17
Amber:
Po dwóch godzinach pisania wreszcie mogłam poczuć wolność. Boli mnie kark, ręka od pisania i głowa od nadmiernego myślenia.
Jedyne co mnie cieszy to to, że udało mi się zapoznać z Maxonem i że została nam tylko jedna lekcja, więc zaraz do domu.
Poszłam więc w stronę stołówki, gdzie już z daleka zauważyłam nasz stolik, przy którym byli zebrani wszyscy z naszej paczki.
Każdy z nas jest inny i właśnie to czyni nas wyjątkowych. Na przykład Viki jest dość...specyficzna: niby jest zarozumiała i trochę chamska, ale tak naprawdę to czyni ją szczerą i ciekawą osobą, która pewnie zna więcej uczuć niż my wszyscy. Holly jest bardzo entuzjastyczna z dozą wielkiej energii, za każdym razem próbuje znaleźć pozytywną stronę, ale ona również skrywa smutek i strach, może większy niż inni. Matt jest osobą, która lubi być w towarzystwie, lubi zwracać na siebie uwagę, wszyscy uważają, że jest pewny siebie, lecz można w nim dostrzec to, że jest wrażliwy w środku.
Wszystkich uwielbiam, bo każdy ma to coś w sobie. Nawet Toni, która czasem jest dla mnie opryskliwa.
- Amber, powiedz nam, bo zastanawiamy się nad tym, czy Maxon lubi krewetki czy bardziej jakieś ryby typu turbot - zaśmiała się Holly, a potem reszta jej zawturowała.
- Nie, on nienawidzi owoców morza. - powiedziałam, dosiadając się do nich. Wszyscy wstrzymali się od głosu. - No przecież żartuję, aż taką stalkerką nie jestem.
Gdy to powiedziałam, Holly złapała się za serce:
- O Boże, mam zawał! Amber nie wie co jada jej chłopak! - sarkastycznie odezwała się Holly, którą przez cały czas obejmował Matt.
- Oj, no przestańcie. To jeszcze nie jest mój chłopak, a ja nie zamierzam wiedzieć o nim wszystkiego.
- A więc powiedz nam jak minął ci konkurs z fizyki? - zapytał Matthew.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tej przyjemnej sytuacji z Maxonem i w sumie z Eric'iem. Nie jestem już na niego taka zła.
- Podał mi rękę i się przedstawił, a ja głupia zachowywałam się jak idiotka. Potem nam pogawędkę przerwał Eric, bo...- nie dokończyłam swojej wypowiedzi, bo Holly krzyknęł na całą stołówkę:
- Eric?!!
- To ten koleś, na którego wpadłam w autobusie. Chyba jest całkiem spoko, uczy się w 2d. - odpowiedziałam i nagle Viki podniosła głowę znad telefonu.
- Klasa 2d, czyli klasa informatyczna jest najgorsza. To jest banda wcibskich, wrednych i nadętych buraków, którzy całymi dniami siedzą i lampią się w te komputery, prawdopodobnie nie z zamiarem edukacji, ale żeby oglądać...sami wiecie co!! - Viki wybuchła. Powstrzymywałam się od śmiechu. - bez urazu Matt.
Chłopak tylko kiwnął głową również zaciskując usta przed wybuchem śmiechu. Matt uczy się w klasie informatycznej, lecz jest pierwszakiem.
- Eric uwielbia Marvela - powiedziałam.
- A, to zwracam honor - zdziwiła się Viki.
Viki:
Amber rozpływała się, gdy mówili o Maxonie. Podobnie miała Holly. A ja nie wiem co one widzą w chłopakach z naszego miasta. Nie mówię, że Matt albo Carol są źli, bo to dobre ziomki. Ale gdybym musiała wybierać partnera życiowego z naszego miasta to pewnie trafiłoby na jakąś dziewczynę. Nie jestwm lezbijką, broń Boże, ale ci chłopcy są...mało męscy. Nie to co Herman Tommeraas.
Hmm...czasem zapominam, że Shawn to mój mąż i bezmyślnie go zdradzam. To błąd z mojej strony.
Nagle ktoś wysłał snapa, a gdy otworzyłam go, zobaczyłam na nim książkę, na którą poluję od kilku miesięcy i właśnie pojawiła się w naszej bibliotece.
- Wybaczcie, ale muszę lecieć do jedynego sensownego miejsca w tej szkole, zwaną bibioteką - powiedziałam szybko.
- Poczekaj, pójdę z tobą! - odkrzyknęła Holly, ale ja wybiegłam ze stołówki super szybciutko, żeby zdążyć na te ciepłe bułeczki.
W drodze próbowałam wyjąć książki, które chciałam oddać. Motałam się z zamkiem w plecaku, kiedy nagle udeżyłam mocno w coś, a gdy podniosłam głowę zobaczyłam czyjeś plecy.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i wtedy wiedziałam już kto to.
- To znowu ty - powiedział Michael. Tak, to ten sam gość, który pomógł mi, gdy zemdlałam na wuefie.
- Przepraszam, to niechcący - mruknęłam, omijając go i już kierowałam się w stronę celu.
- Czekaj, czekaj - zaśmiał się, ciągnąc mnie za plecak.
- Nie mam czasu, śpieszę się do biblioteki.
- Pójdę z tobą - odpowiedział - gdybyś nagle zemdlała i potrzebowała męskiego ramienia.
- Daruj sobie, nie potrzebuję ciebie, ani innego nadętego bałwana.
Michael zaśmiał się kolejny raz i już myślałam, że sobie odpuści i pójdzie, lecz ten szedł za mną aż do biblioteki.
* * *
Oh tak! Wreszcie mam ciebie w swoich rękach - myślałam sobie w myśli, kiedy dorwałam się do książki o Shawnie.
- MendesArmy - szepnął dość głośno w moje ucho ten knypek, że aż podskoczyłam.
- Myślałam, że znudzisz się tutaj i sobie pójdziesz. Bo przecież to biblioteka, a ty zapewne nie przeczytałeś żadnej książki w swoim beznadziejnym życiu. - powiedziałam, a chłopak oparł się o regał z książkami o fantastyce i scenach akcji.
Wyjął jedną z nich. Oczywiście była to "Legenda", ale on o tym nie mógł wiedzieć.
- Tytuł to " Legenda", opisuje ona o dziewczynie Faith, która poznaje świat z legendy, postanawia przywrócić tą cywilizację do istnienia. - odpowiedział Michael.
Potem wyjął kolejną książkę.
- "Czarna zbroja" to opowieść o mężczyźnie, który zostawia żonę i dziecko i idzie na wojnę, potem cudem przeżywa na niej, a gdy wraca do żony, okazuje się, że zdradzała go z jego przyjacielem.
Michael opowiedział jeszcze o kilku innych książkach, które ja również czytałam. Byłam pod wrażeniem, bo nie przypuszczałam, że zna tyle książek i że w ogóle je czyta. Ale przecież nie mogłam pokazać, że to zrobiło na mnie wrażenie.
- Lubię czytać książki, ale ostatnio zaniedbałem to, bo nie mogę natrafić na ciekawe serie. - wyjaśnił chłopak, drapiąc się po karku. Chwilę na niego popatrzyłam i wyciągnęłam legendarną dla siebie książkę. Nikt za nią nie przepada, prócz nielicznych osób. A ja patrząc na niego wiem, że jemu też nie podpasuje.
- Polecam ci "Czarny Las". Mnie bardzo wciągnęła.
Chłopak chwycił za grubą księgę.
- 900 stron? - zapytał.
- Tak myślałam, że będzie dla ciebie za cienka. - powiedziałam dumna z siebie, zakładając ręce na piersi i mając na ustach ironiczny uśmiech.
- A żebyś wiedziała. Takie to ja zjadam na śniadanie - prychnął mi w twarz i poszedł, zabierając książkę ze sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro