10
Holly:
Wróciłam do domu trochę już zmęczona. Miałam ochotę rzucić się na łóżko i zasnąć na zawsze. A przynajmniej na cały ten weekend.
Lecz moja mama nie dała mi spokoju i kazała mi zejść na dół.
- Tak? - powiedziałam, ziewając.
- Co to jest? - zapytała, trzymając w dłoni dwie szklane butelki po piwie.
Spojrzałam na nią, nie wiedząc czemu mnie o to osądza, chociaż nie powiedziałam, że nie piję.
Z kuchni wyszedł Simon, podszedł do mamy i wyrwał jej butelki z rąk.
- To moje - powiedział i rzucił butelki do kosza - a teraz rozejść się.
Uśmiechnęłam się do siebie na widok miny naszej mamy.
- To, że za kilka tygodni kończysz osiemnaście lat, nie świadczy o tym, że pozwalam ci pić! - podniosła głos, zakładając ręce.
- No to nie pozwalaj - zaśmiał się mój brat, a ja sobie po cichu poszłam na górę do swojego pokoju. A niech sobie się tam kłócą. Ja wolę sobie poleżeć.
Otworzyłam drzwi do sypialni i podeszłam do okna, żeby zasłonić rolety. Z mojego okna jest piękny widok na jezioro blisko takiego lasu, po którym często biegam. Tak, biegam dla przyjemności, ale tylko rano, wieczorem lub w nocy.
Był jeszcze dosyć ciepły wieczór, więc otworzyłam okno i biorąc koc z mojego łóżka, wyszłam na dach swojego domu.
Optuliłam się kocem i patrzyłam na ten las. Lubiłam sobie tak czasem posiedzieć w spokoju z dala od wszystkich ludzi i rozmyślać o różnych rzeczach.
Właśnie wtedy przypomniała mi się sytuacja z Maggie. Okłamałabym samą siebie, gdybym powiedziała, że ich spotkanie nie zrobiło na mnie wrażenia. Czy coś było na rzeczy, że mi nie powiedział? Gdybym ją chociaż znała to sprawa wyglądałaby inaczej.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu, który oczywiście wzięłam ze sobą na dach.
O wilku mowa, to był Matt. Nie miałam ochoty odbierać telefonu, ale ciekawość wzięła górę.
Holly: Tak?
Matt: Cześć
Holly: No hej
Matt: Co robisz? Mogłabyś wyjść na dosłownie 20 minut?
Holly: Muszę... zrobić kilka rzeczy...
Matt: No chodź, tylko 20 minut
Holly: Nie mam ochoty. Nie mogę. Emm muszę kończyć, to cześć
Nie czekając na odpowiedź, odłączyłam się.
Zachowuję się tak, jakbym była na niego zła lub obrażona. A tak nie jest. Po prostu...chcę spać i nic więcej.
* * *
10.30
Obudziłam się z lekką migreną. I nawet jeśli mi się nie chciało wstawać, postanowiłam, że nie mogę zmarnować takiej soboty.
Zrobiłam sobie kawę i lekkie śniadanie. Weszłam na facebook'a i zobaczyłam dobijające się do mnie osoby. Viki, Amber, Todd, a nawet Matt'a.
Nic nie było ciekawego w tych wiadomościach, nikt nie miał sensownego powodu, żeby do mnie napisać. Oprócz Todd'a.
Szogun (Todd): Cześć, Nieptunie* wiem, że dzisiaj raczej nic nie robisz ciekawego, więc wpadaj na działkę dziś o 20. Będzie cały nasz orszak, a nawet znajdzie sie coś do popicia. Wiesz, o czym mówię ;)
Tak bardzo nie chciało mi się wychodzić dziś z domu. Wolałam cały wieczór spędzić na jedzeniu popconu z Viką i oglądanie komedii.
Neptunek (Holly): Raczej nie mam ochoty dziś nigdzie wychodzić. Ale życzę miłej zabawy :*
Zamknęłam laptopa i zabrałam się za jedzenie pysznego omleta z czekoladą.
Matt:
Dlaczego ona mnie tak zlewa? Czy jest coś, przez co mogłaby być na mnie zła? Kompletnie nie kapuję tych dziewczyn. Oddajesz im serce, a one co? Wyrzucają je do kosza. Muszę znaleźć sposób, aby dowiedzieć się, co ją trapi.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zwlekłem się i podbiegłem, żeby otworzyć drzwi.
W progu stał mój ziomek, którego w sumie poznałem całkiem niedawno, ale to chyba było przeznaczenie, żeby jego spotkać. Dobra, żartuje. Ale bardzo dobrze, że jesteśmy w jednej klasie. Z nim są niezłe odpały.
- Cześć, seksiaku - powiedział brunet i bez zaproszenia wszedł na korytarz. - Jak tam leci?
- A może być. Właśnie miałem wziąć się za ciężarki, ale skoro jesteś..
- A starczy już tobie ich. - powiedział Ben i zdiął z siebie kurtkę.
- Za to tobie aż brakuje. - zaśmiałem się - stary, ty w ogóle coś jesz?
- Jem za trzech, to nie moja wina, że Bóg dał mi takie zapałki - powiedział smutno, pokazując na swoje nogi.
Zaśmiałem się z przyjaciela i poprowadziłem go na górę do swojego pokoju.
*Neptun - przezwisko Holly, którego używał tylko Todd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro