Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(11) Wyznanie

Holly

- Jak jeszcze raz zabierzesz mi buta, to będziesz go miał na twarzy! - krzyknęła Julie, kiedy Martin oddał trampek jego właścicielce. Chłopak zaczął się śmiać i tym razem zabrał jej piórnik.

- A mogę mieć coś innego na swojej twarzy? - zapytał rozweselony chłopak.

Była długa przerwa, wszyscy siedzieli w klasie, zajęci głupotami. A mnie zjadał stres, a z drugiej strony byłam podekscytowana.

- Szczerzysz się od 5 minut do tego telefonu i jeszcze bezczelnie mi nie pokazujesz z kim piszesz. Mam nadzieję, że to nie mój Eric...- zawołała Amber, przeglądając profil na instagramie z jakimś serialem.

- Niee, ja...- zaczęłam mówić, ale nagle do klasy głośno weszła Violet.

- Dzień doberek! Jak tam leci? - zawołała i usiadła na przeciwko nas. Spojrzała na telefon Amber, próbując dostrzec co robi. - Ona umrze w trzecim sezonie, a czwarty sezon to kicha.

Przyjaciółka popatrzyła na nią z jadem w oczach i szokiem.

- Co? JAK TO? Cholera, Violet, nie doszłam jeszcze do tego!

Zaczęłam się śmiać na widok miny Amber.

- Chciałabym coś wam oznajmić. - wypaliłam z uśmiechem na twarzy, który był obronną reakcją na stres.

Julie i Amber spojrzały na mnie, czekając na to co mam do powiedzenia.

- No więc, poznałam przez przypadek chłopaka...na facebook'u....i trochę już z nim piszę...na początku pisałam z nim tak po prostu, z nudów, choć był spoko, ale teraz jest między nami mega super.

Amber spojrzała to na Julie, to na mnie i widocznie była zaskoczona.

- Ale jest jeden haczyk. Nie chciałam wam o nim mówić wcześniej, bo się trochę cykałam, ale teraz chyba już czas.

- No dobra, laska, mów co jest. - rzuciła Julie.

- No bo on ma 24 lata... - powiedziałam i szybko spojrzałam na Amber, by znać jej reakcję. Próbowała nie pokazywać emocji, zaczęła rysować palcem po ławce.

- To jest starszy od nas o...7 lat? 8? O cholercia...- zaśmiała się Julie.

- Nie jesteśmy razem, ale czasem się tak zachowujemy. Naprawdę nie czuję tej różnicy wieku, on ma podobne poczucie humoru...świetnie się dogadujemy. - mówiłam, aby przekonać dziewczyny, że wiek nic nie znaczy. Ale nie wiedziałam, czy mi się to udało.

- No to fajnie. - rzekła Amber. - Jak ma na imię?

- Richard...

- A gdzie pracuje? Gdzie mieszka? Kim są jego rodzice? - zaczęła żartobliwie pytać Amber.

- Nie no, jest spoko. Oby dla Ciebie był dobry. - mówiła Julie.

- Kurcze, on jest prawie w wieku mojego brata. A mój brat jest stary. - zaśmiała się Amber, co również mnie rozbawiło.

Wiedziałam, że to będzie dla nich nie wygodne. Siedemnastolatka i to taka dziecinna jak ja, i dwudziesto-cztero letni gość z pracą i mieszkaniem. Nawet dla mnie to było czasem dziwne. Ale nie zwracałam na to uwagi.

- Jeju dobrze, że tak spokojnie zareagowałyście. Bałam się tego, muszę przyznać...- odparłam i westchnęłam z ulgą, choć nie do końca byłam przekonana czy na pewno nie mają nic do tego.

- Oby tylko nie porwał Cię lub nie zgwałcił i będzie dobrze. - rzuciła Amber, a ja ją mocniej uderzyłam łokciem. - Ała, Holly, no przecież żartuję!

- To ja może się ulotnię. - odparła Violet i wyszła z sali.

- No ja wiem o nim wiele...wiem nawet gdzie mieszka, choć nie jest stąd to i ta...- Amber od razu mi przerwała.

- To skąd jest? - zapytała.

- Z San Diego. - odparłam, a Amber zrobiła wielkie oczy. Już wiedziałam, że będzie litania.

- To daleko, Holly...i czemu on się tu przeprowadził??

- Dostał dobrą pracę, to tyle. Nie panikuj, naprawdę nie jest taki jak sobie myślisz. - odparłam, patrząc jej w oczy, które były pełne niepokoju.

Amber uśmiechnęła się.
- No wiem, jeśli jesteś pewna, że nic Ci nie grozi to wierzę Ci. - powiedziała.

Czy byłam w stu procentach tego pewna? Chyba nie. Ale poznałam Richard'a już trochę i nie wyglądał na takiego, co mógłby zrobić mi krzywdę.

- A spotkaliście się? - kontynuowała Amber.

- Tak, kilka razy.

- A gdzie pracuje? - padło kolejne pytanie.

- W tej większej firmie, Brown Company, kilka przecznic stąd. Spokojnie Amber...

- No dobrze, a to bardziej kumpel czy chłopak? - zapytała przyjaciółka, poprawiając okulary.

- Nie wiem sama, ale kilka razy się pocałowaliśmy. Może będzie coś z tego poważnego.

Byliśmy dość blisko siebie, ale nie byłam pewna co on ma w głowie. Cały czas zapierałam się, że nic do niego nie czuję, ale to było kłamstwo.

- Okej, no to fajnie. Jeśli jest dla Ciebie dobry i nie ma złych zamiarów to super...- powiedziała Amber z uśmiechem.

Tak wiele razy był bliski powiedzenia mi tych dwóch słów i wiele razy mówił to na różne sposoby.

Dni mijały, a my byliśmy coraz bliżej siebie, uśmiech mi nie znikał z twarzy, a on zaczynał nazywać mnie coraz bardziej pieszczotliwie.

Richie: Jak się spało, skarbie? :*

Holly: Całkiem dobrze, a Tobie?

Richie: Też, ale rano ciężko było wstać.

Holly: Bo nie chodzisz normalnie spać xD

Richie: Bo mam coś lepszego do roboty, a mianowicie pisanie z moją pysią :*

Tak nazywali mnie tylko chłopcy, z którymi byłam w związku, ale nie przeszkadzało mi to, że tak mnie nazywa.

Holly: Ale nie pół nocy...poza tym nocami pisze się ze swoimi dziewczynami, a nie koleżankami...

Richie: No ale jak ktoś jest bardzo ważny, to można, a Ty jesteś dla mnie bardzo

Holly: Oj...no to może wtedy jest jakaś szansa haha :*

Richie: Chciałbym Ci coś powiedzieć, ale nie mogę...

Holly: Dlaczego? Dla mnie możesz mówić o wszystkim

Richie: Ale to jest bardzo wielkie słowo, wolał bym narazie nie...

Domyślałam się, co chce mi powiedzieć. Ja też miałam ochotę mu to wreszcie wyznać, znaliśmy się kilka tygodni, łączyło nas tyle podobieństw i tyle tajemnic. Te dwa słowa by to tylko umocniło.

Holly: W sumie też muszę coś powiedzieć, ale narazie nie mogę

Richie: Oh...to powiedz

Holly: Nie mogę, to tajemnica haha

Richie: A ja Ci mówię tajemnice...A dzisiaj gdy się spotkamy to powiesz?

Holly: Mooże...nic nie zdradzam

- Holly, schowaj już ten telefon, lekcja się zaczęła. - powiedziała pani Winson, a ja pospiesznie schowałam go do piórnika.

Do klasy weszła spóźniona Violet, ale nauczycielka skarciła ją tylko wzrokiem i przyjaciółka podbiegła do naszej ławki.

Amber siedziała z Julie, więc mogłam spokojnie rozmawiać z Violet.

- Stara...wpadłam jak śliwka w kompot. - szepnęłam do jej ucha. - Bo ja się chyba w nim zauroczyłam, nie mogę go wyrzucić z głowy.

- Oj dziewczyno, to cudownie! Nie wiem skąd Ci te śliwki...to dobra wiadomość. - odszepnęła Violet, wypakowując zeszyt z plecaka.

- Ah, spędziłam ostatnio u niego 4 godziny! Rozumiesz to? A minęło jak godzina...spacerowaliśmy i rozmawialiśmy, a gdy zaczęło padać poszliśmy do niego.

- Holly Calen, bo zaraz usiądziesz do Martin'a...

- Oj proszę Pani, to żaden problem. - powiedziałam, a nauczycielka ukryła uśmiech. To była chyba jedyna naucyzcielka w tej szkole, z którą można było pożartować i nie była drętwa.

- Dla mnie to problem, proszę pani. - powiedział Martin, a klasa się zaśmiała.

- Proszę o ciszę, to bardzo ważny temat. Wracając do lekcji...

Violet jednak nie była ciekawa tego ważnego tematu, bardziej ją ciekawiło co działo się poprzedniego wieczoru.

- No i pocałowaliście się? - szepnęła.

- Tak, chyba kilka razy, tak delikatnie. Ale ojeju...on jest kochany i zabawny, a powinien być chu*em, powinnam przestać z nim pisać, ale nie mam powodu...

- No i prawidłowo, a ja zaczęłam się o ciebie martwić. Miałaś napisać, dlatego zadzwoniłam.

- Wiem, przepraszam, ale kompletnie zapomniałam, tak świetnie było.

- To chyba idzie zasadą 6 -ciu spotkań:Przytulas, całus w policzek, całus w usta, siedzenie na kolanach, całus z językiem, a potem trzymanie się za ręce.

- Chyba trochę pomieszałaś, trzymanie za ręce ostatnie? A ja siedzenie na kolanach zaliczyłam szybciej...

- Mam nadzieję, że tak szybko nie zaliczy on Ciebie - zaśmiała się Violet.

- Wariatka...

* * *

Amber

Wraz z Eric'iem siedzieliśmy w jego pokoju. Zastanawiałam się, czy poruszać temat Nicole. Ostatnio często do niego dzwoniła, na szczęście Eric ją zbywa za każdym razem.

Przez cały dzień prawie wcale nie odpisywałam mojemu chłopakowi. Nie dziwiłam się więc, że jest jakiś zmartwiony.

- No więc, jak minął Ci dzień w szkole? - zapytał po dłuższej ciszy.

- Dobrze, nikt do mnie nie dzwoni i jest super. - powiedziałam, trochę zbyt ujawniając powód mojego focha.

- Oh Ambi, wiem o co Ci chodzi, ale uwierz, że teraz ona nie zadzwoni. Ostatnio jej wytknąłem to i więcej nie będzie tyle wydzwaniać. - odparł Eric, przysuwając się do mnie, żeby mnie przytulić. Widząc moją poważną minę, nie zrobił tego. - Wiem, może pomogą Cii...łaskotki! - zawołał i zaczął mnie łaskotać, czego okropnie nie nawidzę.

-Nie, Eric, nie! Zostaw, proszę, skarbie! - zaczęłam się rzucać na wszystkie strony, nie mogąc przestać się śmiać.

- No dobrze, ale humorek ma wrócić na swoje miejsce. - powiedział, poprawiając w teatralny sposób swoje okulary.

- To spraw, żeby wrócił, tylko nie łaskotaniem. - ostrzegłam, czekając aż chłopak się wykaże.

- Niech będzie, spróbuję. - odparł i powoli położył swoją rękę za moim karku, pocałował mnie i położył mnie na łóżku. Drugą ręką gładził moje ramię, nie przestając mnie całować. - Tak ładnie pachniesz. - szepnął mi do ucha, a mnie przeszły ciarki. Ucałował mnie w czoło, a potem w czubek nosa. Był mistrzem w tym co robił, choć nie wyglądał na wielkiego podrywacza. Byłam ciekawa ile dziewczyn udało mu się w ten sposób przeprosić.

- No trochę podziałało. - powiedziałam odrobinę onieśmielona, co wywołało u niego śmiech.

- Tak myślałem. - odparł i odgarnął włosy z mojej twarzy. Przy nim czułam się mała, ale dobrze zaopiekowana. Nie sądziłam, że on wywróci mój świat. A jeszcze tak niedawno chciałam rzucać wszystko i być z Maxon'em.

- Lubisz to, gdy jestem zezłoszczona, bo potem możesz zrobić to co przed chwilą. - odparłam, gładząc jego tors.

- No przyznaję się do winy. Ale Ty chyba też to lubisz, co? - zapytał, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo po chwili zadzwonił telefon. No i czar prysł, Eric widział mój obojętny uśmiech, sam był trochę zaskoczony.

Sięgnął ręką do biurka i ściągnął z niego dzwoniący telefon.

- Spokojnie, to nie Nicole. - odparł wyraźnie ucieszony. Ze mnie też spadł stres, że to nie jest znowu ta dziewczyna. - Hej, Angel.

No na litość Boską...ile dziewczyn jeszcze zamierza do niego wydzwaniać?
Nie mogłam pokazać, że jestem aż taka zazdrosna. Może to jego stara koleżanka albo siostra.

Ale taki on, kujon, siedzący z nosem w książkach, nie może mieć aż tylu adoratorek. Przynajmniej nie wtedy, gdy ma dziewczynę.

-...odezwę się potem, narazie jestem zajęty, pa. - powiedział Eric i rozłączył się. - Na czym to my skończyliśmy?

Amber, tylko spokojnie.

- A nie pamiętam...a kto to był? - zapytałam z delikatnym uśmiechem.

- A to tylko Angel, chodzimy razem na geografię. Pytała o jakieś arkusze, nic ważnego. - uśmiechnął się Eric, ale mnie nie było do śmiechu. Nie mogłam znowu pokazać, jak mi zależy na nim. Musiałam rozpocząć plan o kryptonimie "dystans". Nie mogę robić mu cały czas wyrzutów o tą Nicole.

- A rozumiem, to fajnie.

- Może miałabyś ochotę obejrzeć jakiś film? - zapytał i ucałował mnie w policzek.

- Tak, z chęcią.

* * *

Holly

Brunet z niezwykłymi brązowymi oczami szedł w moją stronę, uśmiechając się delikatnie. Gdy byliśmy w miarę blisko siebie, wyciągnął ręce, aby mnie przytulić. Schowałam się w jego ramionach, nie zważając na czas. Miał bardzo męskie perfumy, które łączyły się z zapachem, który był tylko jego.

- Witaj, pysiu. - powiedział.

- Witaj pysio, jak dzionek? Bo mój rewelacja.

Richie zaśmiał się, spoglądając na mnie.
- Oj to mów, co się działo.

- Najpierw było zabawnie, Martin poprawiał dzisiaj wszystkim humory, mieliśmy luźne lekcje, a on wygłupiał się jak nigdy. Potem pani Winson uderzyła się w szafkę i rozbrzmiał taki pusty huk. Nie mogłam powstymać się ze śmiechu. Prawie dostałam uwagę. - roześmiałam się na wspomnienie.

- Jeju to pewnie było jej przykro, ale raczej też nie mógłbym być poważny. A Martin nie dostał uwagi?

- Nie, ale też dostał ostrzeżenie. A potem postanowiłam powiedzieć dziewczynom o takim moim przyjacielu, Richard'zie. - powiedziałam, a Richie złapał za klamkę do bloku i wpuścił mnie pierwszą.

- Oh serio? I jak zareagowały na to, że jestem stary? - uśmiechnął się Richie, ale gdy zobaczył mój gniewny wzrok, podniósł ręce w akcie poddania się. - Dobrze, już dobrze. Jak zareagowały na to, że jestem w podeszłym wieku?

- Zaraz zarobisz kuksańca...

- O taka mała, a już chce bić! - odezwał się brunet i otworzył przede mną drzwi do jego mieszkania. - Zapraszam.

- Dziękuję. Wracając...były dość zszokowane, ale łagodnie to przyjęły, więc cieszę się, że nie było afery. - powiedziałam, zdejmując buty i układając je równo w korytarzu.

- Oo a to ciekawostka...myślałem, że zostanę zlinczowany. Może już do mnie napisały, żebym zostawił Cię w spokoju. - zaśmiał się Richie, ale to chyba nie był żart.

- Przestań, one po prostu się martwią. Jesteś pierwszym takim znajomym dużo starszy ode mnie. A ja też nie mam do końca pewności, czy nie wrzucisz mnie do piwnicy.

- O, dzięki za pomysł. - rzucił Richie. - Oj wiesz, że żartuję, pysiu. Ale daję Ci czas, żebyś zobaczyła, że nie jestem taki zły jak Ci się wydaje.

- Bardzo to doceniam. A jak Twój dzień?

Richie poszedł do kuchni, która była połączona z salonem, więc siedząc na kanapie mogłam patrzeć co robi.

- Jeśli chodzi o pracę to nudno, nie wiedziałem, jak umilić sobie ten wolny czas, ale Ty napisałaś i było lepiej. Robię Ci herbatkę, słodzisz? - zapytał.

- Tak, ale ja nie piję herbaty u nieznajomych.

- Daj spokój, już mnie znasz z...miesiąc? Popatrz, że sypię to samo i sobie i Tobie. - powiedział i pokazał, jak sypie ziółka do obu przeźroczystych szklanek. - A teraz woda z czajnika, ta sama co i dla mnie. - wziął czajnik i zalał obie herbaty. - A tu cukier, ten sam i dla mnie.

- Nie wiedziałam, że siebie też chcesz otruć. - powiedziałam, gdy przyniósł obie szklanki i postawił na stoliku przed nami.

- Oczywiście, że chcę. - powiedział, niewzruszony na moje komentarze. - Proszę, możesz wybrać którą chcesz.

- Poproszę tą. - pokazałam na szklankę po swojej lewej, po czym on wziął tą po prawej. Oboje upiliśmy łyk gorącego napoju. Jak narazie nie czułam senności. - Dobra, pomarańczowa.

- Taak, polowałem na nią, to jedna z moich ulubionych. - powiedział i znów upił łyka. Spojrzałam na jego ramiona, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Wyglądały na całkiem umięśnione.

- Pokażesz bicka? - zapytałam prosto z mostu, uśmiechając się szeroko.

- Tego bydlaka? Oj nie, on wstydliwy. - powiedział, a ja sję roześmiałam.

- No weź, pokaż. - poprosiłam, więc chłopak odłożył herbatę i napiął mięśnie w lewym ramieniu. Nie spodziewałam się, że będzie takich wielkości: jakkolwiek to brzmi.

- Wow, pozwól, że dotknę. - rzuciłam i ścisnęłam jego ramię. - O jeju, jakie twarde mięśnie! Nie wiedziałam, że tyle tam się kryje.

Richie zaśmiał się na moje słowa, a ja razem z nim. To faktycznie była zabawna wymiana zdań.

- Ee tam, to niechcący mi się zrobiło. Nie pompowałem ich. Trochę tylko pracuję czasem z tatą i to od ciężkiej pracy rączkami.

- O, no to masz dobre geny i predyspozycje do ćwiczeń. - powiedziałam.

- No trochę mam, a Ty pokaż bicka. - powiedział i wskazał na moją rękę.

- Richie, przecież ja tam nic nie mam.

- No widzę, że taka chuda, marna rączka, ale może coś uda Ci się wykrzesać. - powiedział, patrząc mi w oczy.

Mogłam spróbować, bo wiedziałam, że to będzie śmieszny widok. Podciągnęłam rękaw bluzki i z całej siły napięłam moje marne mięśnie. Tak jak się spodziewałam, niewiele tam się poruszyło.

Roześmiałam się wraz z Richie'm.

- Jaka mała słodka rączka. - powiedział brunet, tykając palcem moje nabite ramię. - Dziewczęca łapka.

- Chociaż tyle. - zaśmiałam się.

Spotkanie szło bardzo dobrym torem, przez chwilę nawet zapomniałam o tym, co miałam powiedzieć brunetowi. Cały czas mnie rozśmieszał i opowiadał zabawne anegdotki.

- Chyba będę już uciekać, mam jeszcze matmę do odrobienia. - powiedziałam, łapiąc się za brzuch. - Naprawdę się naśmiałam, mięśnie mojego brzuszka mają kolejne mięśnie.

Richie zaśmiał się, macając się po swoim brzuchu.
- Mój chyba też, choć to prawie nie możliwe, żeby mieć mięśnie na moim brzuszku.

Poszłam ubrać buty i już sięgałam po bluzę, ale w drodze stanął Richard.
- Może dasz się podwieźć? Jest ciemno, chciałbym, żebyś była bezpieczna.

- Chyba podziękuję, poza tym nie pierwszy raz wracam nocą.

- To pozwól, że Cię odprowadzę. - powiedział, stojąc trochę zbyt blisko mnie, aż poczułam przyjemny dreszcz.

Holly, uspokój się, nie całuj go kolejny raz...

- Na to mogę zezwolić.

Zaczynałam się denerwować, Richie chyba też. Oboje wiedzieliśmy, że zapomniałam powiedzieć o tej "tajemnicy". On też miał jakąś, miałam nadzieję, że sam zacznie temat.

- A wiesz, znowu zaczynam chodzić na zajęcia taneczne. Miałam dwu miesięczną przerwę, czas wrócić. - powiedziałam, żeby rozmyć niekomfortowy i nerwowy klimat.

- Oo to super, i kręcisz tam pupką? - zapytał, a ja zachichotałam.

- No między innymi. Może bicka uda mi się naprawić. - spojrzałam na drogę: było blisko mojego domu, a Richie zawsze odprowadzał mnie do znaku "stop". Tak się przyjęło i tak zostało. - Może już pójdziesz, bezpiecznie trafię.

- No dobrze, ale zanim pójdę...wyjaśnisz mi tą rzecz, o której nie chciałaś powiedzieć? Bo trochę mam mętlik w głowie. - powiedział trochę zawstydzony. Staliśmy na przeciwko siebie, mogliśmy więc obserwować nasze emocje, wymalowane na twarzy. Domyślałam się, że oboje byliśmy skrępowani, lecz ja starałam przykryć to uśmiechem.

- Powiem, gdy Ty powiesz to o czym pisałeś.

- Ja coś takiego pisałem?? Nie przypominam sobie.

- No ej, wiem, że coś jest. A skoro jestem ważna, to powinnam wiedzieć.

Richie spuścił wzrok, rękę włożył do kieszeni i znów spojrzał na mnie.

- Pewnie się domyślasz o co chodzi. - odparł.

Oj tak, domyślałam się.

- No właśnie nie bardzo. Powiesz o co chodzi? Ja powiem, ale pierwszy Ty.

- Oj no bo...- zaczął szybko Richie. Serce waliło mi jak nigdy, przez chwilę miałam wątpliwość, że to może chodzić o to samo, co i mnie. - ...bo po prostu....zakochałem się w Tobie.

Poczułam przyjemne uczucie w środku, jakby szczęście rozlało mi się po sercu. Oczy Richie'iego zaświeciły.
Nie umiałam powstrzymać uśmiechu, cały czas był na mojej twarzy.

Przytuliłam się do niego, a on uścisnął mnie mocno.

- Ja w Tobie też. - powiedziałam, nie odrywając się od jego klatki. Byłam taka szczęśliwa.

Oderwałam się od niego, żeby spojrzeć na jego buzię i upewnić się, że to mi się nie śni.

- Mógłbyś powtórzyć, to co powiedziałeś? - zapytałam nieśmiało. Jego osoba tak mnie krępowała.

- Ale co? To, że Ciebie kocham? - odparł z uśmiechem, a ja znów przytuliłam się do niego. Tak bardzo pragnęłam spędzić z nim jeszcze kilka chwil. Widziałam, że też jest rozanielony tym, że odwzajemniam jego uczucia. - I co to teraz będzie?

- Nie wiem, ale wiem, że coś pięknego. - odparłam z uśmiechem, na co on też się uśmiechnął. Ciężko było się od niego odkleić. Ale wiedziałam, że niebawem się zobaczymy znów.

* * *

Gdy wróciłam do domu, rzuciałam się na łóżko i krzyknęłam w poduszkę. Mój crush mnie kocha. Richard mnie kocha. Ja kocham go.

To nie możliwe...

Violet: Żyjesz?

Holly: On powiedział, że mnie kocha!

Violet: Serio?? Ojezu... Holly ma chłopaka! Holly ma chłopaka!

Holly: Nie, nie jesteśmy jeszcze razem, on nie zapytał mnie o to...

Violet: Na moje obliczenia to będzie jutro

Holly: No nie wiem, zobaczymy. Tak jestem szczęśliwa...można być aż tak?

Violet: No najwyraźniej można :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro