Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55

Amber:

Był już wieczór, czas, kiedy młodzież obrzeży miasta schodziła się do centrum, żeby spotykać się ze znajomymi, swoimi połówkami, palić trawę i inne rzeczy, którzy robili wszyscy, prócz mnie. Nie byłam typem dziewczyny, która mogłaby wciągnąć się w takie świństwa. Nie byłam również zbyt poukładana, przeciwnie.

Stwierdziłam, że po całym dniu nauki na jutrzejszy sprawdzian z chemii mam prawo do rozpalenia zmysłów moich kubków smakowych. Od dawna miałam ogromną ochotę na pyszne latte z bitą śmietaną.

Tamtego wieczoru specjalnie przeszłam się do jednego z ulubionych barów, a raczej kawiarni, które są o tej porze jeszcze otwarte.

Zaczynało się ściemniać, ale to nie powstrzymało mnie, żeby posiedzieć w kawiarni z kubkiem kawy.

Weszłam do budynku i poprosiłam o swoją kawę i zamówiłam jeszcze jakieś ciastko z kremem.

Usiadłam na jedną z czarnych skórzanych kanap, które były umiejscowione przy oknie. Rozsiadłam się wygodnie i obserwowałam ludzi za oknem.

Dopadła mnie męcząca od wielu dni myśl.
Dlaczego wszyscy kogoś mają, a ja nadal jestem sama? Czy to ja jestem jakaś inna? Dziwna? A może po prostu nie jestem taka jak te dziuniowate dziewczyny z naszej szkoły?

Holly zawsze próbuje wyprzeć te myśli z mojej głowy, a ja próbuję wierzyć w to, że jestem wspaniała. Podobno każdy jest na swój sposób.

Tylko dlaczego, choć się staram, wciąż nie wychodzi mi przyciąganie jakiegokolwiek chłopaka do swojej osoby?

Jedyne co mnie trzyma przy pozytywnych emocjach to to, że Maxon jest cudowny i mógłby mieć każdą, a mimo to spotyka się ze mną. Ale trudno mi go będzie przytrzymać przy sobie...

- Proszę Pani, to pani zamówienie - wyciągnął mnie z rozmyśleń głos kelnerki, która kładła tacę z moimi przysznościami na stolik. Kulturalnie podziękowałam, a dziewczyna oddaliła się do innych klientów.

Pociągnęłam napój przez słomkę, a jego kawowy smak rozlał się po mojej buzi.

Nagle ktoś podszedł do mnie i bez pytania usiadł na przeciwko. To był Eric, ale byłam tego pewna dopiero, kiedy chłopak zdiął kaptur.

- Trochę wieje - zaczął temat znikąd i delikatnie uśmiechnął się, widząc ciasto na moim talerzyku. - Smacznego, czekasz na kogoś? Może na Maxona?

- Wiesz co, nie, robię sobie samotną godzinkę z moimi myślami - wzruszyłam ramionami - chcesz trochę latte?

Zapytałam, ale chłopak pokiwał przecząco głową i wyjął spod stolika puszkę z jakimś napijem.
Przez chwilę nic się nie odzywaliśmy, tylko razem patrzyliśmy przez okno. Na przeciwną ulicę przyszła jakaś dziewczyna, która całując swojego chłopaka, mało go nie pożarła w całości. Od razu widząc ten niezręczny obraz, odwróciliśmy wzroki i spojrzeliśmy na siebie.

- Jeśli chodzi o Maxon'a...- zaczęłam i siorbnęłam trochę kawy. - Jak narazie jest super. Dużo rozmawiamy i...

- O czym niby? O jego rzekomej zajebistości i koszykówce? - prychnął Eric i upił trochę ze swojej puszki. - Poważnie pytam. Z gościem ciężko rozmawiać, przekonałem się trochę, widząc go na każdych zajęciach z kosza.

- Akurat nie. Rozmawiamy na przykład o...szkole albo o innych głupotach, jak narazie skupia uwagę na mnie, a nie na sobie, więc ma ode mnie plusa.

Chłopak patrzył na mnie z dziwnym uśmiechem, przez co ja również zaśmiałam się.

- Jeśli ma być twoim "kimś więcej" to ważna jest rozmowa. Najpierw musisz się z nim zaprzyjaźnić, a potem...iść w bardziej radykalne metody takie jak uwodzenie. - mówił Eric z pełną powagą.

- Czemu ty mi to mówisz? - zapytałam, przerywając krojenie ciastka z kremem.

Chłopak chwilę się zawahał i podrapał się w kark.

- Bo znam to uczucie. Poza tym, jesteśmy przyjaciółmi- powiedział, na co uśmiechnęłam się szczerze. On również to zrobił, tworząc mimowolnie dołeczek w jednym z policzków. - A przyjaciele częstują swoich przyjaciół jedzonkiem. Dasz małego kęsika ciacha?

- Ale z ciebie cwaniak! - zawołałam ze śmiechem, że dałam się lekko wrobić. Jednak poczęstowałam chłopaka ciastem, które naprawdę było dobre.

- Ale mniam! - wymrukał z pełną buzią i ciamkał, jakby pierwszy raz jadł coś takiego.

- Ciszej trochę, nie jesteśmy tu sami - zaśmiałam się, na co Eric ściszył swoje mlaskanie.

Nagle uslyszeliśmy głosny gwar, który dobiegał zza okna. Oboje spojrzeliśmy w bok, gdzie stała grupka ludzi, otaczająca bijących się jakichś chłopaków.

Ja i Eric wymieniliśmy spojrzenia i razem wyszliśmy na zewnątrz, ciekawi kto się "znowu" bije.

Ludzie robili zdjęcia, a inni po prostu się śmieli lub wykrzykiwali. Jedynie co z początku widziałam to jakiegoś blondyna i chłopaka o czarnych włosach, którzy wymierzali sobie ciosy.

Przez chwilę nie zdawałam sobie sprawy z tego, kim oni są, ale potem dostrzegłam twarz jednego z chłopaków.

- Ej, czy to nie Maxon? - zapytałam Erica, który nadal przyglądał się chłopakom. Byłam już trochę spanikowana, bo nie chciałam, żeby mój crush wchodził w jakiekolwiek bójki. Niestety to był Maxon. Zastanawiało mnie, dlaczego się z nim bije. Nagle usłyszeliśmy dźwięk syreny i po chwili samochód policji stał przy kawiarni, gdzie było całe zamieszanie.

- Ktoś wezwał gliny i to nie byłem ja - zaśmiał się Eric, a ja go spiorunowałam wzrokiem. - No co? Nie lubię gościa, a wszyscy wiemy, że on coś ma za kołnierzem. Może teraz mu się oberwie.

Znów spojrzałam na chłopaka z zabijającym spojrzeniem, a on tylko się uśmiechnął.

- No zapominam, że to twój przyszły niedoszły. - odparł, a ja chyba się zaczerwieniłam, bo poczułam jak moje policzki pieką. Wolałam się już nie odzywać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro