Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

60

Amber:

Randka z panem Maxonem Kings'em była bardzo udana. Cały czas rozmawialiśmy... co prawda o nim i pod koniec trochę o mnie, ale i tak mi się podobało. Tylko krótko ze mną został...powiedział, że musi iść coś załatwić.

Nie rozumiałam tego kompletnie, ale przecież nie mogłam mu rozkazać, żeby został.

Zadzwoniłam więc do Holly, czy by mogła się spotkać. Oczywiście się zgodziła i po 15 minutach była już na miejscu.

Miałam w planach jej o wszystkim opowiedzieć, musiała przecież znać prawdę.

- Hej hej! - wykrzyknęła przyjaciółka, rozkładając ręce niczym orzeł, na co od razu się zaśmiałam. - Jak było na rande vu? Już była wymiana śliny?

- Niee, opanuj się, wariatko! - roześmiałam się - Muszę ci coś powiedzieć ważnego.

Usiadłyśmy na jedną z naszych ławek w parku. Wzięłam głeboki wdech.

- A więc...czekałam na Maxona i natrafiłam na Matt'a i jego kumpli... - mówiłam i obserwowałam minę swojej przyjaciółki. Jak narazie nie dawała po sobie poznać co czuje, ale pewnie jej było przykro. - Okłamał cię wtedy, mówiąc, że ma siłownię i jakieś zawody. Na dodatek podsłuchałam ich i dowiedziałam się, że w jego pokoju w bursie...przychodziły jakieś dwie dziewczyny. Kelly i Marta, niestety nie znam ich... chyba wolę nie wiedzieć co oni tam robili.

Holly nie była jakoś bardzo tym poruszona i nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.

- Obawiałam się tego, że mógł wtedy mnie kłamać. On jest po prostu debilem. Żałosnym debilem. A co do tych lasek...są młodsze od nas i uczą się w naszej szkole. Nie wiem co on w nich widzi, to jeszcze dzieci...mają po 14 - 15 lat. - Holly opuściła głowę w dół i zaczęła bawić się rąbkiem swojej bluzy. Nie wiedziałam jak ją pocieszać, bo nie potrafię pocieszać ludzi. - Wiesz co ci powiem, Amber? Ostatnio między nami się psuje...on jest jakiś inny, kłócę się cały czas z nim, bo on nie potrafi rozmawiać ze mną normalnie. Wszystko zwala na mnie, a ja mam poczucie winy...nie wiem nawet kiedy to wszystko się zje*ało.

- Powinnaś z nim porozmawiać w cztery oczy i wyjaśnić sobie wszystko. On nie powinien się tak zachowywać. Musicie na spokojnie pogadać.

- Myślisz, że tak nie robiłam? Do niego nic nie dociera...

Było mi żal swojej przyjaciółki, bo wiedziałam, że jej na nim zależy, a on zachowuje się jak dzban. Który chłopak wolałby siłownię zamiast swojej dziewczyny? Nie rozumiem tego kompletnie.

- Myślisz...że się rozstaniecie? - zapytałam, chociaż może nie powinnam była.

Przyjaciółka siedziała w milczeniu i zastanawiała się zapewne nad przyszłością swojego związku.

- Myślę, że tak...niestety...źle się czuję cały czas, bo mam wrażenie, że mu się narzucam, że on już mnie nie chce. Jeśli nadal będzie miedzy nami tak źle, wolałabym pierwsza z nim zerwać. Wiem, że to będzie ciężkie. Pewnie teraz mówię co innego, a zrobię co innego.

- Zrobisz to, co będziesz uważać za słuszne, to twoja decyzja. Oby tylko z tego nie powstał toksyczny związek.

- Ehh wiem - westchnęła Holly i włożyła ręce do kieszeni bluzy. - Nie powstanie...on jest kochany...może to po prostu taki etap przejściowy.

- Trzymam kciuki za was...idziemy na kebsa? - zapytałam, ale Holly pokiwała głową na nie. Wiedziałam, że straciła dawno humor. Rzadko się to zdarza, bo ta dziewczyna zawsze ma dobry nastrój i tryska energią. Lecz wiedziałam jak ją namówić na kebaba. - Weźmiesz sobie z dużą porcją ogórków kiszonych...a ja z podwójną dokładką cebuli!

Holly zaśmiała się i od razu wstała z ławki.
- Dobra, to idziemy. Jestem gotowa.

Holly:

Wróciłam do domu przed 21. Świetnie spędziłam czas ze swoją najlepszą przyjaciółką, pocieszyła mnie trochę.

Gdy weszłam do swojego pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko i poleżałam tak chwilę.

Zaczęłam poważnie myśleć nad tym, co będzie ze mną i Matthew'em. Nie dość, że mnie okłamuje, to na dodatek spędza czas z koleżankami, zamiast ze mną. Tak! Mam prawo do złości.

Chciałam wiedzieć wszystko jak najszybciej. Wzięłam więc telefon i postanowiłam porozmawiać z Matt'em. Jeśli nie ma czasu na spotkanie to mu powiem przez telefon.

- Halo? Cześć skarbie, co tam?  - odezwał się Matt.

- Hej, czy nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?

- A o czym? I po co?

- O nas...czy nie wydaje ci się, że jest jakoś conajmniej dziwnie? Poza tym okłamałeś mnie dzisiaj, więc...

- Oh , miałem akurat godzinę wolnego czasu, więc spotkałem się na chwilę z chłopakami z bursy. A potem naprawdę miałem zawody.

- Dobrze, wierzę Ci.

- No chyba jakoś nie bardzo. Nie mogę spotkać się nawet z kumplami? Ostatnio się przecież widzieliśmy.

- Ale ja tobie niczego nie zabraniam, po prostu myślałam, że mnie okłamałeś. Po drugie powinniśmy spotkać się i wszystko wyjaśnić.

- Ale nie ma czego wyjaśniać. Przecież jest dobrze, tylko ty masz cały czas jakiś problem. Jesteś jakąś paranoiczką chyba. Pamiętasz co było ostatnio, gdy się spotkaliśmy przypadkiem?

- Tak, byłeś wtedy z kolegami. I co?

- No i nie pamiętasz jak się zachowałaś?! Nie chciałaś się do mnie przyznać, pewnie specjalnie przy moich kumplach?

- To brzmi niedorzecznie!

- No właśnie...ty w ogóle nie widzisz w tym problemu, a w rzeczach nie ważnych widzisz ich pełno.

Słyszałam w jego głosie agresję i miałam wrażenie, że zaraz mnie wyzwie...on raczej nigdy na mnie nie krzyczał, a teraz? Nie poznaję go.

- Nie rób z igły widły, Matthew. Przecież normalnie się powitaliśmy, przytuliłam cię, a ty chciałeś uciekać już do znajomych. Nie chciałam więc ci przeszkadzać...w zasadzie to z nimi się spotkałeś, nie ze mną.

- No i to mnie właśnie boli, bo inaczej zachowujesz się przy moich znajomych! Udajesz, jakby ci na mnie wcale nie zależało. A ja przecież serce bym ci oddał!

- Nie mów tak, bo tak nie jest. Normalnie ciebie traktuję, przecież jesteś dla mnie ważny i to powinieneś wiedzieć zawsze, nie tylko przy znajomych.

- Nie! Traktujesz mnie przy znajomych jak jakiegoś debila, to mnie rani, i mam teraz dziurę w serduszku...

Byłam oburzona tym co on mi mówił. Nigdy nie traktowałam go inaczej, zawsze przecież normalnie się dogadywaliśmy...coś jest teraz nie tak...

- A mnie boli to co mówisz...jeśli uważasz, że będę się płaszczyć przed twoimi kolegami i robić przy nich na pokaz króla z ciebie, to się grubo mylisz.

- Co?! Jesteś żałosna, nie wiem czemu tak absurdalnie się zachowujesz...

- Wiesz co?! Mam ciebie już dość! Dorośnij w końcu!!

Wykrzyczałam to wprost do słuchawki i szybko się rozłączyłam. Łzy napłynęły mi do oczu i miałam ochotę rozbić ten telefon o ścianę. Usiadłam na łóżku i schowałam  twarz w dłonie. Czemu on tak się zmienił? Dlaczego on tak zwraca uwagę na opinię ludzi? Od dawna nie ma dla mnie tyle czasu, co wcześniej. Zastąpiła mnie siłownia. Phe...

A może faktycznie to wszystko moja wina? Może to ja robię coś źle, a jego to poważnie boli?

Nie wiedziałam co mam robić w takiej sytuacji. Matthew mówi, że mnie kocha tak jak na początku, ale widzę, że jego uczucie do mnie słabnie. Szczerze to moje też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro