45
Narrator:
- No chyba nie uważasz, że Michael jest w jakimś niebezpieczeństwie. - Holly uniosła ręce - Nie występujemy w jakimś przedstawieniu, jemu nic pewnie nie jest.
- Ale on na pewno by tak nie napisał - oburzyła się Viktoria. Dziewczyny szybkim krokiem oddalały się od szkoły i szły w kierunku pobliskiego lasku, który znajdował się jakiś kilometr od budynku.
Michael często wspominał o małej siedzibie w lesie, w której czasem przebywał, ale nigdy nie sprecyzował o jaki las chodzi. Nastolatki szły więc na oślep, mając nadzieję, że to właśnie w tym lesie napotkają przyjaciela.
- Jakbyś chciała wiedzieć, mam ważny projekt z biologii i wolę go dzisiaj przedstawić - odezwała się Holly, ale Viki dalej ciągnęła za rękę przyjaciółkę i prowadziła ją w głąb lasu. Dziewczyna rozglądała się, aby znaleźć coś, co by naprowadziło je na jakiś trop. Jednak po pewnym czasie poszukiwań nic nie rzuciło im się w oczy.
- Viki, chodź już, jemu na pewno nic nie jest, może siedzi sobie w jakiejś knajpie z kolegami i jest pijany - powiedziała Holly, a jej towarzyszka zaczęła zastanawiać się nad prawdziwością słów wypowiadanych przez nią. Viktoria nie chciała wyjść na desperatkę, nie chciała, by jej przyjaciółka pomyślała, że jej zależy na Michael'u. W pewnym sensie jej zależało. Chłopak potrafił ją wysłuchać i był dobrym kumplem. Z nim dzieliła pasję do czytania tego samego rodzaju książek, a poza tym różnił się od tej bandy rozbrykanych gimbusów, których nie cierpiała. Dlatego Viki martwiła się o Michael'a , ale wolała tego nie okazywać.
- Masz rację, pewnie jest w domu napruty jak szpak - wzruszyła ramionami Viktoria - lepiej już chodźmy stąd, tu napewno jest dużo robactwa.
Dziewczyny weszły z powrotem na dróżkę i poszły w kierunku szkoły. Nie zdawały sobie jednak sprawy, że kilkanaście metrów od nich ktoś się im przyglądał, czekając aż sobie pójdą.
* * *
- Posłuchajcie mnie przez chwilę, to nie jest nic śmiesznego! - uniosła lekko głos pani Stanshes, kiedy zobaczyła co wyprawiają jej uczniowie. Lekcja trwała od jakichś 30 minut, a nauczycielka nie umiała opanować nadpobudliwych uczniów. Chłopcy przyglądali się ulotkom o antykoncepcji i śmiali się z każdego słowa na ulotce. To trochę dziwne, że takie kartki można znaleźć w szkole. Dziewczyny za to wzięły ulotki o ciąży i również czytały.
- Proszę Pani, a Rose jest w ciąży! - krzyknął Martin, ale od razu dostał kuksańca od dziewczyny. - Ejj! To bolało!
- Bo miało boleć, pajacu - odsyknęła Rose i wróciła do lektury, która nawet ją zaczęła interesować, choć nie myślała jeszcze w tym wieku o zakładaniu rodziny i rodzeniu dzieci.
- Niech pani się nie denerwuje, może jak poczytają to zrozumieją, że to poważne sprawy - powiedziała Amber, a nauczycielka się tylko uśmiechnęła.
- Nie koloruj tych obrazków! - zaśmiała się Julie, wyrywając kredki z ręki jej towarzysza z ławki, ale on sięgnął po kolejne kredki z jego piórnika i nadal kolorował ciężarną kobietę z ulotki.
Chłopcy mieli ubaw z tego wszystkiego, a dziewczyny starały się zachować powagę, żeby dać dobry przykład.
- Ja narazie nie chcę mieć dzidziusia, za dużo by mnie to kosztowało - odparła Vivian, odkładając ulotki na miejsce - Teraz jestem w ciąży spożywczej i mówię wam, duże koszty. - na jej słowa cała klasa wybuchła śmiechem i nawet nauczycielka nie powstrzymywała się od uśmiechu.
- A ja bym chciał - odezwał się Alex, który do tej pory siedział cicho i przeglądał cos w swoim telefonie. - By mi robiło jedzonko, sprzątał w moim pokoju albo odrabiał lekcje.
- Ty to naprawdę jesteś debilem! - syknęła Julie, a pani Stanshes skarciła ją wzrokiem. Chłopak tylko uśmiechnął się cwano i z powrotem nałożył na głowę swój kaptur.
- Dobrze, teraz niech każdy odłoży te ulotki i bierzemy się za temat lekcji - ogłosiła pani Stanshes, ale jej marzenie o prawdziwej lekcji zrujnował dzwonek, który nagle rozbrzmiał na korytarzach. Wszyscy wzięli swoje plecaki i wybiegli z sali.
Amber i Holly wyszły jako ostatnie, zmierzając do szatni.
- Widzisz się dzisiaj z Maxon'em? - zapytała dziewczyna, ale Amber nie uśmiechnęła się, lecz wyszedł jej tylko jakichś grymas.
- Tak, ale nie wiem czy dobrze robię. Ja się nim zauroczyłam, ale on uważa mnie tylko za koleżankę. - odpowiedziała Amber.
- No to coś trzeba z tym zrobić, bo skoro chłopak ma krejzola na punkcie koszykówki, to zanim sie obejrzysz on da ci kosza - odparła Holly - a w dawaniu kosza on jest niezły.
- To nie jest śmieszne - mruknęła Amber, a jej przyjaciółka wybuchła śmiechem.
- Sory, musiałam to powiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro