49
Viktoria:
Kilka cichych kroków, a uda mi się przestraszyć tego jakże zaczytanego chłopca. Tak, Mike wygląda jak bezbronny chłopiec, mocno skupiony na czytaniu książki, którą mu poleciłam.
Jeszcze z nim nie rozmawiałam o jego tamtym małym zaginięciu. Jakoś o tym zapomniałam, ale skoro on nic o tym nie wspomniał, to może nie ma powodu do zmartwień.
Chłopak siedzi samotnie przy ławce umieszczonej blisko drzew, które zapewniają mu cień. Dzisiaj jest dość upalnie jak na kwiecień.
Podchodzę do niego, skradając się, ale chłopak nagle się odwraca i posyła mi bystry uśmieszek.
- Coś się nie udało, panno Preis? - zapytał, nie spoglądając na mnie, lecz nadal w książkę.
- Niestety...- mówię, choć ciężko mi to było przyznać. Siadam obok Michael'a i odrzucam długie włosy na plecy. Przyglądam się mu, kiedy nadal trzyma nos w kartkach. - Widzę, że zainteresowała cię ona, nawet bardziej niż mnie.
- Jest czadowa, akurat taka, jakie lubię - uśmiechnął się szczerze i zamknął książkę, chowając ją do plecaka. Chłopak nie odrywał ode mnie wzroku, ale cały czas milczał. Świdrował mnie wzrokiem, a ja nie wiedziałam gdzie umiejscowić swój. To było niewygodne dla mnie, dlatego po chwili zapytałam o co mu chodzi.
- Zastanawiam się, dlaczego nie spotkałem ciebie wcześniej, skoro mieszkasz w tym samym miasteczku co ja. - odpowiedział, nie odrywając swoich czekoladowych oczu od moich zielonych.
Faktycznie tak było. Oboje mieszkamy w San Bernardino i nigdy go nie widziałam. A San Bernardino nie jest takie duże.
- Może widzieliśmy się, ale o tym nie wiemy? - odparłam i w jego oczach na chwilę pojawił się błysk.
Pomyślał nad moimi słowami i roześmiał się.
- Ej no tak może być. - rzucił - Albo...podkochiwałaś się we mnie i dlatego mnie omijałaś! Myślę, że to rozwiązanie jest najbardziej prawdopodobne.
Prychnęłam na samą myśl o tym, że mogło tak być. Nigdy bym nie zdradziła Shawna Mendes'a, jeszcze z takim... no akurat w jego przypadku nie miałam zabardzo do narzekania. Michael nie należał do chłopaków, którym brakowało wdzięku albo bystrości. Dzięki sportu jego sylwetka nabrała ładnych kształtów, to trzeba było przyznać. Jego twarz była ładnie zarysowana i zawsze promienna, co dodawało do jego urody wiele plusów. Sam on posiadał wiele dobrych cech, których nie potrafiłabym znaleźć w innych chłopcach z tej szkoły. Nie znałam go za długo, ale już dostrzegłam jaki jest miły i przyjazny wszystkim. Umie rozmawiać z ludźmi, nie ważne kim są. Dobrze czuje się w towarzystwie, choć cieszy się i z samotności. Ale miał coś w sobie jeszcze, czego nie potrafiłam opisać jednym słowem.
- Halo? Jesteś jeszcze tu? - zaśmiał się Michael, ukazując swoje zęby. Wyrwałam się z zamyśleń i tylko uśmiechnęłam się - Zniknęłaś na długo, pewnie mocno rozgościłaś się w swoim umyśle. - zaśmiał się ze swoich słów. - Nad czym tak myślałaś?
- Nad niczym ważnym - rzucam, a chłopak nie zadaje mi więcej pytań. Gdy na niego patrzę, nagle przypomina mi się jego małe zaginięcie. Nadal nie miałam pojęcia co się z nim wtedy stało. - Michael, mam do ciebie pytanie...
Chłopak wyprostował się, a jego uśmiech trochę zgasł z twarzy.
- Zamieniam się w słuch - powiedział, przyglądając się mi.
- Co to była za akcja kilka dni temu? Nie było z tobą żadnego kontaktu, w szkole ciebie też nie było. - gdy usłyszał moje pytanie, lekko spoważniał i poprawił się na ławce. Milczał, a ja nie wiedziałam nad cz tak długo się zastanawia. - Powiedz coś, od tamtego czasu nie rozmawialiśmy ze sobą. Aż do teraz.
Michael raczej nie wiedział, co mi odpowiedzieć. Musiał coś nabroić, dlatego nie chciał mi wyjawić prawdy.
- Nic takiego się nie wydarzyło. Po prostu musiałem zerwać się ze szkoły i pomóc wujkowi w pracy. Poprosił mnie o to, więc mu pomogłem. - odparł i na koniec uśmiechnął się, przez co jego odpowiedź wydawała się bardziej prawdziwa.
- Aha i dlatego nie było ciebie dwa dni w szkole i nie odpowiadałeś mi na wiadomości? - zapytałam po raz kolejny.
- No tak jakoś wyszło. Ale naprawdę wszystko jest okej, nie musisz mnie pilnować. - mrugnął do mnie okiem i chwycił na ramię od swojego plecaka. - Muszę już uciekać, zostało jeszcze sporo roboty do zrobienia.
- A twój trening? - zapytałam i wstałam, kiedy chłopak oddalał się od miejsca naszego spotkania.
- Wujek zwolnił jednego pracownika. Na czas znalezienia kolejnego ja nim będę - odparł - Do jutra, cześć! - krzyknął i odbiegł gdzieś za dziedziniec szkoły.
Nie rozumiałam wszystkiego z jego tłumaczeń. Choć chciałam mu ufać, miałam wrażenie, że nie powinnam tego robić. Polubiłam go i dlatego martwiłam się, że mógł wejść w jakieś cholerne bagno. A może po prostu jestem przewrażliwiona i zabardzo się przywiązałam do zadawania się z Mike'em. Co rzadko mi się zdarza, żebym się do kogoś przywiązywała.
W każdym razie...skoro sam mówi, że jest okej to tak musi być.
Czekają mnie jeszcze dwie lekcje, z których z chęcią bym się urwała. Biorę jednak swoją torbę z książkami i podążam do drzwi wejściowych budynku szkoły.
* * *
Eric:
- Chciałbym, abyście wszyscy powitali naszego koszykowego bramkarza, który po krótkiej przerwie, wreszcie wrócił do gry - trener wskazuje na mnie, a ja wybiegam na środek sali i staję obok trenera.
Po krótkich oklaskach i przesadzonych wiwatach, Cody postanawia zrobić jeszcze większe przedstawienie i zaczyna wykrzywiwać moje imię. Jemu wtóruje Maxon i Ryan, a potem każdy drze się na całego.
Każdy, bo nie zauważyłem Micheal'a, nie siedzi nawet na trybunach.
- No już, już chłopcy. - trener próbuje nas trochę uspokoić. - zostawcie lepiej siły na trening, bo przygotowałem na dziś coś extra.
Teraz po sali rozniósł się nasz wspólny jęk niezadowolenia. Jeśli trener mówi, że przygotować coś extra, to należy wzywać sobie pogotowie, żeby przyjechało idealnie na zakończenie treningu.
- Na początek wychodzimy na dwór i siedem okrążeń wokół boiska - mówi i macha ręką, ponaglając nas przy tym.
- Nie mam bluzy! - słyszę czyjś jęk z tyłu.
- Trenerzee! - tym razem to Max - Na dworze jest teraz zimniej! Ledwo co zaczęła się wiosna!
Cóż, każdy się stara jak może, ale treningi na dworze to jakaś męka.
- Przepraszam was bardzo. - mężczyzna około czterdzierstki zakłada ręce na piersi. - Myślałem, że stoję na czele prawie dorosłych, ambitnych i odpowiedzialnych chłopców, a tym czasem mam przed sobą jakieś cholerne panienki, które mają po prostu za dużo testosteronu. - burczy w naszą stronę. Nie robi to na nas większego wrażenia.
Mężczyzna pociera skronie i głęboko wzycha.
- Niech kapitan was pokrzepi. - zwraca się do Michael'a, ale gdy zauważa, że chłopaka nie ma wśród drużyny, zaznacza coś w dzienniku i macha głową niezadowolony. - Przekażcie Mike'owi, żeby zjawił się u mnie w kantorku. Tak to nie będzie, musi być zorganizowanie.
Trener miał rację. Ostatnio Micheal nie pojawia się na treningach, nawet rzadko bywa w szkole. Nie rozmawiałem z nim od jakiegoś czasu, ale wydaje mi się, że wpadł w jakieś tarapaty. On nigdy nie opuszczał treningów, sport to jego sposób na życie, a tak przynajmniej mi się wydawało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro