Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Podszedł do mnie z dziwnym uśmiechem.

- Cześć, Vivian - odezwał się Kosper.

- Um...hej - odpowiedziałam, a on usiadł obok mnie. - jak tam?

- Całkiem spoko, choć się nie wyspałem.

- Nie trzeba było całej nocy pisać z Tonny - szepnęłam.

- Co mówiłaś? - zapytał, ale ja uśmiechnęłam się, kiwając głową "na nie". - mam takie pytanie...czy znalazłabyś czas dzisiaj wyjść?

Trochę się zdziwiłam, bo nie sądziłam, że będzie chciał się spotkać.

- Myślę, że tak.- odpowiedziałam, choć miałam mieszane uczucia co do spotykania się z nim. Dużo osób uważało, że kręcimy ze sobą, a to oznaczałoby, że ja też z nim kręcę. Lecz to była nie prawda - uważałam go za kolegę, a on ewidentnie chciał być kimś więcej dla mnie.

Rose:

Wyszłam z szatni, zostawiając kurtkę i weszłam na pierwszy korytarz. Jedynymi osobami, jakie tam zastałam, była Tonny rozmawiająca z UWAGA, UWAGA! - moim Brandonem.

Gdy ich zobaczyłam od razu krew w moich żyłach zaczęła bulgotać, a moje dłonie od razu zamknęły się w pięść.

Tonny uśmiechała się do niego jak słodka idiotka, ze wzrokiem równie słodkiego szczeniaczka. Ona akurat nie była szczeniaczkiem, ale okropną suką.

Podeszłam do nich z sarkastycznym uśmiechem, a gdy oboje spojrzeli w moją stronę, Brandon od razu przytulił mnie na powitanie.

- To ja może pójdę, do potem - pisnęła Tonny, patrząc na mnie i szybkim ruchem zbiegła po schodach, zostawiając nas samych.

- Cześć słoneczko, jak dzionek? - powiedział słodko mój chłopak.

- Po co z nią gadałeś? I o czym? - od razu zapytałam, nie owijając w bawełnę.

- Właśnie nie do końca wiem po co - podrapał się po karku - zapytała mnie czy nasza klasa jedzie na wycieczkę do Nowego Yorku*, tą w przyszły czwartek. Odpowiedziałem, że tak jak każda klasa.

Nie wierzyłam mu w tamtej chwili, bo wyglądali tak, jakby rozmawiali o czymś ciekawym i śmiesznym.

- Zapytała jeszcze o to, czy ty jedziesz - dodał Brandon, gdy zobaczył moją minę - no i wtedy odpowiedziałem, że "razem ze mną"...bo jedziemy razem, prawda, Rose?

- W sumie nie wiem, może chciałbyś jechać z Tonny, to taka szprycha!

Brandon tylko spojrzał się na mnie tym swoim wzrokiem i powoli moje nerwy odpuszczały, a gdy mnie pocałował moje serce zmiękło.

- Lecę na matematykę, a ty się nie przejmuj tą dziewczyną. - odpowiedział, łapiąc mnie w talii - Kocham Cię, do zobaczenia potem. - pocałował mnie w czubek nosa i poszedł w stronę sali matematycznej.

*   *   *

Amber:

Z moich obliczeń wynika, że jeśli teraz Holly popchnie mnie na Maxon'a, on pomyśli, że jestem niezdarą, a jeśli tego nie zrobię jest duże prawdopodobieństwo, że sam do mnie nie zagada. Czytałam trochę o sprytnym i dyskretnym podrywaniu chłopaków i tam było napisane, że chłopacy lubią zdobywać dziewczyny, a nie na odwrót. No więc pytam  - CO JEST TUTAJ NIE TAK?!

- Już tak się nie stresuj, jeśli Maxon wyjdzie wreszcie z tego sklepiku sam do ciebie się odezwie. - zaśmiała się Holly, ale ona miała najmniej racji, ponieważ jej chłopak sam zrobił pierwszy krok i ona na pewno nie miała takich problemów.

- A jak przejdzie obojętnie i tylko się spojrzy?? - zapytałam, chowając się trochę za książką od biologii.

- To ty również go zignoruj, możesz lekko się uśmiechnąć, ale nic więcej. - powiedziała Julie.

- Niech on sobie nie myśli, że sama zrobisz za niego robotę. Niech się stara, chłopak! - odezwała się Vivian lekko poddenerwowanym głosem - Faceci to jednak świnie, najlepiej nie tracić na nich czasu.

Wszystkie spojrzałyśmy się w jej stronę.

- Pokłóciłaś się z Kosperem? - zapytała Rose.

Dziewczyna pomachała przecząco głową.

- Przeciwnie. Dzisiaj chce się ze mną spotkać, zgodziłam się, ale przeczuwam, że on nie chce być tylko znajomym. Lubię go, no ale nie chcę kolejnego związku, po tym jak rozeszłam się z Jacobem. 

- Kurczę, chyba musisz mu to powiedzieć, bo się chłopak wkręci na dobre. - powiedziała Violet i spojrzała zza Vivian. - Amber, twój chłopak ucieka.

Odwróciłam się i ujrzałam swojego (przyszłego) chłopaka, który wyszedł ze sklepiku z bułką w ręku. Przeczesał swoje kruczo - czarne włosy i schował kanapkę do plecaka.

- Uwaga, Amber, dasz radę, to tylko uśmiech - szepnęła do mojego ucha Holly i wraz z resztą dziewczyn udawały, że mają lepsze zajęcia do roboty. Siedziałam jak głupia, czekając aż coś się zadzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro