Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

95

Holly:

Co jakiś czas pisałam z Violet o Richie'm. Narazie wiedziała tylko ona.

- A jakbyś go spotkała na mieście to byś go poznała? - zapytała Violet, gdy siedziałyśmy w parku i jadłyśmy żelki.

- Hm nie wiem, chyba nie...bo widziałam tylko jego buzię, a nie wiem jakiej jest postury i tak dalej. - odparłam i sięgnęła po żelka.

- No w sumie racja. Ciekawe czy ja bym poznała Ross'a? Pewnie tak, bo rozmawiamy dużo na kamerkach. - powiedziała Violet.

Obie myślałyśmy o naszych znajomych. A tak przynajmniej się domyślam, że Violet też czesto o nim myślała.

Richard potrafił mnie zaciekawić, nigdy nie spodziewałam się, co może mi odpisać. To było fajne uczucie.

Nie ukrywam, że czasem myślałam o tym czy on mnie jakoś okłamuje, może tak naprawdę był jakimś zbokiem, podobnym do David'a. Ale gdy nadchodziły takie myśli, twierdziłam, że pisze za fajnke jak na zboka.

- Piszemy dopiero ze 2 tygodnie, ale nasza znajomość jest taka...intensywna. Bo widzę, że nie jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi, to jest już taki etap...kurcze nie wiem jaki, ale mi się podoba. - zaśmiałam się, a Violet pokiwała głową.

- No bo dobrze się dogadujecie i piszecie o wszystkim swobodnie. - rzekła, a ja się z tym zgodziłam. Nie musiałam ukrywać przy nim jaka jestem. Pamiętam, że dopiero po zerwaniu z Matthew zobaczyłam jak bardzo udawałam kogoś innego przy nim, że mną manipulował.

- Chciałabym już powiedzieć o nim Amber. Ale jeszcze trochę poczekam. - odparłam i nagle przyszła wiadomość:

Richie:
Hej pysiu, wybacz, że się nie odzywałem, ale zasnąłem na kanapie...jakiś ciężki dzień był dzisiaj w pracy :/

Holly:
Nie ma sprawy, a dobrze się spało?

Richie:
Taak, śniłaś mi się Ty w cukierkowej sukieneczce, więc mam dobry humorek 😍

Holly:
Hahaha ta, jasne, nie oszukuj..

Richie:
Oj no okej...ale tak sobie wyobraziłem Ciebie hah a Ty jak spędzasz czas?

Holly:
Jestem właśnie z Violet w parku

Richie:
Aa to ta, która wie o mnie. I jak reaguje?

Holly:
Uważa, że musimy się spotkać. To w sumie fajny pomysł, ale to za jakiś czas, pysio

Richie:
Oj...no ja shy jestem to nie wiem jak by to wypaliło, ale jestem bardzo chętny na spotkanie z pysią 😇

-  Musisz się z nim spotkać - wyrwała mnie z pisania Violet, jakby czytała mi w myślach. Chciałam tego, naprawdę, ale wydawało mi się, że może to za wcześnie. Musimy się jeszcze troszkę poznać, ale nie mogłam się doczekać kiedy zobaczylibyśmy się na żywo.

- Wiem, ale jeszcze poczekam, nie będę taka łatwa - zaśmiałam się i stwierdziłyśmy, że pospacerujemy, choć tego dnia wiał jakiś chłodny wiatr.

- Kurcze, jutro impreza u Madison! A ja nadal nie mam stroju...- pisnęła Violet, gdy zeszłyśmy na chodnik.

- No ja też, ale postaram się coś tam wymyśleć...

Amber:

Wszystko będzie super, nie jesteś zestresowana...przecież go nie znasz...

Chodziłam w te i we w te pokoju i mówiłam sama do siebie, żeby jakoś się mniej przejmować tym spotkaniem. Max nie wydawał się osobą, przy której musiałabym udawać kogoś innego, ale ja zawsze stresowałam się przed takimi wyjściami.

Max'a cechowało to, że miał blond włosy, trochę dłuższe, sięgające do ucha. I kolczyk w uchu - tak, z tym mi się kojarzył. Wyglądał na miłego i wesołego chłopaka. Dawał mi vibe lat 90, może nawet serialu "Beverly Hills 902010".

Gdy wybiła godzina, o której postanowiłam wyjść, zabrałam torebkę i ubrałam ciemno zielone trampki. Mieliśmy spotkać się na molo, bo tutaj oboje mieliśmy najbliżej. Myślałam, że będę wcześnie i będę musiała na niego czekać, jednak on już tam stał. Czyli punktualny.

Podeszłam bliżej i poklepała go po plecach, a gdy się odwrócił uśmiechnął się. W ręku trzymał dwa papierowe kubki.

- O hejka, proszę, wziąłem nam piwko z sokiem. - powiedział i dał mi do rąk jeden z kubków, który niepewnie przyjęłam. - Spokojnie, nie zatrułem, możesz sobie wybrać kubek. - dodał, bo chyba zauważył moją krzywą minę.

- Nie o to chodzi, ja raczej nie pijam piwa. - odpowiedziałam i chciałam oddać mu kubek spowrotem, jednak on nalegał.

- Ale to jest dobre! Spróbuj chociaż, jak nie, to oddam mi. No dalej Amber - znów uśmiechnął się, a ja wzięłam powoli łyka napoju. Wbrew swoim wcześniejszym przekonaniom, posmakował mi ten trunek. Nie było czuć piwa, ale picie było delikatnie gorzkie, zapewne dzięki niemu.

- Ej no rzeczywiście nie takie złe. - zaśmiałam się, a chłopak od razu się wyprostował dumnie. - Dziękuję.

- A nie ma sprawy, więc opowiedz coś o sobie. Trochę popisaliśmy, ale nie wiem na przykład tego czy lubisz jeździć ba desce - rzekł chłopak i zaczęliśmy podążać wzdłuż molo.

- Nie bardzo. Połamałabym się na niej, ale fajnie na kogoś patrzeć. Ja bardziej wolę rolki, ale ostatnio rzadko jeżdżę. - odparłam i wzięłam kolejny łyk piwa z sokiem.

- O no to i tak dobrze. Sport to zdrowie, a na dodatek człowiek może być wtedy wolny. Ja lubię deskę na lądzie i w wodzie. - mówił Max, co mnie całkiem ciekawiło, bo nie znałam jeszcze nikogo kto potrafi surfować. - Mój brat mi mówi, że to strata czasu, ale ja i tak robię swoje. Moja pasja zaczęła się jakieś 2 lata temu, podłapałem od koleżanki. Moi koledzy nie są zbyt sportowi, ale za to nieźle się z nimi bawi na imprezach. Ja za to....

Oh to będzie długie spotkanie...

Max chyba chciał mnie zanudzić na śmierć. Na początku było całkiem ciekawie, ale z czasem gdy tak opowiadał i opowiadał, zaczęłam się nudzić. Powstrzymywałam się od ziewania. Czasem sprawdzałam czas, żeby zobaczyć ile już on gada. Bił rekordy, uwierzcie.

-....ten kot nie miał jakiegoś udaru, ale chodził na dwóch tylnich łapach i padało mu na wzrok. Z czasem trzeba było go uspać. - mówił Max. - A ty? Masz jakieś zwierzaki teraz?

- Mam kota i psa, którzy są moimi przyjaciółmi. - zaśmiałam się, choć to była prawda, bo bardzo kochałam te cudaki.

- Oo to super. Ja miałem jeszcze chomika, ale właśnie tamten kot mi go zjadł. Ale z dwojga złego, trzeba szukać pozytywów. Przynajmniej nie musiałem czyścić mu klatki i karmić kota. - nadal mówił Max i chyba miał nadzieję, że się zaśmieję. Wydałam z siebie tylko jakiś dźwięk, który trochę przypominał śmiech.

- No to fajnie...

- A Ty wybierasz się na imprę do Nicol? - zapytał i wypił może z pół kubka piwa. No nie dziwiłam się, tyle gadać to mogło mu zaschnąć w gardle.

‐ Raczej tak, to już jutro, więc muszę przygotować przebranie. A ty wiesz za co się przebierzesz?

- Myślałem, żeby przebrać się za shreka, wiesz, jakoś zabawnie, w końcu w życiu musi być fun. - zaśmiał się i znów napił się piwa. - O a czy już mówiłem o kapeli? Pewnie nie, jestem dość nieśmiały i mogłem zapomnieć. No więc zaczęło się od tego, że w wieku 3 lat zawołałem "mamooo" falsetem i...

Amber, musisz być twarda...

Viki:

Ostatnio czas spędzamy w ten sposób, że analizujemy to, jak załatwić tego cholernego Maxon'a. W sumie to była całkiem przyjemna rozrywka, odmiana od codzienności. Siedzieliśmy w samochodzie Michael'a i zajadaliśmy McDonalda. To jest po prostu złoto ukryte w jedzeniu. Trochę się obawiałam, że się ubrudzę lub co gorsza ubrudzę mu samochód i będzie wstyd.

- Smakuje Ci? Chcesz jeszcze coś zamówić? - pytał Mike z troską wymalowaną na twarzy.

- To mak, on zawsze smakuje. I już jestem najedzona. Dziękuję - odparłam, wpychając w siebie ostatnie frytki. Chłopak pokiwał głową i wziąć soczystego gryza burgera.

- Zamierzasz zaraz iść na policję? Czy wolisz jeszcze z tym pozwlekać? Nie wiem czy to ogólnie dobry pomysł. - powiedziałam i wytarłam chusteczką kąciki ust.

- Skarb, myślę, że teraz jest dobry moment, bo jestem pewny, że tam dzisiaj są. A nawet jeśli nie, to zostawili na pewno wszystko na miejscu. - wyjaśnił Mike, a ja pokiwałam głową i zaczęłam myśleć o pozytywach tego pomysłu. Tak naprawdę to nie wiedziałam, czy mój wymyślony plan dobrze się sprawdzi. Możecie sobie pomyśleć, że naczytałam się książek wyidealizujących takie sytuacje. I tak w sumie było. Dlatego mój plan miał wiele wad.

Pojechaliśmy na policję i zaczęliśmy szukać jednego z policjantów, który był znajomym ojca Michael'a. Doskonale znał mojego chłopaka, więc wiedzieliśmy, że on nie zignoruje naszego wezwania.

- Cześć, Mike. W jakiej to sprawie do mnie przychodzisz? - powiedział porucznik Mr. Jonson, gdy zaprosił nas do swojego gabinetu.

- Dzień dobry, przyszedłem do Ciebie, bo wiem, że co nie co zachowasz dla siebie. Chcieliśmy zgłosić mafię narkotykową. Znamy adres miejsca, z którego wszystkim dowodzą, mają tam złoża twardych narkotyków. Ich dowódcą jest Maxon Kings. - wytłumaczył Mike, a ja patrzyłam na reakcję policjanta. Pił kawę i o prawie się zakrztusił.

- Ten Kings? Ten z tej firmy czegoś tam? Napewno nie pomyliłeś nazwiska, Vinwood?? Przecież ten dzieciak ma wiele osiągnięć w sporcie i w firmie ojca. Skąd wiesz, że coś mają? - zapytał Mr. Jonson, próbując wydobyć od chłopaka więcej szczegółów. W sumie nie dziwię mu się, że nie uwierzył. Maxon wszędzie robi z siebie złotego chłopaka, jego oceny i osiągnięcia w sporcie tego dowodzą.

- Bo my śledziliśmy go... i w ten sposób znaleźliśmy się na tej działce. Nigdy bym nie przypuszczał, że w takim miejscu może ukrywać się taka afera. Podam ci adres i sam przekonasz się, że tam jest to, o czym mówię. - Mike był nie do złamania, trzymał mocno przy swoim.

- Możemy to sprawdzić, Mike, ale robię to tylko ze względu na to, że znam Cię od dzieciaka. - oznajmił mężczyzna. - Jeśli to będzie prawda, mamy niezły materiał do zbadania. No więc...gdzie to jest?

*       *       *
Następny dzień - 15.00

Mike chciał, abyśmy pojechali tam razem z Mr. Jonson'em i jego posiłkami. Chyba chciał zobaczyć, jak łapią Maxon'a i jak cały ten burdel się kończy wraz z jego niewolnictwem.

Byliśmy zdenerwowani, Mike ściskał mnie za rękę. Niedługo miały zakończyć się wszystkie jego problemy. Czekał na to tak długo...

Wreszcie dojechaliśmy, a za nami jechało jeszcze kilka radiowozów. Gdy wyszliśmy z samochodu, nie chcieliśmy  narazie dalej iść. Zostawiliśmy to im, którzy wiedzieli co mają robić.

Na posesję weszło z dziesięciu policjantów, mierząc bronią we wszystko.

Zauważyłam od razu coś, co mnie zmartwiło.
- Mike, psy zniknęły. - pokazałam palcem na plac, w którym wcześniej stały budy. Teraz nawet i ich nie było. Mike spojrzał poważnie to na plac to na mnie. Ale czekaliśmy na wtargnięcie do budynku.

- Myślisz, że Maxon może tam być? - zapytałam.

- Nie wiem, kotek. Mam nadzieję, że tak, bo to by oznaczało, że twój plan zadziałał. - powiedział Mike i pocałował mnie w głowę. Czekaliśmy jakieś 20 minut. Po chwili wyszedł z budynku Mr. Jonson.

- Michael! Chodźcie tu! - krzyknął, a my od razu pobiegliśmy do budynku.

Okazało się, że w środku...nic nie ma. Dosłownie nic. Wszystko zostało wyczyszczone.

- Ale przecież...jeszcze niedawno tutaj wszystko było. Przed wejściem były psy, a tutaj było całe centrum dowodzenia Kings'a. Musieli wszystko zabrać! - wołał Mike i zaczał wbiegać do każdego pomieszczenia, których było naprawdę wiele, w poszukiwaniu chociaż jednego znaku, że tutaj byli.

- Vinwood, wszystko obszukaliśmy, nic nie ma. Wiem, że chciałeś dobrze, ale Maxon Kings jest nie winny. - powiedział Pan Jonson.

- Jeszcze raz ich znajdziemy i wtedy na pewno... - zaczął mówić Mike, lecz policjant mu przerwał.

- Nie, Mike. Nie mamy czasu jeździć i sprawdzać takich rzeczy. Przykro mi, Mike. - odparł i poszedł do radiowozu.

Chłopak złapał się na głowę i zaczął przechadzać się po pustym pomieszczeniu.

- Mike, ja... - nie dokończyłam, bo chłopak z wielką siłą nabuzowaną gniewiem, uderzył pięścią w ścianę i oparł o nią głowę. Nic nie mówiłam, a tylko podeszłam do chłopaka i go przytuliłam, a on odwrócił się w moją stronę i uścisnął mnie.

Wiedziałam, że jest mu ciężko teraz. Z jednej strony to była moja wina, ale z drugiej to nie mieliśmy pojęcia, że ich tu nie będzie.

- Skąd wiedzieli, że przyjedziemy? - zapytał Mike, ale ja nie znałam odpowiedzi. Chwilę staliśmy tak przytuleni i poszliśmy do radiowozu.

Amber:

Wielki dzień imprezy u super Nicol nadszedł. Byłam już wyszykowana, poprawiłam tylko usta i wyszłam. Przed domem stał samochód, bo Max uparł się, że mnie zawiezie. Nie chciałam z nim zabardzo gadać, ale stwierdziłam, że to bedzie fajne wejście, gdy będziemy już przed domem Madison.

- Siemka  super wdzianko, ale nie wiem za co jesteś przebrana, a Tobie podoba się mój strój shreka? - powiedział Max, gdy weszłam do jego samochodu.

- Jesteś naprawdę zajebistym shrekiem. - zaśmiałam się, choć naprawdę tam uważałam. Chudy i wysoki Shrek.

- Dzięki, mama malowała mi twarz na zielono. Trochę łaskotało. - zachichotał Max, a ja razem z nim. Był naprawdę pozytywnym człowiekiem, takim, który nie przejmuje się głupotami.

Gdy dojechaliśmy na imprezę, było tak jak się spodziewałam. Masa ludzi i to na dodatek tacy, których nie bardzo kojarzyłam. Wielki dom, wielki basen, wielki ogród. No cóż, niektórzy mają kota, a inni dom z filmów typu "High School Musical".


Wyszliśmy z samochodu i poczułam się nie pewnie. Wszyscy mieli super przebrania, dziewczyny wyglądały hot, a chłopcy jak bad boy'e. Chociaż było też wiele kostiumów w moim stylu, więc nie byłam aż taka sama.

- Emm...trochę się krępuję...- powiedziałam do Max'a, który nie wiadomo skąd trzymał w dłoni dwa większe kieliszki z niebieskim alkoholem.

- Niby czego? Jesteś zajebiście ubrana! - odparł chłopak - Musisz być pewna siebie, nikt nie będzie wiedział, że jest udawana. Raz się żyje, Amber.

W sumie to co powiedział było prawdą. Miałam za mało luzu w sobie w takich sytuacjach, to z jedej strony nie był mój klimat, ale z drugiej - chciałam czasem takiego życia i zabawy.

- Proszę. - powiedział Max i chciał mi dać kieliszek, na którego widok zrobiłam krzywą minę. Ale po chwili go wzięłam i szybko wypiłam, aby jak najmniej czasu spędził w moich ustach.

- Dobra, idziemy się bawić. - powiedziałam i weszliśmy w głąb tłumu.

Czułam oczy skierowane na mnie, jakby każdy przyglądał się temu, jak wyglądam. Jednak ja szłam z uniesioną głową i pewnie stawiałam kroki, choć buty nie należały do niskich.
Potem zgubiłam Max'a, który pewnie poszedł w dance z jakimiś panienkami.

Napisałam do przyjaciółek, gdzie dokładnie są, żeby je znaleźć. Kiedy byłam już prawie obok nich i ustałam obok, nie zwróciły na mnie uwagi. Nie wiedziałam w sumie co zrobić, ale stałam cicho. Nagle spojrzała na mnie Holly i na początku nie zareagowała, ale po chwili zrobiła wielkie oczy i otworzyła szeroko buzię. Klepnęła w ramię Julie i wszystkie się po chwili odwróciły.

- Emm hej, co? Przesadziłam? - powiedziałam niepewnie, mając nadzieję, że aż tak źle nie wyglądam.

- Boże Amber...nie poznałam Cię... - powiedziała Holly, oglądając mnie całą. - Wyglądasz super!

- Super to za mało powiedziane, wyglądasz tak hot...- powiedziała Julie.

- Moje przebranie seksi klauna przy twoim to piżama. - powiedziała Holly, chociaż uważałam, że wygląda naprawdę extra. Tak samo jak Julie i Violet.

Porozmawiałyśmy chwilę i zaraz dołączyli do nas Victoria z Michael'em, którzy byli przebrani za Daphne i Fred'a ze Scooby-Doo. Wyglądali taki uroczo, że nie mogłam przestać na nich patrzeć.

- Siemka, ale miacie super kostiumy! - zawołała Viki i rozejrzała się po każdej osobie.

- Wy też! - odpowiedziała Violet, a Michael od razu się wyprostował.

- To był mój pomysł. - powiedział z dumą Mike i przeczesał swoje blond włosy, na co wszyscy się zaśmialiśmy. - No co? Scooby-Doo jest mega, to moja bajka z dzieciństwa.

- Moja tak samo - odparła uśmiechnięta Viki. Patrząc na nią można było stwierdzić, że rozpromieniła się jeszcze bardziej przy tym chłopaku. Jest bardziej otwarta i widać, że zakochana. Mike patrzył na nią jak na wielki skarb.

Siedzieliśmy przy takim "barku", gdzie był obok alkohol, choć nie piliśmy dużo, kilka kolejek było. Aż byłam zdziwiona, że jakoś tragedii nie ma. Potem wzięłyśmy sobie z Holly piwo z sokiem, które podchwyciłam od Max'a.

- Zauważcie, że wiele osób jest z innych szkół, pierwszy raz je widzę. - powiedziała Julie i spojrzałam na tłum trochę wirującym wzrokiem.

- Popatrzcie tam w lewo, jak się ubrała ta laska z 2e. - powiedziała Holly - Przebrała się za paczkę frytek. Ciekawe ilu wielbicieli zgarnie. - zaśmiała się.

Było naprawdę fajnie, czułam jak alkohol płynie w moim ciele, sprawiając, że czuję rozluźnienie w każdej jego części. Ale nie byłam pijana, co to to nie.

Viki i Mike poszli tańczyć do jakiejś skocznej piosenki. Julie tańczyła z Rafael'em, a Violet siedziała na kanapie upita z jakimś chłopakiem, przebranym za John'ego Bravo.

Zostałam tylko ja z Holly i w sumie to dobrze się bawiłyśmy. Śmiałyśmy się ze wszystkiego, jak to my mamy w zwyczaju.

- Jakbyś teraz miała chłopaka to byś tańczyła z nim i mnie zostawiła byś. - powiedziałam głośno, trochę przekrzykując muzykę.

- No coś ty, niee! Nie zostawiłabym cię.. - krzyknęła Holly - No chyba, że byłby to Martin, wtedy byś została sama.

- Aha - prychnęłam, a przyjaciółka zaczęła się śmiać. - A w ogóle gdzie jest Martin?

- Nie wiem. Pytanie gdzie jest Eric - powiedziała dziewczyna i wypiła jeszcze jednego kieliszka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro