43
Michael:
Dziewczyna opuściła park, zostawiając mnie, ale podbiegłem do niej i chwyciłem za ramię.
- Hej, hej! - zawołałem - nie dąsaj się, nie mogę ci powiedzieć jaki chaos panuje w moim życiu.
Viktoria wzruszyła obojętnie ramionami i poszła dalej przed siebie. Znowu podbiegłem do niej. Nie chciałem, żeby nasz kontakt się zepsuł przez takie coś. Naprawdę polubiłem tą charyzmatyczną dziewczynę i zależało mi na tym, żeby ona mnie też polubiła. Czasem bardzo brakuje mi kogoś z kim mogę pogadać o ważnych rzeczach. Eric, mój najlepszy przyjaciel, nie wie o moich problemach i najlepiej by było, żeby tak zostało. Nie chcę, żeby on się w to angażował i martwił się o mnie. Ze wszystkim dam sobie radę. Tak jak zwykle.
- Lubie Cię, Viki i nie chcę, żeby to, czym zajmuję się w życiu przelało się na naszą przyjaźń. - mówię, nadal trzymając swoją rękę na jej ramieniu. Dziewczyna z niepewnością lub zaskoczeniem patrzy w moje oczy, a ja patrzę w jej. Dopiero teraz widzę jak bardzo są niebieskie. Otrząsam się lekko i dodaję - bo jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Viktoria:
- Nie wiem - powiedziałam nadal lekko zaskoczona słowem " przyjaźń", które wypadło z jego ust. Zmarszczyłam brwi i dodałam - przyjaciele sobie mówią o wszystkim.
Nie sądziłam, że on uznaje naszą relację za przyjacielską. Choć tego nie przyznałam nikomu, to na serio polubiłam tego gościa. Dobrze mi się z nim rozmawiało, nie tylko o książkach i filmach, ale o wszystkim.
- Powiem ogólnikowo - odparł, a ja pomachałam głową. Chłopak wziął głęboki wdech - zrobiłem coś w swoim życiu, co je kompletnie zmieniło, czego teraz żałuję.
To zabrzmiało jak z jakiegoś filmu o morderstwach, czyli strasznie i źle, choć wątpiłam, że Michael kogoś mógł zamordować, nie wyglądał na takiego, kto zabił kiedykolwiek kogoś.
- A teraz muszę za to odpowiadać. - Michael opuścił swoją rękę, która lekko przytulała moje ramię i podszedł do najbliższej ławki w parku. Poszłam za nim, a gdy usiadł kontynuował swoje przemówienie - Nigdy w życiu nie chciałem popełnić takiego błędu, ale musiałem, bo... tak trzeba było. Nie miałem wyjścia.
Usiadłam przy nim, kiedy głos chłopaka zaczął się załamywać. Chociaż nie wiedziałam o co chodzi, nie znałam tematu przewodniego, to było mi go szkoda. Tak cholernie współczułam mu, nawet jeśli nie wiedziałam co dzieje się u niego, domyślałam się co może czuć.
Trudno mu było, ale Mike nie chciał się poddawać, na pewno nie chciał pokazywać swoich słabości.
A teraz pokazał co u niego w duszy gra. Dziwnie było patrzeć na kogoś, kto zawsze jest uśmiechnięty i pełen energii, a nagle staje się osłabiony i bez cienia nadziei.
- Łatwiej to mówić komuś, kogo się prawie nie zna. Tacy ludzie bardzo się nie przejmują czyimś losem - gdy mówił, jego oczy robiły się szklane, a on wpatrywał się w ziemię, jakby widział odbicie z lustra jego myśli - Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie chcę, żeby moi kumple zamartwiali się, bo to i tak nie ma sensu. Jest mi po prostu ciężko, a... - przestałam nad sobą panować i przerywając jego wypowiedź, przytuliłam go. Mike od razu mnie objął. Myślę, że tego potrzebował - przytulenia, czyjegoś uścisku. Nigdy nie zauważyłam żadnej dziewczyny przy jego boku, ale może nie miał na to czasu.
Michael pociągał czasem nosem, przez co myślałam, że płacze, ale kiedy się odkleiliśmy od siebie, nie było żadnej łzy na jego policzkach.
- Tak mi przykro - powiedziałam ze smutkiem w głosie i położyłam dłoń na jego dłoni, a chłopak tylko się uśmiechnął. - jeśli jest coś w czym mogę ci pomóc to...
- Nie, wszystko w porządku, trochę się rozkleiłem - zaśmiał się, pociągając nosem - przecież nie może być tak źle, prawda?
Nawet przez te jego słowa, czułam, że jest mu ciężko. Nie zauważyłem nigdy, żeby był podejrzanie smutny, aż do teraz. Coś naprawdę było na rzeczy, a mnie korciło dowiedzieć się co. Na ogół jestem bardzo ciekawska, więc tego też sobie nie odpuszczę.
Zapanowała niewygodna cisza, nikt z nas się nie odezwał przed dłuższą chwilę. Siedzieliśmy na tej ławce dość blisko siebie, co według mnie było trochę niezręcznie. Czasem na siebie spoglądaliśmy i odwzajemnialiśmy sobie uśmiechy.
- Porozmawiajmy o czymś przyjemnym - zaproponował - a więc... masz kogoś? Pytam z ciekawości, a nie z inicjatywy ślubu z tobą. - zaśmiał się Mike.
Ja i chłopak? Śmieszne, bo to dwie przeciwności.
- A czy wyglądam na taką, która ma chłopaka? Po co mi chłopak?! - zaśmiałam się trochę sarkastycznie. - nie potrzebuję go.
- Nie chcesz czy po prostu go nie masz? - zapytał ponownie, jakby nie zrozumiał mojej odpowiedzi. Kpił ze mnie, bo nie miałam drugiej połówki?! Wydawało mi się, że szuka pretekstu do wkurzenia mnie.
- Nie chcę i nie mam. Przecież mówię, że nie potrzebuję kogoś, kto by mnie wkurzał, ograniczał... - mówiłam, ale Mike przerwał mi.
- Ograniczał w czym, skoro podobno nic w życiu nie robisz? - on perfidnie chce mnie wyprowadzić z równowagi. - nigdy się nie zakochałaś? Nie pragnęłaś mnieć kogoś do kochania?
Kiedy o to zapytał moja złość zamieniła się w coś... dziwniego. Coś we mnie pękło, czułam lekkie ukłucie w sercu jakbym przebiegła cholerny maraton.
Ale on miał rację. Nigdy nie zakochałam się w nikim, no prócz Shawn'a Mendesa, ale to raczej idol niż...
Naprawdę nigdy nad tym nie myślałam. Nikt o to mnie wcześniej nie pytał i ja sama nie miałam powodu się nad tym zastanawiać.
Michel chyba zauważył, że nadmiernie i czymś myślę.
- Nie wiesz co tracisz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro