Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

Viki:

- Wychodzisz z chłopcem? - zapytała mama, kiedy zakładałam czarną bluzę. Gdy popatrzyłam w lustro dopiero zauważyłam, że cały mój outfit ma jeden mroczny kolor. - bo jeśli tak to...

- Nie, wychodzę z Holly i daj mi spokój - syknęłam, a mama tylko się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Krzyknęłam "pa" i wyszłam szybkim krokiem z mieszkania.

Robiło się już ciemno, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałam szybko wrócić do domu i zasiąść do książki, którą mam nadzieje, że ten półgłówek przyniesie.

*   *   *
Po jakichś 10 minutach czekania przy tej głupiej fontannie miałam zajrzeć do baru "Last Rose", który znajduje się na przeciwko fontanny.

Już kierowałam się w tamtą stronę, kiedy nagle podeszła do mnie Amber z uśmiechem na twarzy.

- Cześć, Viktoria! Co tam? - zapytała dziewczyna.

- Znając Holly pewnie już ci powiedziała. - odezwałam się, ale Amber nie wiedziała o co chodzi. A to dziwne. - no bo właśnie czekam na Mike'a, ma mi pożyczyć książkę.

- Z tym Mike'em? To życzę miłej randki - zaśmiała się, a ja miałam ją poprawić, że to nie jest randka, ale już nie chciało mi się wyprowadzać z błędu. - ja czekam nie zgadniesz na kogo!

- Skoro jesteś taka happy, to pewnie z Maxon'em.

- Przecież jak coś powiem głupiego, to za taką mnie weźmie! A ja nie mogę spieprzyć pierwszej randki z księciem z moich bajek. Ale jestem podjarana, bo to on pierwszy zaproponował.

- Cieszę się razem z tobą, ale mam takie pytanie. Więc gdzie są chłopacy? - zapytałam, a Amber lekko się uśmiechnęła, patrząc na coś za moimi plecami. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam Michael'a.

- Przepraszam za spóźnienie, ale autobus mi odjechał - powiedział, w co kompletnie nie uwierzyłam. Odwróciłam się jeszcze do Amber, ale ona podeszła już do Maxon'a. Mike również patrzył w tamtą stronę.

- Witaj przyjacielu - zawołał Maxon prawdopodobnie do Mike'a.

- Nie jestem twoim przyjacielem, Kings - odwołał Mike.

- No jak to nie? A nasza przysięga? Czy już zapomniałeś?

Mike pokiwał głową i odmachał mu od niechcenia.

- Chodź, nie chcę z nim teraz gadać - powiedział Mike, ale ja nic z tego nie zrozumiałam. Wolałam o nic nie pytać, bo to nie była moja sprawa, tym bardziej, że gościa znam jakieś dwa tygodnie. - Znasz tą dziewczynę?

- Chodzi ci o Amber?

- A jednak znasz?

- Tak, to moja kumpela, jakiś problem? - syknęłam.

- Ona nie powinna z nim się spotykać.

Kolejna rzecz, której nie rozumiałam, ale zważając na to, że ich rozmowa nie była zbyt...przyjacielska mogę stwierdzić, że się nie lubią.

- Pytam jeszcze raz. Masz jakiś problem do nich? Zazdrość Cię zjada?

Mike usiadł na ławce, która znajdowała się na przeciwko rzeki, przepływającej przez miasto.

- Nie rozumiesz, do Amber nic nie mam, znam ją z dzieciństwa i wiem, że jest spoko, chodzi mi o tego gościa. Znam go dłużej niż ona.

- Aha, czyli wiesz nawet, że krótko się znają?! A o mnie coś wiesz ciekawego? - odpowiedziałam, lekko się wkurzając.

- Słuchaj, tylko mówię, że nie powinna zadawać się z takim kimś jak on, okej? A teraz skończmy tą głupią rozmowę i porozmawiajmy o czymś ciekawym.

Usiadłam obok niego na ławce i próbowałam nie zadawać więcej głupich pytań, których on nie chce, tak po prostu, z grzeczności.

- Mieliśmy zrobić bitwę na riposty.

- Wiem, że masz cięty język, chciałem tak po prostu się spotkać i pogadać z kimś, kto nie jest z mojego codziennego otoczenia - odparł i spuścił głowę, miętoląc przy tym skrawek swojej kurtki. Był przygnębiony, ale ja nie wiedziałam jak mu pomóc. Zazwyczaj nie poprawiam ludziom humoru, a wręcz przeciwnie-uwielbiam go psuć.

- Ale..coś się stało? - zapytałam, próbując złapać z nim kontakt. Oczywiście tylko z powodu poprawienia mu humoru.

- Tak, nie...a przynajmniej nie teraz. W sumie nie ma o czym mówić, zostawmy to. Więc...co u ciebie? - zapytał nagle, zmieniając temat.

- No nic ciekawego, prócz tego, że jutro mam sprawdzian z geografii, a nic nie umiem. - powiedziałam i oparłam się o oparcie ławki.

- No z twoją inteligencją będzie ciężko - zaśmiał się, choć to był mega słaby pocisk.

- Wątpisz w moje możliwości?

- No skądże znowu! - powiedział, podnosząc ręce do góry, w wyrazie obrony.

- Właśnie, tak ma być. Trzeba umieć trzymać was w garści.

- Masz rację, musisz się dużo nauczyć.

- Takiego jak ty łatwo jest nawet i na wolności trzymać.

- A ciebie trzeba spiłować, bo masz zbyt ostre krawędzie. Ja jestem dobrą piłką do metalu.

- Właśnie, do metalu.

- I to się dobrze składa, bo jesteś baardzo ciężkim metalem.

- No złoto jednak dużo waży.

- A dziękuję za ten komplement, akurat robię masę - powiedział i uniósł lewą rękę, spinając ją. Nie wytrzymałam i zaśmiałam się. - Oo umiesz się szczerze śmiać, dobrze wiedzieć.

Kurde, zostałam zdyskwalifikowana, ale to była tylko bitwa, nie wojna. Mam jeszcze szansę pokazać, kto tu jest lepszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro