Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

78

Victoria:

Długo jeszcze pozostaliśmy w przytuleniu, co było dziwne, ale miłe. Gdy już odkleiliśmy się od siebie, wpatrywaliśmy się chwilkę w siebie.

- Nie wiem jak mogłeś pomyśleć, że przez to wszystko będę uważać Ciebie za jakiegoś gorszego. No wiem, jestem wredna czasami i chłodna, ale nie aż tak. - odezwałam się i próbowałam się uśmiechnąć.

- Nie wiem, tak jakoś, nigdy nikomu z zewnątrz tego nie mówiłem.Bałem się co o mnie pomyślisz. - powiedział - Ale już może nie mówmy o tym...

- Michael, spokojnie, nic się między nami nie zmieni, no chyba, że na lepsze. Tylko moim zdaniem, to trzeba coś zrobić, żebyś nie musiał siedzieć w tym bagnie. Po grób będziesz usługiwał temu debilowi? Już i tak wystarczająco odpłaciłeś się za ojca. - odparłam, a chłopak tylko przeczesał włosy palcami.

- Myślisz, że nie rozmawiałem o tym z Maxonem? Kłóciliśmy się wiele razy, to przystawił mi broń do skroni i tak to załatwiłem. Chyba nie da rady temu zaradzić, chyba, że go zabiję. - zaśmiał się Michael i zaczął bawić się zamkiem od bluzy.

Naprawdę nie wiedziałam jak pomóc temu chłopakowi. Zupełnie nic nie mogłam zrobić, ja boję się zadzwonić zamówić pizzę, a co dopiero sprzeciwiać się takim narkomanom jakim okazał się Kings. Ale chciałam wyciągnąć Mike'a z tym problemów, chyba naprawdę zależało mi na nim. A przecież jedynym chłopakiem wartym zachodu do tej pory był Shawn Mendes. Nie spodziewałam się, że będzie kolejny taki.

- Pomyślimy o tym potem, spędzajmy razem fajnie czas, nie skupiajmy się na mnie, dobrze? Zrobisz to dla mnie? - zapytał Michael i złapał mój podbródek. Westchnęłam i pokiwałam smutno głową na tak. - Porozmawiajmy o czymś przyjemnym na przykład o... Kiedy będziemy robić pierniczki?

- Hmmm...pasuje Ci ten piątek? Jakoś od razu po szkole? - powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się.

- Hm będę musiał sprawdzić z grafiku, czy nie mam żadnej zaplanowanej randki. - odparł Michael, a ja spojrzałam na niego groźnie i chlasnęłam go w udo. - Auć! To bolało! Możesz być bardziej delikatna, gdy mnie dotykasz?

- Nie możesz iść na żadną randkę - oburzyłam się, ale od razu do mnie do szło to powiedziałam to z nutką zazdrości.

- Niee? A to dlaczego? - zapytał podejrzliwie.

- No bo...mamy robić pierniczki. Nie możesz tak po prostu iść na randkę, pierniczki są ważniejsze.

Chłopak tylko się zaśmiał i poczochrał mnie po głowie, jak młodszą siostrę, a ja znowu się oburzyłam.

- No dobrze, zrobimy te pierniczki w piątek. - uśmiechnął się i oboje patrzyliśmy na światła miasta. - Często tu przychodzisz?

- W sumie tak, lubię takie miejsca, spokojne, ciche, samotne....

- Ale teraz tu jesteś ze mną...i równie fajnie? - zapytał Michael.

- Nawet fajniej...

*   *   *

Wracaliśmy już do domów, bo zaczęło robić się późno, a zadania z matmy same się nie zrobią.
Michael zaproponował, że mnie odprowadzi, więc długo się z nim nie kłóciłam. Super spędziliśmy czas, chociaż w mojej głowie nadal siedziała historia, którą mi opowiedział.

- No to już koniec naszej wędrówki...zaraz tutaj mieszkam. - powiedziałam, nagle zatrzymując się.

- No dobrze, to...do zobaczenia w szkole, na pewno gdzieś tam się złapiemy, no i odrób tą matmę, bo ja sprawdzę. - zagroził chłopak.

- Tak, jeszcze postawisz mi ocenę, poproszę 5...dobra, ja uciekam, do zobaczenia - odparłam i przytuliłam się do chłopaka, który od razu mnie objął. Lubiłam do robić...mimo, że dotyk innego człowieka był taki przytłaczający, zawsze chciałam mieć osobę, która będzie mnie przytulać, a ja nie będę się krępować. I chyba znalazłam przypadkiem takiego kogoś.
Gdy się odkleiliśmy od siebie jakoś nie mogliśmy odejść. Oboje patrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechaliśmy się i nadal obserwowaliśmy swoje twarze. Nagle Michael nachylił się ku mnie, a ja trochę bardziej do niego, ten złapał mnie w talii, a mnie przeszedł dreszcz, który rozszedł się po całym ciele. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie i już myślałam, że mnie pocałuje w usta, lecz on tylko złożył pocałunek na moim policzku, chociaż i tak pewnie od razu się zaczerwieniłam.

- Ym to papa, wracaj ostrożnie. - odparłam i odwracając się skierowałam się w stronę swojego domu.

Wracaj ostrożnie?! Chyba bardzo się zestresowałam tym pocałunkiem, że powiedziałam coś takiego. Nie często ktoś mnie całuje, ale jak już całować to mógł w usta... teraz będę zastanawiać się nad tym, co mógł oznaczać ten całus.

~Niedziela~

Holly:

Postanowiłam, że wstanę extra rano i wezmę się do robienia czegoś pożytecznego. Lecz wstanie z łóżka o 6.30 w niedzielę było dla mnie bardzo trudne. Ale wstałam, zaścieliłam łóżko i odsłoniłam rolety. Odwiedziłam jeszcze toaletę, umyłam ząbki i buzię. Wzięłam się od razu za odrabianie lekcji, bo nazbierało mi się z całego tygodnia.

Kilka godzin zajęło mi zrobienie kilku prac i nauczenie się na sprawdziany. Włączyłam więc sobie muzyczkę i zaczęł sprzątać w szafie. Miałam tam taki burdel...ostatni raz czysto tam było z tydzień temu.

Nagle dostałam wiadomość. Chwyciłam telefon, aby zobaczyć kto to napisał. Byłam pewna, że to któraś z dziewczyn, może Amber. Ale to był jakiś chłopak, którego nie znałam. Miał na imię Corey i był o kilka lat starszy ode mnie.

Corey: Hej Holly, poznamy się? Chciałbym ciebie poznać...

Wyświetliłam tylko i nie odpisałam. Potem pisał jeszcze kilka razy, ale nie reagowałam. Miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Poza tym to miał być koniec z chłopcami na jakiś czas, musiałam zająć się nauką, co całkiem dobrze mi wychodziło.
Czułam się coraz lepiej, jakoś bardzo mi nie przeszkadzało to, że już nie ma tej osoby, która jeszcze niedawno była dla mnie ważna. Czy to znaczy, że to nie było prawdziwe, skoro tak łatwo mi przyszło o nim zapomnieć? Czy po prostu byłam na tyle twarda, że udało mi się o nim zapomnieć? Nie ukrywam, że przez pierwszy tydzień było ze mną naprawdę ciężko. Moja samoocena spadła do takiego poziomu, że do tej pory jest gdzieś tam na nizinach.

Julie:

Byłam podekscytowana na kolejne spotkanie z Rafael'em, ale nie stresowałam się tak jak do tej pory.

Dlatego, że mieliśmy podobną odległość do Wesołego Miasteczka umówiliśmy się, że spotkamy się od razu na miejscu. 

Wszystko było rozświetlone, chociaż zmrok zawładnął dniem. Zdziwiłam się, bo nie było jakoś dużo dzieci, większość ludzi była w moim wieku lub trochę starsi. Spędzali czas z przyjaciółmi lub swoimi drugimi połówkami.

Zerkałam co jakiś czas na godzinę, ale w sumie przyszłam dużo wcześniej, więc myślałam, że poczekam sobie sporo na przyjaciela.

Nagle ktoś przytulił mnie od tyłu, a ja przestraszyłam się, lecz gdy się odwróciłam ujrzałam rozbawionego Rafael'a.

- Ty naprawdę chcesz, żebym dostała zawału. - rzuciłam groźnie, ale chłopak nie przejął się tym i nadal śmiał się.

- Zaraz dostaniesz zawału, jak wejdziemy na tą najwyższą...- zaczął mówić, ale mu od razu przerwałam.

- No way! Nie ma mowy, nie wejdę tam. Ja myślałam, że pójdziemy wygrać dla mnie misia albo pojeździć kogucikiem, a nie wchodzić na coś co mnie zabije! - obruszyłam się od razu i tupnęłam nogą jak małe dziecko, na co chłopak tylko się zaśmiał, złapał mnie za nadgarstek i prowadził w głąb Wesołego Miasteczka.

- Nie mazgaj się, dasz radę, to nie takie straszne! Bądź mężczyzną! - rzucił Rafael.

- Ale ja nie jestem mężczyzną...- mruknęłam, rozglądając się po stoiskach z pluszakami i świątecznymi ozdobami.

Chłopak w pewnym momencie zatrzymał się.
- To co byś chciała najpierw robić? - rzucił trochę od nie chcenia, a ja zrobiłam słodki uśmieszek i obróciłam się wokół własnej osi.

- Chcę iść na samochodziki! To mega męska zabawa...spodoba Ci się.

- Meh...no dobrze, niech będą samochodziki, ale ja biorę fioletowy.

- Ej, ale fioletowy to mój kolor!

Chłopak spojrzał na mnie i tylko pomachał głową poirytowany. Ja nadal z uśmiechem na twarzy zamrugałam swoimi wytuszowanymi rzęsami.

- Chodźmy...mały pingwinie...

Wybrałam od razu fioletowy samochodzić, a Rafael czerwony. Dużo śmiechu było przy zderzaniu się z nim i innymi ludźmi na torze. Raz on gonił mnie, a raz ja jego. Ale i tak byłam szybsza...nie chwaląc się oczywiście.

- I co było tak źle? - zapytałam, gdy już wyszliśmy z samochodzików.

- No niee, było zabawnie bardzo - zaśmiał się Rafael. - To co teraz chcesz robić?

- Teraz ty wybierz, ale oprócz tego wysokiego rollercostera. Tak narazie nie wejdę, niedawno jadłam obiad. - powiedziałam i poklepałam się po brzuszku.

- To idźmy na te huśtawki - zaproponował i wskazał na karuzelę z huśtawkami. No to też było straszne, ale na pewno mniej niż tamto.

- No okej...ale jak zwymiotuję to...

- To się Tobą zaopiekuję, tak tak, chodźmy, patrz jaka mała kolejka! - zawołał chłopak i pociągnął mnie za rękę, biegnąc w stronę karuzeli.

Mijała kolejna godzina, a my byliśmy już na kilku fajnych atrakcjach.

- No dobra, wiem już w sumie o Tobie duużo, Ty o mnie raczej też, ale...- mówił, gdy nagle poczułam wibracje telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że dzwoni do mnie mój znajomy. Znaliśmy się może ze dwa lata, często do mnie dzwonił, ale od kąd spotykałam się z Rafael'em, on zszedł na dalszy plan.

- Przepraszam, muszę odebrać.

- No luzik.

Odebrałam telefon i usłyszałam głos Harry'ego.

- Hej Julie.

- Hej Harry, coś się pali, że dzwonisz?  Ostatni raz gadaliśmy przez telefon chyba ze dwa tygodnie temu. - zaśmiałam się.

- No właśnie, dlatego dzwonię. Jak życie leci? Nie masz nikogo? Mogę już się za ciebie brać? - zaśmiał się chłopak, a ja wiedziałam, że żartuje.

- Haha nie, nie możesz mnie brać - odpałarłam i momentalnie poczułam na sobie wzrok Rafael'a. - U mnie dobrze, a u ciebie ogierze? Znalazłeś sobie wreszcie kogoś?

- Znalazłem, ale jesteś odporna na moje podrywy, Julie - znowu zaśmiał się Harry, a ja razem z nim. Czułam, że Rafael wszystko słyszy i tak coś czułam, że nie uważa tego o czym rozmawialiśmy za żarty.

- Harry, nie bądź taki hej do przodu, bo Ci z tyłu zabraknie. I nie żartuj sobie z takich rzeczy, bo jeszcze wezmę to na poważnie. - zachichotałam i spojrzałam kątem oka na Rafael'a. Wydawało mi się, że był jakiś zdenerwowany. Jego ręce były złożone w pięści.

- Oj Julie, ty wiesz, że ja zawsze poważny...a co u Ciebie tam tak głośno, gdzie jesteś?

- W wesołym miasteczku z moim...kolegą. Czemu Ciebie tu nie ma?

- Aj, bo jesteś teraz z innym kolesiem. Mógłbym ciebie przy nim podrywać?

- Hahaha ty wcale nie możesz mnie podrywać - odparłam i gdy chciałam spojrzeć na Rafael'a, jego nie było obok mnie. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było. - Wiesz co Harry, muszę kończyć, jeszcze pogadamy potem.

- Ehh no dobra, to udanej randki, do potem, paa!

Rozłączyłam się od razu i szukałam wzrokiem swojego towarzysza.

Aj chyba się wkurzył...lub jest zazdrosny - pomyślałam.

Nigdzie go nie mogłam znaleźć i już trochę się wkurzałam. Nie sądziłam, że aż tak się o to obrazi i zwieje.

Było mi jednocześnie smutno i źle. Nie wiedziałam co mam zrobić - iść do domu czy na niego czekać. A może poszedł siusiu?

Usiadłam już bezsilna na ławce, która stała na początku wejscia do miasteczka. Może to naprawdę źle brzmiało z boku...
Siedziałam tak przez chwilę, rozglądając się i mając nadzieję, że chłopak jeszcze wróci. Ale na to chyba się nie zapowiadało...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro