76
Amber:
Gdy już byłyśmy na miejscu, dziewczyny poszły po jakieś przekąski, a ja wbiegłam na trybuny, lecz była chyba przerwa, bo nikogo na boisku nie było.
To był tak ważny mecz w tym roku, a ty tak spieprzyłaś sprawę, Amber...
- Już za chwilę drużyny znowu spotkają się na boisku. To będzie bujna walka! Jak narazie mamy remis! - zabrzmiał jakiś głos na sali, a ludzie zaczęli się zbierać na trybuny. Nagle na boisko wbiegła drużyna z naszej szkoły, czyli drużyna Eric'a i drużyna z Los Angeles.
Podbiegłam do barierki i zaczęłam przekrzykiwać widownię, wykrzykując imię Eric'a. On dopiero po chwili odwrócił się i w poszukiwaniu mojego głosu zaczął się rozglądać. Był mega smutny, nie widziałam w nim jego energii, którą zawsze miał. Więc zaczęłam machać i wtedy, mnie zauważył. Uśmiechnęłam się do niego i pomachałam. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Naprawdę był szczęśliwy, że mnie widzi. Mrugnął do mnie oczkiem i szybko pobiegł w stronę swojej grupy.
Usiadłam na swoje miejsce i odetchnęłam z ulgą. Poczułam jak kamień w sercu spada i jest mi dużo lżej. Eric nie był na mnie zły, że wcześniej nie przyszłam. Miałam mu przecież napisać gdzie jestem i mieliśmy na chwilę spotkać się przed meczem. A ja nawet nie napisałam, że mnie nie będzie. Zapomniałam, bo zajęłam się strojeniem na tą fatalną imprezę do tego ćwoka.
Otarłam ostatnie łzy smutku i gdy mecz się zaczął, myślałam tylko o tym, aby Eric'owi, znaczy całej naszej drużynie poszło jak najlepiej.
- Coś przegapiłyśmy? - zapytała Holly i razem z Vivian zajęły miejsca obok mnie, trzymając w dłoniach kartkony z popcornem.
* * *
- I tak, mamy 4:3! Drużyna z Nothwood High School wygrywa! Cóż za ciekawa to była walka! - rozbrzmiał głos sędzi, gdy jeden z chłopaków trafił ostatniego decydującego kosza. Wszyscy od nas zaczęli krzyczeć, ciesząc się z wygranej.
- I koniec, to było trochę nudne, ale super, że wygrali - powiedziała Vivian, gdy schodziłyśmy z trybun.
- Ty się nie znasz na dobrej zabawie - odparła Holly, a ja tylko przewróciłam oczami.
Nagle zobaczyłam, że wszyscy uczestnicy gry schodzą się do szatń. Próbowałam dostrzec gdzieś w tłumie Eric'a, i udało mi się to po kilku chwilach.
- Hej, Eric! - zawołałam, a chłopak odwrócił się w moją stronę - pogadamy potem?
Chłopak uśmiechnął się i uniósł łapkę w górę.
- Mamy na Ciebie czekać, Amber? - zapytała Vivian, ale powiedziałam, że nie, więc pożegnałyśmy się. Dziewczyny życzyły mi powodzenia i wyszły ze szkoły.
Żeby nie czekać tak w korytarzu, do puki chłopak się przebierze, weszłam więc jeszcze na halę i usiadłam na trybunach. Zaczęłam myśleć o tym, co wydarzyło się u Maxona. Zrobiło mi się bardzo smutno, bo okazałam się być zbyt naiwna, a on zbyt chu*owy. Jak in mnie tak mógł potraktować? Naprawdę byłam tylko zabawką? Dobrze, że nie doszło do pocałunku, nie chciałabym mieć takich wspomnień na myśl o pierwszym prawdziwym całusie. Dobrze, że ogólnie dałam sobie radę i uwolniłam się od niego. Czułam się zawiedziona i zła. Maxon okazał się największym dupkiem, jakiego poznałam.
Usłyszałam kroki i odbijającą się piłkę od ziemi i po chwili na halę wszedł chłopak.
- O, tu jesteś - powiedział entuzjastycznie. Zeszłam więc na dół i stanęłam dość blisko chłopaka. Nie ukrywam, że jego włosy były trochę mokre i spocone, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało w tamtym momencie.
- Chciałam Cię przeprosić, że nie przyszłam od początku..gdyby nie to co się stało, to by wcale mnie tu nie było - powiedziałam smutnie.
- No miałaś napisać skąd Ciebie odebrać i byśmy razem przyjechali tu. Trochę nie wiedziałem co robić - odparł chłopak i niezręcznie podrapał się po karku.
- Dlatego przepraszam, że nic nie napisałam, ani nie przyszłam. Tak naprawdę miałam wielki dylemat, czy iść na imprezę do Maxona czy na twój mecz.
Chłopak zamyślił się i trochę zasmucił.
- To dlatego Maxona nie było z nami na meczu i musieliśmy wziąć kogoś za niego, bo on robił imprezę?
- Tak, poza tym z tego co wiem, to narazie rezygnuje z kosza. Ma jakieś sprawy do załatwiania. - przewróciłam oczami, a chłopak ciężko westchnął.
- No i dlaczego wróciłaś? - zapytał Eric i zaczął odbijać piłkę.
- Bo było nie tak jak myślałam, w sumie to było gorzej - odpowiedziałam i znów przypomniała mi się sytuacja, gdy byłam przyciśnięta do drzwi. - Tylko nie bądź na mnie bardzo zły za to, że tak wyszło.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie i zatrzymał piłkę.
- Nic się takiego nie stało, Amber. Fajnie, że ogólnie byłaś i widziałaś jak wygrywamy. Dzięki Tobie, poczułem się trochę pewniej na boisku. Powiedz mi tylko, co się stało u Maxona, że było tak tragicznie, że jesteś taka smutna.
Ja spuściłam wzrok i odebrałam mu piłkę, którą zaczęłam odbijać.
- Może potem Ci powiem, ale to jest trudne, wiesz? - powiedziałam nadal na niego nie patrząc, chwyciłam piłkę i rzuciłam nią do kosza, ale niestety nie udało mi się trafić.
- Dobrze, nie będę zmuszał, chodźmy, odwiozę Cię do domu....- powiedział - chyba, że masz trochę czasu.
Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się trochę nieśmiale.
- Mam trochę czasu...- odparłam, a chłopak uśmiechnął się szerzej i oboje poszliśmy w stronę wyjscia.
- Tylko wiesz co, będę musiał wziąć prysznic, bo capię jak brudny goryl - zaśmiał się Eric.
- Dobrze, tylko nie paraduj potem na golasa.
- Co? Jak to nie?! - udał zdziwienie Eric, a ja tylko spojrzałam na niego srogo. - Oj no żartuję, spokojnie.
* * *
Siedzieliśmy już oboje w jego samochodzie, jadąc chyba do mieszkania Eric'a. Trochę się krępowałam, jadąc z chłopakiem w jednym samochodzie sam na sam. Na pewno nie był Maxonem i nie zrobiłby mi krzywdy, ale wiecie, że ja jestem nieśmiała w każdej możliwej sytuacji.
Oboje milczeliśmy, a w radio grała jakaś beznadziejna muzyka, lecz po chwili zabrzmiała ta bardzo znana melodia piosenki świątecznej "All I want for Christmas".
- Ooo taak! - zawołałam, słysząc pierwsze nutki, a Eric tylko zaśmiał się. - Już zaczyna się ten super klimat świąteczny.
- Oh tak, ja też lubię święta. - odezwał się chłopak, nadal wpatrzony w drogę i kierownicę. - Zawsze na święta jeździmy do dziadków. Jest wtedy tak rodzinnie i słodko do przesady. Chociaż moja mama zawsze się na wszystko denerwuje i...
Patrzyłam na chłopaka, który opowiadał o tym z uśmiechem na ustach. Był taki szczery, nie tylko jego uśmiech, cały on. Nie zadzierał nosa i nie przechwalał się nieważnymi rzeczami. Maxon nie dorastał mu do pięt, a ja tak go wychwalałam. Od samego początku, gdy zobaczyłam go w szkole miałam jego za jakieś bóstwo. No okej, jest całkiem przystojny, ale to co zrobił odejmuje mu sto milionów punktów przystojności i fajności. Cieszyłam się, że Eric nie był na mnie zły, że go tak wystawiłam. Miałam jeszcze dużo czasu, więc mogliśmy go spędzić razem.
* * *
Weszliśmy do jego domu i zdjęliśmy buty. Trochę się krępowałam, bo byłam u niego pierwszy raz.
- Jak coś to tata jest w pracy, a mama pewnie śpi, więc nie masz co się denerwować. - powiedział Eric. Chyba mnie wyczuł...
Eric powędrował do kuchni i chwycił za czajnik.
- Może chcesz herbatę albo coś innego do picia? Pewnie po alkoholu chce ci się pić. - powiedział chłopak.
- Nie, ja podziękuję.
- No to Ci zrobię, malinowa może być? - zapytał uśmiechając się, a ja tylko pokiwałam głową na tak. Usiadłam przy stole, a chłopak zaparzył wodę na herbatę i gdy już była gotowa, postawił świąteczny kubek przede mną.
- Dziękuję bardzo - powiedziałam i objęłam kubek dwoma rękami.
- Może chodźmy na górę do mojego pokoju. Wypijesz herbatkę, a ja wezmę prysznic. - odparł, a ja pokiwałam tylko głową i oboje powędrowaliśmy do jego pokoju.
Usiadłam na łóżku, trzymając ciepły kubek i rozglądałam się po pokoju, gdy w tym czasie Eric brał prysznic.
Po jakichś 15 minutach czekania,
Nagle na jednej z półek spostrzegłam figurki postaci z Marvela. Podbiegłam tam uradowana, widząc prawie całą kolekcję. Były tam najbardziej kultowe postacie. Taką kolekcję to musiał zbierać przez długi czas.
Wtedy drzwi do pokoju uchyliły się i wszedł Eric. Nie miał na sobie koszulki, więc mogłam zobaczyć jego lekko zarysowane ciało. Pierwszy raz widziałam go bez koszulki. Dobrze, że miał na sobie spodenki...
Zaczesał swoje włosy do tyłu, a ja nie mogłam oderwać oczu od jego torsu. No co ja co, ale jak chłopak ma ładne ciało to fajnie popatrzeć....nawet jeśli to jest przyjaciel.
- Już jestem - odparł i spojrzał na figurki - Ah tak, wiem, to mega dziecinne, że je zbieram.
- Yy...co? Aa..nie, to właśnie fajne, masz prawie wszystkie postacie! Też bym chciała mieć chociaż jedną. - powiedziałam, a chłopak podszedł do mnie na bardzo niebezpieczną odległość, czyli bardzo blisko. Był jeszcze trochę mokry. Myślałam, że chce coś mi zrobić, w pierwszej chwili pomyślałam, że chce mnie pocałować, lecz on sięgnął za klamkę od drzwi szafy. Odsunęłam się więc pośpiesznie, a Eric wyciągnął z szafy jakąś koszulkę i po chwili ją założył.
- To teraz opowiedz mi co się wydarzyło - powiedział i oboje usiedliśmy na łóżko, a ja wzięłam głęboki oddech.
- Tańczyliśmy, było dobrze, potem poszliśmy do jego pokoju. Zaczął się do mnie kleić, macać, a gdy chciałam wyjść to docisnął mnie do drzwi i...- mówiłam, ale Eric nagle przerwał mi.
- I zrobił coś gorszego?! - chłopak obruszył się, słyszałam złość w jego głosie.
- Na szczęście nie, ale przyznał, że tylko na jednym mu zależało. Udało mi się wydostać i wyszłam.
- A mówiłem Ci od samego początku, że to debil. Niech ja go tylko spotkam, to dostanie wpier**l. Co on sobie kur*a myśli?!
- Spokojnie, nic mi nie zrobił, ale...samo to...po prostu się na nim zawiodłam. - mruknęłam i coś we mnie znowu pękło. Kilka łez popłynęło po moich policzkach. Było mi przykro.
- No juuż, Amber, nie płacz - powiedział Eric, przysuwając się do mnie i gładząc moje kolano. - Rozchmurz się, chcesz to pobawimy się figurkami, pozwolę Ci wybrać postać.
To co powiedział mnie rozbawiło, wytarłam więc rękawem mokre policzki i spojrzałam na Eric'a, który uśmiechał się do mnie.
- Teraz już przynajmniej wiesz, że nie warto więcej się o niego starać. Teraz możesz wreszcie skupić się na mnie. - powiedział Eric i uśmiechnął się cwano.
- No masz rację, to kiedy zabierasz mnie na randkę? - odparłam, a chłopak nagle spoważniał. - Ojeju, spokojnie, to był tylko żart hahaha
- Ym...no przecież wiem - odpowiedział i przeczesał palcami włosy. - Fajnie, że się przyjaźnimy.
- Ja też tak uważam - odparłam i przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie.
- Jeju, nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny jak wilk. Jestem leniem i nic już nie przygotuję, więc może coś zamówimy? - zapytał Eric.
- Możemy, a wiesz na co masz ochotę?
- Hmm...chyba na pizzę, a Ty?
- Pizza brzmi bardzo kusząco - odparłam i oblizałam usta, na co oboje się zaśmialiśmy. Eric zamówił szybko pizzę i oboje rozłożyliśmy się na łóżku. Jakoś już mi przeszło krępowanie się i znów zachowywałam się jak przy Eric'u.
- Popatrz, ty jeszcze masz dwa lata w tej szkole, a ja trzy, ale nie sądzisz, że to zleci jak miesiąc? Jeszcze przecież niedawno byłam w gimnazjum...
- No to zleci bardzo szybko, ja już czuję jak mnie łupie w krzyżu.
- No bardzo śmieszne, ja to mówię na poważnie. Mało czasu nam zostało.
- Ejj nie mów tak, ja jeszcze chcę żyć. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.
Rozmawialiśmy o takich pierdołach, ale i na poważne tematy. Dzięki temu jakoś zapomniałam o Maxonie i o tym jak się zachował. Chwilę potem przybyła pizza i oboje zajadaliśmy pyszności.
- Wolisz ketchup czy czosnkowy? - zapytałam.
- Ketchup, a ty?
- Czosnkowy. Nie jesteśmy w jednej drużynie, przykro mi.
- E tam! Więcej ketchupu dla mnie - zaśmiał się Eric i kończył już pierwszy kawałek pizzy, gdzie ja byłam dopiero w połowie. - Wiesz co? Mam pytanie do Ciebie.
- Mhm, jakie?
- Czy naprawdę byłaś taka zakochana w tym Maxonie?
Chyba nie spodziewałam się takiego pytania.
- Myślę, że bardziej zauroczona niż zakochana. Chociaż w sumie sama nie wiem dlaczego. Był strasznie nadęty. Ale ogólnie jest mi przykro, że byłam tylko jego zabaweczką przez jakiś czas i gdybym nie uciekła to źle by to się skończyło. - wytłumaczyłam, a chłopak tylko słuchał, wpatrzony we mnie i myślał o czymś.
- Rozumiem. Ma drań szczęście, że nic więcej Ci nie zrobił. On myśli, że nie można mu się sprzeciwić, ale to się zmieni jak mu zasadzę porządnego kopa w...
- No już, spokojnie Eric'u, dam Ci znać, gdy będzie się do mnie dobierał, wtedy go zbijesz. - powiedziałam i pogłaskałam jego ramię. - Wiesz...ja chyba muszę już uciekać, miałam dać znać mamie, kiedy ma wyjeżdżać.
- Jeśli chcesz to ja mogę Ciebie odwieźć. - zaproponował chłopak, ale odmówiłam mu. On tylko trochę się zasmucił, ale odprowadził mnie kawałek za jego dom. Gdy widziałam, że jedzie moja mama, odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam mu w oczy.
- Bardzo fajnie spędziłam z Tobą czas. - powiedziałam.
- Ja z Tobą również, ale jakoś za szybko minęło...chyba bardziej niż zwykle. - odparł, wkładając ręce do kieszeni.
- Może trochę tak...ja muszę uciekać, moja mama już tam gdzieś zaparkowała. Ale dziękuję za dzisiaj.
- Nie masz za co, to ja dziękuję - odparł chłopak i zaczesał moje pasma włosów za ucho. Uśmiechnęłam się nieśmiale i przytuliłam się mocno do torsu chłopaka, który również mnie objął. Gdy już mnie puścił, pomachałam do niego na pożegnanie i pobiegłam w stronę auta mojej mamy.
Gdy usiadłam obok niej, od razu padło pytanie:
- A co to taka zmiania? Czemu Ciebie nie ma tam, gdzie ciebie odwoziłam?
- Oj mamo, to bardzo długa historia. Zacznijmy więc od....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro