Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39

Poniedziałek:

Amber:

- ...nie no posłuchaj - zaczęłam - wiadomo, że Loki jest najlepszym bohaterem w Marvelu!

Chłopak tylko się zaśmiał kpiąco.

- Deadpool jest kozakiem i nic tego nie zmieni - odparł, wkładając ręce w kieszenie. - Ale są gusta i guściki.

- Właśnie, Ericu.

Szliśmy razem do szkoły, a to dzięki temu, że w piątek Eric został u mnie trochę dłużej i super spędziliśmy czas.

Przez weekend Maxon się nie odzywał. Nic nie pisał, nie dzwonił, a przecież czasem to robił. Aż sama byłam w szoku, że ja z nim rozmawiam. Ja również nie odzywałam się, bo tak podpowiedziała mi Holly - "Jak kocha to wróci". Ale wiadomo było, że Maxon nawet nie uważa mnie za przyjaciółkę, a co dopiero za miłość.

Podczas drogi do szkoły rozmawialiśmy o wszystkim co dotyczyło Marvela. To było super, że mam z kim o tym pogadać, bo na ogół nie ma takich osób bardzo zafascynowanych tą produkcją.

- Tak sobie myślę, że mało wiesz o Marvelu - odpowiedział, kiedy wchodziliśmy na teren szkoły. Miałam już mu coś odkrzyknąć, ale mój głos utknął w gardle, gdy zobaczyłam Maxon'a na boisku. Grał w kosza z chłopakami z drużyny.
Na moje nieszczęście, będziemy musieli przejść obok boiska.

- Już wiem o co chodzi. - odezwał się Eric, a ja udałam, że nie patrzę w stronę Maxon'a, tylko po prostu się rozglądam.

- Ale z czym wiesz o co chodzi?

Chłopak spojrzał na mnie spod rzęs, które w sumie ma nawet długie, jak na płeć męską.

- No nie udawaj, przecież to widać, jak na niego patrzysz, a ja mówiłem, że  wszystko wiem. - powiedział Eric no i nie miałam drogi ucieczki - sama do niego podejdziesz, czy będziesz się tak na niego lampić?

Oczywiście wolę gapienie się na niego, no ale pogadanie z nim w cztery oczy byłoby najlepszą opcją.

Kiedy zbliżaliśmy się do szkoły (i jednocześnie na boisko) błagałam, żeby on mnie nie zauważył.

Nie patrz w jego stronę, Amber, spokojnie, to tylko chłopak...

Nagle zobaczyłam, że Maxon biegnie w naszą stronę, a ja chciałam stać się niewidzialna.

- Okej, to ja się ulatniam, mam nadzieję, że sobie poradzisz, do zobaczenia! - krzyknął Eric i wszedł do budynku szkoły.

Spojrzałam na Maxon'a, który miał na sobie grubą czarną bluzę, a pod pachą trzymał piłkę do koszykówki.

- Witaj, Amber - powitał chłopak i przeczesał swoje włosy, które trochę mu oklapły po treningu. Nic nie odpowiedziałam, więc chłopak przejął głos - sorka, że w piątek tak wyszło, mogłem zostać.

- Mogłeś, ale tego nie zrobiłeś.

- Wiem i mi głupio teraz. Przepraszam - odparł uroczo Maxon, a mi się serduszko topiło, kiedy słyszałam jego słodkie "przepraszam". - może jakoś ci to wynagrodzę?

- Co masz na myśli? - zapytałam, unosząc brew i zakładając ręce na piersi.

- Poszlibyśmy sobie gdzieś razem. - rzekł - super jest spędzać z tobą czas.

Woow. Byłam w szoku, ale za nic nie chciałam tego pokazać. Uśmiech też mi wchodził na usta, ale również nie pozwoliłam mu na to.

- Jutro o 15.30? - padło pytanie z jego strony. Gdyby była tu Holly to by mi pomogła zdecydować co mam zrobić. Z jednej strony chcę jego przytulić i zgodzić się, ale z drugiej muszę być niezależna. Co on sobie myśli, że jak ładnie zamruga oczkami i zaprosi mnie na randkę, to się zgodzę??!

- Niech będzie - odparłam, ale potem miałam ochotę piz**ąć się w czoło.

- A więc 15.30 pod fontanną, do zobaczenia, piękna! - odrzekł Maxon i wrócił biegiem na boisko.

O.mój. Boże. Maxon znów to powiedział, a on ma rację prawda?

* * *
Popędziłam szybko na stołówkę, gdzie od razu zobaczyłam moje przyjaciółki.

- Hej, dziewczyny! - mruknęłam z lekką zadyszką - chciałam przeprosić za te "wygnanie" z moich urodzin. Byłam taka wściekła na tych czubów, że...

- No nic się nie stało, nie rozpaczaj - przerwała mi Rose.

- Lepiej mów, jak wygląda sytuacja z Maxon'em. Ostra sprzeczka? - zapytała Holly.

- Właśnie zaprosił mnie na randkę! - powiedziałam uradowana i uwolniłam swój uśmiech, który wskoczył mi na buzię.

Usiadłam na krześle obok Violet, która była jakaś nieobecna dzisiaj i siedziała z nosem w książce od chemii.

- Jeju, trzymam za was kciuki, ten Maxon to jednak nie jest zły - rzekła Julie, która była bardzo wesoła.

Spojrzałam na nią znacząco, a dziewczyna westchnęła.

- W sumie to przez tą bójkę pogodziłam się z Paul'em i znów jesteśmy razem.

- Wow, chociaż jeden plus.

- Nie jeden - powiedziała Julie i spojrzałyśmy na Viktorię, która uśmiechała się do telefonu. Nagle podniosła wzrok i nie wiedziała o co chodzi.

- No co?

Nic jej nie odpowiedziałyśmy tylko zaczęłyśmy się śmiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro