Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

~Poniedziałek~

Holly:

Od wczoraj Matt dobija mi się na telefon. Od piątku coś jest nie tak i po prostu nie mam ochoty z nim rozmawiać, a przynajmniej przez jakiekolwiek urządzenia. Coś mam wrażenie, że ten tydzień będzie męczący.

Gdy poszłam do lochów, siedzieli już tam wszyscy. Amber, Viki, Caroline, Tony, a nawet Carol, brakowało tylko Matt'a.

- Witaj, kolejny pijaku - powiedziała Viki.

Spojrzałam na przyjaciółkę spod byka.

- I kto to mówi? Nie znałam cię z tej strony. - zaśmiałam się, ale to był bardziej śmiech ze stresu, niż z rozbawienia.

- Ja siebie też nie - odparła dziewczyna i zamyśliła się, zamykając w sobie.

Wskoczyłam na kanapę i się rozsiadłam. Po chwili ciszy Amber zabrała głos.

- Hej, myślicie, że gdybym zaprosiła na imprezę urodzinową Mark'a Steel'a to była by to prostytucja?

Zawsze gdy tutaj się widzimy rozwiązujemy rozterki każdego z nas. Czasem najwyraźniej to są naprawde poważne tematy: takie jak ten.

- Uważam, że tak. - powiedziała poważnie Tony. - Jest to taki typ człowieka, którego powinno się omijać dużym łukiem.

Carol spojrzał na swoją dziewczynę z wyrzutem.

- A ty skąd to niby wiesz? - zapytał ją, a ona tylko się roześmiała.

Spojrzałam na Viki, która trzymała się za głowę, pewnie z bólu, ale i tego o czym rozmawiamy. Viktoria nie lubi tego typu rozmów, przeważnie powinny być na poważny temat.

- Nie lepiej będzie jak zaprosisz Shawn'a? To pewnie i ja wpadnę - odezwała się Viki, a Amber spojrzała gwałtownie w stronę dziewczyny.

- Przecież jesteś zaproszona. Musisz być.

Viki znowu złapała się za głowę i rozłożyła się bardziej na sofie.

- Nie obraź się, Abi, ale po prostu nie lubię tego typu przyjęć. Najlepsze są z książką i pod kocem. Przepraszam.

- No cóż, dobrze, nie zmuszam już ciebie. Ale pomyślmy kogo mogę jeszcze zaprosić z drugich klas. - odpowiedziała Amber i po chwili sama sobie odpowiedziała - może Mike Sarvin?

- Że kto? - zapytała Caroline, która do tej pory esemesowała z jakimś randkowiczem.

- Michael Sarvin..2d. Kiedyś chodziliśmy razem na zajęcia z francuskiego, ale potem przepisał się do innej szkoły. Jest całkiem spoko. - uśmiechnęła się Amber.

Spojrzałam na resztę grupy i tylko przewróciliśmy oczami.

Matt:

Jest na mnie obrażona. To fakt, ale co dalej z tym zrobić?

- Czy ty jesteś głupi czy głupi? - zapytał sarkastycznie Ben, że nawet reszta klasy na korytarzu spojrzała w naszą stronę - przecież to proste, musisz ją przeprosić.

- Tak normalnie?

Przyjaciel spojrzał na mnie i zrobił facepalma.

- Nie, z efektami specjalnymi. Ehh dziewczyny już takie są. Tym bardziej, że zrobiłeś coś przykrego z jej punktu widzenia.

- Z mojego też - powiedziałem i próbowałem sobie przypomnieć ten cringowy moment, gdy Holly pomyślała, że zdradzam ją z Meggie. Z jednej strony śmieszna akcja, ale z drugiej... W sumie ja też bym tak pomyślał, gdybym widział przytulającą się moją dziewczynę z jakimś gościem.

- Dlatego ja mam takie powiedzonko: szanuj kobiety, za mężczyznami szalej. - odparł Ben, a ja spojrzałem na niego i dyskretnie się odsunąłem. Ten tylko poklepał mnie po ramieniu z wielkim bananem na twarzy.

Zadzwonił dzwonek, a ja szybko wyprułem do klasy. Pierwszą lekcją była religia i punkt dla tej osoby, która wymyślała nam plan.

Pani Stanshes jest już po emeryturze, ale nie chyba nie jest jej prędko do opuszczenia tej szkoły. Tym bardziej, że każdy ją lubi.

- Opowiem wam dziś trochę o zadaniach księdza - zaczęła nauczycielka, gdy już wszyscy weszli do klasy. - jednak nie wszystkie zadania w tych czasach on spełnia. To samo można rzec o prawach.

- A co do praw księdza... - zabrałem głos, żeby trochę rozśmieszyć klasę - Tata Ben'a jest księdzem!

Nagle cała klasa wybuchła śmiechem, a sam Ben zalał się rumieńcem jak dziewczynka.

- Matt, z ciebie jest dobry chłopak - powiedziała katechetka - masz taki uroczy wyraz twarzy - gdy to powiedziała aż zrobiło mi się ciepło na serduszku - lecz twarz to nie wszystko.

I klasa znowu wybuchła śmiechem. A ja lubiłem tą panią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro