Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

75!

Amber:

Maxon prowadził mnie przez tłum nastolatków, których większości nawet nie widziałam na oczy. Niektórych kojarzyłam ze szkoły, ale to były bardziej osoby z moje wieku. Tych starszych chłopców nie znałam. To naprawdę była typowa impreza jak w filmach.

- Poznajcie Amber - powiedział chłopak, do czwórki osób. Były tam dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Wszyscy zawołali pod nosem zwykłe hej i patrzyli na mnie, obserwując od stóp do głów. Byłam jeszcze bardziej skrępowana.

- Hej, jestem Allison, miło mi Ciebie poznać - powiedziała z uśmiechem jakaś laska i podała mi lewą rękę, bo w prawej trzymała papierosa. Również się uśmiechnęłam i ujęłam jej dłoń.

- Jestem Kevin, trochę już o Tobie słyszeliśmy - powiedział jakiś brunet, który popijał drinka. Chyba był już po kilku shotach, bo oczy miał lekko zmrużone. Nie pytałam co o mnie wiedzą, nawet wolałam chyba nie wiedzieć. Potem przedstawiła się jeszcze jedna dziewczyna i chłopak, ale po kilku minutach totalnie zapomniałam ich imion. Gdy odrobinę porozmawialiśmy ze znajomymi Maxona, on postanowił, że przejdziemy się na zewnątrz.

- Naprawdę super wyglądasz, pasuje ci taki kolor - powiedział Maxon, a mi zrobiło się ciepło na sercu. - Pozwól, że zapytam o coś....miałaś kiedykolwiek chłopaka?

Nie ukrywałam, że zaskoczyło mnie to pytanie.
- Takiego oficjalnego to nie. Szwendało się wokół mnie kilku chłopaków, ale...to tylko tyle. A ty miałeś?

- Mhm, rozumiem. Ja tak, miałem chyba z kilkanaście dziewczyn, lecz to były związki trwające max miesiąc. Jak na razie jestem sam. - powiedział Maxon i spojrzał na mnie. Za bardzo nie wiedziałam, skąd tak nagle takie pytanie. Nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy.

Kilkanaście dziewczyn?! No cóż...ma kolega branie.

- często robisz taki imprezy? - zapytałam.

- Raczej tak. Co tydzień jakieś party się zorganizuje. Ale nie olewam nauki. - odparł chłopak.

Czułam się mega spięta. Nie wiedziałam jak nawiązać z nim temat, który by się nie kończył. Martwiłam się również tym, że za godzinę zaczyna się mecz Eric'a. Miałam nadzieję, że nie zauważy, że mnie nie ma.

- Wiesz co, chodźmy może do środka, napijemy się czegoś mocniejszego i potańczymy. - powiedziałam, a chłopam spojrzał na mnie z podejrzanym uśmiechem.

- Dobrze, to zapraszam - odparł i obejmując mnie lekko w talii, poprowadził do środka. Stanęliśmy przed stołem, gdzie znajdował się szczególnie alkohol. - Czego chcesz się napić? Na co masz ochotę? Może whisky z colą?

Ja nie znająca się na alkoholach i w ogóle nie pijąca odpowiedziałam:
- Tak, niech będzie to.

Chłopak sporządził dwa drinki, wrzucając do obu kostki lodu.

- Proszę - podał mi szklankę z alkoholem, i gdy trzymałam ją w dłoni, on stuknął swoją szklanką o moją. I oboje napiliśmy się. Na początku poczułam słodki smak coli, ale potem aż wykrzywiło mnie, gdy poczułam bardziej whisky. Starałam się nie pokazywać swoich głupich min, ale on raczej nie patrzył mi na twarz. Jeździł wzrokiem od dekoltu po same kostki. Widziałam taki jego wyraz twarzy po raz pierwszy. Był pociągający...jakby chciał mnie.

- Chodź, zatańczymy - nie zdążyłam odpowiedzieć, a on od razu chwycił mnie za rękę i pociągnął na środek, gdzie tańczyli inni. Zaczął ruszać biodrami, a ja przyglądałam się mu. Miałam blokadę, nie potrafiłam się ruszyć, a co dopiero tańczyć. Nagle Maxon złapał mnie w talii - no dalej, bez krępacji, ruszaj tymi biodrami.

Nie wiecie jak bardzo czułam się zablokowana. Ale próbowałam swoich sił, rozluźnić się i dobrze się bawić.

- O właśnie tak - powiedział Maxon i obkręcił mnie, a ja błagałam swoja nogi o to, żeby się nie zaplątały. Zaczął mnie obkręcać tysiąc razy, nogi wytrzymały tempo, ale głowa już nie bardzo.

- Chwila, muszę usiąść - powiedziałam i złapałam się za głowę. Wróciłam do stołu, gdzie siedziałam wcześniej i chwyciłam za szklankę z alkoholem. Zawroty głowy nie ustępowały, może to było spowodowane cały czas migającymi lampkami.

Tak jak zostawiłam Maxona, tak on sam nie przyszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam go...tańczącego z jakąś laską. Byłam zszokowana tym, jak dobrze im idzie. Za dobrze. Dziewczyna ocierała się o mojego krasza, a on się świetnie bawił, trzymając ją w talii.

Nie zaprzeczę, byłam zazdrosna, chociaż Maxon nie był dla mnie kimś bliskim. Pewnie nawet nie uważał mnie za przyjaciółkę. No w sumie jak mógł, skoro gadamy ze sobą krótki czas.

- Przystojniak, co? - powiedział ktoś za moimi plecami, a gdy się odwróciłam zobaczyłam Alison, która spalała kolejnego papierosa. - W sensie to nie mój gust, ale jak widzisz, wiele lasek na niego leci. Może mieć każdą.

Spojrzałam tylko na chwilę na dziewczynę, a potem swój wzrok posłałam w stronę Maxona, który nieźle roztańczył się z jakąś inną dziewczyną.

- Ogólnie to niebezpieczny gość, ale na pewno już o tym wiesz, skoro przyprowadził cię tutaj. - mówiła nadal dziewczyn, a ja nie bardzo rozumiałam o co jej chodzi.

- W jakim sensie niebezpieczny?

Dziewczyna przestała na chwilę palić papierosa i zrobiła duże oczy.
- Nic nie mówiłam, wiesz, muszę spadać - odparła, zgasiła papieros w popielniczce i zniknęła gdzieś w tłumie.

- Super wieczór - pomyślałam i spojrzałam na szklankę z alkoholem. Westchnęłam i wypiłam wszystko za jednym haustem. Trochę mnie wykrzywiło, ale się ogarnęłam i było dobrze.
Otworzyłam butelkę z whisky i nalałam do szklanki, a potem dodałam coli i kostki lodu.

Ja tu przyszłam dla niego, a ten tańczy z inną

Wypiłam pół szklanki napoju i nadal wpatrywałam się w chłopaka, który obracał panienki.

I po co mi ta sukienka, te szpilki cholerne, jak i tak nie robię takiego wrażenia jak te lalunie i nie jest mną zainterwsowany jak nimi...

Dopiłam sobie jeszcze i wstałam od stołu i ruszyłam w stronę chłopaka. Obraz trochę się rozmywał, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Podeszłam do Maxona, wzięłam jego dłoń i położyłam na swojej talii: tak jak zrobiła ostatnio to jakaś lampucera. Niech sobie nie myślą, że jestem gorsza.

Chłopak uśmiechnął się porządliwie i przysunął mnie do swojego torsu. Ruszał się na boki, trzymając moje plecy, a drugą rękę trzymał na biodrach. Mimo, że byłam trochę zestresowana, starałam się ruszać podobnie jak on, dodając do tego więcej kobiecości. Coś mi tam wychodziło, ale musiałam być naprawdę nim oczarowana, że nie potrafiłam się wyluzować.

Maxon z uśmiechem nachylił się do mojego ucha i szepnął:
- Nieziemsko wyglądasz... mówiłem Ci to już?

Mnie od razu przeszły ciarki na całym ciele. Czułam się trochę skrępowana tym, ale to było całkiem przyjemne.

Z czasem się całkiem rozkręciłam i pokazałam co potrafię. Przez długi czas, Maxon nie spuszczał ze mnie wzroku, ani nawet rąk. Czułam się wreszcie wyjątkowo.

Po intensywnych tańcach oboje zeszliśmy z "parkietu" i podeszliśmy do stolika z alkoholem i przekąskami.

Maxon od razu napełnił moją i swoją szklankę, tym razem zrobił mi jakiegoś mocniejszego drinka.

- Wreszcie się wyluzowałaś, kujonico - powiedział zadziornie Maxon i sięgnął po jakieś ciastko.

- Ym..Może...

- Na pewno, nie znałem Ciebie z tej lepszej strony. - odparł z uśmiechem.

Lepszej? To jaka jest gorsza? Trochę mnie to uraziło, ale nie przyznałam mu tego.

- Co masz na myśli?

- Hm..to, że zawsze jesteś taka..spięta, a teraz się bawisz, pijesz alkohol i wyglądasz jak kocica, moja droga Amber.

Hmm...miał trochę racji, bo nie bywam na takich imprezach, rzadko się maluję i chodzę w szpilkach. Ale nie potrafiłabym być taka cały czas, aby mu się podobać i zwracać jego uwagę na siebie. To nie jestem prawdziwa ja.

- Um..dzięki, ciebie też nie znałam tak bardzo z tej strony, bo w szkole jesteś prymusem, a po szkole imprezowiczem.

- I nie tylko, mała - puścił do mnie oczko i napił się jeszcze. Mimo że za słabo dobrał słowa to moje serduszko się cieszyło. Mój krasz tak mnie komplementuje, czego więcej chcieć. Ten pociąg jedzie w dobrą stronę.

- Chodźmy na górę do mojego pokoju - zaproponował Maxon i oboje poszliśmy na górę, gdzie było kilka pomieszczeń. Maxon skręcił w lewo i pociągnął za klamkę.

Weszłam do środka i od razu rzucił mi się w oczy duże łóżko.
- Czemu tu przyszliśmy? - zapytałam siadając na łóżko.

- A tak posiedzieć samemu, tutaj jest ciszej no i...jesteśmy sami. - powiedział Maxon i usiadł obok mnie. Całkiem blisko. - Wiesz co...zauważyłem, że ty coś do mnie..hmm...chyba lubisz mnie.

O kur*a....
Jak on to mógł zauważyć? Przecież...a w sumie, gapiłam się na niego jak jakaś psycho.

- Spokojnie, ja ciebie też - powiedział i uśmiechnął się, podnosząc jedną brew do góry.

O kur*a po raz drugi...
W sensie lubi czy lubi lubi? Bo to jest różnica...lubi jak koleżankę czy jak...
Omg...zaczęłam znowu rozmyślać...

- Ale tak jak koleżankę?

Chłopak położył dłoń na moje kolano, a ja na chwilę przestałam oddychać.

- Może jak kogoś więcej...

Nie sądziłam, że tyle zyskam idąc na tą imprezę. Myślałam, że może..po prostu zbliżymy się do siebie. To nie działo się naprawdę...nie mogłam uwierzyć, że mój krasz odwzajemnia moje uczucia.

- I co teraz, skoro oboje do siebie coś ten...? - zapytałam, może trochę za szybko.

- Nie mam pojęcia, ale wiesz co...podobasz mi się - powiedział i zbliżył się jeszcze bardziej, łapiąc moje plecy i przybliżając mnie do siebie. Ja od razu przestraszyłam się tego i odepchnęłam delikatnie chłopaka. On jednak nie uraził się, lecz uśmiechnął się jeszcze bardziej i przeczesał swoje włosy palcami - podoba mi się nawet to, że jesteś teraz taka niedostępna.

Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, a ten nadal kleił się do mnie.
- Maxon, co ty wyprawiasz? - rzuciłam. Nie rozumiałam co w niego wstąpiło. Racja, podobało mi się to jaki jest otwarty wobec mnie, ale bez przesady. Chłopak zaczyna mnie obmacywać, więc coś jest nie tak i po prostu nie podoba mi się to.

- Oj jesteś taka zadziorna...nie znałem twojego oblicza, kujonko. Ale wydajesz mi się być dobra w te klocki. - powiedział i przegryzając usta, spojrzał na dół mojej sukienki. Dopiero po chwili zrozumiałam o co mu chodzi.

- Chyba za dużo wypiłeś Maxon...- powiedziałam, ale to chyba nie była prawda, bo chłopak wypił raczej tyle samo co ja.

Byłam zdenerowana tym w jaki sposób on się zachowywał. Jego zachowanie było abusrdalne, a ja po prostu bałam się, że coś mi może zrobić.

- Może chodźmy na dół - powiedziałam i wstałam, żeby udać się do wyjścia, ale brunet złapał mnie za nadgarstek i szybkim ruchem przekręcił mną tak, że byłam oparta o drzwi jego pokoju, a moje ręce znalazły się nad moją głową. Serce zaczęło mi bić jak szalone, a oddech przyśpieszył. Zaczęłam naprawdę bać się, że nie wyjdę z tego pokoju cało.

- Nigdzie nie idziemy - szepnął mi do ucha - Przecież tego chciałaś, pragnęłaś mojego dotyku, widziałem to dzisiaj w twoich oczach. Spokojnie, nikomu nie powiem. Zrobimy to szybko i będzie po sprawie.

- Maxon...przestań proszę, puść mnie - zaczęłam się wykręcać, lecz jego uścisk był silniejszy. - Tylko po to chciałeś się do mnie zbliżyć?!

- Pf...a niby po co innego? Jeszcze żadnej kujonki nie zaliczyłem, musiał być ten pierwszy raz. - odparł, a mi zachciało się płakać. Tak bardzo chciałam się uwolnić, wybiec stąd i nie wracać. Nie wierzyłam, że Maxon okazał się takim chu*em. Tak nagle stracił moich oczach...tak nagle stał się zboczeńcem. - Pocałuj mnie, a nie pożałujesz, wiem, że tego chcesz, Amber.

Mój oddech przyśpieszył jeszcze bardziej, a ja przez tą całą panikę nie wiedziałam co mam robić. Przecież nie mogłam rozpłakać się jak dziecko. Zaczęłam się szarpać, ale ten tylko się zaśmiał. Wtedy szpilką przycisnęłam jego but, a kolanem kopnęłam w krocze. Chłopak złożył się w pół, a ja zdążyłam wybiec. Nie wiedziałam, czy będzie za mną biec, więc wolałam nie ryzykować, i żeby szybciej uciekać zdjęłam szpilki i na boso przeciskałam się przez tłum.

On jednak mnie dogonił.

- Hej, Amber, zostań jeszcze, nie sądziłem, że tak się wystraszysz - zaśmiał się Maxon. Ale ja nie zatrzymywałam się i dążyłam do wyjścia. Gdy już stałam przy drzwiach, przypomniało mi się coś jeszcze. Cofnęłam się i podeszłam niebezpiecznie blisko Maxona. - Wiedziałem, że się nie powstrzymasz.

Spojrzałam na niego jak nagroźniej potrafiłam.
- Torebka, debilu - powiedziałam i sięgnęłam po swoją torebkę i nie wahając się ani chwili zamachnęłam się nią i uderzyłam Maxona prosto w twarz. Odwróciłam się i wyszłam z jego domu. Łzy cisnęły mi się do oczu. Czułam wielki smutek i zażenowanie. Że tak dałam się otumanić.

- Chyba jej nie przeleciał! - zaśmiał się jakiś typo i gdy spojrzałam na niego, zobaczyć kto to, ujrzałam Kevin'a. Nie wierzyłam, że pochwalił się tym swoim znajomym.

Nie mogłam zadzwonić do mamy, aby po mnie przyjechała. Nie chciałam jej narazie o tym opowiadać. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Vivian. Ona jeszcze nie bardzo miała prawo jazdy, ale miała samochód siostry, którym czasami jeździła. Kiedyś gdzieś mnie podwoziła, dlatego zaryzykowałam. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Po jakichś dziesięciu, piętnastu minutach iścia główną drogą zobaczyłam czerwony samochód, który zatrzymywał się obok mnie.

- Wsiadaj szybko i spadamy! - zawołała Vivian, a ja wskoczyłam do samochodu. Obok niej siedziała Holly.

- Masz tam z tyłu ubrania na zmianę, tak jak prosiłaś. - powiedziała Holly - starałam się wybrać coś wygodnego, ale i ładnego, chociaż to było trudne, znaleźć sensowne ciuchy w mojej szafie.

- Dziękuję wam bardzo dziewczyny - powiedziałam i zaczęłam na pełnym speedzie przebierać się. - Teraz musimy tylko zdążyć na mecz Eric'a.

Tak. To był mój plan, odjechać od Maxona jak najdalej i pojechać tam, gdzie powinnam była od początku być. A ja wybrałam tego zarozumiałego fajfusa.

- Właśnie tak, teraz ważne jest to, żebyś przebrała się i zdążyła do przyjaciela. - powiedziała Vivian. - Domyślamy się, że było tragicznie, skoro taka zapłakana zadzwoniłaś do mnie. Ale opowiesz nam wszystko ze szczegółami potem. Najpierw musisz wziąć się w garść i nie myśleć o tym co się stało u Maxona.

Mimo to, łzy mi leciały po policzkach. Było mi niewyobrażalnie smutno z tego jak to się wszystko potoczyło. Tak bardzo mi na nim zależało, a on mnie potraktował jak zwykłą szmatę.

- Słyszysz mnie? Rozumiesz, Amber? - mówiła Vivian, a ja tylko powiedziałam ciche "tak".

Byłam już przebrana w jeansy i różową bluzkę. Ogarnęłam rozmyty makijaż i miałam nadzieję, że nie wybuchnę płaczem, gdy zobaczę swojego przyjaciela. Chciałam też, aby Eric nie złościł się na mnie zbyt długo o to, że mnie nie było.

Ehh teraz jest ważne tylko to, aby zdążyć na drugą połowę meczu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro