Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

18.00

Michael:

Musiałem spotkać się z Maxon'em czy tego chciałem czy nie. Gość jest nieprzewidywalny, a ja dowiedziałem się o tym za późno. Wiele mnie łączyło z nim i nadal łączy, chociaż nigdy nie chciałbym, żeby tamte czasy powróciły. Nie chciałbym, żeby on był moim przyjacielem tak jak do niegdyś. Miałem wybór - albo Maxon będzie moim przyjacielem albo wrogiem.

Oczywiście wybrałem to drugie, bo już nie zamierzam bratać się z kimś, kto dokonał tego samego co Kings.

- Siema stary - powiedział Maxon, wyciągając rękę z kieszeni czarnej bluzy, którą miał na sobie.

Spojrzałem na niego z kpiną i nie uścisnąłem jego dłoni.

- Nie mam czasu na pogawętki z tobą - syknąłem, a chłopak tylko zaśmiał się.

On wie jaki jestem. I nawet jeśli nie widać po mnie tego, że jestem zestresowany i spięty, to on napewno o tym wie. Wyczuwa mój strach. Tacy jak on żywią się strachem.

- Michael, słodziaku - zaśmiał się Maxon i przeczesał włosy palcami. Ten jego pieprzony nawyk mnie doprowadza do szału. - Spokojnie, pogadajmy jak za dawnych czasów.

- Już nic nie będzie tak jak kiedyś - wypaliłem - mów do rzeczy, jestem umówiony z kimś.

Maxon uśmiechnął się znacząco i podszedł w moją stronę.

- Ah no tak, Victoria Preis - powiedział Maxon i rozpiął zamek w swojej bluzie. Od razu zauważyłem mieniący się w świetle lamp metal pistoletu. Byłem trochę przyzwyczajony do tego widoku. - to twoja nowa sunia? I jak? Dobra??

- A twoja Amber? - rzuciłem, a chłopak szybko spojrzał na mnie - Kolejna zabawka? Ughh tylko ją skrzywdź.

- Jest dla mnie ważna. - odpowiedział spokojnie, ale z powagą malującą się na jego twarzy.

Nie wierzyłem mu, ale wierzyłem sobie i Amber. Ona nie jest głupia, jak będzie coś nie tak, dziewczyna da sobie radę. A jak coś to w każdej chwili może zwrócić się o pomoc do mnie.

- Do rzeczy. Po co chciałeś mnie widzieć? - zapytałem, a chłopak się zastanowił chwilę i wyciągnął jakiś mały składany nożyk z kieszeni spodni.

- Dostałem informację, że zaniedbujesz biznes, a przecież nie tak się umawialiśmy.

- Byłem zajęty - odpowiedziałem i przełknąłem gulę, która ustała mi w gardle. - Musiałem pomóc ojcu, wiesz, że mam problem w ro.... - Maxon przerwał i zaczął te swoje mądrości, które mówi za każdym razem, kiedy powinie mi się noga.

- Jedyne o czym teraz powinieneś myśleć to nasz biznes. To powinno być dla ciebie najważniejsze. Nie możesz teraz się wycofać.

Ten biznes był jego, nie mój. Ja tylko spłacam pewnego rodzaju dług, którego sam sobie jestem winien.

- Słuchaj, bądźmy po prostu lojalni wobec siebie, bo jeszcze jeden tego typu wybryk, a nie ręczę za siebie. - odparł, uśmiechając się szeroko i zerknął na coś za moimi plecami. Nagle zmienił temat, czego wcale nie zrozumiałem. - no więc jak będziesz chciał to mogę dać tobie notatki z piątku, jak coś to pisz, cześć!

Odmachnął ręką i poszedł sobie. Nagle poczułem czyjąś dłoń na plecach, a kiedy się odwróciłem zobaczyłem Viktorię. Uśmiechała się tak na swój uroczy sposób, który i tak rzadko widuję.

- Hejo - przywitałem dziewczynę i zmierzyłem w stronę parku.

- Rozmawiasz z Maxon'em? Przecież mówiłeś mi, że lepiej się z nim nie zadawać. - wyparowała Viktoria, zakładając ręce na piersi.

Podrapałem się po karku i zrobiłem obojętną minę.

- Spotkaliśmy się przypadkiem i postanowiłem poprosić go o notatki z fizyki - skłamałem - on jest mistrzem, jeśli chodzi o fizykę i chemię.

Dziewczyna zastanowiła się chwilę i pokiwała głową, nie zadawając więcej pytań. Nie lubię kłamać osobom, które choć trochę lubię. Ale dzięki Bogu, że uwierzyła, bo nie chciałbym, żeby ktokolwiek gmerał w nieswoich sprawach, a tymbardziej w moich. Nie potrzebuję więcej kłopotów.

- A więc..jak tobie mija dzień? - zapytałem, kiedy zmierzaliśmy w jedną z alejek w parku.

- Dzień jak każdy. Rutyna, mam dość nudne życie, że tak powiem. - odparła, ale jej odpowiedź nie usatysfakcjonowała mnie.

- Jak to nudne?

Dziewczyna od razu spoważniała i chyba nawet zrobiło jej się smutno.

- Nic u mnie się nie dzieje. Nie jestem typem człowieka, który co tydzień chodzi na imprezy i ulewa się alkoholem - mówiła - po prostu... Żyję bez celu.

Myślałem nad tym co dziewczyna właśnie powiedziała i nie mogłem uwierzyć. Nie spodziewałbym się po niej, że ma spokojne życie.

- Każdy ma jakiś cel w życiu, może go jeszcze nie odkryłaś? - stwierdziłem, a dziewczyna spojrzała na mnie. - ja wręcz chciałbym chwili odetchnienia, takiej nudności chociaż przez jakiś czas, bo z moim trybem życia jest...

- A co robisz takiego w życiu, że chcesz odetchnąć? - zapytała z ciekawością ukrytą w głosie.

Oczywiście nie mogłem jej powiedzieć, ale nie chciałem kłamać.

- Myślę, że nie chcesz wiedzieć.

- Ależ chcę - mruknęła z uśmiechem i przysiadła na jednej z ławek, ale ja nie byłem przekonany do tego, żeby cokowiek jej powiedzieć. W ogóle z jakiej racji? Dziewczyna widziała moje zakłopotanie, więc dodała - naprawdę mnie to interesuje.

- Chyba nie powinnaś wiedzieć - odpowiedziałem, a Viktoria zaczęła mi się przyglądać, dlatego ja odwróciłem wzrok.

- Tajemnica mówisz? - rzuciła - Dobrze, nie było tematu. Masz rację. Nie powinno mnie to wcale obchodzić.

Viki wstała z ławki i bez słowa wyszła na ulicę, zostawiając mnie w parku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro