64
Roześmieliśmy się na widok wskakującej żabki do wody.
Nagle zawiał silny wiatr, a na mojej skórze znów pojawiły się ciarki. Mimowolnie chwyciłam się dłońmi swoich ramion. Eric od razu to zauważył, po czym zdjął z siebie bluzę, a na sobie zostawił tylko szarą koszulkę.
- Proszę, załóż ją. - powiedział, dając mi ją. Ja tylko pokiwałam przecząco głową, ale on nie odpuścił. - No weź ją, Amber, przecież widzę, że jest ci zimno.
Przewróciłam oczami i wzięłam jego czarną bluzę. Założyłam ją na siebie i wyciągnęłam kaptur na poprawną stronę. Już po krótkiej chwili było mi cieplej.
Eric przyglądał mi się z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Ładnie w niej wyglądasz. - powiedział po chwili - Ale wiesz jak będzie jeszcze ładniej? - zapytał i złapał za kaptur i nakładając mi mocno na głowe, dodatkowo robiąc mi siano z włosów.
- Przestań, Eric! - pisnęłam, odpychając jego od siebie. Chłopak tylko się śmiał, a ja poprawiałam swoją zniszczoną fryzurę, którą układał mi przed chwilą wiatr.
- Dobrze, już jestem spokojny. I co? Cieplej ci trochę? - zapytał serdecznie, znów bardziej poważny.
- Tak, zdecydowanie. Dziękuję - odparłam. Spojrzałam na niego uśmiechając się szczerze, nadal bardzo wdzięczna za to, że mnie tu przyprowadził. - Tu jest bardzo ładnie, ale już musimy chyba wracać...zbliża się 18 - nasta.
Chłopak pomachał głową, jakby chciał wyrwać się z jakiegoś snu.
- Ah no tak, twoja randka. Byłbym zapomniał. Więc chodźmy...możemy tu przyjść kiedy indziej, jeśli będziesz tego chciała.
- Oczywiście, chciałabym. - powiedziałam, maszerując za chłopakiem.
Nie mogłam doczekać się spotkania z Maxonem. Chciałam już znowu widzieć jego twarz i słyszeć jego głos. Chciałam, aby tym razem znowu trzymał mnie w talii, tak jak ostatnio. To przyjemne uczucie.
* * *
Pożegnałam się z Eric'iem i czekałam na Maxona w umówionym wcześniej miejscu.
Miałam nadzieję, że chociaż tym razem nie będę musiała długo na niego czekać.
Na szczęście zauważyłam maszerującego czarnula po drugiej stronie ulicy. Szybko pomachałam do niego, aby zobaczył gdzie jestem. Maxon spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się. Rozejrzał się i przebiegł przez jezdnię.
- Cześć maleńka! - powiedział i przytulił mnie. W myślach nakazywałam swoim nogom, aby się nie ugieły. - To gdzie idziemy?
- Hmm może...- zaczęłam, ale chłopak od razu mi przerwał.
- Może przejdziemy się po parku, co? To najwygodniejsza opcja. - zaproponował z wielkim uśmiechem. Ale mi nie było do śmiechu, bo szczerze mówiąc, ten park już mi się nudził, bo zawsze w nim się spotykamy.
- No dobrze, skoro chcesz. - rzekłam i poszliśmy w stronę miejskiego parku, gdzie dzisiaj nie było tam prawie żadnych ludzi.
Przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Maxon musiał nagle komuś napisać coś ważnego. Wkurzało mnie to, bo chciałam z nim spędzać każdą wolną minutę, a ten przesiadywał w telefonie. I jeszcze szczery się do niego. Pewnie pisze z jakąś laską, która go podrywa.
- Maxon, zostaw już ten telefon. - powiedziałam bardzo spokojnie.
- Już. Chwilka...chwilkaaa...- mówił, a ja przewróciłam oczami. Schował swój telefon do kieszeni i spojrzał na mnie jakiś uradowany. - Już wróciłem! Przeżyłaś beze mnie tą chwilę?
No nie miałam wyboru.
- Tak, ale było ciężko. - powiedziałam, śmiejąc się. - To opowiadaj...jak ci minął ten weekend.
Chłopak podrapał się po karku.
- W sumie...nie najgorzej. Byłem na imprezie u znajomej i było bardzo fajnie. Alkohol, dziewczyny i dobra muzyka. Potem...
No tak...dziewczyny...pewnie! Niech mnie zdradza..już mu nie wybaczę. Nie będzie ze mnie robił idiotki. Dupek.
- A tak w ogóle...ślicznie ci w tej bluzie, Amber. - powiedział.
Ohh...jaki on kochany! Ideał...zauważył, że mam inną bluzę...
Właśnie wtedy przypomniałam sobie, że zapomniałam oddać bluzę Eric'owi. A może on to specjalnie zrobił...może pozwolił mi ją pożyczyć trochę na dłużej.
- Dziękuję za komplement - odparłam i popatrzyłam w jego błękitne oczy. On się nagle zatrzymał i również spojrzał w moje. Serce zaczęło mi mocnie bić...wiedziałam, że to ta chwila.
Mój ideał zaraz mnie pocałuje! Wtedy już nie ma bata, że nie będziemy razem. Wszystkie dziewczyny w szkole będą mi zazdrościć!
Chłopak jeszcze przez chwilę tak się na mnie gapił i już myślałam, że mnie pocałuje...
- O już sobie przypomniałem co miałem ci powiedzieć! Możesz mi zacząć gratulować, bo wygrałem dzisiaj w kuponach. Takiego cela jak ja to nikt nie ma! Jestem po prostu urodzonym szczęściarzem.
I moje nadzieje zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Uśmiech zszedł mi z twarzy, bo naprawdę miałam wrażenie, że zaraz do czegoś dojdzie. Ale widocznie się przeliczyłam.
Violet:
Cały dzień spędzić w szkole? Przecież to nie zdrowe! Do 17 musiałam być w szkole, by poprawić zera z wuefu. O tej godzinie to ja powinnam spać w najlepsze w moim łóżeczku.
Niesłychane jak to nauczyciele okrutnie traktują swoich uczniów.
Wracałam szybkim krokiem do domu, bo mama miała zrobić spaggetti na kolację i nie mogło wystygnąć. Byłam bardzo zmęczona całym dniem i potrzebowałam tylko jedzenia i snu.
Byłam już blisko swojego domu, lecz po chwili zauważyłam wysokiego chłopaka, opierającego się o słup.
To był Bruno. Stał w tym samym miejscu, do którego ostatnim razem mnie odprowadził. Nie wiedziałam jak mam się zachować, bo myślałam, że już raczej się szybko nie spotkamy. A tu taka niespodzianka.
Gdy chłopak mnie zauważył szybko zerwał się i stanął przede mną.
- Cześć - powiedział, stając prawie na baczność. - Miałem nadzieję, że ciebie tu zastanę. I proszę...jesteś.
- Hej...- odparłam niepewnie, bo nie wiedziałam skąd on mógł wiedzieć, o której będę wracać do domu. Jednak o nic jego nie zapytałam tylko podeszłam bliżej. - A ty nie w pracy?
- Wziąłem wolne, bo muszę pomóc tacie w jego warsztacie. Teraz ma pełne ręce roboty i przydałaby mu się pomoc. A ty już po szkole?
- Tak, ledwo żyję, chcę tylko kolacji, prysznicu i snu. - powiedzialam, a on tak jakby posmutniał. - Ale przyda mi się miłe towarzystwo na powrót do domu.
Bruno od razu się rozchmurzył i skręciliśmy w drogę prowadzącą do mojego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro