21
Podszedł do mnie z dziwnym uśmiechem.
- Cześć, Vivian - odezwał się Kosper.
- Um...hej - odpowiedziałam, a on usiadł obok mnie. - jak tam?
- Całkiem spoko, choć się nie wyspałem.
- Nie trzeba było całej nocy pisać z Tonny - szepnęłam.
- Co mówiłaś? - zapytał, ale ja uśmiechnęłam się, kiwając głową "na nie". - mam takie pytanie...czy znalazłabyś czas dzisiaj wyjść?
Trochę się zdziwiłam, bo nie sądziłam, że będzie chciał się spotkać.
- Myślę, że tak.- odpowiedziałam, choć miałam mieszane uczucia co do spotykania się z nim. Dużo osób uważało, że kręcimy ze sobą, a to oznaczałoby, że ja też z nim kręcę. Lecz to była nie prawda - uważałam go za kolegę, a on ewidentnie chciał być kimś więcej dla mnie.
Rose:
Wyszłam z szatni, zostawiając kurtkę i weszłam na pierwszy korytarz. Jedynymi osobami, jakie tam zastałam, była Tonny rozmawiająca z UWAGA, UWAGA! - moim Brandonem.
Gdy ich zobaczyłam od razu krew w moich żyłach zaczęła bulgotać, a moje dłonie od razu zamknęły się w pięść.
Tonny uśmiechała się do niego jak słodka idiotka, ze wzrokiem równie słodkiego szczeniaczka. Ona akurat nie była szczeniaczkiem, ale okropną suką.
Podeszłam do nich z sarkastycznym uśmiechem, a gdy oboje spojrzeli w moją stronę, Brandon od razu przytulił mnie na powitanie.
- To ja może pójdę, do potem - pisnęła Tonny, patrząc na mnie i szybkim ruchem zbiegła po schodach, zostawiając nas samych.
- Cześć słoneczko, jak dzionek? - powiedział słodko mój chłopak.
- Po co z nią gadałeś? I o czym? - od razu zapytałam, nie owijając w bawełnę.
- Właśnie nie do końca wiem po co - podrapał się po karku - zapytała mnie czy nasza klasa jedzie na wycieczkę do Nowego Yorku*, tą w przyszły czwartek. Odpowiedziałem, że tak jak każda klasa.
Nie wierzyłam mu w tamtej chwili, bo wyglądali tak, jakby rozmawiali o czymś ciekawym i śmiesznym.
- Zapytała jeszcze o to, czy ty jedziesz - dodał Brandon, gdy zobaczył moją minę - no i wtedy odpowiedziałem, że "razem ze mną"...bo jedziemy razem, prawda, Rose?
- W sumie nie wiem, może chciałbyś jechać z Tonny, to taka szprycha!
Brandon tylko spojrzał się na mnie tym swoim wzrokiem i powoli moje nerwy odpuszczały, a gdy mnie pocałował moje serce zmiękło.
- Lecę na matematykę, a ty się nie przejmuj tą dziewczyną. - odpowiedział, łapiąc mnie w talii - Kocham Cię, do zobaczenia potem. - pocałował mnie w czubek nosa i poszedł w stronę sali matematycznej.
* * *
Amber:
Z moich obliczeń wynika, że jeśli teraz Holly popchnie mnie na Maxon'a, on pomyśli, że jestem niezdarą, a jeśli tego nie zrobię jest duże prawdopodobieństwo, że sam do mnie nie zagada. Czytałam trochę o sprytnym i dyskretnym podrywaniu chłopaków i tam było napisane, że chłopacy lubią zdobywać dziewczyny, a nie na odwrót. No więc pytam - CO JEST TUTAJ NIE TAK?!
- Już tak się nie stresuj, jeśli Maxon wyjdzie wreszcie z tego sklepiku sam do ciebie się odezwie. - zaśmiała się Holly, ale ona miała najmniej racji, ponieważ jej chłopak sam zrobił pierwszy krok i ona na pewno nie miała takich problemów.
- A jak przejdzie obojętnie i tylko się spojrzy?? - zapytałam, chowając się trochę za książką od biologii.
- To ty również go zignoruj, możesz lekko się uśmiechnąć, ale nic więcej. - powiedziała Julie.
- Niech on sobie nie myśli, że sama zrobisz za niego robotę. Niech się stara, chłopak! - odezwała się Vivian lekko poddenerwowanym głosem - Faceci to jednak świnie, najlepiej nie tracić na nich czasu.
Wszystkie spojrzałyśmy się w jej stronę.
- Pokłóciłaś się z Kosperem? - zapytała Rose.
Dziewczyna pomachała przecząco głową.
- Przeciwnie. Dzisiaj chce się ze mną spotkać, zgodziłam się, ale przeczuwam, że on nie chce być tylko znajomym. Lubię go, no ale nie chcę kolejnego związku, po tym jak rozeszłam się z Jacobem.
- Kurczę, chyba musisz mu to powiedzieć, bo się chłopak wkręci na dobre. - powiedziała Violet i spojrzała zza Vivian. - Amber, twój chłopak ucieka.
Odwróciłam się i ujrzałam swojego (przyszłego) chłopaka, który wyszedł ze sklepiku z bułką w ręku. Przeczesał swoje kruczo - czarne włosy i schował kanapkę do plecaka.
- Uwaga, Amber, dasz radę, to tylko uśmiech - szepnęła do mojego ucha Holly i wraz z resztą dziewczyn udawały, że mają lepsze zajęcia do roboty. Siedziałam jak głupia, czekając aż coś się zadzieje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro