Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Amber:

Po dwóch godzinach pisania wreszcie mogłam poczuć wolność. Boli mnie kark, ręka od pisania i głowa od nadmiernego myślenia.
Jedyne co mnie cieszy to to, że udało mi się zapoznać z Maxonem i że została nam tylko jedna lekcja, więc zaraz do domu.

Poszłam więc w stronę stołówki, gdzie już z daleka zauważyłam nasz stolik, przy którym byli zebrani wszyscy z naszej paczki.

Każdy z nas jest inny i właśnie to czyni nas wyjątkowych. Na przykład Viki jest dość...specyficzna: niby jest zarozumiała i trochę chamska, ale tak naprawdę to czyni ją szczerą i ciekawą osobą, która pewnie zna więcej uczuć niż my wszyscy. Holly jest bardzo entuzjastyczna z dozą wielkiej energii, za każdym razem próbuje znaleźć pozytywną stronę, ale ona również skrywa smutek i strach, może większy niż inni. Matt jest osobą, która lubi być w towarzystwie, lubi zwracać na siebie uwagę, wszyscy uważają, że jest pewny siebie, lecz można w nim dostrzec to, że jest wrażliwy w środku.

Wszystkich uwielbiam, bo każdy ma to coś w sobie. Nawet Toni, która czasem jest dla mnie opryskliwa.

- Amber, powiedz nam, bo zastanawiamy się nad tym, czy Maxon lubi krewetki czy bardziej jakieś ryby typu turbot - zaśmiała się Holly, a potem reszta jej zawturowała.

- Nie, on nienawidzi owoców morza. - powiedziałam, dosiadając się do nich. Wszyscy wstrzymali się od głosu. - No przecież żartuję, aż taką stalkerką nie jestem.

Gdy to powiedziałam, Holly złapała się za serce:
- O Boże, mam zawał! Amber nie wie co jada jej chłopak! - sarkastycznie odezwała się Holly, którą przez cały czas obejmował Matt.

- Oj, no przestańcie. To jeszcze nie jest mój chłopak, a ja nie zamierzam wiedzieć o nim wszystkiego.

-  A więc powiedz nam jak minął ci konkurs z fizyki? - zapytał Matthew.

Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tej przyjemnej sytuacji z Maxonem i w sumie z Eric'iem. Nie jestem już na niego taka zła.

- Podał mi rękę i się przedstawił, a ja głupia zachowywałam się jak idiotka. Potem nam pogawędkę przerwał Eric, bo...- nie dokończyłam swojej wypowiedzi, bo Holly krzyknęł na całą stołówkę:

- Eric?!!

- To ten koleś, na którego wpadłam w autobusie. Chyba jest całkiem spoko, uczy się w 2d. - odpowiedziałam i nagle Viki podniosła głowę znad telefonu.

- Klasa 2d, czyli klasa informatyczna jest najgorsza. To jest banda wcibskich, wrednych i nadętych buraków, którzy całymi dniami siedzą i lampią się w te komputery, prawdopodobnie nie z zamiarem edukacji, ale żeby oglądać...sami wiecie co!! - Viki wybuchła. Powstrzymywałam się od śmiechu. - bez urazu Matt.

Chłopak tylko kiwnął głową również zaciskując usta przed wybuchem śmiechu. Matt uczy się w klasie informatycznej, lecz jest pierwszakiem.

- Eric uwielbia Marvela - powiedziałam.

- A, to zwracam honor - zdziwiła się Viki.

Viki:

Amber rozpływała się, gdy mówili o Maxonie. Podobnie miała Holly. A ja nie wiem co one widzą w chłopakach z naszego miasta. Nie mówię, że Matt albo Carol są źli, bo to dobre ziomki. Ale gdybym musiała wybierać partnera życiowego z naszego miasta to pewnie trafiłoby na jakąś dziewczynę. Nie jestwm lezbijką, broń Boże, ale ci chłopcy są...mało męscy. Nie to co Herman Tommeraas.

Hmm...czasem zapominam, że Shawn to mój mąż i bezmyślnie go zdradzam. To błąd z mojej strony.

Nagle ktoś wysłał snapa, a gdy otworzyłam go, zobaczyłam na nim książkę, na którą poluję od kilku miesięcy i właśnie pojawiła się w naszej bibliotece.

- Wybaczcie, ale muszę lecieć do jedynego sensownego miejsca w tej szkole, zwaną bibioteką - powiedziałam szybko.

- Poczekaj, pójdę z tobą! - odkrzyknęła Holly, ale ja wybiegłam ze stołówki super szybciutko, żeby zdążyć na te ciepłe bułeczki.

W drodze próbowałam wyjąć książki, które chciałam oddać. Motałam się z zamkiem w plecaku, kiedy nagle udeżyłam mocno w coś, a gdy podniosłam głowę zobaczyłam czyjeś plecy.

Chłopak odwrócił się w moją stronę i wtedy wiedziałam już kto to.

- To znowu ty - powiedział Michael. Tak, to ten sam gość, który pomógł mi, gdy zemdlałam na wuefie.

- Przepraszam, to niechcący -  mruknęłam, omijając go i już kierowałam się w stronę celu.

- Czekaj, czekaj - zaśmiał się, ciągnąc mnie za plecak.

- Nie mam czasu, śpieszę się do biblioteki.

- Pójdę z tobą - odpowiedział - gdybyś nagle zemdlała i potrzebowała męskiego ramienia.

- Daruj sobie, nie potrzebuję ciebie, ani innego nadętego bałwana.

Michael zaśmiał się kolejny raz i już myślałam, że sobie odpuści i pójdzie, lecz ten szedł za mną aż do biblioteki.

*  *  *

Oh tak! Wreszcie mam ciebie w swoich rękach - myślałam sobie w myśli, kiedy dorwałam się do książki o Shawnie.

- MendesArmy - szepnął dość głośno w moje ucho ten knypek, że aż podskoczyłam.

- Myślałam, że znudzisz się tutaj i sobie pójdziesz. Bo przecież to biblioteka, a ty zapewne nie przeczytałeś żadnej książki w swoim beznadziejnym życiu. - powiedziałam, a chłopak oparł się o regał z książkami o fantastyce i scenach akcji.
Wyjął jedną z nich. Oczywiście była to "Legenda", ale on o tym nie mógł wiedzieć.

- Tytuł to " Legenda", opisuje ona o dziewczynie Faith, która poznaje świat z legendy, postanawia przywrócić tą cywilizację do istnienia. - odpowiedział Michael.

Potem wyjął kolejną książkę.

- "Czarna zbroja" to opowieść o mężczyźnie, który zostawia żonę i dziecko i idzie na wojnę, potem cudem przeżywa na niej, a gdy wraca do żony, okazuje się, że zdradzała go z jego przyjacielem.

Michael opowiedział jeszcze o kilku innych książkach, które ja również czytałam. Byłam pod wrażeniem, bo nie przypuszczałam, że zna tyle książek i że w ogóle je czyta. Ale przecież nie mogłam pokazać, że to zrobiło na mnie wrażenie.

- Lubię czytać książki, ale ostatnio zaniedbałem to, bo nie mogę natrafić na ciekawe serie. - wyjaśnił chłopak, drapiąc się po karku. Chwilę na niego popatrzyłam i wyciągnęłam legendarną dla siebie książkę. Nikt za nią nie przepada, prócz nielicznych osób. A ja patrząc na niego wiem, że jemu też nie podpasuje.

- Polecam ci "Czarny Las". Mnie bardzo wciągnęła.

Chłopak chwycił za grubą księgę.
- 900 stron? - zapytał.

- Tak myślałam, że będzie dla ciebie za cienka. - powiedziałam dumna z siebie, zakładając ręce na piersi i mając na ustach ironiczny uśmiech.

- A żebyś wiedziała. Takie to ja zjadam na śniadanie - prychnął mi w twarz i poszedł, zabierając książkę ze sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro