Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

65

Violet:

Chłopak odprowadził mnie aż do domu. Nie bałam się tego, że informację o tym gdzie mieszkam wykorzystał przeciwko mnie. Poza tym nawet, jeśli...to mam dobry system monitoringu.

- Muszę już iść, ale fajnie się rozmawiało, chociaż krótko... - powiedziałam, stojąc przy furtce. Bruno tak jakby znowu spoważniał, czego kompletnie nie rozumiałam, bo nie znamy się wcale. Jestem dla niego obcą osobą, a on chce mnie traktować jak jakąś dobrą kumpelę.

- Zostań jeszcze, pospracerujmy. - powiedział, prawie że błagajacym głosem, co wyglądało dość komiczne, zwracając uwagę na jego groźny styl bycia.

- Przecież się nie znamy...dlaczego więc tak ci zależy? - zapytałam wprost.

- Po prostu...od razu wydałaś się mega osobą. Coś jest w Tobie takiego, co chcę bliżej poznać. - tłumaczył brunet, a ja poczułam ciepło na żołądku. Spojrzałam za siebie na drzwi swojego domu. Tak bardzo chciałam już chwili spokoju dla siebie, ale coś mnie kusiło do wyjścia jeszcze dzisiaj z nowo poznanym chłopakiem. - Jeśli nie chcesz, powiedz. Nie będę już namawiał...

- Masz jutro czas? - zapytałam, a chłopakowi zabłysnęły oczy i kącik ust lekko się podniósł.

- Pracę kończę o 17, ale jak dla Ciebie - zawsze. - uśmiechnął się szeroko chłopak.

- To jutro o 18 w miejscu, w którym widzieliśmy się już dwa razy, dobrze? - zapytałam, otwierając już bramę i wchodząc na swoje podwórko.

- Tak jest, zrozumiano. A teraz już Cię puszczam wolno. Zapomniałem, że jesteś wykończona. - powiedział chłopak, powoli odchodząc, na co ja jedynie uśmiechnęłam się i pomachałam.

Wbiegłam po schodkach do domu, skręciłam w lewo do swojego pokoju i ostatkami sił zdięłam buty. Od razu rzuciłam się na łóżko i poczułam jak moje powieki stają się ciężkie.

* * *

Rano byłam tak wypoczęta jak nigdy w moim życiu. Nic dziwnego, skoro zasnęłam o 17 i obudziłam się rano o 5.30. Aż chciało mi się być w tej szkole. Przypomniałam sobie o Brunie i jego słodkim wyznaniu. Może biorę to zbyt poważnie, ale chłopak chyba naprawdę mnie polubił.

- Kolejna odcięta od realiów tego świata? Jak nie Amber to Violet. - śmiała się Julie, spoglądając to na Amber, to na mnie. - Kogo tym razem poznałaś, Vi?

Wiedziałam, że zaraz o to zapyta. A co ja mam jej powiedzieć? Poznałam groźnego typa i...

- Spotkała jakiegoś typa na Wird Street i okazał się bad boyem, a jego brat ją prawie porwał. - mówiła bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy Vivian, jedząc dużą bułę z mięsem.

Julie i Amber od razu spojrzały na mnie, jedynie Holly po cichu śmiała się pewnie z tego, że tak szybko to się wydało.

- To jego kolega nie brat, poza tym Bruno mnie uratował, zabierając ode mnie jego schlanych ziomków, poza tym...Vivian!!! Powiedziałaś to w najgorszy sposób! - uniosłam głos.

- On ma na imię Bruno? Jak Bruno Mars? - zapytała Amber, a ja jej przytaknęłam.

- W ogóle wiesz coś o nim? Ile ma lat? Pewnie nie ma pracy co? - zaczęła wypytywać Julie, ale Holly wkroczyła do akcji, delikatnie łapiąc przyjaciółkę za ramię.

- Spokojnie, dziewczyny. Violet wie co robi i z kim się tam umawia. Nie nakręcajcie się tak. - powiedziała Holly, uspokajając mnie i nasze przyjaciółki.

Zapadła cisza. Każda z nas pewnie myślała o tym, czy Bruno mnie nie skrzywdzi albo o tym, że jestem nie rozsądna. Ale ja chciałam decydować o sobie sama...tylko z małą ich pomocą.

Stałyśmy tak przed salą w ciszy, kiedy nagle korytarzem szedł Matthew i Ben, rozmawiając o czymś. Spojrzałam od razu na Holly, która bez smutku ani radości patrzyła w stronę swojego JESZCZE obecnego chłopaka. Wszystkie tam patrzyłyśmy.

Czekałyśmy na jakąkolwiek reakcję Matt'a na jego dziewczynę, ale on nawet nie spojrzał, przechodząc obok niej. Zero kontaktu. Jakby się nie znali. Holly wróciła wzrokiem do nas, a ja widziałam, że nie jest już taki sam jak kilka chwil temu.

- Nawet się nie odezwał słowem...- mruknęła Julie.

- Nawet nie spojrzał, od tego zacznijmy. - odezwała się Amber.

Holly tylko wzruszyła ramionami, ale widziałam, że biję się z myślami. Nie dziwię się jej, też bym się zastanawiała nad wszystkim co mój chłopak sobie myśli w czasie naszej przerwy.

- Przykro mi to mówić, Holly, ale on ma ciebie gdzieś. Nie możesz tak sobą pomiatać. - odezwała się Vivian, która zna się na takich relacjach. Cóż, sama takie miała.

- Właśnie, wiemy, że macie przerwę, ale gdyby on ciebie prawdziwie kochał nie pozwoliłby na nią. A nawet jeśli...odezwał by się. - mówiła Julie, a reszta dziewczyn jej przytaknęły.

- Wiem, dziewczyny. Chcę dać nam jeszcze czas, może on naprawdę potrzebuje chwili odpoczynku ode mnie. W końcu ciężko ze mną wytrzymać, a wy coś o tym wiecie, co nie? - zaśmiała się Holly, ale dziewczynom nie było już tak bardzo do śmiechu. Zwyczajnie smuciła je ta cała relacja z jej chłopakiem.

- Ej, patrzcie! - zawołała cicho Amber i wskazała głową na korytarz, którym szli chłopcy...Rafael, Maxon i jacyś jego kumple z drużyny.

Julie wpatrywała się w Rafael'a, a Amber w Maxona.

Chyba wszystkie to dostrzegłyśmy jak Maxon przechodzi przez korytarze. Do nie jednej puści oczko albo się uśmiechnie, jakby szedł po czerwonym dywanie.

- Witaj pszczółko - powiedział Maxon, mijając nas, lecz te słowa skierował do Amber. Ona się zaczerwieniła i tylko odpowiedziała uśmiechem.

Chwilę potem czekałyśmy na coś podobnego ze strony Rafael'a...no może nie na takie samo powitanie, ale chociaż za szczery uśmiech w kierunku Julie. On jednak rozejrzał się po naszej klasie, lecz nie zawiesił oka na naszej przyjaciółce.

- Ten coś jakiś mało...odważny. - powiedziała Vivian, a Julie zrobiła słodką smutną minkę.

- Bo on nie jest mną ani trochę zainteresowany, tak jak ja nim. - rzuciła Julie - Ale za to Amber jest w czyimś guście... czy on jest pszczelarzem?

Wszystkie się zaśmiałyśmy, a Amber tylko przewróciła wzrokiem.

- On mnie tak po prostu nazywa czasem...nie mam pojęcia dlaczego, ale to w sumi urocze. Lubię żółty. - roześmiała się.

- A może mu chodziło o bzyku bzyku! - zaczęła się głośno śmiać Holly z tego co sama przed chwilą wymyśliła, na co wszystkie znowu się roześmiałyśmy.

- Aj przestańcie... - denerwowała się Amber, lecz chyba również ją to śmieszyło, bo się uśmiechała.

Holly jeszcze kilka razy powtarzała słowa "bzyku bzyku" i kolejny raz dopadał ją atak śmiechu. Amber ją próbowała ogarnąć, strzelając ją w ramię, ale dziewczyna nie przestawała się śmiać. Julie grzebała coś w telefonie, a Vivian robiła sobie zdjęcia z głupimi minami.

- Amber? - odezwała się Holly, a brunetka spojrzała w jej stronę.

- Tak?

- Uważam, że....bzyku bzyku! - powiedziała Holly i znowu zaczynała się chichrać, przez co i ja łapałam ten śmiech. Nie dlatego, że sam żart był śmieszny, tylko chichot przyjaciółki.

- Ughhh to było śmieszne 5 minut temu. - rzuciła zdenerwowana już Amber, uderzając przyjaciółkę w ramię, na co ona pokazała jej język.

- Hej, dziewczyny...napisał do mnie ten gość z instagrama i podobno mnie dzisiaj widział. Mówi, że ładnie dzisiaj mi w tej czarnej spódniczce. - zaczęła Julie i spojrzała na swoją dolną część garderoby. - No wszystko się zgadza..czarna spódnica i do tego ładnie mi w niej. Tylko gdzie on mnie niby mógł widzieć??

- Może on jest z naszej szkoły! - powiedziała zdziwiona swoim odkryciem Amber. - A co jeśli tak i widzi jak się wygłupiamy na przerwach i jak wracasz do domu?

Julie zrobiła jeszcze bardziej zdziwioną minę. Teoria Amber ma sens i nie jest głupia.

- A ja mam też pewien pomysł na wyjaśnienie tego...- zaczęła z pełną powagą Holly. - Może on jest pszczołą i...

- Holly!!! - krzyknęła Amber, a my wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro