25
Amber:
Było już grubo po 20, ale brakowało mi glukozy we krwi i musiałam zjeść coś słodkiego. Nie mam cukrzycy, ale miałam nieodpartą ochotę na słodycze.
Z jakiegoś powodu było mi smutno albo to tylko zmęczenie spowodowane dzisiejszym dniem w szkole.
Będąc już w sklepie poszłam od razu w dział ze słodyczami. Nie umiałam się zdecydować czy lepszy będzie snickers czy paczka żelków.
Wreszcie wzięłam dwie te rzeczy, dorzucając paczkę chipsów.
Nagle zadzwonił telefon i byłam pewna, że to mama lub Holly, która znowu ma jakieś dziwne tematy do rozmowy.
Na ekranie wyświetlał nie znamy mi numer, dlatego nie wiedziałam czy odebrać.
W końcu wzięłam się na "odwagę".
- Halo? Kto dzwoni? - zapytałam.
- Witaj, ciekawe..poznajesz mnie po głosie? - odparł męski głos, a mi o mało co serce nie wyrwało się z piersi.
- Yy...strzelam...em.. Maxon? - zapytałam niepewnie, modląc się, żeby to był Carol lub nawet Eric.
- Ma się rozumieć - powiedział.
- Skąd masz mój numer? - zadałam kolejne pytanie.
- Zdziwisz się, ale napisałem w Google "numer pięknej kujonki" i wyskoczył. - powiedział, zgaduję, że z uśmiechem na twarzy.
- No możliwe, nie zaprzeczam - odparłam, śmiejąc się - więc...po co dzwonisz?
- No wiesz...może byś chciała się spotkać na przykład jutro? Byśmy się lepiej poznali...kumasz czaczę, co nie mała?
Zatkało mnie totalnie. Ja..i mój crush..randka. To było niemożliwe. Coś tu było nie tak i myślałam, że to jakaś podpucha.
- Robisz ze mnie żarty??
- Że ja? Nie, mówię pełen powagi. Chciałem tylko się umówić...
Szczerze, to wątpiłam w to, że ON chce mnie lepiej poznać, bardziej podchodziło mi to pod zakład z kolegami.
Miałam właśnie powiedzieć "nie, raczej nie wyjdę nigdzie z tobą", ale serce odpowiedziało za mnie.
- No dobrze, too...17 obok kawiarni "Last Rose" ?
- Oczywiście, będę czekał, Ambi, to cześć - odpowiedział i rozłączył się.
Od kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Maxon'a w nowej szkole to od razu zauroczyłam się nim. Koleś nie ma wad; jest dobry z fizyki, ma same świetne oceny, na wuefie czuje sie jak ryba w wodzie ( nie żebym podglądała, czy coś) i jeszcze jego piękna buźka. A teraz gdy go poznaje, uważam, że charakter też będzie miał zaje**sty.
Cieszyłam się jak dziecko na spotkanie z nim, ale również miałam wielkiego stresa. Nawet nie miałam pomysłu jak się ubrać. Wiedziałam tylko jedno - albo to spotkanie będzie koszmarem albo spełnieniem moich snów.
Kolejny dzień: - Narrator:
Ta środa zapowiadała się jak każdy inny dzień. Nic nadzwyczajnego, chociaż brak kartkówek mógł wydawać się podejrzany. Jednak coś wyróżniało się od innych dni spędzonych w tej szkole. A przynajmniej dla Amber i Viktorii. Miało wydarzyć się coś, czego nikt się nie spodziewał...
- Viki! - pisnęła Holly, siadając do stolika, gdzie właśnie jej przyjaciółka czytała książkę. - wydaje mi się, że coś jest na rzeczy.
- A mianowicie?
- No...jesteś taka...wesoła, widzę to po twoich oczach. - odparła. - zawsze jesteś jakaś oschła.
- Ja oschła? Wydaje ci się, ale tak, masz rację po części, bo dzisiaj widzę się z Michael'em.
Holly rozpromieniła się na tą wiadomość.
- Woow, to świetnie! Mówiłam ci, że polubicie się.
Viki spojrzała na przyjaciółkę i zamknęła książkę.
- Nie wiesz o co mi chodzi. Mamy się spotkać po to, żebym mu pokazała jaka jestem "mocna w gębie" w realu, bo jego zdaniem nie dam rady rzucać ripostami. To będzie piękna walka słów.
- Eee - mruknęła Holly, trochę zawiedziona całą sytuacją. Miała nadzieję, że jej przyjaciółka znalazła sobie kogoś jeszcze na przyjaciela. Czasem wydawało jej się, że Viki jest samotna. - No ale nie mów, że tylko z tego powodu?! Polubiliście się po prostu, a ty nie chcesz tego przyznać.
- Holly - uśmiechnęła się Viki dość ironicznie. - zrozum, on jest idiotą. Tak jak każdy z jego klasy. Są jak... napompowane przeciwięństwa dziewczyn takich jak Tonny. Z nimi nie da się zaprzyjaźnić. Poza tym, Mike pożyczy mi kolejny tom "Czarnego Lasu". To jedyny powód, dla którego jeszcze gadam z tym typem.
Holly wiedziała, że Viki trochę oszukuje, mówiąc to. Wiadome było, że klasa 2d nie należy do tych spokojnych i grzecznych, ale Mike również nie należył do grupy szkolnej "elity". Choć grał w szkolnej drużynie koszykarskiej, laury spadały na kapitana - Maxon'a Kings'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro