26
Viki:
- Wychodzisz z chłopcem? - zapytała mama, kiedy zakładałam czarną bluzę. Gdy popatrzyłam w lustro dopiero zauważyłam, że cały mój outfit ma jeden mroczny kolor. - bo jeśli tak to...
- Nie, wychodzę z Holly i daj mi spokój - syknęłam, a mama tylko się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Krzyknęłam "pa" i wyszłam szybkim krokiem z mieszkania.
Robiło się już ciemno, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałam szybko wrócić do domu i zasiąść do książki, którą mam nadzieje, że ten półgłówek przyniesie.
* * *
Po jakichś 10 minutach czekania przy tej głupiej fontannie miałam zajrzeć do baru "Last Rose", który znajduje się na przeciwko fontanny.
Już kierowałam się w tamtą stronę, kiedy nagle podeszła do mnie Amber z uśmiechem na twarzy.
- Cześć, Viktoria! Co tam? - zapytała dziewczyna.
- Znając Holly pewnie już ci powiedziała. - odezwałam się, ale Amber nie wiedziała o co chodzi. A to dziwne. - no bo właśnie czekam na Mike'a, ma mi pożyczyć książkę.
- Z tym Mike'em? To życzę miłej randki - zaśmiała się, a ja miałam ją poprawić, że to nie jest randka, ale już nie chciało mi się wyprowadzać z błędu. - ja czekam nie zgadniesz na kogo!
- Skoro jesteś taka happy, to pewnie z Maxon'em.
- Przecież jak coś powiem głupiego, to za taką mnie weźmie! A ja nie mogę spieprzyć pierwszej randki z księciem z moich bajek. Ale jestem podjarana, bo to on pierwszy zaproponował.
- Cieszę się razem z tobą, ale mam takie pytanie. Więc gdzie są chłopacy? - zapytałam, a Amber lekko się uśmiechnęła, patrząc na coś za moimi plecami. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam Michael'a.
- Przepraszam za spóźnienie, ale autobus mi odjechał - powiedział, w co kompletnie nie uwierzyłam. Odwróciłam się jeszcze do Amber, ale ona podeszła już do Maxon'a. Mike również patrzył w tamtą stronę.
- Witaj przyjacielu - zawołał Maxon prawdopodobnie do Mike'a.
- Nie jestem twoim przyjacielem, Kings - odwołał Mike.
- No jak to nie? A nasza przysięga? Czy już zapomniałeś?
Mike pokiwał głową i odmachał mu od niechcenia.
- Chodź, nie chcę z nim teraz gadać - powiedział Mike, ale ja nic z tego nie zrozumiałam. Wolałam o nic nie pytać, bo to nie była moja sprawa, tym bardziej, że gościa znam jakieś dwa tygodnie. - Znasz tą dziewczynę?
- Chodzi ci o Amber?
- A jednak znasz?
- Tak, to moja kumpela, jakiś problem? - syknęłam.
- Ona nie powinna z nim się spotykać.
Kolejna rzecz, której nie rozumiałam, ale zważając na to, że ich rozmowa nie była zbyt...przyjacielska mogę stwierdzić, że się nie lubią.
- Pytam jeszcze raz. Masz jakiś problem do nich? Zazdrość Cię zjada?
Mike usiadł na ławce, która znajdowała się na przeciwko rzeki, przepływającej przez miasto.
- Nie rozumiesz, do Amber nic nie mam, znam ją z dzieciństwa i wiem, że jest spoko, chodzi mi o tego gościa. Znam go dłużej niż ona.
- Aha, czyli wiesz nawet, że krótko się znają?! A o mnie coś wiesz ciekawego? - odpowiedziałam, lekko się wkurzając.
- Słuchaj, tylko mówię, że nie powinna zadawać się z takim kimś jak on, okej? A teraz skończmy tą głupią rozmowę i porozmawiajmy o czymś ciekawym.
Usiadłam obok niego na ławce i próbowałam nie zadawać więcej głupich pytań, których on nie chce, tak po prostu, z grzeczności.
- Mieliśmy zrobić bitwę na riposty.
- Wiem, że masz cięty język, chciałem tak po prostu się spotkać i pogadać z kimś, kto nie jest z mojego codziennego otoczenia - odparł i spuścił głowę, miętoląc przy tym skrawek swojej kurtki. Był przygnębiony, ale ja nie wiedziałam jak mu pomóc. Zazwyczaj nie poprawiam ludziom humoru, a wręcz przeciwnie-uwielbiam go psuć.
- Ale..coś się stało? - zapytałam, próbując złapać z nim kontakt. Oczywiście tylko z powodu poprawienia mu humoru.
- Tak, nie...a przynajmniej nie teraz. W sumie nie ma o czym mówić, zostawmy to. Więc...co u ciebie? - zapytał nagle, zmieniając temat.
- No nic ciekawego, prócz tego, że jutro mam sprawdzian z geografii, a nic nie umiem. - powiedziałam i oparłam się o oparcie ławki.
- No z twoją inteligencją będzie ciężko - zaśmiał się, choć to był mega słaby pocisk.
- Wątpisz w moje możliwości?
- No skądże znowu! - powiedział, podnosząc ręce do góry, w wyrazie obrony.
- Właśnie, tak ma być. Trzeba umieć trzymać was w garści.
- Masz rację, musisz się dużo nauczyć.
- Takiego jak ty łatwo jest nawet i na wolności trzymać.
- A ciebie trzeba spiłować, bo masz zbyt ostre krawędzie. Ja jestem dobrą piłką do metalu.
- Właśnie, do metalu.
- I to się dobrze składa, bo jesteś baardzo ciężkim metalem.
- No złoto jednak dużo waży.
- A dziękuję za ten komplement, akurat robię masę - powiedział i uniósł lewą rękę, spinając ją. Nie wytrzymałam i zaśmiałam się. - Oo umiesz się szczerze śmiać, dobrze wiedzieć.
Kurde, zostałam zdyskwalifikowana, ale to była tylko bitwa, nie wojna. Mam jeszcze szansę pokazać, kto tu jest lepszy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro