68
Amber:
Tylko przyszłam do szkoły, a moja przyjaciółka zaczęła znowu rozpaczać nad swoim związkiem. Wczoraj do 2 w nocy pisałyśmy o relacji Holly i Matt'a, a dzisiaj z rana powtórka z rozrywki.
- No ale posłuchaj mnie, Amber - rozpaczała Holly, ciągając mnie za ramię. - Czy uważasz, że ja zawiniłam? No wiadomo, nie jestem święta, ale przecież starałam się być jak najlepsza dla niego. Popatrz, popatrz! - powiedziała i pokazała na swój brzuch. - Tu były wcześniej dwie fałdki, teraz jest tylko jedna, a to dzięki temu, że Matthew mnie motywował i...
- Kazał mi ćwiczyć i chudnąć dla niego?! - burknęłam na przyjaciółkę, która zrobiła dziwną smutną minkę.
- Nie, ja sama chciałam, no przecież popatrz na na mnie, mam gruby brzuch, grube uda i...
- O mój Boże, Holly, jesteś świruską! - krzyknęłam - Przecież on powinien Ciebie kochać za to jaka jesteś i pomimo tego jaka jesteś! To, że on ćwiczy, to nie znaczy, że ty musisz lub że Tobie to potrzebne.
- Oj no ja wieem...- westchnęła Holly - Ale on mi nawet pokazywał swój ideał dziewczyny i wiesz co, nie bardzo jestem do niego podobna. Ja po prostu chciałabym naprawić ten związek, ale nie umiem, bo przecież on też powinien się starać, a nie pier**lić głupoty o białku i siłowni.
Bosz...co ja się mam z tą dziewczyną. Zepsuł jej myślenie ten chłopak i ona chyba tego nie widzi, że Matt zrobił się toksyczny.
- Wiesz co, powiem Ci co ja o tym myślę...Matt był super chłopakiem, na początku bardzo go lubiłam, ale teraz to jak on się zachowuje jest chore, a ty przy nim nie jesteś już sobą. Stawia Ci jakieś warunki, każe ci robić z niego króla przy jego kolegach, samo to, że zwala wszystko na to, że nie ma czasu dla ciebie, bo ma siłownię. Jeszcze te jego koleżanki..są trochę podejrzane. - mówiłam, a moja przyjaciółka słuchała tego ze smutną miną.
- Ona ma rację. - odezwał się czyjś głos, i gdy się odwróciłyśmy stała tam Julie. Po chwili usiała obok nas i zaczęła mówić. - Czujesz, że on po tej przerwie waszej dziwnej będzie z Tobą szczery, będzie Cię szanował i będzie miał dla Ciebie czas? To nic nie zmieni, nadal będzie dla niego najważniejsza siłownia.
Holly słuchała naszej przyjaciółki i pewnie zastanawiała się, czy jej związek ma szansę i czy ona będzie z nim szczęśliwa. Od pewnego czasu widziałam, że już próbuje o nim zapominać i też miała na niego wywalone. Ale wiem, że ją to boli, mnie również takie coś by bolało.
- Jeśli mam być szczera to myślałam o zerwaniu z nim, może gdybym z nim zerwała to by nagle w jego głowie zapaliła się lampeczka z napisem "kocham Holly" - zaśmiała się dziewczyna - Dobra...zobaczymy ci mi powie, gdy się spotkamy. Okej..już nie marudzę.
Gdy rozmowy ucichły, wyjęłam zeszyt z plecaka i zaczęłam powtarzać tematy z biologii. Wtedy do naszego grona dołączyła Violet i zaraz potem Vivian. Obie powiedziały krótkie hej, wpratrywały się w swoje telefony.
- A co wy takie...nieobecne? - zapytała Holly.
- Piszę z Hubertem - rzuciła Vivian.
- Piszę z Brunem - odparła Violet.
- A jak kogoś to interesuje to ja piszę z chłopakiem z insta! - uśmiechnęła się Julie.
Holly popatrzyła na wszystkie smutno i nagle złapała mnie mocno i z zaskoczenia za ramię, przytulając je do siebie.
- TYLKO MY - pisnęła - Tylko my jak te dwa samotne kamienie po różnych stronach jeziora...opuszczone!!
Dziewczyna udawała rozpacz, ciągają mnie za ramię.
- Tylko my zostałyśmy same...czy ktoś nas zechce???
Zdenerwowana odkleiłam przyjaciòlkę od swojej ręki.
- No ty przynajmniej kogoś jeszcze masz, a ja? Nikt mnie nie lubi. - odparłam. Obok przechodził Martin, więc zawołałam do niego - Hej, A może ty mnie lubisz, Martin...lubisz mnie??
Martin nie zatrzymując się, uśmiechnął się zalotnie i puścił do mnie oczko.
Wszystkie zaśmiałyśmy się z tego.
- ahh chociaż Martin mnie kocha - westchnęłam i przytuliłam zeszyt. - A wy wszystkie jesteście zablokowane, jak chcecie się bawić to umcie.
Julie zaśmiała się z tego co powiedziałam, podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
- Eee...yyy...możesz mnie już puścić? Czuję się...yh..jak ogórek w słoiku.
- Ktoś powiedział ogórek?! - zawołała Holly, a ja tylko przewróciłam oczami. Julie puściła mnie w końcu i wtedy w kieszeni spodni poczułam wibracje telefonu. Wyjęłam telefon z kieszeni i zobaczyłam, że ktoś napisał mi wiadomość.
Maxon: Siemka lala, pamiętaj, że za tydzień organizuję imprezę, musisz być. Ubierz się ładnie, do zobaczenia;*
Ojejuńciu....no tak, zapomniałam, że Maxon zapraszał mnie na imprezę.
- Dziewczyny...będziecie musiały mi troszkę pomóc. - mówiłam i wpatrywałam się w wiadomość od mojego crasha. One tylko spojrzały na mnie z pytającymi minami. - Pamiętacie jak mówiłam wam o tej imprezie u Maxona...no to ona jest za tydzień...będę musiała mieć ładny makijaż, więc mo....
Julie i Holly od razu mi przerwały, piszcząc z zadowolenia.
- Zrobimy twój makijaż na bóstwo, moja bitch! Będziesz wyglądać jak milion dolarów! - piszczała Julie.
- I trzeba będzie Ciebie wrzucić w mega seksi kiecunię...taką z dekoldem, żeby podkreślić to i owo. - mówiła Holly, gestykulując rękami.
- Jeju...narazie się nie stresuję, ale pewnie stres nadejdzie potem.
- Może sobie walnij herbatkę z amolem przed wyjściem na party. - odezwała się nagle Vivian. - Ja ci mogę zrobić, to serio pomaga.
- Chcesz to odpicuję ci paznokietki, jakieś szpony na chłopa - zaśmiała się Violet.
To wszystko było bardzo miłe ze strony dziewczyn, chciały tak samo jak ja, żebym wypadła jaknajlepiej. Chciałam, aby ta impreza była wyjątkowa, może w ten dzień coś on do mnie poczuje, może powie mi, że mnie lubi...ale nie tak jak Martin tylko..no wiecie jak!
- Jestem już ciekawa twoich opowiadań po tej imprezie - powiedziała Holly, a chwilę potem zadzwonił dzwonek i musiałyśmy lecieć na lekcję.
* * *
Kilka godzin później:
Zadzwonił ostatni dzwonek i prawie że wybiegłyśmy razem z Holly ze szkoły.
- Słuchaj, Julie będzie może kiedyś z Rafael'em, Vivian będzie na pewno z Hubertem, bo ona to potrafi łapać chłopców w swoje sidła, Violet może też będzie z Brunem, ty z Maxonem i mi jak się uda to będę nadal z Matt'em. - mówiła Holly, gdy wracałyśmy razem - Czy to nie super, że każda z nas będzie kogoś miała w tym samym czasie?
- Hmm..to by było piękne, musiały byśmy zrobić jakąś wspólną imprezę wszystkie razem z naszymi chłopakami...
Chwilę się zastanowiłam i przeanalizowałam czy będzie jakaś okazja do zrealizowania tego pomysłu, no i tak średnio...niedługo święta...sylwester....SYLWESTER
- Ejj Holly! - zawołałam - przecież będzie sylwek, wtedy będzie można się spotkać wszyscy razem!
- Myślisz, że każda z nas wyrobi się z parowaniem przed sylwkiem? - powiedziała dziewczyna i w sumie miała rację.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę i obie rozeszłyśmy się w różne strony.
Gdy weszłam do swojego mieszkania, powitałam tylko rodziców i wzięłam swojego pieska, aby wyjść z nim na spacer.
Zaczynało się robić już ciemno i zimno o tej porze. Niby California, ale chłodno czasem jest.
Kira, bo tak nazywa się mój piesek, ciągnęła za smycz jak nigdy, wąchając wszystko w pośpiechu.
Biegłam tak z nią przez pół dzielnicy, no...może mniej.
Gdy wróciłam do domu, znowu przyszła mi jakaś wiadomość. Myślałam, że to dziewczyny, ale to był Eric.
Eric: Jak pani dzionek mija? :D
Amber: A całkiem dobrze, nie narzekam, a Tobie?
Eric: Właśnie kończę grę Wiedźmina..
Amber: Pff słaby jesteś, ja już dawno skończyłam ją, a przypomnę Ci, że zaczęliśmy w nią grać w tym samym czasie XD
Eric: Ale ja miałem treningi, a ty obijałaś się wtedy w domu :P
Amber: Co to to nie, jak już to się uczyłam.
Eric: Jasne jasne...ej ty, obrażalska...chciałabyś wyskoczyć dzisiaj na piwko?
Amber: Nie piję alkoholu, mówiłam Ci już...
Eric: No to na oranżadę haha pójdziemy do maka czy coś, co ty na to?
Amber:...przekonałeś mnie tym makiem, za 30 minut w parku na GoldenStreet?
Eric: Tak jest, wasza wysokość :*
* * *
Zbliżałam się już w umówione miejsce i ucieszyłam się, bo chłopak czekał już tam na mnie. No chociaż on się nie spóźnia.
- Witaj witaj okularnico - powiedział i przytulił mnie na powitanie. Hmm dawno tego nie robił.
- Witaj okularniku - uśmiechnęłam się, a ten w zabawny sposób poprawił swoje okulary.
- To co? w drogę...specjalnie nie jadłem kolacji, żeby zmieścić w brzuszku pysznego burgera - powiedział i jak dziecko poklepał się po brzuszku. - A ty na co masz ochotę?
- Jeszcze nie wiem co zjem, ale na pewno wezmę gorącą kawę. - odparłam.
- No dobrze, a potem gdzie byś chciała iść?
- Hmm...- zastanowiłam się chwilkę, gdzie by tu iść, żeby fajnie spędzić czas, ale nic mi nie przychodziło do głowy. - Ty coś wymyśl, ale coś naprawdę superowego.
- O proszę jaka wymagająca - odparł Eric - No ale dobrze, spróbuję coś wykombinować, a tera chodźmy już coś zjeść.
Szliśmy całą drogę, zawzięcie rozmawiając o nas, to co lubimy i czego nie lubimy, w czym się zgadzamy i w czym mamy odmienne zdania. Widziałam po nim, że naprawdę interesuje go to, o czym mówię. Zadawał pytania i ja mu też, fajnie się nam rozmawiało, co raz śmialiśmy się z różnych rzeczy.
Gdy już weszliśmy do środka, zamówiliśmy to co chcieliśmy i zajęliśmy stolik. Eric odsunął mi krzesło jak w eleganckiej restauracji, z czego od razu się zaśmiałam.
- Czy coś nie tak, madam? - zapytał w teatralny sposób i również zajął swoje miejsce na przeciwko mnie.
- Nie, nic, wszystko jest dobrze.
- Dobra, kontynuujmy nasze pytania, tylko teraz jakieś mocniejsze. Ty zaczynasz.
- Hmm....z iloma dziewczynami kręciłeś i z iloma byłeś w związku?
Chłopak chwilkę się zastanowił i odpowiedział:
- Z pięcioma kręciłem, ale z trzema byłem w związku. Totalne niewypały niestety. Trochę smutne sytuacje, bo pierwszy związek to był po prostu pierwszy, w drugim laska mnie zdradziła, a w trzecim odjechała bez słowa.
- Mhmm...to rzeczywiście niewypały, ale na pewno natrafisz jeszcze na lojalną dziewczynę...jestemctego pewna.
- Ehh no może i tak. Dobra, teraz moja kolej. Jaki masz typ chłopaka?
- Uuu...na pewno musi być zabawny, ale przy tym inteligentny. Musi być szczery, lojalny, wierny no i nie nudzić mnie. Myślę, że to takie typowe cechy.
- Oo no to wpasowuje się idealnie w twoje kryteria - powiedział, unosząc zboczono brwi, przez co na chwilkę się zawstydziłam, chociaż nie wiedziałam czemu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro