Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

74

Tydzień później

Amber:

Weekend minął całkiem szybko, ja przez ten cały czas myślałam o tym, z kim spędzić piątkowy wieczór - z Maxonem czy z Eric'em. Z kraszem czy z przyjacielem? Musiałam jak najszybciej dokonać wyboru.

Był już piątek, a ja nadal nie wiedziałam co mam robić. Minęło niewiele czasu odkąd Vivian poznała Huberta, lecz przez to, że spędzali tyle czasu razem szybciej się poznali. Od wczoraj są oficjalnie parą. Każda z nas była pewna, że się spikną. Victorii raczej też dobrze szło z Michael'em, chociaż to bardziej przyjaciółka Holly, to lubiłam ją.
Violet spędzała coraz wiecej czasu z Brunem, tak samo jak Julie i Rafael.
Holly rozmyślała nad tym, czy dobrze postąpiła z Matthew.

Tylko ja jeszcze zostałam...niezdecydowana.

- Nad czym tak myślisz, kujonie? - usłyszałam zabawny głos Martin'a. Mieliśmy całą klasą zastępstwo z nauczycielem od wf-u, więc siedzieliśmy na ławkach na hali sportowej. Niektórzy z nas grali w koszykówkę, ale ja nie jestem stworzona do takich rzeczy, więc wolałam przesiedzieć tą godzinę. Towarzyszyła mi Holly i Violet.

- Nad niczym takim.

- Oj Amber, mi możesz powiedzieć, na pewno nie wydam twojego sekłetu...przez pierwsze 10 minut.- powiedział, żartując Martin.

- Martin..a ty czemu nie grasz z swoimi kolegami? - zapytała Violet.

- A bo Cody i Patric oszukują, a Rose się ze mnie śmieje. - odparł chłopak i zrobił przesadnie smutną minę.

- Ojeju jaki smutasek - powiedziała Holly - Nie smutaj, wszystko będzie dobrze.

- Obyś miała rację. - powiedział nadal smutno.

- Wiecie co...minął już tydzień i w sumie trochę mi lepiej. - zmieniła temat Holly - wcześniej wchodziłam na naszą konwersację i czytałam nasze stare wiadomości. Ale w weekend zablokowałam go na facebooku i usunęłam wszystkie wspólne zdjęcia. Nie chcę, żeby cokolwiek mi się z nim kojarzyło.

- To w sumie dobrze, najlepiej wszystko wyrzucić, spalić i no. Chociaż ja tak nie robiłam nigdy, ale to pewnie pomaga. - powiedziała Violet.

- No i w sumie masz szczęście. Żadnych nieprzyjemnych wspomnień...od teraz żadnych chłopaków, nie chcę nikogo poznawać, przerwa od płci męskiej...chyba na chwilę przerzucę się na dziewczyny...Amber, co robisz w sobotę? - powiedziała Holly i znacząco podniosła jedną brew do góry i przegryzła wargę.

- Nie, dziękuję, ja mam Martin'a, prawda Martin? - odparłam i szturchnęłam chłopaka w ramię, ale ten przecząco pokiwał głową i pobiegł dalej grać z innymi. Uciekł drań.

Nagle zadzwonił dzwonek i byliśmy już wolni.

- Uff dawno tak się nie zmęczyłam na wf-ie, jak dzisiaj. - westchnęła Julie - pewnie schudłam z kilogram!

- Jasne, to ja najwięcej biegałam za piłką! - odezwała się Vivian.

- Ty to za chłopakami latałaś, a nie za piłką - zaśmiała się Julie.

Dziewczyny nadal droczyły się między sobą. Zostały nam jeszcze dwie godziny
lekcyjne, więc miałam jeszcze trochę czasu do zastanawiania się.

* * *
- No i koniec szkoły! Jej! Idziemy do domku na obiadek! - zawołała Holly.

- A ty Amber na obiadek i na imprezę do Maxona! - rzuciła Julie.

- Szczerze to ja nadal nie wymyśliłam gdzie chcę iść...help me, my friends - powiedziałam zrezygnowanie, gdy wychodziłyśmy z dziedzińca szkoły.

- No to nie myśl, na kim Tobie bardziej zależy, tylko pomyśl, czego bardziej będziesz żałowała...- mówiła Holly, gestykulując rękami - Tego że nie spędzisz czasu z Maxonem na jego imprezie czy tego, że nie pójdziesz na mecz Eric'a.

Hmm...racja. Czego bardziej chciałam ja, nie chłopcy...Na imprezie może bardziej zbliżymy się z Maxonem, ale z drugiej strony chciałam oglądać mecz Eric'a. Chociaż...Eric zrozumie, dlaczego nie mogę przyjść. Będzie jeszcze wiele meczy, na które będę mogła iść.

- To kto mnie pomaluje na imprezę? - powiedziałam wreszcie, a dziewczyny zaczęły piszczeć ze szczęścia. - To u mnie o 15?

- Stoi!

* * *
Nigdy tak nie stresowałam się jak dzisiaj. Wszystkie dziewczyny były już u mnie i każda miała pomóc mi wyglądać dobrze, chociaż szczerze to bardziej przyszły poekscytować się razem ze mną.

- Najpierw trzeba wybrać sukienkę, żeby potem dobrać do niej makijaż - powiedziała Holly - Zaprezentuj co masz w szafie.

Wyciągnęłam wszystkie swoje sukienki z szafy, żeby zrobić pokaz swoich kreacji. Dziewczyny były równie podekscytowane jak ja.

Weszłam do pokoju przebrana już w turkusową sukienkę, która była z prostego materiału, lecz była bardzo urocza.

- I jak? Ta może być? - zapytałam, krążąc wokół własnej osi, aby pokazać klosz sukienki.

Miny dziewczyn były takie sobie. Spodziewały się pewnie bardziej odważnej kreacji.
Poszłam znów do toalety, żeby zmienić sukienkę.

Po chwili miałam na sobie już czarną sukienkę, całkiem długą z długimi rękawami.

- Ta lepsza, choć...za bardzo pogrzebowa. - powiedziała Violet.

Znów zmiana sukienki - tym razem była to czerwona sukienka z pufkowymi rękawami, ale od razu wiedziałam, że to nie będzie to. Gdy zostały mi ostatnie dwie sukienki do zmierzenia, powiedziałam do siebie: Nie zawiedźcie mnie.

Weszłam do pokoju w sukience o butelkowej zieleni. Sięgała kawałek przed kolano i była wykonana z zamszowego materiału. Posiadała dekolt, ale taki całkiem elegancki, nie zbyt odważny, lecz subtelny. Na plecach była związana szeroką tasiemką w kształcie X.

Dziewczyny zrobiły zdziwione miny, patrząc na mnie w milczeniu.

- No powiedzcie? Nie jest zbyt...naga? - zapytałam.

- Wyglądasz w niej jak bogini. - powiedziała Julie, a reszta dziewczyn zgodziła się z je opinią. Lekko się zaczerwieniłam, słysząc komplementy rzucane w moją stronę. - Teraz tylko makijaż i bajlando.

Minęły ze dwie godziny i byłam już gotowa. Sukienka, szpileczki, włosy i makijaż. Czułam się jak milion dolarów. Miałam nadzieję, że Maxon również będzie tak uważał.

- O my God, obyś porwała wreszcie serce Kings'a. - powiedziała Holly - Będę trzymać kciuki. Jak coś to pisz do nas.

Uśmiechnęłam się jeszcze do dziewczyn i wtedy do pokoju weszła moja mama.

- Gotow....Wow, Amber, wyglądasz...dojrzale. - powiedziała moja mama. - Tylko masz mi tam uważać na siebie, nie pić za dużo i zjeść coś też tam musisz, bo jak zemdlejesz to...

- Spokojnie mamo, już jeste...

- Tak, dorosła, ja wiem. To co? Jedziemy?

* * *
Była już prawie 18-nasta, więc byłam na czas. Mama podjechała samochodem prawie pod sam dom Maxona. Był naprawdę duży, jego ogród również. Wyglądał jak z jakiegoś filmu o bogatych dzieciakach, nawet miał podobny basen. Ludzie tańczyli gdzie popadnie, dobrze bawili się przy drinkach. Muzyka dudniła na całą ulicę. Napisałam do chłopaka, że już jestem pod jego domem, aby wyszedł po mnie. Wysiadłam z samochodu i pożegnałam się z mamą. Byłam zestresowana, bo było tyle ludzi, ładnie ubranych, bawiących się ze sobą. Miałam tylko nadzieję, że odnajdę się w nowym towarzystwie.
Nagle z tłumu pojawił się Maxon. Miał na sobie czarną koszulę i czarne spodnie. Na jego szyi wisiał srebrny łańcuszek. Jeszcze bardziej się zestresowałam, czułam jak serce mi wali, jak motylki latają po całym moim wnętrzu.

- Witaj, Amber, wyglądasz olśniewająco. - powiedział Maxon i przegryzł dolną wargę ust.

- Yyy...hej, ty również wyglądasz super. - odpowiedziałam, zakładając włosy za ucho. Ta impreza była testem odwagi dla mnie. Po pierwsze nigdy nie byłam na tak dużej imprezie. No, nie licząc rodzinnych przyjęć, chociaż tam bywa znacznie mniej osób, no chyba, że sprawdzian gimnazjalisty można nazwać przyjęciem okolicznościowym, no to w sumie byłam, no albo jakiś koncert czy coś, chociaż w sumie....UGH! Ogarnij się, Amber, bo rozmawiasz sama ze sobą o jakichś głupotach. Teraz ważne jest to, aby nie wywalić się na tych szpilach. No i żeby nie palnąć jakiejś głupoty.

- Może chodźmy do środka, są tam moi przyjaciele, poznacie się - powiedział Maxon, a ja w głowie miałam znowu alarm "LUDZIE". Ehh... nienawidzę być introwertyczką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro