91
Holly:
Od samego rana siedział mi w głowie Richie i nasze nocne chwile szczerości. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, które były dla nas ważne. To chyba nas trochę zbliżyło, choć nikt tego nie planował.
Siedziałam z zeszytem od angielskiego i starałam się uczyć, ale wszystko dookoła było sto razy bardziej ciekawsze. Amber miała się spoźnić, więc w sumie to czekałam na nią. Ale po chwili dosiadła się Violet i również otworzyła zeszyt z angielskiego.
- Hejka, gdzie zgubiłaś Amber? - powiedziała z delikatnym uśmiechem.
- Siemka, ona się spoźni, miała coś załatwić u lekarza chyba. - powiedziałam, a ona pokiwała głową na znak, że rozumie. Nigdy jakoś bardzo się nie kumplowałyśmy. Violet była zazwyczaj cicha i ułożona, mało rozmawiała z nami, to Vivian była jej najbliższą przyjaciółką. - A mam pytanie, bo ty prawie się spiknęłaś z Ross'em..tym twoim przyjacielem z Canady.
- Noo tak, ale nie do końca jesteśmy razem. A czemu o to pytasz? - dziewczyna zamknęła zeszyt i zmarszczyła brwi.
- Bo też piszę z dużo starszym chłopakiem i nikt o tym nie wie. A ja zaczynam go lubić i wiem, że twój Ross też jest starszy. Dziewczyny były do niego sceptycznie nastawione, a jest młodszy od tego, z którym ja piszę. - powiedziałam, przygryzając wargę, nie wiedziałam jak zareaguje. Jej mogłam to powiedzieć, bo nie byłyśmy mocno zżyte i była w podobnej sytuacji do mojej teraz. Julie, Vivian i Amber nie były dobrze nastawiona na ich znajomość, bo właśnie był starszy. Ma 22 lata, a Richie 24...jestem w gorszej sytuacji.
Violet nie była jakoś wielce zaskoczona, szczerze to chyba miała nawet minę mówiącą "czym ty się przejmujesz kobieto?". Ale ja się przejmowałam. Nigdy nie miałam znajomych dużo starszych od siebie. Dziwnie tak pisać z kimś, kto jest tyle starszy.
- No to fajnie, nie masz się czego przecież bać. Chyba że jest jakimś ochydnym zgredem lub pedofilem. To wtedy lepiej w to nie brnij. - zaśmiała się Violet i machnęła obojętnie ręką.
- Niee, właśnie fajnie się nam pisze, nie czuję, że jest zboczeńcem. - również się zaśmiałam. - Ale chciałabym powiedzieć Amber o tym, zawsze o wszystkim sobie mówimy. Lecz czuję, że będzie mi prawić kazania.
- To nie mów narazie nic. Gdy będziecie już kręcić razem to wtedy im powiesz. - zaproponowała Violet, na co ja zrobiłam duże oczy.
- Coś ty! Nie będę z nim chodzić, tylko piszemy i właśnie dlatego jest fajnie, nie chcę, żeby ktoś mi mieszał, że nie powinnam się z nim zadawać. - wyjaśniłam.
- A no rozumiem. One nie piszą z nikim starszym, więc nie wiedzą jak to jest. Nie każdy musi być zboczeńcem. A on skąd jest? - zapytała Violet. Pewnie też była ciekawa kim on jest. W sumie to go nie znam.
- Z San Diego. Wiem, wiem, z daleka. Przyjechał tutaj, bo dostał dobrze płatną pracę. Ale jakby się tak zastanowić to jest prawie nieznany. Nie ma nikogo znanego na FB. - powiedziałam i zamknęłam zeszyt. Kto tam w szkole średniej się uczy? Chyba tylko Amber.
- To rzeczywiście światowy człowiek - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam. - Pogadamy o tym później, bo idzie Amber i Julie. - dodała, podążając wzrokiem za naszymi przyjaciółkami.
- Siemka! - zawołała Julie, skacząc jak małe dziecko. - O czym tak zawzięcie rozmawiałyście?
- Em...o kartkówce z angielskiego. Nic a nic nie umiemy. Chyba już umówię się z babką na poprawę jej. - wymyśliłam coś na spontanie. Narazie Richie będzie tajemnicą.
Julie zaczęła rozmowę z Violet, a Amber dosiadła się do mnie.
- Holly, mam wielki problem - szepnęła brunetka, która była jakaś rozkojarzona. - Muszę znaleźć jakiegoś kmiota, który chciałby ze mną pisać, najlepiej z tej szkoły. Może być obojetnie jaki, oby nie był chamem jak Maxon.
Spojrzałam na nią zadowolona, że wreszcie chce wziąć sprawy sercowe w swoje ręce. Musiałam jej znaleźć jakiegoś kawalera.
- No i extra podejście! Wreszcie zgadzasz się nq moje wskazówki! Dobrze, to popatrzmy na następnej przerwie na chłopców na korytarzu. - odparłam i po chwili zadzwonił dzwonek.
* * *
Amber:
Zaczęłam rysować palcem szlaczki na kolanie. To było nudne, nikogo nie mogłyśmy znaleźć. Albo kogoś znałam za bardzo, żeby z nim pisać albo wyglądali jak patusy.
- O! A ten? - zapytała Holly, pokazyjąc dyskretnie palcem na jakiegoś blondyna na dziedzińcu szkoły.
- Nie, ten nie, wygląda jak mój wujek...- odpowiedziałam. Byłam jeszcze bardziej zniechęcona do tego pomysłu, bo nie dawał oczekiwanych efektów.
- Jeju, nikogo nie znajdziemy, to był głupi pomysł, wszyscy nie pasują. - powiedziałam, nadal kreśląc szlaczki na spodniach. Holly jednak była wytrwała i szukała innych kandydatów dla mnie.
- Nie wiedziałam, że aż tak się na to uprzesz, żeby dopiec Eric'owi. On chłopak nie winny jest. - odparła Holly i rozglądała się za innymi chłopakami.
- No już powiedziałam A, to teraz muszę i B. Niech sobie nie myśli, że jestem jakaś gorsza. - powiedziałam i spojrzałam na dziewczynę, a po chwili na kogoś, kto stał kilka metrów za nią. Nie znałam go, ale był całkiem spoko z wyglądu. No nie to samo co na przykład Maxon, ale obrzydliwy też nie był. - Ej, a teraz spójrz dyskretnie na siebie na tego chłopaka z czerwonym plecakiem. Wybieram jego.
Holly jednak energicznie odwróciła się za siebie w poszukiwaniu chłopaka, o którym powiedziałam. Ona chyba nie wie co to znaczy "dyskretnie".
Złapałam się za głowę. Nie chciałam, żeby tamten blondyn zwrócił na nas uwagę.
- Max Davies? - zdziwiła się blondynka.
- Nie wiem, nie znam go. - wzruszyłam ramionami, a Holly tylko zrobiła krzywą minę.
- No nie jest zły, z tego co wiem jest całkiem spoczko, ale nie wiedziałam, że go nie znasz. Ale super, bo wreszcie kogoś wybrałaś.
Holly znów odwróciła się, by przyjrzeć temu Maxowi. Stylówkę miał typowo z lat 90, fryzurę też, ale jego uroda była dość przeciętna. Jednak coś mi się w nim podobało.
- No jakby tak się przyjrzeć to całkiem dobra dupeczka. - odezwała się Holly i obie się zaśmiałyśmy. - Teraz wpisz go sobie w fb i napisz do niego. Max jest takim typem co odpisuje każdemu.
Tak jak kazała mi przyjaciółka, tak też zrobiłam, choć nie byłam pewna w co ja się pakuję. Ale stwierdziłam, że chociaż raz w życiu będę odrobinkę szalona i odważna.
Dodałam go do znajomych. Nie zamierzałam teraz pisać, bo mógłby mnie jeszcze wyczaić.
- A teraz chodź zmykamy do szkoły. - powiedziała Holly i weszła do środka, że tak to ujmę "na wstecznym". - A ja mówiłam Ci o tej dziewczynie, która...- zaczęła mówić jednak zanim ją zdążyłam ostrzec, zderzyła się plecami z klatą Matthew.
Odwróciła się spłoszona i gdy zobaczyła swojego ex, od razu zmarszczyła czoło.
- Może byś patrzyła, gdzie stąpasz? - mruknął chłopak i pewnym siebie krokiem przeszedł obok mnie.
- Jesteś taki mały, że nie zauważyłam Cię. - odburknęła i podstawiła nogę swojemu byłemu, który stracił równowagę i prawie upadł na twarz. Holly nieźle pojechała z tym "małym", bo to była wielka obraza dla sławnego kulturysty, jakim był (nie był) Matthew.
Zaśmiałyśmy się i szybko skierowałyśmy się na korytarz, w którym miałyśmy lekcję.
- Jezu, Holly, ty to jesteś...- zaczęłam się śmiać, a ona tylko odgarnęła włosy do tyłu i również parsknęła śmiechem.
- Oj ja wiem, wiem.
Victoria:
18.00
Szkoła szkołą, lekcje odrobią się same, wos narazie mnie nie potrzebuje. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Siedziałam pół dnia nad tym, jak rozwikłać problemy mojego chłopaka. MOJEGO CHŁOPAKA. Sory, musiałam to powtórzyć.
- Opracowałam cały misterny plan. - powiedziałam i przyczepiłam do tablicy korkowej plakat, na którym mieściły się wszystkie podpunkty odnośnie tego planu. Mike popatrzył na mnie trochę jak na wariatkę, albo po prostu był zdziwiony. - Zwołałam nasze posiedzenie, aby przedstawić opcje Twojego wyjścia z tej sytuacji. Trochę spędziłam nad tym czasu, więc mam nadzieję, że wysłuchasz do końca.
Mike uśmiechnął się słodko, co trochę trafiło w moje serce.
- Jesteś kochana, wiesz? - powiedział i wstał z łóżka, po czym podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Bardzo lubię te uczucie, kiedy przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Czuję się przy nim taka bezpieczna. - Naprawdę jesteś cudowna, że się dla mnie starasz.
- Oj tam, każda dziewczyna, która byłaby na moim miejscu by tak zrobiła. - odparłam, uśmiechając się. Mike chciał mnie pocałować, jednak go odepchnęłam. - Całować będziesz później, gdy plan będzie wykonalny i efektowny. A teraz zajmij miejsce.
Chłopak pokiwał cwaniacko głową, ale usiadł na łóżko i oparł się rękoma w tył, czekając na moją prezentację.
- Więc pierwszym punktem jest znalezienie ich tak zwanej bazy. Wiesz gdzie ona się znajduje? - zapytałam.
- Nie, nikt z podrzędnych Maxona o niej nie wie. Tylko jego najbliższe pieski. - powiedział Mike, a jego odpowiedź dużo utrudniała w śledztwie.
- No więc w takim wypadku musimy najpierw znaleźć ich bazę, w której wydarza się najwięcej formalności ich bandy. Zrobimy zasadzkę...
- Okeeej, podoba mi się, mów dalej.
Tak więc przepowiedziałam Michael'owi cały wymyślony przeze mnie plan. Wiele czynników musieliśmy dopracować lub zmodyfikować, jednak oficjalnie dobrze wyszło.
Chcieliśmy, aby to wszystko się udało jednak to nie było proste. Ale my, fani detektywistycznych i fantazyjnych książek umieliśmy już myśleć jak detektywi. Jednak w prawdziwym życiu potrzeba bardzo dużo odwagi. Której ja miałam zbyt mało.
- ...mógłbyś również podać go do sądu, jednak to skutkowało by tym, że sam musiał byś zeznawać, a że jesteś w tym mocno zamieszany, to nie uda się to. - mówiłam i czułam się trochę jak nauczycielka.
- To to i ja wiem. Ale bardzo rozjaśniłaś mi tą sprawę. - znów wstał i skierował się do mnie. Odłożyłam ołówek, który do tej pory służył jako wskazówka. Chłopak objął mnie w talii i przysunął do siebie. Cały czas patrzył w oczy. - Jeśli to wszystko wypali, będę Cię całować po stopach.
- Fuu, tylko nie po stopach! - zrobiłam krzywą minę i aż wzdrygnęłam się na samą myśl.
- No to po szyjce...- odparł i już miał zbliżyć się do niej, by ją ucałować, jednak ja go znów odepchnęłam. Zrobił minę małego szczeniaczka, który prosi o głaskanie. Szczeniaczki to ja bardzo lubię.
Wystraszyłam się trochę, bo nikt nigdy tam nie zmierzał. Wiem, że to był tylko całus w szyję, jednak ja czułam skrępowanie.
- Ja... - chciałam się jakoś usprawiedliwić, lecz nie umiałam nic sensownego powiedzieć. On uniósł dłoń i patrząc na moje włosy, delikatnie zagarnął je za ucho. Potem pocałował w czoło.
- Nie musisz się mnie bać, Viki. - szepnął i uśmiechnął się. Mówiłam już, że jest przystojny? - Nie chcę zrobić Ci krzywdy.
- Wiem, ale ja jakoś nie potrafię. Nie umiem. - mruknęłam, prawie że obrażona na samą siebie.
- Nie trzeba umieć przyjemności, ją się po prostu czuje. Mogę spróbować? Tak powoli? - zapytał, a ja byłam jakaś nie ogarnięta w tamtej chwili. Jednak pokiwałam głową na tak. A chłopak powoli złożył pocałunek na policzku, potem zjechał trochę w dół i pocałował w brodę, potem zatrzymał się na szyi, czego się obawiałam. Spokojnie przysunął swoje usta do mojej skóry i ucałował. To było rozpływające uczucie. Jakbym leżała na ptasim mleczku. - Wszystko dobrze? Chcesz, żebym przestał? - znów zadał kontrolne pytanie.
- Możesz to zrobić jeszcze raz. - powiedziałam już pewniej siebie, jednak nadal cicho. Mike tym razem mocniej ucałował moją szyję, co było jeszcze bardziej przyjemne.
Jak ja mogłam tego nie chcieć?
Zamknęłam oczy. Jego usta nadal wędrowały po mojej szyi. Nie schodził niżej, z czego byłam bardzo zadowolona. To był dla mnie duży krok do otwartości. Chciałam, aby mnie tak całował codziennie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro