39
Poniedziałek:
Amber:
- ...nie no posłuchaj - zaczęłam - wiadomo, że Loki jest najlepszym bohaterem w Marvelu!
Chłopak tylko się zaśmiał kpiąco.
- Deadpool jest kozakiem i nic tego nie zmieni - odparł, wkładając ręce w kieszenie. - Ale są gusta i guściki.
- Właśnie, Ericu.
Szliśmy razem do szkoły, a to dzięki temu, że w piątek Eric został u mnie trochę dłużej i super spędziliśmy czas.
Przez weekend Maxon się nie odzywał. Nic nie pisał, nie dzwonił, a przecież czasem to robił. Aż sama byłam w szoku, że ja z nim rozmawiam. Ja również nie odzywałam się, bo tak podpowiedziała mi Holly - "Jak kocha to wróci". Ale wiadomo było, że Maxon nawet nie uważa mnie za przyjaciółkę, a co dopiero za miłość.
Podczas drogi do szkoły rozmawialiśmy o wszystkim co dotyczyło Marvela. To było super, że mam z kim o tym pogadać, bo na ogół nie ma takich osób bardzo zafascynowanych tą produkcją.
- Tak sobie myślę, że mało wiesz o Marvelu - odpowiedział, kiedy wchodziliśmy na teren szkoły. Miałam już mu coś odkrzyknąć, ale mój głos utknął w gardle, gdy zobaczyłam Maxon'a na boisku. Grał w kosza z chłopakami z drużyny.
Na moje nieszczęście, będziemy musieli przejść obok boiska.
- Już wiem o co chodzi. - odezwał się Eric, a ja udałam, że nie patrzę w stronę Maxon'a, tylko po prostu się rozglądam.
- Ale z czym wiesz o co chodzi?
Chłopak spojrzał na mnie spod rzęs, które w sumie ma nawet długie, jak na płeć męską.
- No nie udawaj, przecież to widać, jak na niego patrzysz, a ja mówiłem, że wszystko wiem. - powiedział Eric no i nie miałam drogi ucieczki - sama do niego podejdziesz, czy będziesz się tak na niego lampić?
Oczywiście wolę gapienie się na niego, no ale pogadanie z nim w cztery oczy byłoby najlepszą opcją.
Kiedy zbliżaliśmy się do szkoły (i jednocześnie na boisko) błagałam, żeby on mnie nie zauważył.
Nie patrz w jego stronę, Amber, spokojnie, to tylko chłopak...
Nagle zobaczyłam, że Maxon biegnie w naszą stronę, a ja chciałam stać się niewidzialna.
- Okej, to ja się ulatniam, mam nadzieję, że sobie poradzisz, do zobaczenia! - krzyknął Eric i wszedł do budynku szkoły.
Spojrzałam na Maxon'a, który miał na sobie grubą czarną bluzę, a pod pachą trzymał piłkę do koszykówki.
- Witaj, Amber - powitał chłopak i przeczesał swoje włosy, które trochę mu oklapły po treningu. Nic nie odpowiedziałam, więc chłopak przejął głos - sorka, że w piątek tak wyszło, mogłem zostać.
- Mogłeś, ale tego nie zrobiłeś.
- Wiem i mi głupio teraz. Przepraszam - odparł uroczo Maxon, a mi się serduszko topiło, kiedy słyszałam jego słodkie "przepraszam". - może jakoś ci to wynagrodzę?
- Co masz na myśli? - zapytałam, unosząc brew i zakładając ręce na piersi.
- Poszlibyśmy sobie gdzieś razem. - rzekł - super jest spędzać z tobą czas.
Woow. Byłam w szoku, ale za nic nie chciałam tego pokazać. Uśmiech też mi wchodził na usta, ale również nie pozwoliłam mu na to.
- Jutro o 15.30? - padło pytanie z jego strony. Gdyby była tu Holly to by mi pomogła zdecydować co mam zrobić. Z jednej strony chcę jego przytulić i zgodzić się, ale z drugiej muszę być niezależna. Co on sobie myśli, że jak ładnie zamruga oczkami i zaprosi mnie na randkę, to się zgodzę??!
- Niech będzie - odparłam, ale potem miałam ochotę piz**ąć się w czoło.
- A więc 15.30 pod fontanną, do zobaczenia, piękna! - odrzekł Maxon i wrócił biegiem na boisko.
O.mój. Boże. Maxon znów to powiedział, a on ma rację prawda?
* * *
Popędziłam szybko na stołówkę, gdzie od razu zobaczyłam moje przyjaciółki.
- Hej, dziewczyny! - mruknęłam z lekką zadyszką - chciałam przeprosić za te "wygnanie" z moich urodzin. Byłam taka wściekła na tych czubów, że...
- No nic się nie stało, nie rozpaczaj - przerwała mi Rose.
- Lepiej mów, jak wygląda sytuacja z Maxon'em. Ostra sprzeczka? - zapytała Holly.
- Właśnie zaprosił mnie na randkę! - powiedziałam uradowana i uwolniłam swój uśmiech, który wskoczył mi na buzię.
Usiadłam na krześle obok Violet, która była jakaś nieobecna dzisiaj i siedziała z nosem w książce od chemii.
- Jeju, trzymam za was kciuki, ten Maxon to jednak nie jest zły - rzekła Julie, która była bardzo wesoła.
Spojrzałam na nią znacząco, a dziewczyna westchnęła.
- W sumie to przez tą bójkę pogodziłam się z Paul'em i znów jesteśmy razem.
- Wow, chociaż jeden plus.
- Nie jeden - powiedziała Julie i spojrzałyśmy na Viktorię, która uśmiechała się do telefonu. Nagle podniosła wzrok i nie wiedziała o co chodzi.
- No co?
Nic jej nie odpowiedziałyśmy tylko zaczęłyśmy się śmiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro