(12) Papieros i Ty
Violet
Świat chłopców, który nagle zaprosił mnie do środka, dawał mi to nowe szanse na miłość. Jednak nie każdy chłopak z tej szansy chciał korzystać. Bruno nagle usunął się z mojego życia. Patrick pojawiał się i znikał, nie dając nacieszyć się swoim towarzystwem. Ross był przez cały czas, jednak nasze rozmowy były czasem wygaszone.
Byłam trochę zagubiona, bo z dnia na dzień zmianiałam się coraz bardziej. Co nowe towarzystwo to nowa wersja Violet. Tak bardzo chciałam kogoś poznać i zatrzymać przy sobie. Czasem się to udawało, ale czasem przynosiło odwrotne skutki.
Nikt tak naprawdę nie wiedział, czy Violet, która pojawiała się w szkole to ja czy moja inna osobowość. Kryłam się przed różnymi czynnikami, ludźmi...
Vivian wciągnęła mnie w swoich znajomych, przy których zerwałam z siebie skorupę nieśmiałości. Muszę przyznać, że moje koleżanki: Amber, Julie i Holly też w tym pomogły.
Chciałam być jak one, spotykać się z chłopakami, rozmawiać o nich, jakby byli bogami, a przy tym czuć się jak prawdziwa dziewczyna.
To mnie gubiło.
Dlatego, gdy Patrick odezwał się kolejny raz, czy chciałabym pojechać do niego, moja odpowiedź była natychmiastowa.
Holly: Ale uważaj na niego, nigdy nie wiadomo co się może stać, no zabezpieczajcie się jak coś
Violet: Weeź, Holly...
Bedę uważać, nie pierwszy raz u niego jestem
Patrzyłam na drzwi mieszkania Patrick'a, niepewna czy chcę tam wejść. Miał coś w sobie, co chciałam poznać bliżej, ale z drugiej strony czułam dziwne ukłucie w środku. Jakby to nie było dla mnie.
Jednak podniosłam rękę i zapukałam do drzwi. Brak reakcji trwał chwilę, miałam nadzieję, że nie otworzy, ale drzwi się uchyliły i wyłoniła się ciemna czupryna.
- Violet, siemka, wchodź! - zawołał Patrick, szerzej uchylając drzwi. Uśmiechnęłam się i weszłam, natychmiast zdejmując buty. - Może napijesz się czegoś?
- Hm, raczej nie, dzięki. To co tam u Ciebie? - zapytałam, gdy wchodziliśmy do pokoju. Wszędzie stały puste lub pełne butelki po coca coli. Popielniczka stanowiła ozdobę biurka, tak samo jak pozostawiona obok niej paczka papierosów.
- Zajebiście, myślę nad nową piosenką, jedną mam nie ukończoną, ale czekam na jakąś wenę. - mówił trochę rozchwianym głosem. Był wieczór, więc mógł zdążyć wypić jakiś trunek. - A co u Ciebie, mała?
- Szkoła i szkoła. Już mam jej dość, ale wakacje dopiero za kilka miesięcy. - mówiłam, patrząc jak Patrick wyjmuje papierosa z paczki. Jego chude palce delikatnie się trząsły, na wierzchu jednej z nich miał tatuaż. Wiele miał tatuaży, chciałam je dotknął i zapytać o ich historię - o ile jakąś miały.
- Jak dobrze, że ja się od niej uwolniłem. Teraz jestem panem swojego losu. I podoba mi się swój los. Bucha? - zapytał, wychylając w moją stronę odpalonego fajka. Bez większego namysłu, wzięłam go za nadgarstek, aby jego dłoń mniej się trząsła i zaciągnęłam się. Wypuściłam dym z ust, czując na sobie wzrok chłopaka. - Palisz? - zapytał z uśmiechem.
- Popalam. - odparłam, a on jeszcze chwilę patrzył na mnie, po czym chwycił mnie delikatnie za podbródek i pocałował w usta.
Często to robił, a ja nie zaprzeczałam. Podobało mi się to, że brał to co chce, całował mnie namiętnie, nawet nie przeszkadzał mi smak nikotyny. Nie miałam nic przeciwko takim całusom, nawet jeśli nie byliśmy razem, wiedziałam, że kiedyś to może nastąpić.
- Masz pyszne te całusy, Violet. - powiedział z lekką chrypką, a ja się uśmiechnęłam. - Mam gdzieś whisky, może masz ochotę? - bez czekania na moją odpowiedź poszedł do kuchni i po chwili przyniósł butelkę z alkoholem i dwie szkanki.
- Nie wiem czy mogę, jutro mam szkołę. - powiedziałam, ale on już rozlał dla nas obojgu.
- No to tym bardziej, musisz się trochę rozluźnić, wychillować, mała. - odpowiedział i nalał do obu szklanek coli. Wziął jedną i podał mi. - Chyba, że naprawdę mocno nie chcesz.
- No dobra, jedna szklaneczka nic nie zaszkodzi. - powiedziałam i oboje upiliśmy łyk. Usiadłam wygodniej na łóżku, opierając się o ścianę. - Ta ostatnia twoja piosenka była o konkretnej osobie? - zapytałam, choć słyszałam w niej swoje imię, schowane pod zwykłymi słowami.
- Mooże, nie chcę dużo zdradzać. Możesz ją interpretować jak Ci się podoba - zaśmiał się i usiadł obok mnie. Objął mnie w talii i przysunął do siebie. - Mogę powiedzieć, że jest o kimś kogo znamy.
- Mhm, rozumiem. A ta kolejna będzie o kimś? Kiedy napiszesz o mnie? - zaśmiałam się, choć on też nie ukrywał uśmiechu.
- A skąd wiesz, że żadnej o Tobie nie ma? Jesteś bardzo ciekawska, mała. - powiedział Patrick i cmoknął mnie w głowę. - A Ty coś mówiłaś o jakimś chłopaku z internetu, Ross'ie chyba...jesteście razem?
- Nie, ale dobrze się dogadujemy. Chyba nie moglibyśmy być razem, przy takiej odległości. - odparłam. To była wielka wada naszej relacji. Kilometry. Ross nigdy nawet nie przyjechał, bardzo liczyłam, że to stanie się w sylwestra, ale niestety.
- Hm no może i masz rację. I traktuje Ciebie dobrze? - zapytał i wziął kolejnego bucha i zapił whisky.
- Tak, wszystko jest dobrze. A jesteś zazdrosny? - zapytałam i upiłam alkoholu. Było całkiem mocne, mimo obecności coca coli.
- Być może. W końcu nie zawsze trafia się na taką wspaniałą dziewczynę jak Ty. - mówił, a jego słodkie słówka tworzyły na mojej twarzy uśmiech.
Czas mijał, tak samo jak moja trzeźwość. Rozmawialiśmy prawie dwie godziny o różnych głupotach, przytulając się do siebie. Jego dłonie głaskały moje ciało.
- ...chcesz powiedzieć, że zostajesz na noc tak? - powiedział Patrick, gdy leżeliśmy na łóżku w bardzo dobrych humorach.
- Może i bym chciała, ale nie mogę, Patrick. Jutro szkoła, a mama mnie zabije...- odparłam i popatrzyłam na wyświetlacz telefonu. Milion wiadomości od Holly i Vivian. Mama jeszcze nie dzwoniła.
- Zrobiłbym Ci śniadanie i dał buziaka na dzień dobry. - powiedział i ucałował mi policzek.
- To bardzo miłe z Twojej strony, ale naprawdę już muszę iść. Było bardzo fajnie - odparłam i próbowałam wstać, ale cały świat się kręcił. Za dużo papierosa i alkoholu.
- No dobrze, niech będzie...
Nagle zadzwonił telefon, to była Vivian, odebrałam prawie od razu.
- Halo? Gdzie jesteś? Nadal u Patrick'a?
- Tak i jest świetnie
- No słyszę jaki super masz głos. Czemu Ty do niego łazisz. Zaraz będziemy, odwieziemy Cię do Riverside.
- No jeśli chcesz, Vivian moja kochana...
- Zobaczysz później jaka jestem kochana...
* * *
Amber
Poranne spotkania na stołówce przed lekcją były już rutyną. Miałam do przegadania z dziewczynami sytuację z Eric'iem.
- Mam dzisiaj dwa kucyki, które symbolizują mój dobry nastrój. - wyszczerzyła się Holly, machając głową na boki. Czułam, że będzie mnie dzisiaj denerwować.
- Ja też mam super humor, bo Rafael zabiera mnie dziś na randkę. - powiedziała słodko Julie, uśmiechając się do wszystkich. - Nie wiem co ubrać, to taka okazja!
- Może tą czarną princeskę i biały golf? - podpowiedziała Holly.
- Ekhem, mam pewną sprawę do was. - powiedziałam wreszcie, zatrzymując inne konwersacje.
Nagle do stolika przyszła Vivian i Violet, trochę roześmiane, ale i nie wyspane.
- Sorka za spóźnienie, Violet jeszcze do niedawna spała. - rzuciła Vivian i obie dosiadły się do naszego stolika.
- Chodźcie, musimy to przegadać. Eric chyba mnie nie kocha. - powiedziałam, opierając podbródek na rękach.
Holly spojrzała na mnie poważnie, choć przy jej kucykach wyglądała mało poważnie.
- Co, dlaczego niby? - zapytała Julie.
- Może odkrył, że Amber trzyma plakaty z wiedźminem pod łóżkiem. - powiedziała wesoło Holly, po czym dodała szeptem. - Wiecie co to znaczy, że pod łóżkiem. - uniosła znacząco brwi i uśmiechnęła się.
Julie i Vivian się roześmiały.
- Nie mam żadnych plakatów z wiedźminem...po prostu dzwonią do niego jakieś laski! Jak nie Nicole, to jakaś inna lafirynda. - powiedziałam oburzona.
- Może powinnaś z nim o tym otwarcie pogadać? Powiedz mu, że przeszkadza Ci to, że ma tyle koleżanek. - powiedziała Vivian, rysując coś na swoim nadgarstku. - I dodatkowo pobij go, zasłużył na to.
Rady dziewczyn nie były w moim stylu, nie chciałam robić kłótni, byłam bardziej spokojną dziewczyną. Ale też musiałam coś zrobić.
- Oj nie, lepsza będzie zemsta! - krzyknęła Holly, aż kilku uczniów spojrzało w naszym kierunku. - Jesteśmy skorpiony, Amber, musimy zrobić coś po naszemu.
Vivian przewróciła oczami.
- Co masz na myśli? - zapytałam szczerze ciekawa jej planu. Holly miała czasem idiotyczne pomysły, była skłonna do wielu dziwnych rzeczy, ale to czyniło ją wyjątkową. Zły czy dobry pomysł - chciałam go posłuchać.
- Przy następnym spotkaniu z Eric'iem, tym razem zadzwoni chłopak do CIEBIE. - odparła, podkreślając ostatnie słowo. - A tym chłopakiem będę oczywiście ja. - Holly wzruszyła dumnie ramionami, zakładając ręce na piersi.
- Oh, chcemy tak zrobić? - zapytałam niepewna, czy dałabym radę okłamywać.
- Musisz zrobić coś, co nim wstrząśnie. - podłapała Julie. - Niech poczuje się tak jak Ty.
Może i miały rację. Słyszałam, że czasem w związkach trzeba robić takie rzeczy, żeby było ciekawiej. Nie byłam pewna, czy chcę takiej ciekawości.
- Nazwiesz mój numer telefonu na przykład Josh...i sprawa rozwiązana. Będziemy rozmawiać jakbyśmy byli znajomymi. - powiedziała Holly, podciągając gumki w kucykach.
- Ekhem, wybaczcie, że wam przerwę, ale wiadomość z ostatniej chwili. - zaczęła nagle Violet, patrząc w telefon. - Mam dzisiaj wolną chatę! Zapraszam na jakieś procenciki.
To chyba było to, czego dzisiaj potrzebowałam.
- O! Ja bardzo chętnie. - odparłam.
- Mnie dwa razy nie trzeba namawiać. - odparła Holly i zaklaskała w dłonie.
- Ja mam dzisiaj wieczór z Rafael'em. - rzuciła Julie, widziałam jak nie może doczekać się tego spotkania.
- Ja też odpadam, muszę ymm...coś załatwić. - mruknęła Vivian.
Ostatnio Vivian bardzo rzadko zjawiała się na lekcjach. Dzisiaj musiało być jakieś święto, że w ogóle przyszła do szkoły.
- Niech będzie, Holly i Amber, pasuje o 17?
* * *
Holly
Likier o smaku karmelu jest jednym z moich ulubionych alkoholi. Amber też nie odmawiała sobie tej przyjemności. Siedziałyśmy na łóżku Violet, pijąc likier i słuchając cicho muzyki.
- A czy on chce coś budować z waszej znajomości?- zapytała Amber, gdy rozmawiałyśmy o Patrick'u i jego zachowaniu.
Nie wiedziałam co sądzić o tym chłopaku, bo zachowywał się różnie. Często nie odpisywał Violet i całymi dniami nie rozmawiali. Raz na tydzień lub dwa zapraszał ją do siebie. Wtedy łączyło ich najwięcej.
- Jeśli mam być szczera, to nie wiem. Jego czyny są sprzeczne. Raz chce mieć kontakt a raz nie. - wzruszyła ramionami Violet, nie chcąc pokazać, że ją to trochę niepokoi. - Jaką pizzę zamawiamy? Może tą?
- Jak dla mnie to obojętne. - odparłam i zaczęłam pisać z Richie'm. Był taki słodki, powiedział, że nie pójdzie spać, dopuki nie wrócę bezpiecznie do domu.
- No właśnie widzę, co teraz jest dla Ciebie najważniejsze. - zaśmiała się Amber i podała mi kubeczek w księżniczki (które kupiłyśmy do picia alkoholu), co bardzo mnie zdziwiło, bo moja przyjaciółka nie była zazwyczaj chętna do picia. Teraz domyślałam się, że musi na chwilę zapomnieć o swoim chłopaku. - To jeszcze raz wyjaśnij, Ty mu powiedziałaś, że go kochasz, czy on Tobie?
Odłożyłam telefon i wzięłam od niej kubek.
- On powiedział, a ja mu odpowiedziałam to samo. Ale nie jesteśmy razem jeszcze. - odparłam i upiłam gęstego napoju.
- Rozumiem. Postaram się nie wyciągać pochopnych wniosków, lecz...no fajnie, że jesteś taka happy. - rzuciła Amber, a jej telefon nagle zaczął dzwonić. Obie popatrzyłyśmy na wyświetlacz, dostrzegając, że jest to Eric. - Kurcze, co mam mu powiedzieć?
-Może powiedz mu, że jesteś na imprezie. - zaproponowała Violet.
- Ale ja nie chcę kłamać...
- Ale nie kłamiesz: mamy alkohol i zaraz będziemy tańczyć, jest nas więcej niż dwie, a na lapku leci jakiś raper, więc nawet chłopcy są. - powiedziałam, a Amber się zaśmiała, po czym odebrała telefon.
- Hej, Eric.- powiedziała Amber, a Violet zgłośniła muzykę. - Tak, luzik, jestem na imprezie....narazie ze 4 kieliszki...potem zadzwonię, średnio mogę rozmawiać...mhm to papa! - Amber szybko się rozłączyła i zrobiła krzywą minę.
Amber nigdy nie umiała kłamać, zawsze zauważałam różne reakcje na jej twarzy, gdy próbowała to robić. Przez telefon poszło jej łatwiej.
- Dobrze Ci poszło, a teraz wypijamy do dna. - odparła Violet, chwytając za butelkę likieru i zaczęła nam rozlewać do kubeczków.
- Bardzo chętnie. - powiedziałam z uśmiechem i wypiłam wszystko z kubka. Patrzyłam czy Amber robi to samo, ale dziś była całkiem posłuszna i również wypiła wszystko. - Nie smutaj, Amber. Czasem trzeba podjąć ryzykowne kroki. Zobaczysz, że Eric przyleci jak na skrzydłach.
- Oby tylko nie poleciały za nim te dziewczyny. Dobra, czuję, że mam już odpowiednio pełni bak i mogę tańczyć. Dj Violet, zapodaj coś tanecznego. - powiedziała Amber i skoczyła na równe nogi gotowa by tańczyć.
Nie zostawiłyśmy jej samej i dołączyłyśmy do zabawnych tańców. Muzyka zmieniała się od depresyjnych kawałków, po rap, przy którym można było potrząsać śmiesznie ciałem.
- Oj chyba pizza przyszła. Zaraz wracam! - zawołała Violet i wybiegła na dwór.
Usiadłam na łóżku, uspokajając swój oddech.
- Oh już nie te lata. - rzuciła Amber, padła obok mnie i obie się zaśmiałyśmy. Zmieniłam piosenkę na bardziej rytmiczną i upiłam trochę likieru. Czułam, że nie jestem już taka trzeźwa, ale daleko mi było do upicia się. - Ej, a ten twój Richie to gdzie pracuje?
- Chyba w tej firmie kilka przecznic od naszej szkoły, Brown Company.
- Tam? Ale jesteś pewna?
- No raczej tak, ta nazwa mi zapadła w pamięć, ale szczerze to nawet nie bardzo wiem, gdzie to jest. - odparłam szczerze. Nigdy nie byłam po tamtej stronie miasta, a na pewno nie obok tej firmy.
- Hmm, mój brat ma tam znajomych, chcesz to może sprawdzić czy na pewno tam pracuje. - zaproponowała brunetka, chwytając telefon z zamiarem szybkiego obczajenia mojego bruneta.
Nie dziwiłam się, że ona tak się niepokoi, pierwszy raz mam o tyle starszego "adoratora", po drugie nie wiele wiem o jego mieszkaniu w San Diego, dodatkowo prawie nikogo nie zna z Riverside.
Może Amber miała rację, przynajmniej miała bym pewność, że mnie nie oszukuje.
- No dobrze...możesz to sprawdzić. - powiedziałam, a Amber od razu napisała sms'a do swojego brata. - Ale jestem pewna, że mnie nie okłamuje.
- Już jestem! Ja i pizza! - weszła nagle do pokoju Violet, niosąc karton z pizzą.
Richie: Ty już pewnie pijaniutka :*
Holly: Tylko delikatnie...a Ty możesz już iść spać
Richie: Coś Ci powiedziałem, pójdę spać, gdy Ty będziesz też w swoim łóżeczku bezpieczna
Holly: Ajj uparciuszek...
Richie: Muszę dbać o swoją myszę
Holly: Swoją?
Richie: nom...chyba tak...skoro wiesz, ja Cię ten tego...
Holly: Co ten tego?
Richie: No, że się lubiiiiimy bardzo
Holly: Lubimy?
Richie: No kochamy, pysiu
- Rzuć ten telefon i łap za kubeczek - powiedziała Amber i podała alkohol.
No nie poznaję jej dzisiaj
* * *
Kolejny dzień - Piątek
10.35
Victoria
Czas spędzany w szkole mijał znacznie dłużej niż za czasów, gdy wraz z Michael'em działaliśmy jako detektywi. Ta cała akcja przysporzyła nam sporo stresu, ale było dość ciekawie.
Michael naprawdę chciał wynagrodzić mi tą pomoc w sprawie z Kings'em. Zaplanował cały przyszły tydzień z różnymi atrakcjami. To było miłe, doceniałam te jego starania, ale wszystko co robiłam dla niego, było częścią mojego uczucia, którym go darzyłam. Wiedziałam, że nasza relacja szybko się zaczęła, ale niczego nie żałowałam. Wszystko było idealnie.
- Ej, zaraz wypalisz dziurę w przestrzeni, jak dłużej będziesz tak patrzeć w nicość. - wypadłam z moich myśli, gdy Cody swoim denerwującym głosem prawie wykrzyczał mi do ucha. - Wszystko git?
- Tak, trochę się zamyśliłam...- odpowiedziałam i zamknęłam zeszyt, który otworzyłam aby uczyć się słówek na francuski, ale nie pamiętałam, czy cokolwiek udało mi się nawet przeczytać.
Nagle do naszej sali weszła Holly, rozpromieniona trochę bardziej niż zwykle. Pomachała do mnie i popatrzyła krótką chwilę na Cody'ego.
- Zawsze jak na niego patrzę, chce mi się śmiać. - powiedziała radośnie Holly, dosiadając się do mnie. - No bez takich ludzi to świat jest mniej barwny.
- Nie mów, że nadal on Ci się podoba...- prychnęłam trochę śmiejąc się.
- Niee, ale ma taki zabawny styl bycia. No a co tam u Ciebie? Jak tam z Mike'iem?
Mówienie o moim związku było jak bieganie bez ubrań: czułam się naga, gdy mówiłam o swoich uczuciach, a tym bardziej o tak silnych. Cały czas się otwierałam, nie byłam już tak zamknięta, jak zanim poznałam Mike'a. Ale wylewność to nie było moje drugie imię.
- Dobrze. Bardzo dobrze. - odpowiedziałam skąpo.
- Pewnie bardzo odetchnął po tej sprawie. Meh...Amber ma dar do takich chłopaków jak Maxon. Ale teraz jestem z niej dumna, jeśli chodzi o Eric'a, widzę, że jest mniej wstydliwa. Ty w sumie też nie jesteś aż tak nieśmiała. - rozgadała się Holly.
- No wiesz...trzeba się troszkę zacząć starać. A co u Ciebie? - zapytałam i spojrzałam na przyjaciółkę. Jej wzrok biegał po mojej twarzy, z dość niespokojną miną.
- Świetnie, emm...poznałam kogoś, ale to temat na inną lekcję. - odparła nerwowo. Musiało być coś większego na rzeczy, że tak się zachowywała. - A tak poza tym znowu zapisałam się na zajęcia taneczne, fajnie co? Tym razem wytrzymam i się nie zdemotywuję. - blondynka wykonała dziwny ruch ręką i uśmiechnęła się szeroko.
Nagle do sali wszedł Michael, jak gdyby nigdy nic. Serduszko na chwilę mi stanęło. Mam ostatnio tak dość często, nie wspominając o bliższym spotkaniu. Zbił piątkę z Cody'm i podszedł do mojej ławki.
- Hej, Holly. - rzucił w stronę mojej przyjaciółki. - Mogę porwać Twoją koleżankę? - Holly spojrzała to na niego, to na mnie, uśmiechając się przy tym w sprośny sposób.
- No pewka, musimy się złapać po szkole, Viki, do potem, pa! - powiedziała i wziąwszy swój plecak, wyszła.
Michael nachylił się w moją stronę i ucałował mnie w czoło. Pachniał tak ładnie...
- Wyjdziemy na chwilę z sali? - szepnął, a ja uśmiechnęłam się. Jego głos, dodatkowo gdy był tak blisko mojego ucha, był jak piękna melodia, której nie chciałam przestawać słuchać. Wzięłam go za dłoń, którą wyłonił do mnie i wyszliśmy z klasy.
- Wiesz, że zaraz dzwonek? - powiedziałam, rozglądając się po prawie pustym korytarzu.
- Ale chyba Ci to nie przeszkadza, skoro wzięłaś ze sobą plecak? - zaśmiał się chłopak.
- Wolałam wziąć od razu. Z Tobą nigdy nie wiadomo. - udałam obrażenie, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Trafna uwaga. Chciałem Cię porwać na coś słodkiego...Chyba, że masz coś przeciwko. - powiedział i trzymając mnie w talii, przysunął mnie do ściany. Ucałował szybko moje usta.
- Wydaje mi się, że nie mam.
* * *
Siedzieliśmy w jednej z kafejek nieopodal jeziora Evans, z której mieliśmy dość blisko również do parku z fontannami. Mike wybrał ciasto czekoladowe, a ja wielką eklerkę. Trochę gryzło mnie sumienie, że poszłam na wagary mając dziś kartkówkę, ale ta eklerka wynagradzała wszystko. Wzięliśmy ciastka na wynos, aby móc przejść się po parku. Po drugiej stronie ulicy szedł szereg palm, których tutaj nie brakowało.
- Mam pytanie. Jakbyś miał wybrać jakąś moc, co to by było? - zapytałam, będąc z siebie dumna, jak głębokie pytanie wymyśliłam. Mike zamyślił się na chwilę, nie przestając jeść ciasta.
- Myślę, że wybrałbym kontrolowanie energii. - odpowiedział poważnie.
- Ze wszystkich mocy, jakie można sobie wymarzyć, ty wybierasz to? - zaśmiałam się, trochę oburzona. - Myślałam, że wybierzesz latanie albo strzelanie laserem, a nie moc przyciągania pilota, gdy Ty siedzisz wygodnie na kanapie.
Mike zaśmiał się.
- No ale wyobraź sobie: kontrola energii to nie tylko podnoszenie przedmiotów. Mógłbym władać ogniem i wodą, grawitacją i innymi rzeczami. Mógłbym latać samochodem, jak w Harry'm Potterze. - mówił Mike, a ja z każdym jego słowem przestawałam sądzić, że to głupia odpowiedź. - Wiele rzeczy mogłoby się zaliczać do tego daru. A Ty, co wybrałabyś?
- Hmm...może widzenie uczuć i emocji innych ludzi.
- No to to jest dopiero bezużyteczna umiejętność. - zaśmiał się Mike, a ja uderzyłam go w ramię. - Choć z drugiej strony, widziałabyś prawdziwe odczucia innych, więc wiedziałabyś czy kłamią czy nie.
- No właśnie. Wiedziałabym czy mogę im ufać i czy mnie nie okłamują. - odparłam i spojrzałam na Mike'a. Zjadłam kolejny kawałek eklerki.
- Wiesz, wobec mnie nie potrzebowałabyś takiej mocy.
Spojrzałam znowu na blondyna. Uczucie straty jest najgorszą rzeczą, a ja tak bardzo się tego obawiałam.
- Powiedz mi, dlaczego to ja jestem Twoją dziewczyną? - zapytałam, nie patrząc mu w twarz. Mike chyba zrozumiał aluzję, bo wziął mnie za rękę i poprowadzić do najbliższej ławki, abyśmy usiedli.
- Też się dziwię, że zgodziłaś się nią być. - zaśmiał się Mike. - Pewnie nie chcesz słuchać komplementów typu "jesteś wspaniała", choć jesteś i pewnie o tym wiesz. Ale, gdy jestem przy Tobie, czuję takie przyjemne uczucie w środku, pragnienie spędzania z Tobą każdej chwili, bycia Twoją ochroną. Twoja obecność sprawia, że jestem szczęśliwy i podekscytowany. Myślę o Tobie dzień i noc, masz w sobie coś, co mnie kusi, ciekawi i intryguje. masz w sobie cząstkę mnie.
Słuchałam tego, dziobiąc widelczykiem w ciastko, nie spoglądając na niego. Ale wszystko co mówił zatrzymywało się w mojej duszy, łaskocząc wszystkie czułe miejsca.
- Czyli mnie kochasz...- powiedziałam onieśmielona jego słowami i tym, że siedział teraz obok mnie.
Mike zaśmiał się i ucałował mnie w policzek.
- No oczywiście, że tak!
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, nawet do połowy nie byłoby to tak piękne i szczere, jak jego przemowa. Przytuliłam więc go do siebie, najmocniej jak potrafiłam. On rozumiał mnie, w pełni mnie rozumiał.
- Ja to samo wszystko czuję do Ciebie, Mike. - szepnęłam, a on znowu ucałował mnie, tym razem w głowę. - Kocham Cię.
Czułam jak te słowa sprawiły, że jego serce zaczęło bić mocniej. Jeszcze chwilę siedzieliśmy tak przytuleni. Żadne z nas nie chciało tego przerywać. Byłam po uszy zakochana w tym chłopaku i wyglądało na to, że on we mnie też.
Holly
Ostatnie lekcje leciały dość wolno, a były przed nami jeszcze trzy godziny. Amber niespokojnie czekała na odpowiedź od jej brata, czy dowiedział się coś o Richard'zie. Ja byłam pewna, że pracuje tam, gdzie powiedział, dlatego nie panikowałam. Amber za to strasznie się nakręcała, nie zważając na to, co mówię.
- A zna kogoś tutaj poza ludźmi z pracy? - zapytała Julie, siedząc z nami i czekając na werdykt.
- Nie bardzo. Jest dość nieśmiały, poza tym ma wielu znajomych z pracy, z którymi się kumpluje poza nią. Naprawdę nie musicie się martwić i przepytywać mnie jak na komisariacie. To, że nikogo tu nie zna lub, że jest starszy to naprawdę nic nie znaczy. - odparłam.
- No to może będzie znaczyć to. - powiedziała Amber, patrząc w telefon z przestraszoną miną. - On tam nie pracuje, Holly.
3500 słów! Próbuję coraz więcej "wciskać" w jeden rozdział, aby były dłuższe. Jeszcze jutro postaram się wrzucić kolejny! Miłego wieczoru! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro