuzico?
Holly:
Nie jestem łobuzica. O ja teeż
Richie:
O to smacznego 😘 a jakie plany na potem?
Holly:
Hmm może pójdę na spacer...jeszcze pomyślę
Richie:
Oo ja chyba też bym poszedł
Holly:
To możemy iść razem
Miałam nadzieję, że tym razem nasze spotkanie wypali, nawet nie pisałam niczego, aby sam się domyślał, bo chciałam, żeby ta propozycja wreszcie padła konkretnie. Tak długo już czekałam aby się z nim spotkać.
Richie:
O no można, ty pójdziesz w lewo, ja w prawo haha
Holly:
Ha ha nie, ja myślałam, żeby tak razem, ciugieda, no ale jak nie chcesz to okej, ja i tak pójdę
Richie:
No okej, ja też pójdę...oddzielnie hah
Holly:
No ja raczej też, pójdę gdzieś na ubocze haha
Richie:
Myślałem, że na miasto...tak jak ja...no ale oki doki hah spacer to zdrowie, nie ważne dokąd
Holly:
Ważne, jak pójdziesz do monopolowego to tak średnio haha
Nie chciałam, żeby to wyglądało tak, jakbym się naprzykrzała - nie lubiłam tego robić. Zwłaszcza, gdy mi zależy na kimś. Wolałam udawać, że nie interesuje mnie to, że pójdzie oddzielnie na ten spacer, ale miałam nadzieję, że się spotkamy przypadkiem, wężerując po ulicach Riverside.
Richard był w miarę domyślnym chłopakiem, wiele rzeczy obracał w żart lub udawał, że nie wie o co chodzi, ale ja wiedziałam, że prawda jest inna. Często pokazywał mi, że mu na mnie zależy, poświęcał mi dużo uwagi, nawet gdy był w pracy. Super czułam się z jego zaangażowaniem, również dając coś od siebie, ale nie ukrywam, że miałam wiele zawahań.
Po pierwsze wiek. Był 7 lat starszy ode mnie, nawet jeśli nie czułam różnicy i Violet mówiła, że to nie jest dużo, w jakiś sposób się o to martwiłam. W mojej głowie krążyły czarne myśli, że może chce mnie wykorzystać, zgwałcić lub co gorsza porwać na organy. Nie tylko z powodu wieku tak myślałam, ale też i dlatego, że był z daleka i nie znał tu prawie nikogo.
Richie:
Hmm jeszcze jest ładna pogoda, nie tak ciemno, więc może pójdę teraz na ten spacer...
Czułam, że on chce ze mną się spotkać, ale coś go powstrzymywało. Wiele razy mówił, że jest nieśmiały, tylko, że ja tej nieśmiałości nie zauważałam.
Holly:
No ja akurat zjadłam obiad, więc chyba też pójdę
Richie:
No to ja wychodzę, założę tylko butki
Widziałam to, jak bawimy się w kotka i myszkę, jak dzieci - nie potrafiliśmy powiedzieć, że chcemy wyjść razem.
Wyszłam z domu, mówiąc mamie, że wychodzę z Amber. Czasem tak robiłam, bo moja mama nie była przyzwyczajona do tego, że mogę mieć chłopaka i krzywo na to patrzyła. Matthew nie zmienił tego podejść, wręcz przeciwnie, sprawił, że ona była ku temu nie przychylna.
Szłam w stronę największego centrum miasteczka, Richie mówił, że często spaceruje właśnie po tych ulicach.
Czułam się głupio, chodząc po tym uliczkach samotnie, czekając na Bóg wie co. Nie byłam w stu procentach pewna, że on będzie akurat tutaj, mogłam się tylko domyślać. Zapięłam bluzę do połowy i włożyłam ręce w jej kieszenie.
Po kilku minutach stwierdziłam, że napiszę do Violet, która prawie od razu do mnie dołączyła.
- Jeju, a to tchórz, że nie chciał wyjść. Chyba, że naprawdę jest takim wstydziochem. - powiedziała Violet, gdy razem chodziłyśmy.
- Nie wiem, na messie czasem są momenty, że nawet otwarcie mówi, że jest zawstydzony. - odparłam i kopnęłam kamień, leżący obok. - W realu może jest trochę inny.
- Podobasz mu się, dlatego jest taki onieśmielony. - powiedziała Violet, a ja parsknęłam śmiechem.
- No nie wiem, wydaje mi się, że po prostu mnie bardzo lubi, jak przyjaciółkę, a nie jak dziewczynę. My się prawie nie znamy, nigdy się nie widzieliśmy.
- Tak, ale seks sms'ki to piszecie! Ale jesteś super przyjaciółką! - zaśmiała się w głos, a ja szturchnęłam ją ramieniem.
- Weź, wariatko, to nie seks sms'y! - krzyknęłam, ale ona jeszcze bardziej się zaczęła śmiać.
- No a co to niby jest?
- Hmm..no to jest okazywanie sobie sensualnych uczuć online. A to nie to samo co seksualność. - wyjaśniłam, chociaż moje wytłumaczenie było całkiem do przejścia. Trochę sama się śmiałam z tego, bo naprawdę pisaliśmy o bardzo intymnych rzeczach, typu siadanie na kolanach, szeptaniu do ucha itd. Dla mnie to były intymne sprawy, zważając na to, że nigdy nie miałam i nie chciałam mieć takich z żadnym swoim byłym.
- No to jest całkiem legitne, chyba też tak zacznę z Ross'em. - zaśmiała sję Violet, ale wydawało mi się, że to już mówiła na poważnie.
Rozejrzałam się wokół siebie, aby sprawdzić czy może właśnie nie mijam Richard'a. Kilka razy prawie dostałam zawału, gdy widziałam jakiegoś bruneta w okularach. Wszędzie go zaczęłam widzieć, co było już trochę creepy.
- Może napisz mu, że jesteś na mieście, może sam dołączy. - zaproponowała Violet, a to nie był głupi pomysł, więc tak zrobiłam.
Holly:
Jest całkiem ciepło, czasem tylko zawieje wiatr haha
Holly przesyła zdjęcie.
Wysłałam mu fotkę z parku, który mijałyśmy, aby wiedział mniej więcej gdzie może przyjść, aby mnie spotkać. On jednak miał nieco inne plany.
Richie:
O to fajnie, ja jednak nie wyszedłem...
Wtedy się trochę zdenerwowałam, bo nie sądziłam, że stchórzy w tak błahej rzeczy.
Holly:
Emm miałeś wyjść, mieliśmy się spotkać, dobrze, że napisałam do koleżanki, więc spacerujemy razem...ale słabo z twojej strony
Richie:
Wiem, przepraszam, jestem cieniasem:(
Ale to przez to, że trochę się krępuję
Holly:
Ale czego??
Richie:
No przed Tobą...nie chcę zrobić złego wrażenia, poza tym jakbyś mnie zobaczyła na żywo, to byś zwiała...
Holly:
Nie zwiałabym, przecież wiem jak wyglądasz z buzi, wiem ile ważysz i mierzysz. A z charakteru jesteś super
Richie:
To wszystko jest bardzo miłe, ale wydaje mi się, że dzisiaj nie dam rady. Przepraszam pyś :(
- Naprawdę jest nieśmiały...- powiedziała Violet, gdy obie czytałyśmy jego wiadomości. Było mi smutno, bo nastawiłam się na to, że do naszego spotkania wreszcie dojdzie. Ten chłopak musiał mieć bardzo niską samoocenę, skoro tak mocno się stresuje. Ja też nie miałam za wysokiej, ale byłam chyba nieco odważniejsza od niego. - I miałam rację, że go onieśmielasz. Mówię Ci, on się w Tobie zabujał.
- Pff, weź, to za wcześnie na takie ekstremalne rzeczy. - odparłam, będąc bardzo pewna tego co mówię. Znaliśmy się około 3 tygodnie, nasza relacja była sprinterska, bo łączyła nas nie tylko przyjaźń, ale i coś seksualnego. Jednak wiedziałam, że na miłość to za wcześnie.
Holly:
Spoko, wybaczam, tylko że to jest już taki kolejny raz, gdy mi odmawiasz. Jeśli nie chcesz się spotkać to powiedz mi to, ja to przyjmę na klatę, nie będę płakać haha
Richie:
Oj nie o to chodzi, przecież mówiłem wiele razy, że pragnę Cię zobaczyć i bliżej poznać. Ale tak jak mówiłem....
Holly:
Gdybyśmy się spotkali to też bym się stresowała..
Richie:
Taak? A czemu?
Holly:
Bo też bym chciała zostać dobrze odebrana przez Ciebie pych
Richie:
Oj ja bym Cię dobrze odebrał <3 nie martw się, ty nie masz czym...
No i tu był problem, bo miałam czym. Postanowiłam, że nie będę mu się narzucać, zostawiłam to w jego ręcach. Gdy będzie chciał się spotkać, to napisze. Tylko nie wiadomo, czy ja będę miała czas, kiedy on sobie zażyczy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro