Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

71

Ranek: 8.40
Julie:

Założyłam szybko conversy, wzięłam torbę i klucze i wyszłam z domu. Miałam wielką ochotę napić się pysznej kawki. Byłam umówiona z dziewczynami w jednej z naszych ulubionych kawiarni. Dobrze, że miałam tam blisko, bo pewnie bym się spóźniła jak zwykle.

Gdy przyszłam na miejsce Holly i Amber siedziały już na zewnątrz przed kawiarnią.

- Hejka, jednak się spóźniłam trochę - odparłam i zerknęłam na godzinę w telefonie. Miałam 5 minut spóźnienia.

- Hej, nie, my też przyszłyśmy przed chwilą, bo wiedziałyśmy, że się spóźnisz - zaśmiała się Amber. - Czekałyśmy na ciebie z zamawianiem kawy.

- O to super, dzięki - odpowiedziałam i zajęłam miejsce obok nich na drewnianym białym krzesełku. - o czym rozmawiamy?

- Zaczęłyśmy o tym, że Matt odmówił spotkania Holly - powiedziała Amber, przeglądając kartę napoi. - Zwalił na to, że ma dyżur i nie może.

Poczułam zażenowanie zachowaniem chłopaka mojej przyjaciółki. Od dłuższego czasu ten chłopak wkurzał mnie, bo zachowywał się jak pieprzony dzieciak. Zwalanie braku czasu na siłownie było mega głupie, tym bardziej, że na reszte rzeczy miał czas. Wiem to, bo Holly mi opowiadała jakie to fajne sztuczki stosuje Matt.

- A co najlepsze, dowiedziałam się, że podobno nie miał dyżuru, a nawet jeśli miał to spędzał go w baardzo ciekawym towarzystwie koleżanek. - mówiła Holly, przegryzając wargę ze zmartwienia. - Ja już totalnie nie wiem czy to ma sens. Jakby...nie mam ochoty cały czas robić czegoś za nas oboje.

- Holly, dla mnie on jest skreślony na całej linii - powiedziałam ostro - Jemu nie zależy, czy ty to widzisz?! Zrobisz jak uważasz, ale wiesz co ja o tym sądzę. Z naszej perspektywy to wygląda bardzo toksycznie.

- No właśnie, Julie ma rację - wtrąciła Amber - Toksyczne jest samo to, że próbuje ciebie zmieniać. To jest chore, że on ci każe ćwiczyć, żebyś schudła, bo jesteś nie taka jak on by chciał.

- Wiem dziewczyny...- powiedziała smutno Holly. - Chcę z nim zerwać...może wtedy do niego dotrze, czego on ode mnie chce. Wtedy będziemy oboje wiedzieć na czym stoimy.

- Oj nie mam pojęcia, ale to twoja decyzja. My nie możemy ci  powiedzieć co musisz zrobić. - odezwała się Amber.

Było mi szkoda Holly, bo widziałam, że bije się z myślami. Czasami dostrzegałam to, że jest trochę inna, przejmowała się naprawdę drobnostkami, bo przecież " co Matthew pomyśli?". Dobrze, że przynajmniej on nie zgasił jej wewnętrznej energii.

- No dobra, cicho już, dosyć smętów, opowiadaj kim jest tajemniczy wielbiciel z instagrama - rzuciła entuzjastycznie Holly.

Nagle przyszedł kelner i zebrał od nas zamówienia. Gdy już odszedł, zaczęłam mówić:

- No to był Rafael - odpowiedziałam, a dziewczyny zrobiły zszokowane miny. - Tak. Mój crash okazał się moim cichym wielbicielem. Wczoraj nie mogłam do siebie dojść po tym spotkaniu. Nie wierzyłam, że to serio on.

- Jeju jakie to jest romantyczne, no jak w filmie! - zachichotała Holly.

- Ciekawe od kiedy on tak się w Tobie podkochiwał... - odezwała się Amber. - Jeju jaki zbieg okoliczności. To teraz będziecie romansować. Już pewnie ślub niedługo i dzieci.

- Ohh tak, dziesiątka! - odparłam i wyobraziłam sobie Rafael'a w smokingu. - będziemy teraz dążyć do tego, żeby być razem.

Po chwili przyszły nasze kawy i zapadła cisza, bo każda była zajęta piciem pysznych napojów.

- Dobra dziewczyny, szybko dopijamy kawusie i lecimy do szkoły, bo pierwsza lekcja to religia, niewątpliwie trzeba na niej był i nie spóźnić się. - odezwała się Amber, a ja z Holly zaśmiałyśmy się.

*   *   *
Holly:

- No my to jak zwykle zdążamy na lekcje - powiedziała sarkastycznie Julie, gdy w podskokach wybiegałyśmy z szatni.

- Pani Stanishes nam to wybaczy - zaśmiałam się i nagle zobaczyłam Matthew, z którym mijałam się na schodach. Popatrzyłam na niego, lecz on zachował się, jakbym była niewidzialna i patrzył po prostu przed siebie. To nie był w sumie pierwszy raz. Od naszej przerwy cały czas tak sie zachowywał. W szkole byłam dla niego nikim, chociaż ogólnie pewnie byłam dla niego nikim.

Nie zatrzymywałam się, razem z dziewczynami pobiegłyśmy na lekcję religii.

Gdy stałyśmy przed drzwiami klasy, Amber zapukała i weszłyśmy do sali.

- Przepraszamy za spòźnienie! - zawołałyśmy razem i potruchtałyśmy na koniec sali zająć ostatnie ławki, które zazwyczaj należały do nas.

- O dobrze, że już jesteście, zaraz wam wstawię obecność, a teraz porozmawiamy o...- mówiła nasza nauczycielka.

- Gdzie byłyście? - zapytała cicho Vivian, odwracając się razem z Violet.

- W schowku na miotły - powiedziałam, a Julie zaśmiała się.

- Właśnie, porównowałyśmy swoje pegazy - dokończyła Julie i wszystkie zaczęłyśmy się po cichu śmiać.

- I czyj najlepszy? - zapytała Violet, grezdając po marginesie mojego zeszytu.

- Mój, bo ja mam kolorowego - powiedziała Amber i znowu zaczęłyśmy się śmiać.

*   *   *

Lekcja religii minęła szybko, bo śmiałyśmy się z dziewczynami z różnych głupot. Na przerwie zostałyśmy w sali, bo miałyśmy potem jeszcze tam lekcje.

A mnie znowu dopadł smutek. Myślałam o tym jak będę się czuła, gdy jego nie będzie już w moim życiu albo czy faktycznie coś do siebie czujemy prawdziwego.

- Ale myślisz...- powiedziała Julie, siadając obok mnie. - Mówię ci, to dzieciak, zanim wydorośleje minie sto lat. Nie przeszkadza ci to, że jego najważniejszą rzeczą jest forma i mięśnie? I jeszcze białko!

Westchnęłam bezsilnie, bo wiedziałam, że to prawda. Wcześniej tak nie było. Nawet jak Matt był zafiksowany w te siłownie to miał dla mnie czas i jakoś inaczej to wyglądało. Czemu nagle wszystko się zmieniło z dnia na dzień?

- Pamiętasz jak to było u mnie z Paul'em? - znów odezwała się Julie - Zerwałam z nim, a potem on jeszcze myślał, że do siebie wrócimy. A teraz prawie jestem ze swoim crushem! Poza tym wiesz, ja....

Nie dokończyłam słuchać Julie, tylko wstałam z krzesła i udałam się do wyjścia z klasy.

- Gdzie ty idziesz? - zapytała Julie, a reszta dziewczyn tylko czekała na moją odpowiedź.

- Idę zerwać z Matthew - powiedziałam i popchnęłam drzwi, aby wyjść na korytarz. Wszystkie wyszły za mną i szły tak jeszcze przez chwilę. - Ja muszę to zrobić bez was, nie możecie stać obok mnie.

- No dobra, ale my tylko chcemy ci życzyć powodzenia - zaśmiała się Vivian.

Ja również się zaśmiałam, chociaż serce mi waliło ze stresu. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, ale chyba nie miałam lepszego pomysłu.

- Ufff to idę - westchnęłam, a dziewczyny jeszcze skradały się za mną. Skręciłam w prawo w korytarz, gdzie klasa Matthew miała najczęściej lekcje.

No i go zastałam. Stał z Ben'em i innymi kolegami z klasy, chichrając się.
Gdy mnie zauważył, od razu się rozpromienił, ale to chyba było trochę na przymus.

- Możesz na chwilę? - zapytałam, odchodząc na bok. Chłopak coś szepnął do znajomych i podszedł do mnie. Przez długi czas nie stał tak blisko mnie. Nie mieliśmy okazji się spotkać. Popatrzyłam na jego twarz, która nie była smutka, a całkiem wesoła. Może myślał, że chce zakończyć przerwę?

- Tak? - zapytał Matt, czekając na to co powiem.

- Wiesz co...zrywam z Tobą. - powiedziałam. Czułam jak moje ręce trzęsą się, a ja nie mam nawet odwagi niczego więcej zrobić. Zerknęłam tylko przelotnie na jego twarz, na której malowało się zdziwienie, zamaskowane uśmiechem. - Tak chyba będzie lepiej.

Chciałam, żeby powiedział, że nie możemy zerwać. Że on mnie kocha, że sie zmieni, że... będzie tak jak jeszcze do niedawna. Czekałam na to. Chciałam, żeby złapał mnie za rękę i przytulił, żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze, że naprawimy to.

- Dobrze, rozumiem. - powiedział ze uśmiechem i podniósł brodę do góry, przez co wyglądał jakoś dumnie.

Moje serce pokruszyło się na milion kawałków. Okej...Holly, tak ma być, tak będzie dużo lepiej.

Pokiwałam tylko głową, odwróciłam się i opuściłam tamto miejsce, wychodząc na główny korytarz.

Tylko nie becz Holly, tylko nie becz - mówiłam do siebie, mrugając cały czas, aby powstrzymać łzy. Jednak wybuchłam, gdy zobaczyłam na korytarzu moje przyjaciółki czekające na mnie. Wtedy łzy popłynęły wodospadem. Szybko udałyśmy się do jednej z łazienek. Usiadłam na podłogę i zaczęłam się śmiać.

Zrobiłam to! Zrobiłam...

- Co powiedział? - zapytała Vivian, klękając obok mnie, a reszta dziewczyn powtórzyło to.

- Powiedział, że rozumie i tyle i koniec i finito - powiedziałam. Amber podała mi chusteczkę w lamy, abym wytarła łzy. - Szkoda tej chusteczki na takie łzy. - zaśmiałam się.

- Jaki debil, no jaki cwel! - rzuciła Julie.

- Przynajmniej teraz możesz jeść co chcesz, nie martwiąc się o wagę. - zażartowała Violet, a ja zaśmiałam się przez łzy z jej czarnego humoru.

- Spokojnie Holly, może teraz do niego coś dojdzie, może ogarnie się i wròcicie do siebie. - mówiła smutno Amber.

- Oby - powiedziałam - Albo nie! Pff niech goni się! Nie będę mu odpisywać jak coś napisze.

- Najlepiek go zablokuj, to nie będziesz o nim myśleć. - doradziła Vivian.

Czułam smutek, ale i ulgę, że już nie będę musiała się przejmować tym, co mam zrobić. Nie chciałam nawet myśleć w taki sposób, że on może się do mnie odezwie. Chciałam, żeby to był już koniec, bo więcej nie wytrzymam.

Posiedziałyśmy jeszcze trochę w tej łazience i rozmawiałyśmy o chłopcach. Poprawiłam trochę mój rozmazany makijaż, żeby nikt w szkole nie zauważył, że płakałam. Gdy dzwonek zadzwonił poszłyśmy na kolejne lekcje. Byłam wdzięczna dziewczynom, że mi tak pomagały dojść do siebie i poprawiały humor. Dzięki nim na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.

Kilka godzin później

Violet:

- Czemu tak krzywo siedzisz? - zapytał Bruno. Siedzieliśmy razem na takiej dużej huśtawce w parku i jedliśmy pestki, popijając piwkiem.

- Bo tak mi wygodnie - odparłam i sięgnęłam po kolejne pestki. - A ty czemu tak siedzisz?

- Bo tak prawidłowo - zaśmiał się brunet - A ty bedziesz krzywa na starość.

- No i trudno - odparłam - Zajmijmy się czymś innym niż tym jak siedzę. Na przykład...jak było w pracy?

Chłopak westchnął i napił się piwa.

- Całkiem okej, chociaż chciało mi się spać przez pierwsze trzy godziny. Potem dostałem fajne zamówienie. Gościówa zażyczyła sobie 4 kartony pizzy. I była raczej sama w domu. To wy tak potraficie tyle zjeść?

Zaśmiałam się i przytaknęłam.

- Boże...nie wiedziałem. I ty też tak potrafiasz? - zapytał.

- Potrafię, ale nie chcę. Ostatnio coś słabo chce mi się jeść. Ale tak, dziewczyny potrafią dużo zjeść.

- To dlaczego zawsze jak przy nas jesteście to jecie porcje jak dla myszki?

- Żebyście nie pomyśleli, że jesteśmy ochydnymi grubaskami. Właśnie powiedziałam Ci bardzo wielką tajemnicę. Mam nadzieję, że nie rozpowiesz. - powiedziałam mega poważnie, a chłopak tylko analizował w głowie moje słowa.

- Więc jesteście potem głodne...i wyżywacie się na nas. Już czaję. Każdy facet powinien to wiedzieć, że żeby uspokoić dziewczynę trzeba jej dać dużo jedzenia.

- Nie dużo, wystarczy zestaw z maka i lody - odpowiedziałam i znowu się zaśmiałyśmy.

- To bardziej skomplikowane...na ciebie też to działa?

- Hmm...no może....

Bruno uśmiechnął się i chyba zapisał to sobie w głowie.

- A co na was działa w taki podobny sposób? - zapytałam, kończąc butelkę z piwem.

- Hmm...lubimy was widzieć w naszych ubraniach, najbardziej w za dużych bluzach. - odparł, a ja się uśmiechnęłam.

- A wiesz, że dziewczyny też lubią nosić koszulki i bluzy swoich chłopaków?

- Oo tak? Ehh jak ja mało wiem o dziewczynach. Może dlatego, że miałem tylko jedną dziewczynę i nie oglądam romatycznych filmów. - powiedział Bruno, drapiąc się po karku.

- To musimy razem coś obejrzeć. Zapraszam do mnie na jakiś mega romantyczny film. - powiedziałam z uśmiechem, a chłopak rozpromienił się. - Możemy...nawet dzisiaj...jeśli chcesz oczywiście.

- Tak! Z chęcią dowiem się o różnych sztuczkach. - odparł Bruno, unosząc jeden kącik ust.

*   *   *
Na dworze było już ciemno, a my siedzieliśmy w moim pokoiku i oglądaliśmy Dirty Dancing. Klimat poprawiały świecące lamki na moim lustrze. Bruna chyba nie bardzo ciekawił ten film, chociaż minęło tylko 10 minut filmu. Przyglądałam się chłopakowi. Jego włosy były krótko ścięte po bokach, a na górze miał dość długie. Jego błękitne oczy były kontrastem do włosów. I pomyśleć, że jeszcze niedawno uważałam go za porywacza. Teraz gdy był u mnie wyglądał jak niewinny chłopczyk.

Gdy film się skończył, zamknęłam okno przeglądarki i laptopa.

- I jak Ci się podobał? Nie wierzę, że go nigdy nie oglądałeś..
Spojrzałam na chłopaka, który spał na mojej różowej poduszce. Zaśmiałam się tylko i chwyciłam za kocyk, aby nakryć śpiocha.

On nagle się zerwał szybko i krzyknął:
- Już nie śpię!

- A fajnie ci się spało chociaż? - zapytałam, a Bruno przetarł oczy.

- Tak, ale...nie wiem jak się film skończył, a końcówka pewnie najlepsza. - powiedział smutno.

- Chcesz dokończyć teraz? - zaśmiałam się, ale chłopak pokręcił głową.

- Nie, już obejrzę w domu w wolnej chwili. Al i tak super spędziłem dzisiaj ten czas z Tobą.

- Cieszy mnie to.

- Ja już będę musiał uciekać, ale jak coś to w kontakcie? - zapytał Bruno i uśmiechnął się uroczo, na co ja pokiwałam głową na tak i poszłam otworzyć mu drzwi.

- Wpadaj częściej na jakieś wieczory filmowe - powiedziałam, gdy chłopak zawiązywał sznurówki butów.

- Następnym razem mam nadzieje, że to ty odwiedzisz mnie.

- Z miłą chęcią. - odpowiedziałam i przytuliłam chłopaka na pożegnanie.

Gdy weszłam do pokoju odcrazu w oczy rzuciła mi się jego bluza.

Pewnie specjalnie ją zostawił...cwaniak - pomyślałam i powędrowałam do łazienki, żeby wziąć długą kąpiel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro